Testy smartfonów:

  • realme GT Master Edition – nasza recenzja

    realme staje się na polskim rynku nowym Xiaomi. Wypuszcza smartfony w doskonałych cenach, stawiając głównie na wydajność. realme GT to najtańszy telefon z najwydajniejszym procesorem na rynku – Snapdragonem 888. Z kolei opisywany dziś realme GT Master Edition to urządzenie z wyższej średniej półki. Wersja 8/256 kosztuje 1799 zł, 6/128 – 1499 zł. Za takie pieniądze dostaniemy ekran AMOLED, wydajnego Snapdragona 778G 5G, wejście mini-jack na słuchawki, sensowny zestaw kamer i baterię o pojemności 4300 mAh, którą naładujemy w pół godziny 65W ładowarką. Do tego telefon jest zgrabny i świetnie leży w dłoni. Cięcia kosztów oczywiście są, ale zrobione rozsądnie i w miejscach, w których można się spodziewać. Zobaczmy, jak realme GT Master Edition sprawdza się na co dzień.   

  • Samsung Galaxy Watch4 Classic 46 mm - nasza recenzja

    Samsung Galaxy Watch 4 Classic to jeden z najbardziej zaawansowanych smartwatch’y na rynku i z pewnością najbardziej rozbudowany w funkcje zegarek dla ekosystemu Google. Oferuje mnóstwo usług zarówno dla dbających o zdrowie, dla uprawiających sport, jak i dla zapracowanych. Dotąd nie widziałem lepszej integracji inteligentnego zegarka z telefonem. Mimo ogromu zalet to nie jest to zegarek, który można w ciemno polecić każdemu. Z iOS nie współpracuje w ogóle, a pełnię swoich możliwości udostępnia tylko użytkownikom telefonów Samsung Galaxy. Barierą dla części użytkowników może okazać się czas działania na baterii. Jeśli jednak znajdujemy się w grupie osób, której te ograniczenia nie dotyczą, to można ocenić Watcha 4 jako najlepszy smartfon dla użytkowników systemu Android.

  • Motorola edge 20 pro - nasza recenzja

    Motorola edge 20 pro - test

    Klasa urządzenia E (skala „Mercedesa” A, B, C, E, S)

    Skala ocen 1-6 (6-celujący)

    Zaczynamy

    Motorola po dłuższej przerwie postanowiła powrócić do smartfonów z wyższej półki. Motorola edge 20 pro oferuje ekran OLED z odświeżaniem 144 Hz, potrójny aparat, w tym jeden z x5 powiększeniem optycznym, a także niemalże topowy procesor Snapdragon 870. Jak dotąd obiektywy peryskopowe mogliśmy znaleźć tylko w niektórych, najmocniejszych konfiguracjach. Jest wiele flagowców, które albo teleobiektywu nie mają wcale, albo ma on  standardowe x2 powiększenie. Cieszy mnie fakt, że Motorola chce zaproponować coś wymagającym użytkownikom, bo sam się do takich zaliczam. Im większa konkurencja i wybór tym lepiej. Pozostaje jednak nieodmiennie pytanie czy warto? Motorola edge 20 pro kosztuje 3299 zł, czyli więcej niż pierwszy Edge, który był wyceniony w dniu premiery na 2999 zł. Na rynku nie brakuje smartfonów znacznie droższych, ale mimo wszystko za ponad trzy tysiące można wymagać naprawdę wiele.

    Główne wady i zalety Motorola edge 20 pro

    Zalety Motorola edge 20 pro:

    • Atrakcyjny wygląd
    • Super szybki i wygodny czytnik linii papilarnych
    • Rewelacyjny ekran OLED 144 Hz
    • Snapdragon 870
    • Najnowsze standardy 5G, WiFi ax, BT 5.1
    • Możliwość wykorzystania telefonu jako kamery internetowej
    • Powiększenie optyczne x5 w teleobiektywie
    • Przemyślana aplikacja aparatu
    • Dobry czas działania na baterii
    • Ładowanie 30W

    Wady Motorola edge 20 pro:

    • Jedynie IP52
    • Rama z tworzywa
    • Główny aparat bez stabilizacji optycznej
    • Rozedrgane wideo 8K bez jakiejkolwiek stabilizacji
    • Przeciętna jakość zdjęć dziennych i nocnych z głównego i szerokokątnego aparatu
    • Tylko wideo 1080p pozwala wykorzystać wszystkie aparaty
    • Brak ładowania bezprzewodowego
    • Za wysoka cena jak na kompromisy, zwłaszcza aparatu

    Jak oceniamy design? – ocena 4-

    Motorola edge 20 pro zalicza się do tych smartfonów, które wizualnie bardzo mi się podobają. Dwa najważniejsze czynniki to matowe szkło oraz atrakcyjny dla mnie kolor granatowy. Jest jeszcze dodatek w postaci wzoru widocznego na krawędziach tylko pod pewnym kątem. Motoroli udało się osiągnąć rzadką równowagę pomiędzy stonowanym i uniwersalnym, ale nie nudnym designem.

    Podoba mi się również czytnik linii papilarnych w przycisku zasilania. Jeśli jest dobrze zrealizowany jest szybszy i łatwiejszy do znalezienia pod placem niż taki schowany pod ekranem, a ten w Motoroli jest zrealizowany wyśmienicie - działa błyskawicznie i bezbłędnie. Jest też dedykowany przycisk asystenta Google na lewej krawędzi urządzenia. Niekoniecznie najlepszą decyzja było przesunięcie wszystkich klawiszy blisko górnej krawędzi obudowy. Całe szczęście system domyślnie obsługujemy gestami i wówczas nie ma znaczenia w którym miejscu wykonamy gest cofania czy wyciągania szuflady z aplikacji, ale sięganie do dolnej krawędzi i tak jest nieuniknione, choćby do skrótów aplikacji telefonu czy aparatu. Wymaga to trochę gimnastyki w ręku.

    Szkoda, że w Motorola edge 20 pro nie znalazło się miejsce się głośniki stereo, a w przeszłości Motorola miała telefony, które mogły się pochwalić świetnymi głośnikami tego typu. Głośnik monofoniczny który znalazł się w Edge 20 pro jest w porządku, ale nic ponadto.

    Chociaż na szufladce na kartę SIM znajdziemy uszczelkę, to Motorola informuje jedynie o odporności na zachlapania jako IP52 – w tym przedziale cenowym to zdecydowanie poniżej oczekiwań. Na koniec została rama urządzenia, która moim zdaniem nie jest wykonana z metalu, lecz z tworzywa pokrytego chromem. W tym przedziale cenowym taki zabieg trudno usprawiedliwić. Dlatego ogólna jakość wykonania ma swoje mocne strony, ale też wyraźne minusy rzadko spotykane w telefonach za przeszło 3000 zł.

     

    Co sądzimy o wyświetlaczu? – ocena 6

    Wyświetlacz to z pewnością jedna z mocnych stron Motorola edge 20 pro. Mamy tutaj do czynienia z nowoczesnym panelem OLED z odświeżaniem aż 144 Hz, o rozdzielczości FHD+ 2400 x 1080, przekątnej 6,7 cala i proporcjach 20:9. Częstotliwość odświeżania dotyku to według producenta do 576 Hz.

    Jakoś ekranu jest bardzo dobra – jest jasny, kontrastowy, ma wzorowe kąty widzenia, a odświeżanie jest w czołówce. Nie ma się do czego przyczepić. W ustawieniach znajdziemy ciemny motyw, podświetlenie nocne, oraz możliwość wybrania zmiany odświeżania jako opcję automatyczną, bądź na stałe zablokować ekran na 60 lub 144 Hz. Jest także wybór pomiędzy kolorami nasyconymi oraz naturalnymi, jak i regulacja temperatury kolorów. Na deser producent oferuje uważny ekran, czyli blokowanie wygaszania się ekranu, gdy na niego patrzymy.

     

    Specyfikacja i system operacyjny– ocena 6-

    Motorola edge 20 pro jest wyposażona w ośmiordzeniowy procesor Snapdragon 870 taktowany zegarami 1 x 3,2 GHz + 3 x 2,42 GHz + 4 x 1,80 GHz. Procesor wspomaga 12 GB RAM i 256 GB na system i pliki użytkownika. Motorola wspiera dual SIM i na obu kartach wspierane jest 5G, nie ma natomiast możliwości rozszerzenia pamięci za pomocą karty micro SD.

    Chociaż Snapdragon 870 nie jest obecnie najmocniejszą jednostką na rynku, to do 888 brakuje mu niewiele wydajności. Ma za to istotne korzyści w postaci nieznacznego grzania się telefonu i większej oszczędności energetycznej względem topowego modelu. Dlatego 870 może być najlepszym wyborem dla wielu użytkowników. Pamięci jest też tyle co w najmocniejszych konstrukcjach konkurencji.

    Wyniki benchmarków:

    • Antutu 9 – 614836
    • Geekbench 5 – 759/2716
    • Androbench sekwencyjny odczyt/zapis – 1705/727 MB/s

    Specyfikacja nie daje powodu do narzekań – wyniki są bardzo dobre, a pamięć super szybka. Telefon nie miał żadnych problemów z szybkością działania i zaspokoi nawet wymagających użytkowników urządzeń mobilnych.

      

    Pakiet komunikacyjny obejmuje 5G, WiFi ax czyli szóstej generacji, Bluetooth 5.1, oraz NFC. Mamy więc komplet najnowszych standardów. Lokalizacja jest realizowana za pomocą GPS, LTEPP, SUPL, Glonass i Galileo. Zestaw czujników obejmuje: zbliżeniowy, światło otoczenia, akcelerometr, żyroskop i kompas cyfrowy. Do specyfikacji nie mam żadnych uwag – jest adekwatna do ceny urządzenia.

    Motorola edge 20 pro działa pod kontrolą Androida 11 z aktualizacjami bezpieczeństwa z dnia 1 sierpnia 2021. Motorola zapewnia dwa lata aktualizacji zabezpieczeń i jeden rok aktualizacji wersji systemu.

    Podejście do kwestii oprogramowania u Motoroli pozostaje bez zmian - czysty system Android bez znaczącej ingerencji w wygląd i obsługę, z dodatkami od Motoroli w postaci gestów np. zapalania latarki czy wywoływania aparatu. Lista tych dodatków z czasem jest jednak rozszerzana. Kilka modeli wstecz pojawiła się rozbudowana personalizacja, pozwalająca wybrać czcionkę, kształt i kolor ikon, oraz układ siatki ikon. Podwójne dotknięcie przycisku zasilania wywołuje menu skrótów. Dla mobilnych graczy jest gametime, pozwalający zarządzać powiadomieniami i innymi funkcjami pozwalającymi skupiać się na grze.

    Od czasu premiery G100 Motorola kładzie duży nacisk na funkcję Ready For, czyli możliwość podłączenia telefonu do zewnętrznego ekranu – monitora lub telewizora, aby móc pracować jak na komputerze. W G100 możliwe było podłączenie wyłącznie za pomocą kabla USB C, a w edge 20 pro dodano możliwość także łączenia się bezprzewodowego, jak i do komputera z systemem Windows 10, na którym zainstalujemy Ready For PC. Wówczas możemy odbierać wiadomości przychodzące na telefonie, jak i kopiować pliki pomiędzy urządzeniami. Po podłączeniu telefonu do monitora możemy pracować na dużym pulpicie, oglądać multimedia, a także prowadzić wideorozmowy.

      

    Najbardziej przełomowe jest moim zdaniem wykorzystanie smartfona jako kamery internetowej do wideorozmów np. w Skype, Zoom czy Teams na PC. Były już tego typu rozwiązania firm trzecich, ale zwykle płatne, albo ze znakiem wodnym. Tutaj producent ingeruje taką funkcjonalność z samym telefonem i nie wymaga ona instalacji żadnych dodatków – czy to na PC czy na samym telefonie. Gdy podłączymy telefon po USB do komputera to obok standardowych opcji takich jak przenoszenie plików, Tethering po USB, pojawiła się nowa opcja „Kamera internetowa”. Gdy ją wybierzemy telefon jest wykrywany jako kamera internetowa i przekazuje obraz bezpośrednio do programów wykorzystujących kamerę. Motorola zadbała nawet, żeby można było wybrać z którego aparatu korzystamy – przedniego, tylnego, szerokokątnego, zwykłego, z powiększeniem czy bez. Jest nawet opcja śledzenia twarzy, a obraz jest zawsze poziomy bez względu na to czy telefon ustawimy poziomo czy pionowo. Z punktu widzenia PC jest to po prostu kamera internetowa typu Plug and Play. Nie dość, że pozwala zaoszczędzić to kilkaset złotych na zakupie dedykowanej kamery, to oferuje lepszą jakość niż jakakolwiek kamera internetowa. Czemu nie jest to domyślna funkcja w każdym telefonie?!

    Jedyny problem jaki napotkałem podczas testów dotyczył udostępnienia lokalizacji z Google Maps za pomocą Messengera i nie musi być to wina samej Motoroli i jej oprogramowania.

    Jakie robi zdjęcia i jakie nagrywa filmy? – ocena 4-

    Motorola edge 20 pro ma trzy aparaty z tyłu i jeden z przodu. Co ciekawe zrezygnowano z dedykowanego aparatu do makro, który miał zbyt niską rozdzielczość i obecnie te funkcję realizuje aparat szerokokątny, oferując znacznie wyższą rozdzielczość 16 zamiast 2 megapikseli.

    • 108 MP, f/1.9, PDAF – główny aparat
    • 8 MP, f/3.4, 126mm, PDAF, OIS - teleobiektyw peryskopowy z 5x optycznym powiększeniem
    • 16 MP, f/2.2, 13mm, 119˚ - aparat szerokokątny i makro
    • 32 MP, f/2.3 – aparat do selfie

    W aplikacji znajdziemy szereg trybów: portret, wycinek zdjęcia, kolor spotowy, nocne zdjęcia, ruchome zdjęcia, panorama, grupowe selfie, ultra-res, filtr na żywo, Pro, skaner, podwójny zapis. W trybach filmowych znajdziemy: wideo, portret, zwolnione tempo, film poklatkowy, naklejki AR, kolor spotowy, podwójny zapis.

    Podoba mi się projekt aplikacji aparatu, większość rzeczy jest pod ręką i zgodnie z logiką. Nie ma ukrywania funkcji w dziwnych miejscach. Tryby są kompletne i dają dostęp do wszystkich aparatów i potrzebnych ustawień manualnych. Dzięki mocniejszemu procesorowi funkcje wcześniej dostępne tylko na zdjęciach teraz można także wykorzystać podczas nagrywania wideo np. kolor spotowy, który można dodatkowo na żywo regulować.

    Sama jakość zdjęć z Motorola edge 20 pro jest w porządku, ale to samo można powiedzieć o zdjęciach z telefonów kosztujących pomiędzy 1500 a 2000 zł, czyli też takich o połowę tańszych od Motoroli. Co prawda recenzowany model wyróżnia się x5 powiększeniem optycznym, które jest rzadkością także we flagowcach, oraz znacząco poprawił jakość zdjęć makro i dodał wideo 8K, ale zabrakło dopracowania podstaw i fundamentów. O ile aparat z teleobiektywem peryskopowym ma stabilizację optyczną, to już główny aparat, a więc ten wykorzystywany zdecydowanie najczęściej i w najszerszym wachlarzu warunków oświetleniowych, już stabilizacji optycznej nie ma. To duży i trudny do zaakceptowania kompromis w tym przedziale cenowym. W efekcie dość łatwo o poruszone kadry z głównego aparatu, gdy oświetlenie nie jest optymalne i fotografujemy w ruchu. Z tego samego powodu zdjęcia nocne, które można robić tylko z głównego aparatu są najwyżej w porządku, ale nie bardzo dobre. Dodatkowo przełączanie się pomiędzy aparatami trwa zdecydowanie za długo, akurat tyle, by być irytującym, gdy chcemy coś szybko uchwycić.

    Nagrania 8K są szczegółowe, ale przy najwyższej rozdzielczości nie ma już mocy obliczeniowej na stabilizację cyfrową, a optycznej nie ma. W efekcie nawet stacjonarne nagrania z ręki są rozedrgane. Grania 4K mają już skuteczną stabilizację cyfrową, ale nie można przełączać aparatów, ani wybrać innego niż główny. Tylko nagrywanie w 1080p pozwala na przełączanie się pomiędzy aparatami w trakcie nagrywania i skorzystanie z x5 powiększenia optycznego.

    Dlatego pomimo tego, że Motorola edge 20 pro ma niektóre cechy aparatów innych drogich telefonów takie jak duże powiększenie optyczne i wideo 8K, to wiele podstawowych spraw nie dogoniło poziomu konkurencji za przeszło 3 tysiące złotych. Przyjmę z otwartymi ramionami smaczki i dodatki, ale tylko pod warunkiem, że główny aparat będzie już dopieszczony w najmniejszych szczegółach, a nie jest.

    Przykładowe zdjęcia:

    Przykładowe wideo:

    Jak długo działa bateria? – ocena 4+

    Motorola edge 20 pro ma baterię o pojemności 4500 mAh i obsługuje 30W ładowanie. W zestawie znalazła się również 30W ładowarka. Pozwala to na wystarczająco szybkie ładowanie, aby nie było to uciążliwe.

    Podczas odtwarzania YouTube z jasnością ekranu ustawioną na połowę i z włączonym odświeżaniem 144 Hz telefon rozładował się do 50% baterii po upływie 9 godzin, co w efekcie daje nam 18 godzin ciągłego odtwarzania wideo na wyższym i bardziej prądożernym odświeżaniu. To bardzo dobry wynik, który przekłada się na mniej więcej dwa dni umiarkowanego użytkowania telefonu. Zabrakło tutaj przede wszystkim ładowania bezprzewodowego, które w tym przedziale cenowym jest już standardem.

    Nasza finalna ocena

    Motorola edge 20 pro to smartfon o atrakcyjnym wyglądzie, z nowoczesną specyfikacją i najnowszymi standardami komunikacji oraz świetnym wyświetlaczem OLED o odświeżaniu 144 Hz. To jednak w moim odczuciu za mało aby uzasadnić cenę 3299 zł. Do tego zabrakło kilku istotnych kwestii, takich jak głośniki stereo, uszczelnienie IPX68, ładowanie bezprzewodowe oraz przede wszystkim stabilizacja optyczna głównego aparatu. Owszem aparat aspiruje do wyższej półki x5 powiększeniem optycznym, lepszymi zdjęciami makro i wideo 8K, ale pozostawia niedosyt w swoich głównych i najczęściej wykorzystywanych funkcjach. Brak stabilizacji głównego aparatu jest tutaj bardzo poważnym niedopatrzeniem, zwłaszcza z perspektywy niestabilizowanego cyfrowo wideo 8K. Konkurencja oferuje tutaj znacznie więcej, jeśli chodzi jakość głównego aparatu. Dlatego mam poczucie niedosytu, którego nie jest w stanie przykryć nawet rewelacyjna opcja kamery internetowej dla PC. Dlatego nie pozostaje mi nic innego jak rekomendować zaczekanie na istotny spadek ceny, znacznie bliżej do 2000 zł. POCO F3 5G kosztuje 1599 zł a ma ten sam procesor i oprócz powiększenia x5 w aparacie oferuje podobną, jeśli nie lepszą jakość zdjęć. Nie ma wszystkich bajerów Motoroli, ale jest dosłownie o połowę tańszy.

    Uwielbiamy: Ekran OLED 144 Hz

    Nie lubimy: Braku stabilizacji optycznej w głównym aparacie

    Dla kogo jest Motorola edge 20 pro:

    • Dla fanów czystego Androida, Motoroli i jej gestów
    • Dla osób ceniących najwyższej jakości wyświetlacz
    • Dla szukających nowoczesnego i mocnego wyposażenia
    • Dla chcących używać smartfona jako kamery internetowej do PC

    Dla kogo nie jest Motorola edge 20 pro:

    • Nie dla szukających najlepszego aparatu w smartfonach za 3000 zł
    • Nie dla ceniących ładowanie bezprzewodowe
    • Nie dla ceniących normę uszczelnienia IPX68

    Alternatywy dla Motorola edge 20 pro:

    Pozostałe informacje na temat smartfonu Motorola edge 20 pro:

  • Samsung Galaxy Watch 4 Classic w naszych rękach - wideo

    Na filmie rozpakowaliśmy i sprawdziliśmy, jak działa najnowszy zegarek Samsung Galaxy Watch 4 Classic:

  • Słuchawki OnePlus Buds Pro - nasze pierwsze wrażenia

    Klasa słuchawek E (skala „Mercedesa” A, B, C, E, S)

    Skala ocen 1-6 (6-celujący)

    Zaczynamy

    OnePlus ma już pewne doświadczenie w produkcji słuchawek. Aktualnie w ofercie są już dostępne TWS-y OnePlus Buds i Buds Z. OnePlus Buds wzorują się na „zwykłych” AirPodsach Apple. Tym razem OnePlus stworzył własną wersję AirPodsów Pro. Cenowo są one jednak na poziomie „zwykłych” AirPodsów, bo kosztują w Polsce 679 zł (149 euro), a flagowe słuchawki Apple kosztują już ponad 900 zł. OnePlus Buds Pro to douszne słuchawki TWS (true wireless) z funkcją ANC (Active Noise Cancelling). Wyróżniają się przede wszystkim dobrym dźwiękiem i baterią oraz drobnymi smaczkami w oprogramowaniu m.in. OnePlus Audio ID i Zen Mode Air.

    Główne wady i zalety słuchawek OnePlus Buds Pro

    Zalety słuchawek OnePlus Buds Pro:

    • Matowa obudowa
    • Wydajny system ANC
    • W miarę atrakcyjna cena
    • Piękne opakowanie sprzedażowe
    • Zestaw gumek w różnych rozmiarach
    • Wygodne w uszach – nie wypadają
    • Bardzo dobra jakość dźwięku – duża przestrzeń, mięsisty, subtelny bas
    • Trzy tryby redukcji szumów (Faint, Smart i Extreme), obejmujące zakres od 15 dB do 40 dB
    • Profilowanie słuchu OnePlus Audio ID
    • Wsparcie dla kodeka LHDC
    • Bardzo przyzwoity czas działania baterii – około 5h z ANC
    • IP55 (nie dotyczy etui)
    • Dolby Atmos
    • Warp Charge
    • Łatwa obsługa i konfiguracja
    • Łatwe zmienianie utworów i włączanie ANC i trybu transparent
    • Świetna funkcja Zen Mode Air
    • Funkcja Find My Buds (mapa i sygnał dźwiękowy)
    • Ładowanie bezprzewodowe Qi
    • Bardzo dobra jakość dźwięku podczas połączeń telefonicznych

    Wady słuchawek OnePlus Buds Pro:

    • Świecące, a nie matowe etui
    • Brak ładowarki w komplecie
    • Dolby Atmos jest obsługiwany tylko na urządzeniach OnePlus 7/7 Pro/7T/7T Pro/8/8 Pro/8T/9/9 Pro

    Jak oceniamy design? – ocena 4

    Ocenę designu można rozpocząć już od samego pudełka, które dostaniemy w sklepie. OnePlus bardzo dba o szczegóły i zestaw ze słuchawkami przypomina premium zestawy ze smartfonami tego producenta. Dominuje charakterystyczna biel i mocna czerwień. W pudełku jest etui do ładowania, słuchawki, krótki kabel USB oraz w sumie trzy wielkości gumek. Pozwoli to każdemu na dobranie odpowiedniej do swoich uszu wersji. W pudełku nie ma ładowarki. W naszej wersji słuchawki były białe, czyli Glossy White. Tak naprawdę to Glossy jest jedynie samo etui. Same słuchawki są matowe. Design słuchawek wyróżnia się tym, że ich dolna część jest srebrna. W sklepach jest także dostępna wersja czarna – matowa. Sam design słuchawek jest elegancki – zarzuty można mieć jedynie do etui – zastosowany w nim plastik wygląda tanio – źle także wygląda świecący napis ONEPLUS. Etui ładujemy kablem USB-C. Słuchawki bardzo dobrze leżą w uszach i nie wypadają nawet podczas dynamicznego treningu (bieg, rower, ćwiczenia stacjonarne).

    Specyfikacja – ocena 5

    OnePlus Buds Pro ważą tylko 4.35 g i rzeczywiście nie czujemy ich już po chwili od umieszczenia w naszych uszach. Samo etui waży 52 g, więc również bez problemu zmieści się w najmniejszej kieszeni naszych nawet obcisłych spodni. Deklarowane pasmo przenoszenia to pełne 20-20K Hz. Słuchawki spełniają normę IP55, a etui IPX4. Bluetooth jest w wersji 5.2, a producent zapewnia, że opóźnienia nie przekraczają 94 ms (w trybie Pro Gaming na telefonach OnePlus). Same przetworniki OnePlus Buds Pro mają rozmiar 11 mm. Trzy tryby redukcji szumów (Faint, Smart i Extreme) obejmujące zakres tłumienia od 15 dB do 40 dB. ANC wygodnie włączamy i wyłączamy przyciśnięciem końcówki słuchawek. Tym samym sposobem sterujemy odtwarzaczem muzyki.

    Gdy nie mamy smartfona OnePlus, Oppo lub realme to, aby skorzystać ze wszystkich usług oferowanych przez OnePlus Buds Pro musimy pobrać specjalną, dodatkową aplikację HeyMelody (jest także wersja dla iOS).

     

    Jakość dźwięku? – ocena 5

    Słuchawki TWS to nie są oczywiście słuchawki dla najprawdziwszych audiofili, ale w ostatnich latach widać szybkie polepszenie jakości oferowanych przez nich dźwięku. OnePlus Buds Pro trzymają poziom AirPodsów Pro (z których korzystam niemal codziennie). Bas jest mocny i nie jest zniekształcony, nawet gdy jest głośno.  OnePlus Buds Pro mają bardzo dobrą „przestrzeń”, co jeszcze do niedawna było osiągalne tylko w dużych nausznych słuchawkach. Słuchawki możemy wirtualnie ustawić pod siebie korzystając z testu OnePlus Audio ID. OnePlus w czasie specjalnego stworzy profil naszego słuchu i zmieni sposób w jaki słuchawki odtwarzają dla nas dźwięk.

     

    Aktywne tłumienie szumu ANC działa bardzo fajnie, co nie znaczy jednak, że gdy szum jest naprawdę potężny (ruchliwa ulica) to słuchawki kasują wszystkie niepożądane dźwięki. Różnica jest jednak kolosalna – w domu lub w biurze nie usłyszymy już żadnych hałasów i głosów oprócz słuchanej muzyki. Zamiast muzyki możemy także słuchać wybranych przez nas relaksacyjnych dźwięków z palety oferowanej przez usługę Zen Mode ID – to dźwięki pikniku, morza, lata itd.

     

    Jak długo działa bateria? – ocena 5

    Każda ze słuchawek jest wyposażona w akumulator 40 mAh, a etui ładujące w ogniwo 520 mAh. Ładowanie słuchawek przez 10 minut zapewnia do 2 godzin odtwarzania. Etui ładujemy kablem USB-C lub bezprzewodowo w standardzie Qi9. Po całkowitym naładowaniu słuchawki z ANC będą działały przez około 5h. Czas ten wydłuży się o 1-2h, gdy wyłączymy ANC. Oznacza to, że nawet przy dłuższym locie na wakacje OnePlus Buds Pro zapewnią nam nieprzerwaną rozrywkę przez cały lot. Ładowanie samego etui do 100% trwa około 30 minut (w naszym przypadku ładowarką Warp Charge).

    Nasza finalna ocena

    Rynek słuchawek TWS jest prawie tak zatłoczony jak średnia półka smartfonów. OnePlus Buds Pro będą musiały walczyć o serca klientów z drogimi słuchawkami Apple, Samsunga, Sony, OPPO i tanimi słuchawkami Xiaomi i realme. Wydaje się, że najchętniej sięgną po nie fani marki OnePlus. To z ich smartfonami te słuchawki będą działać najlepiej (Dolby Atmos) i to na tych telefonach nie trzeba do nich instalować dodatkowej apki. OnePlus Buds Pro odwdzięczą się bardzo dobrą jakością dźwięku, fajnym designem i skutecznym ANC. Zapewnią też bardzo dobrą jakość połączeń głosowych.

    Uwielbiamy: jakość dźwięku i ANC

    Nie lubimy: braku oryginalności pomysłu – to kolejna kalka pomysłu Apple

    Dla kogo są słuchawki OnePlus Buds Pro:

    • Fani dobrego dźwięku
    • Fani wygody
    • Fani marki OnePlus
    • Pracujących w domu z rodziną lub na openspace

    Dla kogo nie są słuchawki OnePlus Buds Pro:

    • Najbardziej wymagający audiofile
    • Użytkownicy iPhonów

    Alternatywy dla są słuchawek OnePlus Buds Pro:

    • Samsung Galaxy Buds Pro
    • Bose QuietComfort Earbuds
    • Sony WF-1000X ANC
    • Sennheiser Momentum True Wireless 2
    • Jabra Elite 85t
    • JBL Live Pro+
    • Sony WF-1000XM3 ANC
    • Samsung Galaxy Buds 2
    • Huawei FreeBuds Pro
    • OPPO Enco X

    Pozostałe informacje na temat słuchawek OnePlus Buds Pro:

  • Router D-Link DWP‑812KT z anteną zewnętrzną – recenzja

    Klasa urządzenia C (skala „Mercedesa” A, B, C, E, S)

    Skala ocen 1-6 (6-celujący)

    Zaczynamy

    Pokrycie sygnałem telefonii komórkowej w naszym kraju jest na tyle dobre, że w trakcie podróży po Polsce zwykle nie odczuwam już problemów z zasięgiem (nie dotyczy to niestety jeszcze jazdy pociągami). Gdy chcemy mieć zasięg w domu na przedmieściach, na wsi, czy na leśnej działce to zależy nam jednak nie tylko na zasięgu "w ogóle", ale przede wszystkim na szybkim internecie mobilnym. Właśnie dla takich lokalizacji powstał D-Link DWP‑812KT – zestaw zewnętrznej anteny z modemem plus osobny router. Ma to rozwiązać problem miejsc, w których zasięg jest zbyt słaby dla klasycznych rozwiązań i urządzeń domowych. Aby dokonać testu w adekwatnych okolicznościach zabrałem D-Link DWP‑812KT na Podlasie, gdzie droga jest nieutwardzona i nieodśnieżana zimą, a budynki gospodarskie zostały wykonane z gliny. Korzystanie z internetu bez routera jest tam niemal niemożliwe i jak się okazało D-Link DWP‑812KT uzyskał najwyższe wyniki transferu ze wszystkich urządzeń jakie miałem okazje używać w tym miejscu na przestrzeni wielu lat. Przejdźmy do szczegółów.

    Router D-Link DWP‑812KT z anteną zewnętrzną – recenzja

    Router D-Link DWP‑812KT z anteną zewnętrzną – recenzja

     

    Główne wady i zalety D-Link DWP‑812KT

    Zalety D-Link DWP‑812KT:

    • Umieszczenie modemu GSM w obudowie zewnętrznej anteny
    • Zasilanie anteny za pomocą PoE
    • Do anteny idzie tylko jeden kabel Ethernet z bezstratną transmisją cyfrowego sygnału
    • Łatwość zmiany kabla prowadzącego do anteny i jego długości w przypadku standardu Ethernet
    • Możliwość umieszczenia anteny nawet 100 metrów od routera
    • 4 wskaźniki diodowe na samej antenie zewnętrznej ułatwiają sprawdzenie, że wszystko działa
    • Zestaw jest kompletny – obejmuje antenę zewnętrzną, uchwyt na maszt, router wewnętrzny, 2 zasilacze, 3 kable Ethernet oraz gigabitowy PoE
    • Użycie zewnętrznej anteny w miejscach o słabym zasięgu bardzo znacząco poprawia osiągi
    • Zewnętrzna antena jest odporna na warunki atmosferyczne
    • W trakcie testów nie miałem problemu ze stabilnością działania połączenia z siecią, również w burzę
    • Router obsługuje pamięć USB
    • Domowy router można wymienić na dowolny inny, jeśli zajdzie taka potrzeba

    Wady D-Link DWP‑812KT:

    • Modem jest Cat. 6 300/50 Mbps (przy słabym zasięgu ma to małe znaczenie)
    • Router nie obsługuje WiFi ax
    • Modem wymaga największej kart SIM 2FF, które dziś są mało popularne
    • Router nie ma tylu funkcji dla wymagającego użytkownika domowego jak standardowe routery wewnętrzne, które dziś są oferowane np. brak QoS
    • Antena kierunkowa wymaga staranności i minimum rozeznania podczas instalacji

    Jak oceniamy design? – ocena 5+

    Zestaw D-Link DWP‑812KT dostarczany jest w dużym pudle, wewnątrz którego znajduje się 5 mniejszych pudełek. Znajdziemy w nich zewnętrzną antenę, metalowy, regulowany uchwyt montażowy do masztu, 10 metrowy kabel Ethernet, zasilacz z kostką PoE, oraz wewnętrzny domowy router Wi-Fi AC1200 wraz z drugim zasilaczem do niego. Są też dwa krótkie kable ethernet, łączące kostkę PoE z routerem i router z PC.

    Najważniejszym elementem zestawu jest zewnętrzna antena. Tak naprawdę to nie tylko antena, ale komplet z modemem i miejscem na kartę SIM. Umieszczenie modemu w obudowie anteny jest kluczowe, pozwala bowiem uniknąć stosowania kabla antenowego, który przesyłając sygnał analogowy jest podatny na straty mocy sygnału. Modem wbudowany w jedną obudowę z anteną przetwarza sygnał i dalej podaje już cyfrowy sygnał za pomocą kabla Ethernet, dokładnie tak samo jak podłączamy przewodowo internet w domowej czy służbowej sieci LAN. Taki sygnał można podłączyć wprost do komputera, który ma gniazdo ethernet, z pominięciem domowego routera i internet też będzie działał. Pozwala to całkowicie uniknąć strat sygnału pomiędzy zewnętrznym urządzeniem a siecią domową. Specyfikacja kabla ethernet przewiduje, że zachowuje on wszystkie swoje parametry bez spadku transferu na długości do 100 metrów. Można więc bez obaw umieścić antenę z modemem do 100 metrów od miejsca w którym znajdzie się domowy router.

    Router D-Link DWP‑812KT z anteną zewnętrzną – recenzja

    Daje to ogromną elastyczność i swobodę umieszczenia anteny w takim miejscu, aby sygnał był najlepszy. To absolutnie najważniejsza cecha tego zestawu, która odróżnia go od innych rozwiązań z klasyczną zewnętrzną anteną podłączoną wprost kablem antenowym do domowego urządzenia.

    Sama obudowa anteny ma wymiary 266x266x50mm i waży 3,2 kg. Jest uszczelniona według normy IP67 i dostosowana do pracy w temperaturach od -30 do +60 stopni Celsjusza. W trakcie mojego dwutygodniowego testu przeszły trzy intensywne burze, z silnym wiatrem i ulewnym deszczem, co w żaden sposób nie przeszkodziło w korzystaniu z internetu. Wejście na kabel Ethernet ma grubą, gumową uszczelkę z nacięciem, które pozwala założyć ją na kabel nie odcinając wtyczki. Uszczelka zaciska się na kablu po dokręceniu mocowania. Obok znajduje się zakręcane także z uszczelką gniazdo na kartę SIM. Za pewną niedogodność uznaję, że obsługiwana karta SIM musi być duża (jak w telefonach parę lat temu). Od wielu lat nie spotkałem się z kartą SIM tej wielkości i konieczne jest zastosowanie przejściówek.

    Z tyłu obudowy anteny znajdują się trzy diody informujące osobno o zasilaniu, podłączeniu kabla Ethernet, oraz o poprawnym działaniu karty SIM, a także cztery kreski wskazujące siłę sygnału. W ten sposób łatwiej zdiagnozować potencjalne problemy w działaniu.

    Router D-Link DWP‑812KT z anteną zewnętrzną – recenzja

    Antena wraz z modemem jest zasilana wprost z kabla ethernet, a więc osobny kabel z zasilaniem w ogóle nie jest potrzebny. Do tego celu do zestawu dołączona jest gigabitowa kostka PoE – Power over Ethernet. Kable wychodzący bezpośrednio z anteny podłączamy do tej kostki, a samą kostkę do dedykowanego zasilacza. Drugi, krótki już kabel Ethernet idzie od kostki PoE do routera, a od routera do PC idzie trzeci kabel Ethernet – wszystko znajduje się w fabrycznym zestawie.

    Mocowanie anteny pozwala ustawić kąt góra-dół i jest mocowane do masztu za pomocą dwóch obejm w kształcie litery U. Antena jest kierunkowa i ma oznaczenia określające jej położenie w poziomie i w pionie. Aby uzyskać najlepszy efekt należy ją skierować bezpośrednio w kierunku interesującej nas stacji bazowej.  Zysk anteny dla określonych częstotliwości wygląda następująco:

    • ~7 dBi (690 - 900 mHz)
    • ~10 dBi (1710 - 2170 mHz)
    • ~15 dBi (2300-2690 mHz

    Do zestawu dołączony jest jeszcze klasyczny, domowy router D-Link DIR-825, który pozwala na uruchomienie sieci domowej przez podłączenie do 4 urządzeń za pomocą gigabitowego kabla Ethernet oraz za pomocą WiFi ac. To klasyczny domowy router, który oferuje przycisk WiFi, WPS, guzik zasilania, oraz jeden port USB.

    Router D-Link DWP‑812KT z anteną zewnętrzną – recenzja

    Transfery oraz możliwości dodatkowe – ocena 5

    Zestaw D-Link DWP‑812KT powstał specjalnie z myślą o miejscach gdzie klasyczny router i modem domowy się nie sprawdza, bo zasięg sygnału komórkowego jest na tyle słaby, że transfery nie pozwalają na komfortową pracę czy strumieniowanie wideo.

    Antena z wbudowanym modemem obsługuje LTE Cat. 6 o maksymalnych transferach 300 Mbps pobierania i 50 Mbps wysyłania. Z kolei domowy router wspiera WiFi ac o maksymalnej prędkości 867 Mbps oraz gigabitowe złącza Ethernet. Cały zestaw kosztuje 1199 zł, więc na pewno pojawią się głosy, że router mógłby wspierać najnowsze WiFi 6 generacji, czyli ax, a modem powinien być 5G, albo przynajmniej Cat. 7 jak niejeden domowy router za 400 zł. Trzeba jednak pamiętać, że D-Link DWP‑812KT jest przeznaczony do takich okoliczności, gdzie zwykłe urządzenie "wyciąga" maksymalnie tylko kilka megabitów na sekundę, bo sygnał jest za słaby. Wówczas te nowsze i szybsze technologie i tak nie dadzą żadnych korzyści, a to co oferuje recenzowany D-Link DWP‑812KT i tak nigdy nie zostanie w pełni wykorzystane w trudnych warunkach. Postaram się to zobrazować konkretnymi przykładami z moich testów.

    Jak wspomniałem we wstępie testy przeprowadzałem na podlaskiej wsi. Najbliższa do mnie i w zasadzie jedyna oferująca możliwość jakiegokolwiek korzystania z internetu stacja bazowa należy do Orange oraz T-Mobile. Testy przeprowadziłem więc na karcie operatora Orange w ofercie nju mobile.

    Router D-Link DWP‑812KT z anteną zewnętrzną – recenzja

    Siedząc z telefonem w ręku przy oknie test prędkości osiągał 3 Mbps pobierania i 1,71 Mbps wysyłania. Wystarcza to ledwo na korzystanie z komunikatorów i z pewną dozą cierpliwości na ładowanie stron WWW. Oglądanie YouTube jest już praktycznie niemożliwe.

    Klasyczny router domowy Huawei B535, zawieszony w miejscu najlepszego zasięgu w całym domu (miejsce wybrane przez lata eksperymentów, prób i błędów) osiąga już około 37 Mbps pobierania i 5 Mbps wysyłania. To spora poprawa, pozwala cieszyć się multimediami i daje względny komfort. Wystarczy jednak gorsza pogoda, czyli większa wilgotność i wówczas jest odczuwalnie gorzej.

    Test prędkości D-Link DWP‑812KT:

    Router D-Link DWP‑812KT z anteną zewnętrzną – recenzja

    Router D-Link DWP‑812KT z anteną zewnętrzną – recenzja

    Test prędkości Huawei B535 do porównania:

    Router D-Link DWP‑812KT z anteną zewnętrzną – recenzja

    W tym samym czasie, tego samego dnia, testowany D-Link DWP‑812KT  z anteną na maszcie przed domem osiągał maksymalnie 120 Mbps pobierania i 28 Mbps wysyłania – to daje odpowiednio 320% szybsze pobieranie i aż 560% szybsze wysyłanie już na wstępie. W żadnym momencie 2 tygodni testów prędkość pobierania nie spadła poniżej 80 Mbps a wysłania poniżej 20 Mbps. Gdybym nie testował routera pod kątem recenzji, a montował go na stałe np. na maszcie mocowanym do komina, to wyniki na pewno udałoby się jeszcze poprawić. Nawet wystawienie anteny przed dom bardzo znacząco poprawiło komfort pracy, a przy okazji wewnętrzny router z 4 antenami poprawił zasięg WiFi wewnątrz domu względem routera Huawei B535 z wewnętrznymi antenami.

    Tutaj wracam do modemu Cat.6 i routera WiFi – żaden z tych parametrów nie był nawet blisko swoich maksymalnych osiągów, a sądzę, że testowany D-Link DWP‑812KT będzie stosowany nawet w trudniejszych warunkach niż u mnie, tam gdzie zwykły router w ogóle się nie sprawdza. Wówczas korzyść z zewnętrznej anteny będzie jeszcze bardziej odczuwalna. Wewnętrzny router jako, że dostaje gotowy sygnał z kabla Ethernet wprost z zewnętrznej anteny, jak ktoś ma potrzebę budowania super szybkiej sieci lokalnej, może zastąpić dowolnym innym modelem z WiFi ax np. D-Link DIR-X5460, recenzowanym niedawno. Jednak w miejscach ze słabym sygnałem korzyści dla szybkości działania internetu to i tak nie przyniesie. Przyspieszy jedynie przesyłanie w sieci lokalnej, np. plików pomiędzy dwoma komputerami znajdującymi się w tym samym domu.

    Router D-Link DWP‑812KT z anteną zewnętrzną – recenzja

    Co sądzimy o konfiguracji i oprogramowaniu? – ocena 4

    Aby uzyskać dostęp do oprogramowania routera można skorzystać z przeglądarki. W tym modelu D-Link nie promuje aplikacji mobilnej do zarządzania. Niezależnie od modelu, tylko interfejs w przeglądarce daje dostęp do wszystkich opcji. Podobnie jak w innych modelach interfejs jest w języku angielskim.

    Router z zestawu D-Link DWP‑812KT oferuje możliwość podłączenia pamięci z USB i obsługuje serwery Samba, FTP, DLNA, oraz oferuje klient Torrenta. Jest też możliwość przeglądania plików w podłączonej pamięci za pomocą przeglądarki plików wbudowanej w router.

    Router D-Link DWP‑812KT z anteną zewnętrzną – recenzja

    Jest opcja prostego zarządzania ograniczeniami transferu dla poszczególnych urządzeń, ale nie jest to zaawansowany model QoS tylko wartości wpisywane ręcznie dla danych portów LAN i WAN.

    Jest także możliwość filtrowania adresów IP i MAC, zabezpieczenie przed DoS i możliwość uruchomienia wbudowanego filtru reklam czyli AdBlock. Router może zapisywać logi wprost na podłączoną pamięć USB. Jest wbudowana funkcja ping i traceroute. Można również aktywować dostęp przez Telnet oraz SSH.

    W osobnej zakładce można podejrzeć status zewnętrznej anteny i wbudowanego w nią modemu.

    Mamy więc dostęp do wielu opcji zaawansowanego zarządzania zdalnego, ale funkcje dla wymagających użytkowników domowych np. graczy ewidentnie nie były tutaj priorytetem.

    Router D-Link DWP‑812KT z anteną zewnętrzną – recenzja

    Router D-Link DWP‑812KT z anteną zewnętrzną – recenzja

    Router D-Link DWP‑812KT z anteną zewnętrzną – recenzja

    Router D-Link DWP‑812KT z anteną zewnętrzną – recenzja

    Nasza finalna ocena

    D-Link DWP‑812KT to nie jest standardowe urządzenie dla każdego i raczej nie ma powodu, aby po niego sięgać w mieście oraz wszędzie tam, gdzie zasięg sieci jest dobry. Można wówczas wybrać urządzenia tańsze i prostsze. Sprawa wygląda całkiem odmiennie, gdy mamy do czynienia z miejscem, gdzie zasięg jest na tyle słaby, że z internetu bezpośrednio w telefonie w ogóle nie da się korzystać albo jest to zwyczajnie niekomfortowe. Wówczas umieszczenie zewnętrznej anteny D-Link DWP‑812KT  na dachu, drzewie czy innym maszcie może oznaczać różnicę między całkowitym brakiem internetu a komfortowym korzystaniem z sieci. W moim wypadku różnica wyniosła +320% prędkości pobierania i 560% wysyłania i były to najlepsze wyniki jakie udało mi się osiągnąć w tej lokalizacji. Gdybym mieszkał tam na stałe i tak jak obecnie internet byłby kluczowy dla mojej pracy, to założenie D-Link DWP‑812KT byłoby na liście ścisłych priorytetów, bowiem różnica w komforcie przesyłania plików była bardzo znacząca. Dla wszystkich, dla których dostęp do internetu jest koniecznością i którzy mają domy na obszarze słabego zasięgu sieci komórkowej, D-Link DWP‑812KT będzie bardzo dobrym pomysłem.

    Uwielbiamy: umieszczenie modemu w obudowie anteny i podłączenie anteny kablem ethernet z routerem wewnętrznym

    Nie lubimy: dołączony router wygląda mało imponująco

    Dla kogo jest D-Link DWP‑812KT:

    • Dla osób mających słaby zasięg GSM w miejscu zamieszkania
    • Dla tych, którzy chcą założyć internet na działce
    • Dla tych, dla których ważna jest możliwość umieszczenia anteny daleko od routera

    Dla kogo nie jest D-Link DWP‑812KT:

    • Nie dla mieszkających w mieście
    • Nie dla tych, dla których kluczowe są najnowsze standardy 5G i WiFi ax

  • Samsung Galaxy Watch 4 – nasze pierwsze wrażenia z polskiej prezentacji

    Galaxy Watch 4 oraz Galaxy Watch 4 Classic to w sumie aż 8 różnych zegarków - Galaxy Watch4 większy 44 mm, mniejszy 40 mm, a także większy i mniejszy z LTE. To samo dotyczy Galaxy Watch4 Classic w wersjach 46 i 42 mm - obie wersje z i bez LTE. Najtańsza wersja Watch4 40mm kosztuje 1169 zł, a najdroższy jest Watch4 Classic 46 mm LTE za 1999 zł. Tylko Classic ma fizyczną, obracającą się koronę, w modelu Watch4 jest ona symulowana cyfrowo. Najważniejsze zmiany, które wprowadza seria Watch 4 dotyczą wszystkich modeli - to przede wszystkim nowy system operacyjny i nowe czujniki.

    Samsung zdecydował przesiąść się z Tizena na Wear OS tworzony przez Google. Zmiana systemu oznacza nowe funkcje. Będzie dostępnych więcej widgetów, które będą automatycznie instalowane na zegarku w momencie, gdy na smartfonie będziemy pobierać daną aplikację, mającą integrację z Ware OS. Integracja z ekosystemem Google jest znacznie szersza. Zegarek jest kompatybilny z nawigacją Google, a słuchanie muzyki z YouTube Music jest możliwe nawet bez telefonu. Najważniejsze dla wielu użytkowników będzie wsparcie płatności Google Pay. Integracja smartfonu z zegarkiem ma być lepsza i działać szybciej – takie rzeczy jak sterowanie multimediami czy zmiana czasu względem lokalizacji mają działać bez zwłoki. Zmiana systemu to także rezygnacja z kompatybilności z iOS.

    Równie istotny jest nowy czujnik o nazwie BIA. Jest to technologia znana z niektórych wag elektronicznych – dietetycznych i dla sportowców. Zamiast pojedynczej elektrody w górnym przycisku koniecznej do pomiaru EKG, teraz oba przyciski odbierają impulsy elektryczne i zamknięty obwód pozwala zegarkowi oszacować wagę mięśni szkieletowych, masę tłuszczową, procent tkanki tłuszczowej, zawartość wody w organizmie i wyliczyć BMI. W połączeniu z pomiarem EKG, ciśnienia krwi, natlenienia krwi i tętna nowa seria zegarków Galaxy Watch4 jest obecnie jedyną oferująca taki zestaw funkcji i najbardziej zaawansowaną, gdy chodzi o pomiary parametrów naszego organizmu.

    Pomiar snu także został rozbudowany, tym razem o ciągły pomiar natlenienia krwi, a także o funkcję wykrywania chrapania. Można sprawdzić, jak chrapanie wpływa na nasz sen – czy pogorszyło jego jakość i kiedy dokładnie wystąpiło. Samsung chwali się dokładniejszym pomiarem spalonych kalorii oraz motywacyjnymi wyzwaniami grupowymi.

    Zegarki działają na procesorze Exynos W920, który od poprzedniego modelu ma być 1,2 wydajniejszy w obliczeniach i aż dziesięciokrotnie szybszy w przetwarzaniu grafiki. Dodatkowo w zegarku znajdziemy więcej pamięci – 1,5 GB RAM oraz 16 GB na pliki.

    Samsung poprawił też parametry ekranu, który ma większość gęstość pikseli, która wzrosła z 265 do 330 PPI. Możliwe jest również o wiele płynniejsze regulowanie jasności – z dziesięciostopniowego przeskoczono aż na 254 możliwe poziomy jasności. Oprócz komfortu ma to lepiej optymalizować czas działania na baterii.

    Najważniejszą ceną jaką przyjdzie za to wszystko zapłacić będzie czas działania na baterii. Samsung mówi, że zegarki działają do 40 godzin z wyłączonym AOD – always on display. To niepełne dwie doby i to maksymalnie. AOD i GPS, nawigacja, słuchanie muzyki będą ten czas jeszcze skracać. Jest to raczej zegarek, który będziemy ładować niemal codziennie (podobnie jak Apple Watch). Dobrze, że chociaż czas ładowania został skrócony z 2,5 godzin do 1,8 godziny.

    Nie sposób ocenić działania zegarka, który opiera się przede wszystkim na zaawansowanych pomiarach bez jego konfiguracji i używania przez kilka dni. Dlatego z ostatecznym werdyktem muszę się wstrzymać do czasu pełnej recenzji. Połączenie bogatej funkcjonalności z akceptowalną ceną wydaje się dobrym prognostykiem dla sprzedaży. Na płatności wszyscy czekali od dawna i wreszcie są. Oby częste ładowanie nie zepsuło przyjemności z korzystania i nie ograniczyło przymusowo liczby pomiarów np. w trakcie snu. Zobaczymy, jak to wyjdzie w praktyce.

    Pozostałe informacje na temat najnowszych urządzeń z serii Samsung Galaxy:

  • Galaxy Z Fold 3 5G – nasze pierwsze wrażenia prosto z polskiej prezentacji

    Samsung zaprezentował przed chwilą trzecią generację swojego flagowego składanego smartfonu – Galaxy Z Fold3 5G. Zmian w designie nie ma zbyt wiele w porównaniu do drugiej generacji. Nie zmieniły się przekątne wewnętrznego i zewnętrznego ekranu. Poprawiono za to funkcjonalność. Po raz pierwszy dodano obsługę rysika S Pen na składanym ekranie. Samsung zaprezentował też pierwszy raz aparat do selfie schowany pod ekranem. Pojawiło się także uszczelnienie obudowy. Miałem przyjemność trzymać Galaxy Z Fold3 5G w ręku i moje pierwsze wrażenia są bardzo pozytywne.

    W przypadku Galaxy Fold największe obawy zawsze budził fakt kupowania drogiego telefonu – najdroższego w ofercie Samsunga – na który trzeba szczególnie uważać, aby go nie uszkodzić. Zarówno woda, drobne zanieczyszczenia, piasek stanowiły zagrożenie dla delikatnego, składanego ekranu, jak i skomplikowanego mechanizmu. Wygląda na to, że Galaxy Z Fold3 w większości uporał się z tym problemem. Najnowszy model ma normę uszczelnienia IPX8. Ramka i zawias są wykonane z najmocniejszego dotąd Armor Aluminium, a nowa folia ochronna na składanym ekranie podnosi wytrzymałość wyświetlacza o 80%. Producent zdecydował się dopuścić wykorzystanie S Pen bez obawy, że wgniecie on ekran. Nowy S Pen dedykowany Galaxy Z Fold3 ma dodatkowo specjalny mechanizm zapobiegający uszkodzeniom, który pod dużym naciskiem chowa końcówkę rysika. Jednak sprężyna jest na tyle mocna, że schowanie jej przy pomocy palca wcale nie jest łatwe. Z Galaxy Z Fold 3 nie trzeba obchodzić się jak z jajkiem.

    W tym miejscu warto podkreślić, że S Pen od innych urządzeń Samsunga nie będzie działał z Foldem – konieczny jest dedykowany rysik, który występuje w dwóch odmianach. Jeden to nieduży i działający tylko z Foldem S Pen Fold Edition, a drugi S Pen Pro o wymiarach pełnowymiarowego ołówka, ładowany przez USB C, z wskaźnikiem LED, oraz przełącznikiem częstotliwości pracy, który pozwoli używać go z każdym urządzeniem Galaxy obsługującym S Pen.

    Zewnętrzny ekran, który zachował przekątną 6,2 cala i rozdzielczość 2268 x 832 pikseli z Folda2 teraz otrzymał odświeżanie 120 Hz oraz technologię panelu Dynamic AMOLED 2X. Nie ustępuje więc najlepszym wyświetlaczom stosowanym przez koreańskiego producenta w innych smartfonach.

    Niewątpliwą ciekawostką jest wewnętrzny aparat do selfie, schowany pod zginanym wyświetlaczem. To pierwsze tego typu rozwiązanie stosowane przez Samsunga i na razie zarezerwowane wyłącznie dla Galaxy Z Fold3. Dzięki niemu duży ekran o przekątnej 7,6 cala jest pozbawiony wycięć. Nie jest to jednak rozwiązanie pozbawione kompromisów. Po pierwsze wymusiło niższą rozdzielczość 4 megapikseli, aby matryca mogła zarejestrować odpowiednio dużo światła. To w sumie niewiele zmienia, bo jakość selfie jest na dobrym poziomie, a jak chcemy bezkompromisowe zdjęcia zawsze możemy skorzystać z głównych aparatów, mając podgląd na przednim ekranie po rozłożeniu telefonu. Po drugie jednak, gęstość pikseli, tam gdzie znajduje się obiektyw jest niższa niż w reszcie ekranu i wyglądają one inaczej. W konsekwencji nawet bardziej zwracają uwagę niż zwykły, okrągły otwór, do którego zdążyliśmy się przyzwyczaić. Sam 7.6 calowy ekran o rozdzielczości 2208 x 1768 z odświeżaniem regulowanym do 10 do 120 Hz i wykonany w technologii dynamic AMOLED 2X wygląda przepięknie i coraz więcej aplikacji wspiera go bez problemu – tym razem Instagram nie ma problemu z jego całkowitym wypełnieniem. Choć zagięcie ekranu jest widoczne po jego otwarciu, w niczym nie przeszkadza. Dodatkowo połączenie aparatu z możliwością częściowego zagięcia ekranu daje nam poręczny statyw zarówno do zdjęć z długim czasem naświetlania, jak i do dłuższych telekonferencji, bez konieczności sięgania po akcesoria.

    Poza obiektywem do selfie na dużym ekranie reszta aparatów nie zmieniła się w Galaxy Z Fold3 względem Folda 2. Wszystkie trzy główne aparaty, od szerokokątnego, przez standardowy i teleobiektyw z podwójnym powiększeniem optycznym nadal mają 12 megapikseli i taką samą jasność obiektywów. Nie zmienił się też aparat do selfie ponad mniejszym ekranem. Tą są aparaty zapewniające bardzo dobre efekty, ale nie mogące równać się z tym, co znajdziemy w Galaxy S21 Ultra, który oferuje wyższą rozdzielczość, wideo 8K, oraz super zoom z x10 powiększeniem. Galaxy Z Fold3 nie jest smartfonem fotograficznym.

    Zmienić musiała się także specyfikacja. Zamiast Snapdragona 865+ mamy najnowszego i najmocniejszego Sanpdragona 888. Nie miałem możliwości sprawdzić jeszcze na ile mocno grzeje się ten procesor w obudowie Folda3. Podobnie jak w poprzednim modelu Fold dostępny jest jedynie ze Snapdragonem i Exynos nie występuje w tym modelu. Ilość RAM pozostała bez zmian na poziomie 12 GB, ale oprócz wersji z 256 GB na system i pliki użytkownika dostępna będzie także wersja z 512 GB wbudowanej pamięci. Różnica w cenie pomiędzy oboma modelami nie jest duża – podstawowa wersja kosztuje 8299 zł, podczas gdy pojemniejsza 8799 zł.

    Biorąc pod uwagę cenę, Galaxy Z Fold3 pozostaje propozycją dla najzamożniejszych i najbardziej wymagających użytkowników smartfonów. Tym razem jednak Fold3 jest już mniej gadżetem, a bardziej urządzeniem zapewniającym realne korzyści w codziennym użytkowaniu - dzięki solidniejszej konstrukcji, zabezpieczeniu przed zalaniem i obsłudze rysika. Mam dużo mniejsze obawy przed poleceniem zakupu tego urządzenia niż w poprzednich generacjach. Sama koncepcja pogodzenia ekranu rodem z tabletu z możliwością noszenia telefonu w kieszeni jest dla mnie niezwykle kusząca, choć nadal zbyt kosztowna. Pozostają pytania o czas działania na baterii i szybkość ładowania oraz nagrzewanie procesora, na które pozwoli odpowiedzieć jedynie pełna recenzja. Po pierwszych wrażeniach jestem usatysfakcjonowany.

    Pozostałe informacje na temat najnowszych urządzeń z serii Samsung Galaxy:

  • Galaxy Z Flip 3 – nasze pierwsze wrażenia z polskiej premiery

    Chociaż Galaxy Z Flip 3 nie podoba mi się aż tak jak Fold 3, to jest smartfonem szalenie istotnym. Po raz pierwszy mamy bowiem do czynienia ze składanym telefonem, który nie ma braków w specyfikacji w porównaniu do tradycyjnych flagowców i nie jest od nich droższy. Z Flip3 zaskoczył mnie tym najbardziej, bo stało się to o wiele wcześniej niż się spodziewałem. Topową specyfikację bez kompromisów dostajemy za 4799 zł – to mniej niż Galaxy S21 Ultra.

    Zacznijmy od kwestii samego składania Galaxy Z Flip3, która jest dla mnie najbardziej dyskusyjna. Osobiście nie odczuwam istotnej korzyści ze składania telefonu tradycyjnych rozmiarów na pół w codziennym użytkowaniu. W kieszeni spodni nie robi mi to najmniejszej różnicy, czy telefon jest podłużny i płaski, czy krótszy i trochę grubszy. Być może w przypadku niewielkiej damskiej torebki jest zupełnie inaczej. Z tej perspektywy Fold przemawia do mnie o wiele bardziej z punktu widzenia użyteczności. Z przydatnych dla mnie funkcji Z Flip3 to przede wszystkim możliwość położenia go na stole tak, aby kamera skierowana była w moim kierunku podczas wideokonferencji albo zrobienie zdjęcia z długim naświetlaniem bez statywu. Robienie selfie głównymi aparatami też jest plusem. W Z Flip3 to wygląd telefonu jest najważniejszy. Ten telefon wygląda jak najmodniejsza biżuteria, jak zegarek czy bransoletka. Zwłaszcza, że tym razem Samsung postarał się i zaoferował cover z paskiem i cover z pierścieniem, które świetnie do tej koncepcji pasują i przekształcają telefon w elegancki brelok. Pod względem designu Galaxy Z Flip3 jest niewątpliwie wyjątkowy.

    To co mi zaimponowało to bezkompromisowa specyfikacja, godna dzisiejszego flagowca. Standardowy ekran 60 Hz z pierwszej generacji został zastąpiony 120 Hz Dynamic AMOLED 2X z adaptacyjny odświeżaniem od 10 do 120 Hz. Jego rozdzielczość to FHD+ 2640 x 1080 pikseli, przekątna to 6,7 cali, a proporcje wynoszą 22:9. Jest najmocniejszy procesor Snapdragon 888 wspomagany przez 8 GB RAM oraz 128 lub 256 GB wbudowanej pamięci. Aparaty przykrywa Gorilla DX, a więc szkło opracowane z myślą o zegarkach, o wysokiej przejrzystości i odporności na zarysowania, podobne do szkła szafirowego. Mimo smukłej obudowy nie zabrakło nawet głośników stereo, których nie było w starszej generacji. Wisienką na torcie jest konstrukcja o takich samych cechach jak w Fold3, czyli Armor Aluminium i uszczelnienie IPX8, pozwalające zanurzyć telefon w wodzie na 30 minut na głębokość półtora metra. Ma też tak samo jak Fold3 80% bardziej odporną powłokę na ekranie. Z Galaxy Z Flip3 można się obchodzić jak ze zwykłym telefonem, ma specyfikację jak flagowiec i kosztuje 4799 zł za wersję 8/128 lub 4999 zł za wersję 8/256. Byłem przekonany, że na taką propozycję przyjdzie nam poczekać jeszcze kilka lat. Teraz można wybierać, czy w tej samej cenie chcemy flagowca składanego czy tradycyjnego. Nawet waga tego urządzenia to 183 gramy, a więc nie jest ani trochę wyższa niż innych telefonów o przekątnej 6,7 cala.

    Samsung zdecydował się także na czterokrotne powiększenie ekranu zewnętrznego. Ma on specjalnie dostosowane widgety muzyka, pogoda, kalendarz, alarm, dyktafon, kroki, Buds i timer. Ciągłość aplikacji pozostaje zachowana przy przełączaniu z małego na duży ekran. Ekran zewnętrzny może także służyć do robienia zdjęć selfie głównymi aparatami z podglądem. Wówczas złożony telefon jest faktycznie bardziej poręczny.

    Podobnie jak w Fold3 aparaty w nowym Galaxy Z Flip3 względem starszego modelu nie zmieniły się. Mamy do dyspozycji aparat szerokokątny i standardowy, oba o rozdzielczości 12 megapikseli, ten drugi ze stabilizacją optyczną. Aparat dedykowany do selfie i wideo rozmów także bez zmian ma 10 megapikseli, jasność obiektywów też nie uległa zmianie.

    Jedynym faktycznym kompromisem, jaki znajduję w Galaxy Z Flip3 jest bateria. Ma ona pojemność 3300 mAh, a więc jest wyraźnie mniejsza niż w standardowych telefonach o przekątnej 6,7 cala. Ładowanie jest również wolniejsze niż w tradycyjnych telefonach – maksymalnie 15W, zamiast 25, 45 czy nawet 65W w tradycyjnych modelach. Samsung informuje, że do pełnego naładowania potrzeba 88 minut, czyli niemal półtorej godziny. Jest za to 10W ładowanie bezprzewodowe ładujące telefon w 115 minut i bezprzewodowe ładowanie zwrotne. Tylko klasyczny test i recenzja pozwolą odpowiedź na pytanie czy zastosowana bateria zapewnia komfort w codziennym użytkowaniu.

    Podobnie jak w Foldzie w pudełku znajdziemy tylko kabelek USB C do USB C i przyrząd do wysuwania tacki SIM – nie ma ani ładowarki ani innych akcesoriów.

    Jeśli ktoś pragnie się wyróżnić to Galaxy Z Flip3 będzie tutaj trudny do pobicia przez jakikolwiek inny smartfon na rynku.

    Pozostałe informacje na temat najnowszych urządzeń z serii Samsung Galaxy:

  • Samsung Galaxy Tab S7+

    W obecnej chwili Samsung jest jedynym producentem, który oferuje tablety z Androidem z najwyższej półki. Najwyższa półka oznacza tutaj najmocniejszy dostępny procesor w dniu premiery, ekran Super AMOLED 120 Hz, rysik, 4 głośniki. Główną konkurencją jest Apple z swoim iPadem Pro. Niestety cena, którą przychodzi zapłacić za takie urządzenie – a mówimy o większej wersji, zarówno jeśli chodzi o przekątną 12,4 cala, jak i pojemność wbudowanej pamięci 8/256 GB – nie jest niska. Czy zatem warto wydać 3699 zł (4499 zł minus 800 zł zwrotu w promocji Samsunga) na tablet Samsung Galaxy Tab S7+? Na to pytanie każdy odpowie sobie sam, ale najpierw warto zapoznać się z tym urządzeniem bliżej. Ja miałem na to 4 miesiące, nie mówimy więc o krótkim teście, ale o sprawdzeniu Samsung Galaxy Tab S7+ w prawie każdych możliwych warunkach i w wielu zastosowaniach.

  • OnePlus Nord 2 5G

    OnePlus Nord 2 5G – test

    Nord 2 to kolejny członek rodziny OnePlus Nord – obok modeli N10 5GN100N200 5G, pierwszego Norda i najnowszego Nord CE 5G. Dwójka jest bezpośrednim następcą modelu Nord zaprezentowanego rok wcześniej. Sam OnePlus reklamuje nowego Norda jako „zabójcę flagowców”, ale reszta świata uważa go po prostu za kolejny, udany smartfon na średniej półce. Jego główną konkurencją będą: „stary” NordiPhone SErealme GTMi 11 Lite 5GSamsung S20 FE i POCO F3. Poprzedni Nord do najtańszych nie należał. OnePlus Nord 2 8+128 będzie kosztował w Polsce 1899 zł, czyli mniej więcej tyle samo, co rok temu Nord „1”Norda z zeszłego roku w tej samej konfiguracji pamięciowej można teraz kupić za 1600 zł. Nasz testowy Nord 2 w wersji RAM 12 GB kosztuje już 2349 zł. OnePlus nie wojuje ceną, więc musi mieć pewność, że Nord 2 5G ma tyle zalet, że powalczy na półkach sklepowych jak równy z równym ze smartfonami w tej samej lub podobnej cenie, ale z mocniejszymi procesorami.

  • vivo V21 5G

    vivo V21 5G - test

    vivo V21 5G to trzeci smartfon tej marki, który trafił w moje ręce i po raz trzeci podoba mi się, co producent ma do zaoferowania. Choć znajdą się pewne braki, jak choćby brak głośników stereo, to wiele decyzji dotyczących designu i nacisku na takie funkcje, jak np. stabilizacja optyczna aparatów jest mi bardzo bliska. W przypadku modelu V21 vivo największy nacisk kładzie na funkcje związane z selfie i choć sam robię autoportrety raczej rzadko to ten telefon i tak przypadł mi do gustu. Tym bardziej docenią go osoby, które często robią selfiaki – tutaj vivo radzi sobie świetnie. Przejdźmy zatem do szczegółowej oceny tego kosztującego 1999 zł telefonu.

  • realme narzo 30A

    Rzadko dostajemy do testów smartfony z tzw. najniższej półki, a narzo 30A w pierwszej promocji można było kupić za 400 zł. Teraz kosztuje 50 zł więcej. Producenci nie chwalą się takimi smartfonami, a jednocześnie sprzedają ich całkiem sporo. Smartfon za 400 zł bez żalu damy dziecku, które może go zgubić lub zniszczyć lub starszej osobie, która nie potrzebuje smartfonowych wodotrysków.  Interesujące jest to, że nowe realme „nie wygląda” na swoją cenę. Design narzo pasuje do średniej półki z cenami blisko 1000 zł. To niesamowite jaką rewolucję przeszły w ostatnich latach tanie smartfony. Za naprawdę niewielkie pieniądze można kupić urządzenie, które nie ma parametrów flagowca, ale świetnie wygląda i po prostu dobrze działa. Zastanawiające jest tylko to, po co realme wprowadza na rynek nową submarkę – sama marka realme nie jest jeszcze bardzo dobrze znana w naszym kraju, a teraz narzo zrobi jeszcze większe „markowe” zamieszanie w głowach potencjalnych klientów.

  • Huawei Watch 3 Pro - recenzja

    Huawei Watch 3 Pro - test

    Patrząc na kierunek jaki obrał najnowszy Huawei Watch 3 Pro, można przyjąć, że eksperyment z dwukrotnie droższym od poprzedników Watch GT 2 Pro musiał się udać i materiały premium przekonały do siebie użytkowników. Huawei Watch 3 Pro jest dwukrotnie droższy od Watch GT 2 Pro, a więc czterokrotnie droższy od Watch GT 2 i postawił wszystko na jakość materiałów, jednocześnie nie zmieniając zbyt wiele w funkcjonalności, pozostawiając wiele elementów na poziomie opaski sportowej. Czy to jest właściwa ścieżka rozwoju tego rodzaju urządzenia? Każdy może ocenić sam, ale ja mam duże wątpliwości. Przejdźmy jednak do szczegółów.

  • Router D-Link DIR-X5460

    Ostatnim razem testowałem niedrogi router D-Link DIRX1860 wspierający najnowszy standard szóstej generacji WiFi ax. Pozwalał on skosztować nowych technologii niedużym kosztem, ale bardziej wymagającym i zaawansowanym użytkownikom nie pozwalał rozwinąć skrzydeł. Do tego celu może posłużyć bohater dzisiejszego testu - D-Link DIR-X5460. Oferuje jeszcze lepsze parametry, bogatszą konfigurację i dwa porty USB. Pozwolił mi osiągnąć najlepsze jak dotąd transfery WiFi i poprawił zasięg sieci w mieszkaniu. Jego cena to 849 zł, a więc prawie dwa razy więcej od wspomnianego poprzednika, skierowany jest więc do innego grona odbiorców. Jednocześnie na tle konkurencji jest wyceniony atrakcyjnie. Przyjrzyjmy mu się bliżej.

  • vivo v21

    Na filmie rozpakowaliśmy i sprawdziliśmy, jak działa smartfon vivo v21:

  • realme narzo 30A

    Na filmie rozpakowaliśmy i sprawdziliśmy, jak działa smartfon realme narzo 30A:

  • vivo Y72 5G – nasze pierwsze wrażenia

    vivo Y72 5G – test

    vivo Y72 5G ledwo co trafił do polskich sklepów, a już zdążył stanieć. Cena wyjściowa wynosiła 1499 zł, teraz można go kupić za 1299 zł. To pokazuje, że firma uczy się dość szybko twardych realiów naszego rynku, gdzie przede wszystkim rządzi cena. vivo jest w Polsce jeszcze stosunkowo mało znane, a tym bardziej nie kojarzy się z urządzeniami Premium. A taką właśnie pozycję ma na swoim macierzystym, chińskim rynku. Oczywiście agresywny marketing czy sponsorowanie np. mistrzostw Europy w piłce nożnej zrobią pewnie swoje w kwestii rozpoznawalności marki, ale na końcu i tak stoi klient, który przed wydaniem ogląda złotówkę z każdej strony. Już kilka firm wchodzących do Polski z przytupem dość szybko zrewidowało politykę i rozpoczęło tytaniczną pracę u podstaw, czyli walkę o rozpoznawalność marki ceną, ceną i jeszcze raz ceną. Zobaczymy, jak będzie w przypadku vivo.

    Co dostajemy za 1299 zł w vivo Y72 5G?  Ekran IPS, procesor MediaTek Dimensity 700 z obsługą 5G w obu slotach, 8 GB RAM i 128 GB pamięci wbudowanej oraz sporą baterię 5000 mAh. Czyli niby źle nie jest, ale trudno też zauważyć jakiś haczyk, którym producent mógłby przyciągnąć klienta właśnie do tego modelu