Testy smartfonów:

  • Przetestowaliśmy wydajność Xiaomi 12 Pro z procesorem Snapdragon 8 Gen 1

    Mieliśmy już możliwość podzielenia się naszymi pierwszymi wrażeniami dotyczącymi Xiaomi 12 Pro, ale przed premierą obowiązywało embargo na wyniki benchmarków tego smartfonu. Jako, że oficjalną premierę mamy już za sobą zamieszczamy pomiary wydajności jako uzupełnienie pierwszych wrażeń. Xiaomi 12 Pro jest doskonałym przykładem jak bardzo istotne jest chłodzenie dzisiejszych procesorów, które pracują tak szybko jak pozwalają im na to warunki. Maksymalna wydajność Xiaomi 12 Pro jest bardzo dobra, ale chłodzenie mogłoby być jednak wydajniejsze jak pokazały testy.

    Specyfikacja

    Najpierw krótkie przypomnienie specyfikacji: Xiaomi 12 Pro jest wyposażony w procesor Snapdragon 8 Gen 1 taktowany zegarami 1 x 3,00 GHz + 3 x 2,50 GHz + 4 x 1,80 GHz. Procesor wspomaga 12 GB RAM i 256 GB na system i pliki. RAM można rozszerzyć o dodatkowe 3 GB dzięki funkcji wbudowanej w system, która może wydzielić fragment z głównej pamięci telefonu. Xiaomi nie wspiera rozszerzenia pamięci za pomocą karty micro SD.

    Wyniki benchmarków i porównanie z realme GT 2 Pro

     

    Xiaomi 12 Pro

    realme GT 2 Pro

    Różnica w %

    Antutu 9

    1003736

    1002750

    +0.09%

    Geekbench 5

    1210/3833

    1262/3737

    -4.12%/+2.56%

    Androbench sekwencyjny

    1673/1436

    1827/1269 MB/s

    -8.42%/+13.16%

    PCMark Work 3.0

    14438

    12966

    +11.35%

    PCMark Storage 2.0

    32989

    37328

    -11.62%

    3Dmark Wild Life

    9957

    9228

    +7.9%

    3Dmark Wild Life Extreme

    2543

    2549

    -0.23%

     

    Aby mieć punkt odniesienia zestawiłem wyniki Xiaomi 12 Pro z realme GT 2 Pro, który jest wyposażony w ten sam procesor. Zestawienie dotyczył najbardziej sprzyjającego scenariusza, gdy otoczenie jest chłodniejsze niż temperatura pokojowa i obrazuje to co te smartfony mogą maksymalnie osiągnąć. Wyniki są do siebie mocno zbliżone i większość różnic jest nieistotna statystycznie. Jak widać Xiaomi 12 Pro też potrafi przebić barierę miliona punktów w Antutu, pod warunkiem, że przetestujemy go gdy jest po prostu zimno.

     

     

    Temperatury i throttling

    Tutaj można postawić pytanie jak w takim razie ocenić wydajność w bardziej życiowych okolicznościach, skoro na ostateczny wynik wpływa nawet to czy smartfon testujemy w cieplejszy czy chłodniejszy dzień? Procesory jeszcze przed erą mobilną działały na stałe z taką samą prędkością, czy były obciążone czy bezczynne i wydajność łatwo było porównać, bo sytuacja była zerojedynkowa – jeśli procesor A był szybszy od procesora B, to był szybszy zawsze, do momentu aż z powodu przegrzania się przepalał. Potem pojawiły się jednostki wielordzeniowe, zaawansowane tryby turbo podkręcające taktowanie gdy temperatura na to pozwalała, doszły rdzenie szybsze i wolniejsze, ale bardziej energooszczędne. Dzisiejsze procesory mają pracować tak szybko jak pozwolą okoliczności, co jest bardziej efektywnym wykorzystaniem zasobów, ale musi prowadzić do zmniejszenia wydajności w mniej optymalnych warunkach. W takiej sytuacji wydajniejsze chłodzenie pozwala dłużej utrzymać wysoką wydajność, nawet jeśli procesor jest ten sam.

    Istotą rzeczy jest to, że throttling sam w sobie nie jest już niepożądanym zjawiskiem, bo wszędzie musi w jakimś stopniu wystąpić. Dopiero porównanie agresywności throttlingu z konkurencją daje pełen obraz sytuacji.

    Xiaomi 12 Pro jest zdecydowanie podatny na temperaturę otoczenia i ma miejsce throttling gdy uruchomimy benchmark kilka razy pod rząd. Tak działa procesor Snapdragon 8 Gen 1. Można porównać najwyższy i najniższy wynik, określając w ten sposób różnicę. Porównajmy wyniki maksymalne w chłodnym otoczeniu, w temperaturze pokojowej i po długim obciążeniu.

    Zimne otoczenie

    Temperatura pokojowa

    Długotrwałe obciążenie

    1003736

    959762

    863545

    100%

    -4.38%

    -13.96%

     

    Wydajność Xiaomi 12 Pro jest niecałe 5% niższa w temperaturze pokojowej i 14% niższa po długim obciążeniu. Dodatkowy spadek wydajności z powodu długotrwałego obciążenia sięga 10%. To nie jest duża różnica.

    Jest jednak jeszcze jeden aspekt. Benchmark 3DMark w jednej z opcji mierzy spadek wydajności pod maksymalnym obciążeniem – Wild Life Extreme Stress Test. Xiaomi 12 Pro nie był w stanie go ukończyć i wyłączał aplikację wyświetlając komunikat o przegrzaniu. Nie mam niestety u siebie innego smartfonu z tym samym procesorem, ale zarówno Xiaomi Mi 11 Ultra, jak i realme GT 2 Pro mające też znany z wysokich temperatur Snapdragon 888 ukończył ten test bez problemu, nawet gdy uruchomiłem go dwa razy pod rząd. Można więc na tą chwilę wysnuć wnioski, że albo sam procesor Snapdragon 8 Gen 1 ma problemy z generowaniem ciepła, albo Xiaomi 12 Pro mogłoby mieć wydajniejsze chłodzenie procesora, które nie tylko pozwoliłoby osiągnąć mniejszy spadek wydajności z powodu temperatury otoczenia, ale przede wszystkim wykluczyłoby sytuację, której smartfon w temperaturze pokojowej wyłącza aplikację, która go obciąża z powodu przegrzania. Ostatnio taką sytuację widziałem wiele lat temu w smartfonach Sony, podczas używania aparatu w określonych okolicznościach.

     

     

     

     

  • TP-Link Deco X50 - nasza recenzja

    TP-Link Deco X50 - test

    Skala ocen 1-6 (6-celujący)

    Zaczynamy

    TP-Link Deco X50 to najwyższej klasy zestaw mesh WiFi jaki dotąd mieliśmy okazję testować. W odróżnieniu od niedawno recenzowanego i niedrogiego zestawu Mercusys Halo H50G, który to producent jest także marką należącą do TP-Link, bohater niniejszej recenzji wspiera najnowszy standard WiFi 6 czyli ax. Zapewnia to jeszcze lepsze transfery, chociaż przy wyższej cenie 1100 zł za dwa urządzenia w zestawie – jest więc ponad dwukrotnie drożej niż w wypadku Mercusys. Za to konfiguracja jest jeszcze prostsza, a producent chwali się algorytmami AI, które uczą się tego jakie urządzenia najczęściej korzystają z sieci domowej, dostosowując parametry dla optymalnych efektów. Zapraszamy do naszej recenzji TP-Link Deco X50.

    Główne wady i zalety TP-Link Deco X50

    Zalety TP-Link Deco X50:

    • Estetyczny wygląd i wysokiej jakości materiały
    • Dyskretne diody LED które nie rażą i mogą wyłączać się na noc automatycznie
    • Trzy gniazda Ethernet 1 Gbps w każdym urządzeniu
    • Najważniejsze informacje potrzebne do uruchomienia nadrukowane na wnętrzu pudełka
    • Super prosta konfiguracja
    • Dodatkowe urządzenia Deco wystarczy włączyć do zasilania i same się podłączą do sieci mesh
    • Aplikacja TP-Link Deco jest przejrzysta i dopracowana, czego nie można powiedzieć o każdej aplikacji tego typu
    • Bardzo dobre maksymalne prędkości transferu WiFi
    • Wystarczą dwa urządzenia aby pokryć duże mieszkanie – najlepszy wynik transferu do tej pory
    • Płynne przełączanie się pomiędzy urządzeniami podczas aktywnego połączenia
    • Obsługuje do 150 urządzeń
    • Sieć dla gości
    • Wygodna kontrola rodzicielska z predefiniowanymi profilami
    • HomeShield oferuje duże możliwości konfiguracji i ochrony
    • Fast Roaming i Beamforming

    Wady TP-Link Deco X50:

    • Aplikacja niezbędna do konfiguracji wymaga założenia konta TP-Link
    • Część funkcji wymaga wykupienia abonamentu kosztującego 28,99 zł miesięcznie lub 269,99 zł rocznie
    • Aby w pełni wykorzystać możliwości trzeba mieć szybkie łącze internetowe i najnowsze urządzenia wspierające WiFi 6
    • Brak opcji zawieszenia na ścianie
    • Brak złącza USB, które jednak jest dużą rzadkością w systemach mesh w dowolnym przedziale cenowym

    Jak oceniamy design? – ocena 5

    W skład zestawu TP-Link Deco X50 wchodzą dwa urządzenia, dwa zasilacze, jeden kabel Ethernet z płaskim przewodem, oraz informacyjne broszury. Cztery konieczne kroki do uruchomienia TP-Link Deco X50 zostały nadrukowane na wnętrzu pudełka, podobnie jak znaczenie czterech kolorów diody LED sygnalizujące status urządzenia.

    Wymiary Deco X50 to 110 × 110 × 114 mm. Jest on wykonany z wyższej jakości materiałów niż zestaw Mercusys i jest też zauważalnie cięższy. Matowe tworzywo robi bardzo dobre wrażenie i jest łatwe do utrzymania w czystości. Podoba mi się prostota cylindrycznego kształtu z charakterystycznym elementem na górnej powierzchni obudowy, który wygląda trochę inaczej zależnie od pory dnia i kąta padania światła.

    Dioda LED określająca status urządzenia została umiejscowiona na spodzie obudowy i kolor światła użytkownik widzi po jego odbiciu się od powierzchni na której stoi TP-Link Deco X50. Dzięki temu zabiegowi udało się uniknąć zbyt rażącego i przyciągającego uwagę światła, które nie pasowałoby do wielu miejsc w mieszkaniu.

    Każde urządzenie w zestawie wygląda identycznie – nie ma podziału na urządzenie matkę i pozostałe satelity. Z tyłu obudowy znajdują się 3 gniazda Ethernet i jedno gniazdo zasilania. Na spodzie jest przycisk reset schowany w niedużym otworze, który można wcisnąć wykałaczką czy spinaczem.

    Jedyne czego zabrakło to rozszerzenia złącz o gniazdo USB, umożliwiające udostępnianie plików czy drukarki w sieci. To funkcja pozostaje zarezerwowana dla routera. Nie ma również opcji aby TP-Link Deco X50 zawiesić na ścianie.

    Co sądzimy o konfiguracji i oprogramowaniu? – ocena 5

    Konfiguracja TP-Link Deco X50 jest jeszcze prostsza niż w przypadku dotychczas testowanych sprzętów. Początek jest ten sam – podłączamy pierwsze urządzenie do zasilania i źródła internetu, np. modemu sieci kablowej. Pobieramy i instalujemy aplikacje TP-Link Deco na smartfonie. Musimy zalogować się do konta TP-Link, albo utworzyć takie konto aby przejść dalej. Aplikacja prowadzi nas przez kolejne etapy, które przebiegają automatycznie. Kluczowym momentem jest zaczekanie aż dioda LED na urządzeniu zacznie migać na niebiesko i potwierdzenie tego faktu przyciskiem w aplikacji. Potem pozostaje tylko nazwać sieć oraz wprowadzić hasło, które ją zabezpieczy i gotowe. Sama aplikacja jest podobna do tej od Mercusys. Pojawiło się jednak jeszcze jedno usprawnienie. W systemie Mercusys Halo H50G podłączenie kolejnych urządzeń do sieci trzeba było także każdorazowo potwierdzić przyciskiem w aplikacji. W przypadku TP-Link Deco X50 każda kolejne włączone do zasilania urządzenie podłączy się i skonfiguruje całkowicie automatycznie i bez naszego udziału. Według informacji wyświetlanej na ekranie w aplikacji zająć to może do 2 minut.

    Widać na pierwszy rzut oka, że aplikacja TP-Link Deco jest tożsama pod wieloma względami do tej obsługującej Mercusys, lecz dopasowana do obsługi konkretnej serii urządzeń, aby uniknąć zamieszania i wzbogacona o funkcje HomeShield.

    Na głównej stronie aplikacji widać podłączone do sieci urządzenia wraz z ruchem jaki generują. U góry widać status sieci i powiadomienia. Jeśli któreś z urządzeń TP-Link Deco X50 zostanie odłączone od zasilania, albo pojawi się aktualizacja, lub do sieci zostanie podłączone nowe urządzenie, pojawi się odpowiedni komunikat, który o tym poinformuje. Jest też lista ustawień dotyczących WiFi, w tym możliwości utworzenia sieci dla gości, czarna lista urządzeń, możliwość aktualizacji, funkcja WPS i ustawienia zaawansowane. W nich znajdziemy funkcję Fast Roaming i Beamforming, a także możliwość włączenia trybu nocnego dla diod LED, które wyłącza się o określonej porze.

    Nowością względem Mercusys Halo H50G są dwie zakładki. Jedna to HomeShiled. Ten sam zestaw opcji, który znajdziemy choćby w recenzowanym routerze TP-Link Archer AX55. Pozwala on na łatwe tworzenie reguł kontroli rodzicielskiej w oparciu o gotowe profile dla danego przedziału wiekowego, oraz przydzielanie priorytetów QoS dla wybranych urządzeń. Tak samo jak w przypadku routera aby odblokować wszystkie funkcje HomeShield niezbędna jest subskrypcja. W zamian za 28,99 zł miesięcznie lub 269,99 zł rocznie dostaniemy: ochronę urządzeń IoT w czasie rzeczywistym, blokowanie złośliwych witryn, system zapobiegania włamaniom, zapobieganie atakom DDoS, i skanowanie sieci domowej.

    Drugą różnicą względem  Mercusys jest możliwość utworzenia w aplikacji skrótów dostępu i interakcji. Najpierw wybieramy urządzenie spośród inteligentnych żarówek, kontaktów i urządzeń podłączonych do sieci, następnie rodzaj działania, np. nadanie wysokiego priorytetu na 2 godziny, albo opóźnienia działania. Możemy takich urządzeń i reguł do skrótu dodać więcej niż jedno. Na końcu skrótowi nadajemy nazwę i możemy wywołać działanie jednym dotknięciem. Interakcje funkcjonują podobnie, ale możemy wybrać określoną porę dnia oraz wybrane dni tygodnia aby zautomatyzować działania. Sam jednak nie miałem potrzeb takich działań konfigurować. Podobnie jak w TP-Link Archer AX55, trzeba pamiętać, że część funkcji zarezerwowanych dla subskrypcji znajdziemy u konkurencji za darmo, choć nie wszystko – działające w sposób ciągły usługi wymagające zaangażowania usługodawcy zwykle mają formę płatnej usługi.

    Transfery i zasięg WiFi 6 – ocena 6

    TP-Link Deco X50 – podstawowa specyfikacja:
    AX3000

    5 GHz: 2402 Mb/s (802.11ax, HE160)

    2,4 GHz: 574 Mb/s (802.11ax)

    2x2 MU-MIMO - pozwala na jednoczesną komunikację z kilkoma klientami obsługującymi MU-MIMO

    4 strumienie - 2×2/HE160 2402 Mb/s + 2×2 574 Mb/s

    Rozstawiłem TP-Link Deco X50 w tych samych miejscach jak w przypadku Mercusys Halo H50G, choć tym razem jedynie dwa, zamiast trzech urządzeń i dokonałem pomiarów w trzech scenariuszach: ten sam pokój co główna stacja bazowa, pokój po przekątnej, za dwoma ścianami działowymi, oraz najdalszy punkt w mieszkaniu, znajdujący się za dwoma ścianami nośnymi i jedną działową, gdzie sygnał jest zawsze najsłabszy. Wyniki porównałem do routera UPC Giga Connect Box. Szybko okazało się, że mimo mniejszej liczby urządzeń wyniki są nawet lepsze niż w przypadku zestawu Mercusys Halo H50G, co w moim wypadku ma sens. Pomiarów dokonuje w mieszkaniu nie na tyle dużym, aby trzecie urządzenie przynosiło dużą korzyść, istotniejszy jest nowszy protokół WiFi 6. Pomiarów dokonałem na smartfonie Xiaomi 12 Pro.

    Nie powinno być zaskoczeniem, że pomiar prędkości  w scenariuszu 1, gdzie warunki dla siły sygnału są optymalne wypadł najlepiej, ale też lepiej niż routerze UPC jak również lepiej niż zestaw Mercusys Halo H50G – oba urządzenia do których porównywałem wyniki działają w standardzie ac, a testowany TP-Link Deco X50 w najnowszym ax. Zaowocowało to wynikami ponad 800 Mbps, podobnymi do tych, które osiągnął TP-Link Archer AX55 także oferujący standard WiFi 6. To wynik o prawie połowę lepszy niż w starszej technologii i jeśli ktoś ma w domu łącze szybsze niż 500 Mbps z pewnością odczuje różnicę po przesiadce z ac na ax.

    W scenariuszu 2 TP-Link Deco X50 także okazał się lepszy od routera UPC o około 35%. To wciąż zauważalny przyrost wydajności, choć tutaj wyniki są najbardziej do siebie zbliżone.

    Największą różnicę widać w miejscu gdzie zasięg był najsłabszy, tutaj przyrost jest dramatyczny, z 3 Mbps do aż 330 – 340 Mbps. To ponad jedenaście razy szybciej! Przewaga systemu mesh w pokryciu dużych powierzchni nad pojedynczym routerem jest bezdyskusyjna. Ciekawsze jest natomiast to, że wyposażony w jedynie dwa urządzenia zestaw TP-Link Deco X50 okazał się szybszy od trzech urządzeń Mercusys Halo H50G, które w recenzji uzyskały 203 – 209 Mbps w tym samym miejscu. To 64% poprawa wydajności przy mniejszej liczbie urządzeń i również lepszy wynik niż w scenariuszu 2, który z założenia był mniej wymagający. To pokazuje, że jeśli nie mamy faktycznie dużego domu lepiej sprawdzi się mniejsza liczba bardziej zaawansowanych urządzeń mesh, niż większa liczba stacji działających w starszym standardzie.

    Sprawdziłem też jak działa przełączanie pomiędzy urządzeniami w systemie mesh. Uruchomiłem Speedtest i szybkim krokiem przemieściłem się z pokoju o najlepszym zasięgu do pokoju o najsłabszym zasięgu, który obsługuje druga jednostka, a pierwsza jest poza zasięgiem. Nie zauważyłem choćby chwilowego spadku prędkości podczas przełączania się pomiędzy poszczególnymi urządzeniami – prędkość utrzymała się powyżej 400 Mbps podczas całego testu bez spadku na wykresie transferu.

    Nasza finalna ocena

    TP-Link Deco X50 sprawdził się jako domowy system mesh WiFi na trzech polach – prostej i bezproblemowej konfiguracji, szybkości działania w najnowszym standardzie WiFi 6 oraz rozszerzenia zasięgu powodując, że tam gdzie pierwotnie prędkość WiFi wynosiła 3 Mbps wzrosła do ponad 330 Mbps. W praktyce okazało się to wzrostem większym niż w przypadku 3 tańszych urządzeń działających w standardzie WiFi ac, czyli testowanego niedawno Mercusys Halo H50G.

    TP-Link Deco X50 jest więc na pewno lepszym wyborem, bo nie traci nic z łatwości obsługi, a nawet jeszcze upraszcza pierwsze uruchomienie, a osiągi ma zdecydowanie lepsze, blisko o 50% względem standardu ac. W przypadku mieszkania o powierzchni do 100 m2, nawet w starym budownictwie z grubymi ścianami nośnymi z cegły, dwa urządzenia w zestawie są zupełnie wystarczające, a i tak oferujące osiągi lepsze niż potrójny zestaw w starszym standardzie. Producent obiecuje, że 2 urządzenia wystarczają do pokrycia 230 m2.

    Jedynym czynnikiem mogącym decydować o wyborze Mercusys Halo H50G zamiast TP-Link Deco X50 jest cena. Ten pierwszy kosztuje niecałe 400 zł, a TP-Link Deco X50 niemal trzykrotnie więcej – trochę ponad 1100 zł. Tyle niestety kosztuje nowszy standard WiFi ax oraz maksymalna szybkość AX3000 obsługiwana przez dwie stacje bazowe. Na rynku można bez problemu znaleźć urządzenia znacznie droższe, które oferują podobne osiągi, a wybór tańszych rozwiązań jest bardzo skromny i nie są to propozycje porównywalne specyfikacją.

    Uwielbiamy: rewelacyjne osiągi, najlepsze jak dotąd w systemie mesh

    Nie lubimy: konieczności zakładania konta do uruchomienia aplikacji mobilnej

    Dla kogo jest TP-Link Deco X50:

    • Dla osób zdecydowanych na nowy standard WiFi 6 czyli ax
    • Dla poszukujących najlepszych transferów
    • Dla właścicieli dużych mieszkań i średniej wielkości domów

    Dla kogo nie jest TP-Link Deco X50:

    • Nie dla osób, które nie mają dostępu do internetu powyżej 500 Mbps ani urządzeń obsługujących WiFi ax
    • Nie dla tych którym wystarczą 50% wolniejsze, ale trzy raz tańsze rozwiązania takie jak Mercusys Halo H50G
    • Nie dla tych, którzy nie będą chcieli założyć konta TP-Link

    Alternatywy dla TP-Link Deco X50:

  • Redmi Note 11 Pro - nasze pierwsze wrażenia

    Klasa smartfonu C (skala „Mercedesa” A, B, C, E, S)

    Skala ocen 1-6 (6-celujący)

    Zaczynamy

    Redmi Note 11 Pro kosztuje w sklepie 1499 lub 1599 zł (w zależności od tego, czy ma pamięć 64, czy 128 GB). Smartfon wyróżnia się świetnym designem, bardzo mocnym ładowaniem i genialnym ekranem. Z wad można na szybko wymienić brak 5G i najnowszego Androida, oraz to, że tylko jeden z aparatów fotograficznych oferuje odpowiednią jakość. Redmi Note 11 Pro to standardowy średniak dla klienta, dla którego telefon ma być ładny, ma mieć dobry ekran, baterię i zrobić ładne zdjęcie głównym aparatem, ale już niekoniecznie w trudnych warunkach oświetleniowych.

    Ten smartfon w najlepszej cenie i na raty możecie kupić na Allegro tutaj.

    Główne wady i zalety Redmi Note 11 Pro

    Zalety Redmi Note 11 Pro:

    • Bardzo udany design
    • Bardzo dobry ekran AMOLED 120 Hz
    • Pojemna bateria 5000 mAh
    • Bardzo mocne ładowanie 67W
    • Głośniki stereo
    • Gniazdo słuchawkowe
    • Obsługa kart microSD
    • Dual SIM
    • Przydatny pasek skrótów
    • Tryb Always on Display
    • Ładowarka i etui w zestawie
    • Udany i dopracowany MIUI 13
    • Pilot na podczerwień
    • Możliwość rozszerzenia o karty MicroSD do 1TB

    Wady Redmi Note 11 Pro:

    • Wysoka cena
    • Brak 5G
    • Matryce 8 MP, 2 MP i 2 MP nieprzydatne
    • Brak Androida 12!
    • Problemy z czujnikiem światła (jednorazowe)
    • Nie da się na stałe włączyć Always on Display
    • Szeroka ramka pod ekranem
    • Reklamy w systemie operacyjnym
    • 308K punktów w AnTuTu
    • Brak nagrywania 4K
    • Brak normy IP

    Jak oceniamy design? – ocena 5

    Design to jedna z większych zalet Redmi Note 11 Pro. Telefon prezentuje się bardzo dobrze, a jego design niczym nie różni się od najdroższych flagowców. Szczególnie mogą się podobać wyspa aparatów i piękny matowy tył. Na boku telefonu jest bardzo szybki i wygodny czytnik linii papilarnych. Na górze jest gniazdo słuchawkowe. Głośniki grają w miarę dobrze, ale efekt stereo jest upośledzony, bo dolny głośnik gra znacznie mocniej. Na przednim panelu trochę kłuje w oczy dużo szersza dolna ramka. Niestety nowy Redmi nie spełnia żadnej normy wodo i kurzo odporności – szkoda, bo to jedna z cech, która bardzo się przydaje w codziennym użytkowaniu.

    Co sądzimy o wyświetlaczu? – ocena 5+

    Ekran w Note 11 Pro to potężne 6,67 cala. Odświeżanie można regulować w 2 trybach – 60 i 120 Hz. Jest to AMOLED, więc o jego jakości można mówić tylko w samych superlatywach. Jasność standardowa to 700 nitów, a szczytowa to 1200 nitów. Ekran ma standardową rozdzielczość 2400 × 1080 pikseli. Ekran ma mikroskopijne wycięcie na przednią kamerę do selfiaków. Xiaomi podaje, że wyświetlacz obsługuje gama kolorów DCI-P3. Ekran wspiera funkcję Always on Display, ale w „bieda” trybie – ekran trzeba było budzić stuknięciem w ekran i nie dało się AoD włączyć na stałe (być może to jakiś chwilowy błąd w oprogramowaniu). Bardzo ładnie wyglądają świetlne notyfikacje na krawędziach ekranu.

    Specyfikacja – ocena 4

    Helio G96 był zaprezentowany przez MediaTeka w połowie zeszłego roku. Miał być układem dla smartfonów z niskiej i średniej półki. Jego wydajność pozwala na przekroczenie w AnTuTu 300K punktów, co nie jest zbyt wyśrubowanym wynikiem. Jeśli zależy nam na wydajności naszego smartfonu to Note 11 Pro nie powinien być naszym pierwszym wyborem. Procesor jest wykonany w starej już technologii 12 nm. Za chłodzenie odpowiada układ z cieczą określany przez Xiaomi jako LiquidCool. Pamięć 8GB LPDDR4X może być wspierana przez pamięć wirtualną (3 GB). Pamięć dla użytkownika to 128 GB UFS 2.2. Telefon działa bardzo płynnie, ale w teście AnTuTu widać było, że przy dużym obciążeniu graficznym kompletnie nie ma żadnych rezerw mocy. Pamiętajmy, że platforma Helio G96 nie wspiera jeszcze 5G.

     

    Jak działa system operacyjny? – ocena 4

    Nasz nowy Note 11 Pro działa pod kontrolą Androida w wersji 11, a przecież jest to nowy model telefonu, który nie powinien po wyjęciu z pudełka czekać dodatkowo na jakąkolwiek aktualizacje do aktualnej wersji oprogramowania. Nie ma to pewnie znaczenia dla zwykłego użytkownika, ale dla osób, które „jarają się” takimi smaczkami nie będzie to łatwe do przełknięcia. Na jedenastkę nałożona jest nakładka MIUI 13. To świetny, dopracowany i ładny interfejs chyba tylko z jedną wadą – dosyć często wyświetla reklamy – to dziwne, bo przecież nie otrzymujemy na telefon dodatkowego rabatu w zamian na prawo do wyświetlania nam reklam. Ustawień, usług, dodatkowych gadżetów w MIUI 13 jest multum i jest to bardzo ciekawy system gotowy do znaczniej personalizacji i konfiguracji po zakupie. Mi najbardziej przypadły do gustu świetlne notyfikacje na krawędziach ekranu i pasek skrótów.

    Jakie robi zdjęcia i jakie nagrywa filmy? – ocena 4-

    Jeśli chodzi o aparaty fotograficzne to niestety Note 11 Pro nie może poszczycić się niczym specjalnym. Laicy otrzymują informację, że z tyłu mamy aż 4 matryce, co brzmi bardzo dumnie. Niestety tylko jedna z nich do czegoś się nadaje. Mówimy o głównym aparacie 108 MP bez OIS z obiektywem o jasności F1.9. Ta matryca ma wielkość 1/1.52”. Standardowo aparat łączy 9 pikseli w jeden (0,7μm - 2,1μm 9-w-1 binning). Aparat robi przy dobrym oświetleniu bardzo udane klatki. Dobrze działa także podwójne cyfrowe powiększenie (jest przydatne). Gdy jest ciemniej jest już znacznie gorzej – szumy są bardzo widoczne, ale głównie wtedy, gdy zaczniemy nasze zdjęcia oglądać na dużym monitorze. Trochę szkoda, że nie pokuszono się o zastosowanie może mniejszej matrycy, ale ze stabilizacją optyczną wspomaganą przez cyfrową. Sporą niespodzianką jest to, że telefon za 1500 zł nie ma nagrywania w jakości 4K. Wideo FULL HD jest bardzo stabilne i przyjemnie się je ogląda, ale na pewno brakuje tej szczegółowości, którą osiąga się dopiero w 4K. Pozostałe 3 matryce to 8 MP + 2 MP + 2 MP. Ta ostatnia odpowiada tylko za głębię. Najbardziej przydatny jest ultraszeroki kąt, ale jego jakość zadowoli tylko mniej wymagających mobilnych fotografów. Producenci powinni wyhamować wyścig za ilością matryc i ponownie przyzwyczaić klientów do jednego, maksymalnie dwóch aparatów, ale w dobrej, sprawdzonej jakości. 3 kamery powinny trafiać już wyłącznie do drogich flagowców, a nie na średnią półkę.

    Przykładowe zdjęcia:

    Przykładowe wideo:

    Jak długo działa bateria? – ocena 5

    Działanie baterii w smartfonie powoli przestaje być kluczowe podczas porównywania poszczególnych modeli, bo po prostu większość smartfonów działa wystarczająco długo. Nie dotyczy to tylko najmniejszych smartfonów z niewielkimi bateriami. Note 11 Pro bez problemu działa dobę lub nawet dwie przy znacznym obciążeniu. Gdy korzystamy z niego mniej to czas ten dodatkowo się wydłuża. Telefon nie obsługuje 5G, co również dobrze wpływa na długość działania. Dodatkowo w komplecie mamy bardzo mocną ładowarkę 67W, a to pozwala doładować nasz smartfon w kilka – kilkanaście minut, gdy nie zależy nam na doładowaniu go do 100%. Sama bateria ma pojemność 5000 mAh.

    Nasza finalna ocena

    Klienci, którzy będą chcieli kupić smartfon Redmi Note serii 11 w sklepie się zdziwią. Sprzedawca zaproponuje im model Note 11, Note 11S, Note 11 Pro (to ten nasz), Note 11 Pro 5G i za chwilę także 11 Pro+ 5G. Jest to trochę zabawne, bo to oczywiście tylko jedna seria z oferty Xiaomi. A przecież można też kupić tańszą serię Note 10 z zeszłego roku. W wyborze pomoże już chyba tylko rzut monetą lub wielogodzinne porównywanie różnic pomiędzy tymi telefonami. Nasz Redmi Note 11 Pro ma cztery główne zalety: świetnie wygląda, ma aparat 108MP, ekran 120Hz FHD+ AMOLED DotDisplay oraz ładowanie 67W. Z wad można wymienić niezbyt wysoką, choć wystarczającą moc procesora, brak normy IP, brak 5G i słabą jakość zdjęć z aparatów poza głównym. Redmi Note 11 Pro to prawdziwy średniak – przy jego zakupie musimy być gotowi na kompromisy lub tez po prostu powinniśmy dopłacić kolejne 500 zł i zdecydować się, na któryś z bardzo mocnych smartfonów z segmentu za około 2K PLN.

    Uwielbiamy: ekran i design

    Nie lubimy: zestawu aparatów

    Dla kogo jest Redmi Note 11 Pro:

    • Wielbiciele bardzo ładnych smartfonów
    • Dla osób, dla których bardzo ważny jest świetny ekran
    • Dla osób, dla których bardzo ważna jest dobra bateria i szybkie jej ładowanie
    • Dla niezbyt oszczędnych

    Dla kogo nie jest Redmi Note 11 Pro:

    • Dla fanów 5G
    • Dla fanów mobilnej fotografii
    • Dla fanów najnowszego Androida
    • Raczej nie dla graczy

    Alternatywy dla Redmi Note 11 Pro:

  • Xiaomi 12 Pro - nasze pierwsze wrażenia

    Klasa urządzenia S (skala „Mercedesa” A, B, C, E, S)

    Skala ocen 1-6 (6-celujący)

    Zaczynamy

    Xiaomi 12 Pro to najwyższy model smartfonu oferowany przez Xiaomi w 2022 roku – ultra nie została na razie zapowiedziana i nie wiadomo czy się pojawi. Xiaomi 12 Pro to odpowiednik ubiegłorocznego Mi 11. Jest jeszcze drugi mniejszy model - Xiaomi 12, który oprócz mniejszych rozmiarów i niższej ceny ma także częściowo okrojony zestaw aparatów, mniejszą baterię i ekran FHD+ zamiast QHD+. Wersja Pro, na której się skupiam, ma topową specyfikację i muszę przyznać, że zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie pod wieloma względami. Xiaomi znacznie poprawiło wiele elementów względem ubiegłorocznych modeli. Niestety Xiaomi 12 Pro będzie od Mi 11 droższy i to znacząco. Nie znamy jeszcze polskich cen, ale ceny w euro sugerują nawet tysiąc złotych różnicy. Sprawdźmy zatem czy zmiany są na tyle duże, aby podniesienie ceny uzasadnić.

    Ten smartfon w najlepszej cenie i na raty możecie kupić na Allegro tutaj.

    Główne wady i zalety Xiaomi 12 Pro

    Zalety Xiaomi 12 Pro:

    • Najwyższa jakość wykonania obudowy, design ze smaczkami
    • Wysokiej jakości głośniki stereo
    • Skuteczny i szybki czytnik linii papilarnych pod ekranem
    • Ekran LTPO AMOLED 120 HZ QHD+ o najwyższych parametrach, z rewelacyjną jakością obrazu
    • Topowy procesor Snapdragona 8 Gen 1 oraz 12 GB RAM
    • Android 12 z nakładką MIUI 13 – dopracowany wygląd systemu
    • Rewelacyjna jakość zdjęć w dzień i w nocy z głównego aparatu
    • Bardzo dobra jakość stabilizowanego wideo 4K i 8K
    • Ładowanie 120 W ładowarką dołączoną w zestawie – w 18 minut do pełna według producenta
    • 50W ładowanie bezprzewodowe i 10W ładowanie zwrotne

    Wady Xiaomi 12 Pro:

    • Brak normy uszczelnienia obudowy
    • Szersze ramki ekranu niż w Samsungu, do tego nie są symetryczne
    • Brak wsparcia dla karty pamięci
    • Teleobiektyw z powiększeniem x2 to niewiele, do tego bez stabilizacji optycznej
    • Brak fotografii makro, choćby za pomocą szerokokątnego aparatu, który nie ma AF
    • Bateria ma 4600 mAh – mogłaby być pojemniejsza

    Jak oceniamy design? – ocena 5+

    Wizualnie Xiaomi 12 Pro bardzo przypadł mi do gustu. Podoba mi się zdecydowanie bardziej niż Mi 11 w dniu swojej premiery. Każdy element wydaje się bardziej dopracowany i wyrafinowany – poczynając od kształtów otworów na głośniki stereo, przez kolor, na wsypie aparatów kończąc. Elementy obudowy są świetnie dopasowane. Idealnie w mój gust trafiło połączenie matowej, szklanej obudowy z ciemnym, choć nie całkiem czarnym kolorem, który zmienia się zależnie od kąta padania światła. Kolor przechodzi od ciemnoszarego, przez grafitowy aż do srebrnego. Praktycznie nie widać na nim śladów dotyku. Wygląda po prostu rewelacyjnie.

    Czytnik linii papilarnych schowany pod ekranem sprawił na mnie dobre wrażenie i nie odnotowałem żadnych problemów przy pierwszym kontakcie. Zwróciła moją uwagę także bardzo dopracowana haptyka. Prawie każdy element interfejsu po aktywacji potwierdza polecenie fizyczną informacją zwrotną. Na dodatek wibracje są zróżnicowane i mają sporo drobnych smaczków. Głośniki mają dwa pełnoprawne i niezależne od siebie kanały stereo, które oferują pełne i zrównoważone brzmienie. Świetnie sprawdziły się zarówno w muzyce, filmie jak i słuchaniu audycji.

    Jedyne zastrzeżenie dotyczące Xiaomi 12 Pro to brak oficjalnej normy uszczelnienia obudowy. Większość chińskich telefonów jej nie ma. Trochę szkoda, bo poza tym nie ma się do czego przyczepić

    Co sądzimy o wyświetlaczu? – ocena 6-

    Ekran Xiaomi 12 Pro to najwyższa półka – rozdzielczość  QHD+ 3200 x 1440 pikseli, co przy przekątnej 6,73 cala oferuje bardzo wysoką gęstość pikseli wynoszącą 521 PPI. Panel jest wykonany w technologii LTPO AMOLED i pozwala dostosować odświeżanie do rodzaju wyświetlanej treści, maksymalnie osiągając 120 Hz. Ekran osiąga 1000 nitów stałej jasności, a maksymalny chwilowy wynik dochodzi do 1500 nitów. Panel jest przykryty szkłem Gorilla Glass Victus.

    Jest to ekran z najwyższej półki. Jasność i kolory nie zmieniają się w ogóle podczas przechylania i patrzenia na ekran pod kątem. Obraz jest super ostry, bardzo jasny i po prostu cieszy oczy. To zdecydowanie wyświetlacz godny flagowca. Jedyne miejsce w którym Xiaomi 12 Pro ustępuje Samsungowi z jego najnowszymi smartfonami S22 to w szerokości ramek, które dodatkowo nie są symetryczne tak jak w SamsunguSamsungowi udało się też osiągnąć wyższą maksymalną jasność, ale przy tak wysokich wartościach to są już trudne do zauważenia niuanse.

    Specyfikacja i system operacyjny – brak oceny do czasu recenzji

    Specyfikacja we flagowcu może być tylko topowa. Mamy więc Snapdragona 8 Gen 1 taktowanego zegarami 1 x 3,00 GHz + 3 x 2,50 GHz + 4 x 1,80 GHz. Procesor wspomaga 12 GB RAM i 256 GB na system i pliki. Flagowce odchodzą od wspierana kart pamięci i tak jest też w tym wypadku.

    Na tym etapie nie można jeszcze publikować wyników benchmarków, ale sądzę, że można powiedzieć, że nie ma rozczarowania. Wydajność Snapdragona 8 Gen 1 znamy też z innych smartfonów. Xiaomi 12 Pro działa bardzo płynnie i przyjemnie.

    Xiaomi 12 Pro działa pod kontrolą Androida 12 z nakładką MIUI 13.0.10. Zabezpieczenia telefonu pochodzą z dnia 1 stycznia 2022. Jak wspominałem przy okazji recenzji innych telefonów Xiaomi, podoba mi się droga jaką przebyła nakładka MIUI, od bogatej w funkcje, ale dość siermiężnej do jednej z najbardziej estetycznych na rynku. Podobnie jak haptyka, animacje i różne detale są dopracowane.

    W funkcjach specjalnych systemu znajdziemy panel boczny, pływające okna, drugą przestrzeń, tryb lite oraz pomiar tętna za pomocą skanera linii papilarnych – tutaj wynik zgadzał się z moim zegarkiem. Aplikacja panel sterowania ułatwia optymalizowanie działania telefonu – monitoruje bezpieczeństwo systemu, usuwa śmieciowe pliki, ułatwia zarządzanie funkcjami systemowymi.

    Jakie robi zdjęcia i jakie nagrywa filmy? – brak oceny do czasu recenzji

    Xiaomi 12 Pro oferuje następujące aparaty:

    • 50 MP, f/1.9, 24mm, Dual Pixel PDAF, OIS – główny aparat
    • 50 MP, f/1.9, 48mm, PDAF, aparat z teleobiektywem, 2x powiększenie optyczne
    • 50 MP, f/2.2, 115 ˚ - aparat ultraszerokokątny
    • 32 MP, f/2.5, 26mm – aparat do selfie

    Jak widać po specyfikacji, zestaw aparatów Xiaomi 12 Pro jest kompletny, ale nie próbuje konkurować bezpośrednio ze stricte fotograficznymi smartfonami takimi jak S22 Ultra czy Mi 11 Ultra. Do tego celu potrzebowałby większego powiększenia teleobiektywu niż x2 oraz autofocus w aparacie szerokokątnym z funkcją makro. Takie elementy prawdopodobnie zostały zachowane dla wersji Ultra, która jak wspomniałem na wstępie nie została jeszcze potwierdzona. W porównaniu do ubiegłorocznego Xiaomi Mi 11 znajdziemy w Xiaomi 12 Pro teleobiektyw, którego tam zabrakło, oraz wyższej rozdzielczości aparat szerokokątny. Nie ma za to całkiem udanego aparatu makro, który w Mi 11 wyróżniał się na tle rynku mobilnego.

    Dziwnym dla mnie zabiegiem jest umieszczenie ikon trybów pracy aparatu, które nie są zainstalowane - gdy je wybierzemy po raz pierwszy trzeba poczekać aż się pobiorą. Oszczędność miejsca jest minimalna, a zaskoczenie przy pierwszym użyciu nie robi dobrego wrażenia.

    Muszę przyznać, że jakość zdjęć z Xiaomi 12 Pro pozytywnie mnie zaskoczyła. Pierwsze odczucie jest takie, że udało się osiągnąć poziom najbardziej udanych foto smartfonów na rynku, zwłaszcza dla głównego aparatu. Aparat poradził sobie z bardzo kontrastowym oświetleniem i fotografowaniem pod światło, ma bardzo dobrą rozpiętość tonalną, naturalne i czyste kolory. Nie brakuje szczegółowości, nie zaobserwowałem aberracji chromatycznej czy rozmycia na krawędziach kadru. Największe wrażenie zrobiły na mnie zdjęcia nocne. Xiaomi 12 Pro poradził sobie w nawet najciemniejszych, najtrudniejszych warunkach. W tym scenariuszu widać wyraźną przewagę głównego aparatu nad dwoma pozostałymi, które już aż tak udane nie są, wciąż jednak trzymają sensowny poziom. Potwierdza się zatem, że nie jakość zdjęć jest potencjalnym problemem, a wyposażenie. Teleobiektyw z x2 powiększeniem to podstawowe minimum. Zrobiłoby dużą różnicę gdyby teleobiektyw miał chociaż x3 powiększenie i stabilizację optyczną, jak choćby w Samsungu S21 FE, nawet kosztem niższej rozdzielczości matrycy. A tak teleobiektyw w ograniczonym stopniu rozszerza możliwości podstawowego aparatu.

    Xiaomi 12 Pro nagrywa wideo w 8K, pozwala również przełączać się pomiędzy obiektywami podczas nagrywania wideo w 4K. Ma dodatkowe tryby super skutecznej stabilizacji, ale jest ona zarezerwowana dla rozdzielczości 1080p. Podobnie jak zdjęcia, jakość wideo jest na bardzo dobrym poziomie. Nagrania są szczegółowe, nie mają problemów z ustawieniem czy pływaniem ostrości i przede wszystkim mają skuteczną stabilizację.

    Xiaomi pochwaliło się podczas premiery nową funkcją śledzenia ostrości ruchomych obiektów, o której uruchomienie pyta też aplikacja aparatu. Miałem zbyt mało czasu aby wyrobić sobie ostateczne zdanie o jej działaniu, ale mojego psa Xiaomi 12 Pro wykrywał bez problemu i otaczał ramką ostrości, nawet podczas fotografowania w nocy z większej odległości. Wygląda to obiecująco.

    Przykładowe zdjęcia:

    Przykładowe wideo:

    Jak długo działa bateria? – brak oceny do czasu recenzji

    Xiaomi 12 Pro ma baterię o pojemności 4600 mAh. To przeciętna wartość, wielu konkurentów oferuje 5000 mAh. To czego jednak nie ma konkurencją to super szybkie ładowanie 120 W ładowarką, która znajduje się w zestawie z telefonem. To jeden z elementów, który nieustannie zawstydza dwóch największych producentów, czyli Apple i SamsungaXiaomi 12 Pro Wspiera także ładowanie bezprzewodowe o mocy 50W i ładowanie zwrotne o mocy 10W. Patrząc na dane producenta, to Xiaomi 12 Pro naładuje się szybciej bezprzewodowo niż Samsung najmocniejszą ładowarką, którą trzeba i tak kupić osobno. Xiaomi obiecuje ładowanie od zera do pełna w 18 minut, ale nie miałem jeszcze okazji tego sprawdzić.

    Udało się natomiast sprawdzić czas strumieniowania wideo z YouTube z jasnością ekranu ustawioną na połowę, rozdzielczością ekranu ustawioną na maksymalne QHD+, oraz odświeżaniem regulowanym automatycznie. Po 7 godzinach i 40 minutach telefon rozładował się do 47%. Oznacza to niecałe 15 godzin ciągłego odtwarzania wideo. To niezły wynik, ale do czołówki mu raczej daleko.

    Nasza wstępna ocena

    Pod wieloma względami Xiaomi 12 Pro jest bezkompromisowy i może konkurować z najlepszymi. Dotyczy to designu, wyświetlacza, nakładki systemowej i najszybszego dostępnego procesora. Są też aspekty w których Xiaomi 12 Pro jest lepszy od nawet najlepszej konkurencji. Na pewno dotyczy to ładowania 120 W i 50W ładowania zwrotnego oraz wyjątkowo dopracowanej haptyki. O tym czy warto wybrać telefon z najwyższej półki coraz częściej decyduje jakość i wszechstronność aparatów. Xiaomi 12 Pro broni się bardzo skutecznie jeśli chodzi o jakość zdjęć w dzień i w nocy, ma jednak pewne niedostatki jeśli chodzi o wyposażenie, jak choćby brak funkcji zdjęć makro, która była w Mi 11 oraz symboliczne powiększenie teleobiektywu. Możliwe, że część tych funkcji została z premedytacją pominięta na rzecz przyszłego modelu Xiaomi 12 Ultra, ale to czysta spekulacja, bo nie został on jeszcze zapowiedziany. Ostatecznego werdyktu bez znajomości polskiej ceny, dłuższych testów baterii, benchmarków, czy setek zrobionych zdjęć być nie może. Na pewno Xiaomi 12 Pro zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie.

    Widać też jednoznacznie, że Xiaomi całkowicie przestało konkurować swoją główną serią flagowców z najtańszymi smartfonami mającymi najmocniejsze procesory – jak było na początku istnienia serii. Do tego celu rozwijają linię POCO oraz serię Mi 11i czy 12X. Wszystko wskazuje na to, że Xiaomi 12 Pro będzie w tym roku znacznie droższy od Mi 11. Moim zdaniem nowy model zapowiada się na bardziej dopracowany od poprzednika i bardziej kompletny. Daje to uzasadnienie dla podniesienia ceny. Pozostaje pytanie czy bez normy uszczelnienia obudowy klienci wybiorą telefon Xiaomi zamiast Samsunga S22 z dłuższym wsparciem dla aktualizacji oprogramowania? Musimy jeszcze poczekać, aby się o tym przekonać.

    Uwielbiamy: topowy wyświetlacz

    Nie lubimy: brak normy uszczelnienia obudowy

    Dla kogo jest Xiaomi 12 Pro:

    • Dla poszukujących najlepszego ekranu
    • Dla ceniących dopracowaną obudowę i najlepsze na rynku wibracje
    • Dla szukających absolutnie najszybszego ładowania 120 W

    Dla kogo nie jest Xiaomi 12 Pro:

    • Nie dla osób szukających uszczelnionej obudowy
    • Nie dla szukających najpojemniejszej baterii
    • Nie dla osób które nie są skłonne zapłacić więcej niż za zeszłorocznego Xiaomi Mi 11

    Alternatywy dla Xiaomi 12 Pro:

    •  
  • Xiaomi 12 Pro w naszych rękach - wideo

    Na filmie rozpakowaliśmy i sprawdziliśmy, jak działa najnowszy smartfon Xiaomi 12 Pro.

    Więcej informacji na temat smartfonu można przeczytać tutaj.

  • vivo Y76 5G - nasza recenzja

    vivo Y76 5G - test

    Klasa urządzenia C (skala „Mercedesa” A, B, C, E, S)

    Skala ocen 1-6 (6-celujący)

    Zaczynamy

    Vivo Y76 5G to nowy smartfon ze średniej półki, który został przez producenta wyceniony na 1499 zł. W tym przedziale cenowym konkurencja jest duża. Vivo na pewno wyróżnia się wyglądem charakterystycznym dla marki i 44W ładowaniem. To również wyjątkowo lekki i smukły smartfon. Jest jednak szereg decyzji, które mocno zaskakują i niekoniecznie pozytywnie – brak obiektywu szerokokątnego czy teleobiektywu, standardowe odświeżanie ekranu 60 Hz, który nie jest wykonany w technologii AMOLED. Pod wieloma względami vivo Y76 5G to stara szkoła projektowania smartfonów w nowym designie. Według dawnych standardów została skompletowana zawartość pudełka, co jest akurat dużą zaletą. Jak się odnajduje na tle konkurencji postaram się odpowiedzieć w poniższej recenzji.

    Ten smartfon w najlepszej cenie i na raty możecie kupić na Allegro tutaj.

    Główne wady i zalety vivo Y76 5G

    Zalety vivo Y76 5G:

    • Ładny design
    • Lekki, ze smukłą obudową
    • Bogaty zestaw w pudełku z etui i słuchawkami
    • Czytnik linii papilarnych w przycisku zasilania działa jak należy + odblokowanie twarzą
    • Gniazdo słuchawkowe
    • Specyfikacja zapewniająca komfort użytkowania
    • Możliwość rozszerzenia pamięci kartą micro SD
    • Wsparcie dla 5G
    • Bezproblemowe działanie systemu
    • Dobre zdjęcia z głównego aparatu w ciągu dnia
    • Stabilizowane nagrania wideo w 1080p
    • 44W ładowanie

    Wady vivo Y76 5G:

    • Brak normy uszczelnienia obudowy
    • Standardowy ekran IPS 60 Hz, bez AMOLED czy podwyższonego odświeżania
    • Wydajność mogłaby być lepsza
    • Brak WiFi 6
    • Android 11 zamiast 12
    • Brak aparatu szerokokątnego - tylko główny aparat jest użyteczny
    • Brak stabilizacji optycznej
    • Przeciętne zdjęcia nocne
    • Brak nagrywania wideo 4K
    • Bateria mogłaby być pojemniejsza
    • Można kupić telefon za 999 zł (500 zł taniej) z lepszym ekranem, dodatkowymi aparatami i większą baterią

    Jak oceniamy design? – ocena 4

    Design to mocna strona smartfonów vivo i bez wątpienia zaleta ta dotyczy także vivo Y76 5G. Lekko matowa, mieniąca się w świetle obudowa delikatnie zmienia odcień zależnie od kąta padania światła. Dość skutecznie ukrywa ślady dotyku – telefon nie musi być non stop przecierany aby dobrze się prezentował. Znajdziemy tu również charakterystyczną dla vivo wyspę aparatów. Telefon może się podobać. Wrażenie robią również wymiary i waga. Smartfon waży jedynie 175 gramów, a jego grubość to 7,8 mm. vivo Y76 5G jest odczuwalnie lżejsze od wielu innych telefonów.

    Obudowa jest wykonana z tworzywa sztucznego, zarówno tył jak i rama urządzenia. Nie ma normy uszczelnienia obudowy, co w tym przedziale cenowym można już zaklasyfikować jako minus, chociaż na szufladzie na kartę SIM znajdziemy uszczelkę. Na dolnej krawędzi znajdziemy gniazdo słuchawkowe oraz głośnik monofoniczny. Jego brzmienie jest zadowalające, ale nie wyróżnia się na tle konkurencji. W przycisku zasilania znajduje się skaner linii papilarnych, który działa sprawnie i większości przypadków szybko, zwłaszcza gdy odblokowujemy już wybudzony ekran. Nad odblokowaniem uśpionego telefonu vivo Y76 5G potrafi się czasem na ułamek sekundy zamyślić, nie wygląda jednak aby była to zasługa samego czytnika. Telefon można także odblokować twarzą.

    W pudełku vivo Y76 5G znajdziemy rzadko spotykany kompletny zestaw obejmujący szybką 44W ładowarkę, etui silikonowe, jak i słuchawki – tych w zestawach nie widziałem już bardzo dawno.

    Co sądzimy o wyświetlaczu? – ocena 4-

    Ekran vivo Y76 5G ma przekątną 6,58 cala, rozdzielczość FHD+ 2408 x 1080 pikseli i proporcje 20:9.  Co zaskakujące, jest to zupełnie klasyczny ekran LCD IPS z odświeżaniem 60 Hz i jasnością 460 nitów. Taki ekran spełnia swoją funkcję i powinien wystarczyć bez większych problemów. Wystarczy jednak sprawdzić, że kosztujący mniej niż 1000 zł Redmi Note 11 ma ekran AMOLED, o odświeżaniu 90 Hz i 700 nitów jasności aby zrozumieć, że za połowę wyższą cenę można by oczekiwać jednak czegoś więcej. Podczas fotografowania w słoneczny dzień niezbyt wysoka jasność wyświetlacza vivo Y76 5G daje się we znaki. Podczas patrzenia pod kątem jasność ekranu spada zauważalnie.

    W ustawieniach wyświetlacza znajdziemy tryb ciemny, ochronę wzroku, możliwość zmiany kolorów ekranu pomiędzy profilami: standardowy, profesjonalny i jasny, jak również ręcznie zmienić temperaturę barwową.

    Specyfikacja – ocena 4-

    vivo Y76 5G jest wyposażony w procesor Mediatek Dimensity 700 taktowany zegarami 2 x 2,2 GHz + 6 x 2,0 GHz. Procesor wspomaga 8 GB RAM oraz 128 GB na system i pliki. Miejsce na pliki można rozszerzyć za pomocą karty micro SD, o ile zrezygnujemy z drugiej karty SIM.

    Wyniki benchmarków:

    • Antutu 9 – 361832
    • Geekbench 5 – 506/1630
    • Androbench sekwencyjny odczyt/zapis – 973/203 MB/s
    • PCMark Work 3.0 – 6580
    • PCMark Storage 2.0 – 12967
    • 3Dmark Wild Life - 1099
    • 3Dmark Wild Life Extreme – 318

     

    Wyniki benchmarków plasują vivo Y76 5G trochę poniżej połowy wydajności Snapdragona 888 i w okolicy 1/3 wydajności najnowszego Snapdragona 8 Gen 1. Takie osiągi są wystarczające aby z telefonu korzystać w sposób komfortowy. Większość rzeczy możemy zrobić bez czekania. Trzeba tylko zadać sobie pytanie na ile nam zależy aby mieć zapas wydajność dla wymagających gier i innych zastosowań w przyszłości. Kosztujący 1699 zł POCO F3 5G ma mniej więcej dwukrotnie mocniejszy procesor Snapdragon 870. Dopłacenie 200 zł może się okazać dobrym posunięciem, nie mówiąc o tym, że można trafić na promocję w której POCO F3 kosztuje nawet mniej niż vivo Y76 5G.

    Pakiet komunikacyjny vivo Y76 5G obejmuje: 5G, LTE, WiFi ac, Bluetooth 5.1 i NFC. Lokalizacja jest realizowana za pomocą GPS, GLONASS, GALILEO, BDS i QZSS. Zestaw czujników obejmuje: akcelerometr, żyroskop, kompas cyfrowy, czujnik zbliżeniowy, czujnik siły oświetlenia i skaner linii papilarnych.

    Nie znajdziemy w vivo Y76 5G najnowszego standardu WiFi 6 i to w zasadzie tyle. Do reszty wyposażenia nie mam uwag poza tym, że w tej cenie to nic szczególnego i można znaleźć na rynku urządzenia o lepszym stosunku wydajności do ceny.

     

    System operacyjny – ocena 4

    Vivo Y76 5G działa pod kontrolą systemu Android 11 z nakładką Funtouch OS 12. W trakcie recenzji telefon dostał aktualizację zabezpieczeń z dnia 1 marca 2022.

    Nakładka Funtouch OS ma w ustawieniach zakładkę Efekty dynamiczne, która pozwala spersonalizować animację odblokowania ekranu, animację rozpoznawania twarzy, efektu ładowania czy podłączenia USB. To zabieg czysto wizualny.

    W systemie znajdziemy też Tryb ultragry, który udostępnia pasek boczny ze skrótami dostępnymi podczas gry, tryb e-sportowy, auto rozgrywkę przy wyłączonym ekranie, opcję blokowania powiadomień, jak i możliwość grania z oknem innej aplikacji widocznym obok.

    Aplikacja systemowa iManager optymalizuje działanie telefonu, zwalnia miejsce, skanuje w poszukiwaniu zagrożeń i ułatwia zarządzanie wykorzystaniem danych oraz uprawnieniami.

    System działał w trakcie testów stabilnie i płynnie. Jest czytelny, ale poza wspomnianymi funkcjami specjalnie się nie wyróżnia na tle rynku mobilnego.

    Jakie robi zdjęcia i jakie nagrywa filmy? – ocena 3+

    Vivo Y76 5G ma trzy aparaty z tyłu obudowy, ale dwa z nich mają rozdzielczość jedynie 2 megapikseli i tylko główny aparat można uznać za pełnoprawny. Oznacza to, że vivo Y76 5G jest pierwszym od dawna smartfonem, który nie ma aparatu szerokokątnego ani teleobiektywu i ma tylko główny aparat do zdjęć.

    • 50 MP, f/1.8, 26mm, PDAF – główny aparat
    • 2 MP, f/2.4 – aparat do zdjęć makro
    • 2 MP, f/2.4 – aparat do pomiaru głębi sceny
    • 16 MP, f/2.0 – aparat do selfie

    Byłbym w stanie rozumieć taki zabieg, gdyby główny aparat był chociaż wyposażony w stabilizację optyczną, z której Vivo jest dobrze znane. Wówczas byłaby to sytuacja: jeden ale za to bardzo dobry aparat. Główny aparat jest faktycznie dobry, gdy fotografujemy za dnia i robi atrakcyjne zdjęcia. Mają przyjemne, naturalne kolory, odpowiednią rozpiętość tonalną, ostrość i szczegółowość. Jednak zdjęcia nocne są już bardzo przeciętnej jakości i na tle konkurencji się nie wyróżniają. Zoom cyfrowy pozwala kadrować zdjęcia zamiast teleobiektywu, ale spadek jakości jest wówczas zauważalny. Zdjęć ultra szerokim kątem nie da się zasymulować oprogramowaniem i to jest spory minus braku takiego aparatu.

    Ograniczenia nie dotyczą tylko fotografowania. vivo Y76 5G nagrywa tylko wideo 1080p. Zabrakło rozdzielczości 4K. Nie ma też mowy o przełączaniu obiektywów podczas nagrywania bo nie ma na co się przełączać. Można jedynie korzystać z powiększenia cyfrowego.

    Podsumowując, główny aparat nie jest zły, można jednak na rynku znaleźć smartfony poniżej tysiąca złotych, które mają więcej do zaoferowania.

    Przykładowe zdjęcia:

    Przykładowe wideo:

    Jak długo działa bateria? – ocena 4

    vivo Y76 5G ma baterię o pojemności 4100 mAh. W zestawie z telefonem otrzymujemy ładowarkę 44W. Producent deklaruje ładowanie do 70% w 32 minuty.

    Podczas testu strumieniowania wideo z YouTube z jasnością ustawioną na połowę maksymalnej wartości telefon rozładował się do 46% po upływie 10 godzin. Można więc spodziewać się 18 – 19 godzin ciągłego odtwarzania wideo na niezbyt jasnym wyświetlaczu.

    Do pełnego naładowania wciąż potrzeba godziny i 20 minut, ale podładowanie baterii do połowy odbędzie się w mniej niż pół godziny. Podczas normalnego użytkowania smartfon wytrzymuje jeden dzień średnio intensywnego użytkowania.

    Nasza finalna ocena

    Gdyby oceniać recenzowany telefon w próżni, to można by uznać vivo Y76 5G za sensowny smartfon ze średniej półki, bo telefonu można używać bez problemu czy poczucia dyskomfortu. Gdy jednak przyjrzymy się konkurencji okazuje się, że chociaż vivo Y76 5G został wyceniony na 1499 zł, to pod względem wyświetlacza i aparatu ustępuje telefon za 999 zł. Ekran nie ma ani podwyższonego odświeżania, ani wysokiej jasności, ani nie jest wykonany w technologii AMOLED. Użyteczny aparat jest w zasadzie tylko jeden, nie nagrywa w 4K i robi zupełnie przeciętne zdjęcia nocne. Wydajność też niczym nie zaskakuje. Zarzutów nie mam do szybkości ładowania i designu, ale to trochę mało w tej cenie. Vivo Y76 5G wydaje się więc mniej atrakcyjnym wyborem niż tańsze od niego urządzenia, a gdy porównamy go z POCO F3 okaże się, że nie ma choćby jednego miejsca w którym byłby od niego lepszy. Chociaż bardzo podobały mi się możliwości aparatów w smartfonach Vivo z wyższej półki, o tyle vivo Y76 5G musiałby naprawdę mocno stanieć abym mógł go polecić jako dobry wybór.

    Uwielbiamy: Ładowarkę 44W

    Nie lubimy: ekranu i aparatu z poprzedniej epoki smartfonów

    Dla kogo jest vivo Y76 5G:

    • Dla osób ceniących design vivo
    • Dla szukających szybkiego ładowania

    Dla kogo nie jest vivo Y76 5G:

    • Nie dla osób szukających ekranu AMOLED czy wyższego odświeżania
    • Nie dla osób które szukają więcej niż jednego aparatu np. szerokokątnego
    • Nie dla osób szukających najwyższej wydajności w swojej klasie
    • Nie dla osób szukających sensownego stosunku wyposażenia do ceny

    Alternatywy dla vivo Y76 5G:

  • Samsung Galaxy Tab S8 Ultra

    Na filmie rozpakowaliśmy i sprawdziliśmy, jak działa najnowszy tablet Samsung Galaxy Tab S8 Ultra:

    Więcej informacji na temat tabletu można przeczytać tutaj.

  • Huawei Watch GT Runner - nasza recenzja

    Klasa urządzenia E (skala „Mercedesa” A, B, C, E, S)

    Skala ocen 1-6 (6-celujący)

    Zaczynamy

    Huawei Watch GT Runner to nowa sportowa edycja zegarka Huawei, bazująca na zmianach jakie przyniosły Watch 3 Pro i Watch 3 GT. Do tej pory zegarki Huawei były przedstawiane jako uniwersalne smartwache z funkcjami sportowymi. Producent kierował się raczej w kierunku elegancji, zwłaszcza w przypadku model Watch 3 Pro z tytanową bransoletą. Dlatego Huawei Watch GT Runner jest pierwszym zegarkiem chińskiego producenta skierowanym wprost do sportowców, a nawet do biegaczy i to już w samej nazwie modelu. To może być właściwy kierunek, bo zegarki Huawei zawsze bliższe były typowo sportowym urządzeniom jeśli chodzi o czas działania na baterii i funkcjonalność. Łatwiej też rozwijać funkcje sportowe niż integrację ze smartfonami w obecnej sytuacji producenta. Warto również odnotować, że Huawei nie ograniczył się do zmiany nazwy i kilku nowych funkcji w oprogramowaniu – specjalnie pod kątem sportowym zmieniła się też obudowa, system lokalizacji GNSS i czujnik tętna. To może być ciekawa propozycja dla kogoś kto jeszcze nie korzysta z dostępnych ekosystemów sprzętów sportowych.

    Główne wady i zalety Huawei Watch GT Runner

    Zalety Huawei Watch GT Runner:

    • Od początku stworzony z myślą o sporcie
    • Lekka, wygodna konstrukcja
    • Wodoszczelny do 50 metrów
    • Nowy czujnik TruSeen 5.0+ z podwojoną liczbą elementów mierzących puls i natlenienie
    • Obrotowy górny przycisk ułatwia przewijanie listy i menu
    • Topowy ekran AMOLED
    • Nowe, praktyczne i wizualnie atrakcyjne tarcze zegarka
    • Działa płynnie i bezproblemowo
    • Bardzo rozbudowane funkcje dla biegaczy, w czołówce rynku sportowego
    • Nowy system lokalizacji wspierający 5 systemów GNSS i dwa pasma – szybki fix pozycji
    • Dodano krótkie predefiniowane odpowiedzi na powiadomienia
    • Możliwość pobrania planów treningowych
    • Długi czas działania na baterii do 14 dni
    • Ładowanie bezprzewodowe Qi kompatybilne z niemal każdą ładowarką bezprzewodową

    Wady Huawei Watch GT Runner:

    • Brak płatności zbliżeniowych w Polsce
    • Brak wsparcia dla Spotify i innych serwisów strumieniujących muzykę
    • Sklep AppGallery ubogi w przydatne aplikacje
    • Zamykanie użytkownika i jego danych w aplikacji Huawei Zdrowie bez opcji eksportu
    • Brak integracji z liderami rynku sportowego jak Strava - teraz boli jeszcze bardziej
    • Huawei nie zawsze oferuje najnowsze wersje aplikacji przez sklep Google Play
    • Jeśli ktoś nie jest biegaczem ominie go istotna część dodanych nowości

    Jak oceniamy design? – ocena 4+

    Design zegarka Huawei Watch GT Runner został zaprojektowany specjalnie pod kątem sportu. O ile recenzowany przez nas Watch GT 3 Pro był jednym z najcięższych i już wtedy zwracałem uwagę, że w sporcie to może przeszkadzać, tak Huawei Watch GT Runner jest jednym z najlżejszych. Zegarek bez paska waży jedynie 38,5 grama, a z paskiem 53 gramy.  Faktycznie jeśli jesteśmy już przyzwyczajeni do noszenia zegarków to Huawei Watch GT Runner nie czuć prawie wcale na ręku. Pod kątem sportu to duży plus.

    Aby waga była mniejsza konieczne było zastosowanie innych materiałów. Koperta jest wykonana z tworzywa, a przy elemencie mocującym pasek są otwory poprawiające wentylację i zmniejszające wagę. Pasek na rękę jest również wykonany z tworzywa i tym razem jest wyjątkowo miękki i elastyczny. Ma on standardowy rozmiar 22 mm i klasyczne mocowanie, więc w razie potrzeby łatwo znaleźć mu zastępstwo. Rozmiar okrągłej koperty to 46 mm średnicy i 11 mm grubości. W zestawie z zegarkiem otrzymujemy dwa zestawy pasków, które pozwalają zapiąć zegarek na nadgarstku o obwodzie 140-210 mm. Huawei Watch GT Runner jest wodoszczelny do 50 metrów zanurzenia, lub inaczej do 5 atmosfer.

    Tak jak poprzednie zegarki Huawei, Huawei Watch GT Runner  jest obsługiwany dwoma przyciskami. Górny wyświetla listę aplikacji i spełnia rolę przycisku powrotu do ekranu głównego. Można go też pokręcić i w ten sposób przewijać dowolny wyświetlaną listę w pionie. Dolny przycisk odpowiada za uruchamianie skrótu, którym domyślnie jest wyświetlenie listy dostępnych sportów. Można to jednak zmienić w ustawieniach.

    To nie koniec zmian optymalizujących Huawei Watch GT Runner pod kątem sportu. Huawei chwali się, że ulepszona konstrukcja anten GPS znacząco poprawia jakość sygnału. Zmieniony został czujnik tętna i natlenienia, który wcześniej w wersji TruSeen 4.0 składał się z 4 elementów mierzących tętno, a w recenzowanym modelu liczba ta została podwojona do 8 i mamy teraz do czynienia z sensorem TruSeen 5.0+.

    Podobnie jak inne zegarki Huawei i Honor, ten też ma wbudowany mikrofon i głośnik, co pozwala odbierać połączenia telefoniczne na zegarku, jak i inicjować połączenie do listy wybranych kontaktów.

    Chociaż niska waga i wykorzystane materiały nie są w Huawei Watch GT Runner przypadkiem, jeśli ktoś lubi metalową kopertę, albo cięższe i pancerne zegarki, to ten model akurat nie będzie dla niego najlepszym wyborem. Zarówno Watch 3 Pro jak i Watch GT 3 będą miały w kwestii elegancji i materiałów znacznie więcej do zaoferowania.

    Co sądzimy o wyświetlaczu? – ocena 6

    Ekran w Huawei Watch GT Runner ma takie same parametry jak w Watch 3 Pro i Watch GT 3 – przekątną 1,43 cala i rozdzielczość 466 x 466 pikseli. Jest wykonany w technologii AMOLED, pozwala na płynną regulację jasności ręcznie jak i automatycznie. Ma też tryb always on, który wyświetla uproszczoną tarczę zegarka cały czas, tak aby można było sprawdzić godzinę i datę bez wybudzania ekranu. Co jakiś czas tarcza always on jest przesuwana, co zapobiega wypalaniu się pikseli.

    Ekrany w zegarkach Huawei były i są na bardzo dobrym poziomie, trudno tutaj cokolwiek usprawnić. Jasność pozwala zachować czytelność nawet w ostrym oświetleniu otoczenia. Kolory są nasycone, katy widzenia wzorowe, a pojedyncze piksele nie są widoczne. Dalsze podnoszenie rozdzielczości tylko obciążyłoby baterię bez korzyści dla użytkownika. Ekran bez problemu reaguje na dotyk, jak i gest wybudzania.

    Specyfikacja i system operacyjny– ocena 4

    Huawei Watch GT Runner działa pod kontrolą systemu HarmonyOS 2.0 i pod względem układu nie różni się od tego, do czego przyzwyczaił nas Huawei. Zacznijmy od tego co jest już dobrze znane. Lista aplikacji i głównych funkcji może być  przewijana w pionie, lub przyjąć formę siatki, którą można przybliżać i oddalać pokrętłem. Jedne z nowszych dodatków do serii zegarków Huawei są: informacje o czasie wschodu i zachodzie słońca oraz księżyca, faza księżyca i przypływy. Jest też pomiar stresu, ćwiczenia oddechowe i zdalne sterowanie migawką aparatu oraz wskazówki dojazdu nawigacji, o ile korzystamy na telefonie z Map Petal. Nawigacja nie działa bez telefonu i nie pokazuje samej mapy, a jedynie odległość i kierunek kolejnego manewru. Można też na zegarek wgrać muzykę w postaci plików MP3 i zainstalować nowe aplikacje ze sklepu AppGallery. Do dyspozycji użytkownika jest 1,7 GB wolnego miejsca. W sklepie nie ma jednak zbyt wielu interesujących mnie pozycji – mógłbym potencjalnie korzystać z trzech dodatkowych programów: kalkulatora, listy TO DO, oraz przypominaniu o tabletkach.

    Większość ograniczeń dotyczących funkcji smartwatcha pozostała bez zmian – nie ma wsparcia dla usług strumieniujących muzykę, takich jak Spotify, mimo zastosowania NFC system płatności zbliżeniowych nie jest w Polsce obsługiwany. Pojawiła się ograniczona interakcja z powiadomieniami (wcześniej nie było żadnej) – można użyć emotikon albo jednej z predefiniowanych „szybkich odpowiedzi” aby odpowiedzieć na przychodzącą wiadomość. Można utworzyć taką odpowiedź samodzielnie na telefonie i musi składać się z maksymalnie 36 znaków. Jednym słowem w zakresie funkcji smart nic imponującego.

    Mamy też wszystkie funkcje znane z poprzednich modeli dotyczące monitorowania snu, tętna, natlenienia krwi i stresu. Wszystko działa bez zarzutu przez całą dobę i podczas testów wszystkie te funkcje miałem cały czas aktywne.

    Główne zmiany koncentrują się wokół sportu i tutaj znajdziemy dużo istotnych nowości. Po pierwsze są nowe tarcze zegarka, które jak dotąd są najbardziej użytecznymi i dopracowanymi tarczami jakie widziałem na zegarkach Huawei. Domyślna tarcza na jednym ekranie mieści: godzinę i datę, godzinę wschodu i zachodu słońca (na to czekałem!), pogodę, stopień wytrenowania i RAI (Running Ability Index), sterowanie muzyką, ciśnienie, wysokość i strefę tętna. Co więcej, gdy dotkniemy np. pogody otworzy się aplikacja pogody, a gdy dotkniemy ciśnienia otworzy się aplikacja barometru – tak to powinno działać od początku. Wreszcie ekran o wysokiej rozdzielczości jest wykorzystywany do przekazywania informacji i interakcji, a nie tylko do ładnego naśladowania zegarków analogowych.

    Inną praktyczną zmianą jest możliwość przewijania ekranów podczas treningu nie tylko w pionie zmieniając widoczne pola treningu, ale także na boki. Można w ten sposób nie wychodząc z treningu wyświetlić sterowanie muzyką, wschód i zachód słońca, a także linię przebytej trasy bez konieczności wywołania funkcji powrotu do miejsca startu. Do pełni szczęścia brakuje, żeby pod przebytą trasą wyświetlała się chociaż uproszczona mapa.

     

    Gwoździem programu są funkcje dla biegaczy. Na to zegarek Huawei Watch GT Runner  kładzie zdecydowanie największy nacisk. Połowa z 6 widżetów które możemy podejrzeć przesuwając ekran główny od prawej krawędzi dotyczą biegania. Jest obciążenie treningowe z ostatnich 7 dni, indeks treningu, procent regeneracji i przewidywany czas potrzebny do regeneracji, VO2max, a także przewidywane czasy na 5 i 10 km, półmaraton i maraton. Jest tygodniowy plan ćwiczeń jak i wskaźnik zdolności biegowych. Można ustawić sobie plan ćwiczeń na wszystkie dni tygodnia, który będzie realizował określone cele.

    Nie jestem biegaczem i nie podjąłem się sprawdzenia wszystkich tych algorytmów w praktyce. Mój sporty z wyboru to rower, a rzadziej żeglarstwo czy kajakarstwo. Mam jednak porównanie z  zegarkami Garmina i duża część tych funkcji się pokrywa. Jeśli dodać do tego, że Huawei Watch GT Runner dostał nowy system lokalizacji, który wspiera zarówno 5 systemów jak i dwa pasma jednocześnie, to dla sportowców jest to świetna propozycja. Zegarek ma wbudowany akcelerometr, żyroskop, barometr, kompas cyfrowy, oraz czujnik tętna i natlenienia krwi.

    Trzeba tylko pamiętać, że jeżeli ktoś nie jest biegaczem, to istotna część nowych funkcji tego zegarka nie jest sprofilowana pod niego i wykorzysta tylko część nowych możliwości.

    Za parowanie zegarka z telefonem, aktualizację oprogramowania i wszystkie ustawienia odpowiada aplikacja Huawei Zdrowie. Tutaj znajdziemy wszystkie statystyki gromadzone przez zegarek, pobierzemy treningi biegowe, wybierzemy ulubione kontakty, czy zainstalujemy dodatkowe aplikacje. Na plus można policzyć, że Huawei Zdrowie to udana, dopracowana aplikacja. Na minus, że Huawei zamyka w niej użytkownika nie pozwalając na eksport zapisanych danych czy śladów GPS. Nie zawsze też najnowsza wersje aplikacji Huawei są dostępne przez sklep Google Play, czasem trzeba ręcznie pobrać plik APK, albo skorzystać z ich konkurencyjnego sklepu AppGallery.

     

    Jak długo działa bateria? – ocena 5

    Huawei Watch GT Runner  ma baterię o pojemności 455 mAh. Jest ładowany bezprzewodowo dostarczoną w zestawie ładowarką magnetyczną. Sprawdziłem i nie miałem problemu z ładowaniem zegarka klasyczną ładowarką Qi dedykowaną do telefonu.

    Producent obiecuje 14 dni działania w przypadku umiarkowanego użycia i 7 dni intensywnego użytkowania. Wiele będzie zależało jak często wybudzamy ekran i jak dużo korzystamy z GPS. Uważam, że 9 – 10 dni to powinien być wynik osiągany w większości przypadków standardowego użycia – tyle zegarek działał w moim wypadku.

    Nasza finalna ocena

    Zegarki sportowe to moim zdaniem najbardziej obiecująca droga dla Huawei i Watch GT Runner jest pierwszym modelem, który wydaje się skrojony bardzo precyzyjnie do takiego zastosowania: lekka obudowa, usprawniony czujnik tętna, topowe rozwiązanie dla GPS i zaawansowane algorytmy monitorowania zdrowia. W zegarkach typowo sportowych, które stawiają na długie działanie na baterii i zaawansowane funkcje sportowe zwykle nie znajdujemy funkcji typowo smartwatchowych jak dyktowanie tekstu wiadomości i tutaj Huawei Watch GT Runner będzie odstawał znacznie mniej niż w porównaniu do choćby Samsung Galaxy Watch 4, który zegarkiem typowo sportowym nie jest.

    Wciąż mamy do czynienia z pewnymi ograniczeniami. Jedno zostało świadomie wybrane przez producenta – to zegarek przede wszystkim dla biegaczy i im ma najwięcej do zaoferowania. Dwa pozostałe ograniczenia trudniej usprawiedliwić. Jedno z nich to brak płatności zbliżeniowych obsługiwanych w Polsce, a drugie to brak możliwości eksportu danych treningu w postaci pliku GPS do innych aplikacji niż Huawei Zdrowie. Sportowcy lubią korzystać z aplikacji, które pozwalają im porównywać się z innymi, przyjmować wyzwania, integrować się ze społecznością, takie jak Starva, Runtastic, RunKeeper, czy Garmin Connect. Zamykanie użytkownika typowo sportowego we własnym dotąd nie tylko sportowym ekosystemie, to wkładanie sobie samemu kija w szprychy. Wszyscy inni producenci których znam umożliwiają bezproblemowy eksporty danych, dodatkowo często oferując także serwis WWW.

    Jeśli jednak lubimy sport, zależy nam aby zegarek był lekki i nie jesteśmy przywiązani do żadnej istniejącej społeczności zgromadzonej wokół określonych aplikacji, to Huawei Watch GT Runner  może okazać się dobrym wyborem. Zegarek kosztuje 1299 zł i w przedsprzedaży do 10 kwietnia można dostać w prezencie głośnik Huawei Sound Joy oraz 12-mies. subskrypcji premium aplikacji adidas Running oraz adidas Training. Gdybym miał zdecydować się na zakup tego modelu wstrzymałbym się jednak do czasu aż cena spadnie poniżej 1000 zł.

    Uwielbiamy: jasno sprofilowany typ użytkownika

    Nie lubimy: brak integracji z innymi ekosystemami sportowymi

    Dla kogo jest Huawei Watch GT Runner:

    • Zwłaszcza dla biegaczy, ale i innych sportowców
    • Dla osób, które nie są jeszcze związane z takimi aplikacjami jak Strava
    • Dla tych, którzy szukają długiego działania na baterii

    Dla kogo nie jest Huawei Watch GT Runner:

    • Nie dla tych, którym potrzebne są płatności zbliżeniowe
    • Nie dla osób pragnących korzystać ze Spotify
    • Nie dla osób niechcących zamykać się w ekosystemie Huawei Zdrowie
    • Nie dla osób szukających bogatego w funkcje smartwatcha, który niekoniecznie jest zegarkiem stricte sportowym

    Alternatywy dla Huawei Huawei Watch GT Runner:

  • Huawei P50 Pocket - nasza recenzja

    Huawei P50 Pocket - test

    Klasa urządzenia S (skala „Mercedesa” A, B, C, E, S)

    Skala ocen 1-6 (6-celujący)

    Zaczynamy

    Huawei P50 Pocket to pierwszy składany smartfon Huawei, który oficjalnie trafił na polski rynek. Ze względu na swoją formę klasycznej wielkości smartfonu składanego na pół jest bezpośrednim konkurentem Samsunga Galaxy Z Flip3 oraz starszej motoroli razr 5G. Konkurencja jest duża, bo telefon Huawei kosztuje 6499 zł i jest najdroższy z tej trójki. Samsung Galaxy Z Flip3 na stronie producenta kosztuje 1700 zł taniej. Huawei nie oferuje także usług Google ze względu na nałożone na niego sankcje. Mimo wszystko składane smartfony to kategoria tak świeża i nieliczna w skali całego rynku, że warto przyjrzeć się każdemu modelowi i tym czym różni się od konkurencji. A Huawei oferuje między innymi znacznie pojemniejszą baterię i szybsze ładowanie, więcej aparatów i kilka unikalnych rozwiązań, w tym fotografię ultrafioletową.

    Ten smartfon w najlepszej cenie i na raty możecie kupić na Allegro tutaj.

    Główne wady i zalety Huawei P50 Pocket

    Zalety Huawei P50 Pocket:

    • Stylowy, nietuzinkowy design mocno się wyróżnia
    • Obudowa wygląda zawsze atrakcyjnie, nie brudzi się
    • Po złożeniu nie ma szpary, po rozłożeniu miejsce zagięcia jest mało widoczne
    • Możliwość odblokowania odciskiem i twarzą, zarówno gdy telefon jest zamknięty i otwarty
    • Wysokiej jakości ekran OLED od dobrych parametrach i 120 Hz
    • Zewnętrzny ekran pasuje do designu i również jest w technologii OLED
    • Wystarczająco mocna specyfikacja
    • Bezproblemowe działanie systemu
    • Dobra jakość zdjęć w dzień i w nocy
    • Dobra jakość wideo 4K
    • Unikalny tryb fotografii UV
    • Bateria o pojemności 4000 mAh
    • Superszybkie ładowanie 40W i 5W ładowanie zwrotne

    Wady Huawei P50 Pocket:

    • Brak uszczelnienia obudowy (Samsung Galaxy Z Flip3 ma)
    • Gorsza kultura pracy zawiasu niż u Samsunga
    • Głośniki niby stereo, ale mocno różniące się głośnością i pasmem przenoszenia
    • Interakcje zewnętrznego ekranu mniej rozbudowane niż w podobnej wielkości smartwatchu
    • Brak usług Google
    • Brak 5G
    • Brak teleobiektywu
    • Brak optycznej stabilizacji w którymkolwiek z aparatów
    • Światło UV wymaga niemal całkowitej ciemności aby było użyteczne
    • Brak ładowania bezprzewodowego
    • Cena wyższa o 1700 zł od Samsunga, który ma usługi Google, 5G i uszczelnioną obudowę

    Jak oceniamy design? – ocena 4+

    Design dla składanego telefonu jest kluczowy, bo tak naprawdę składane smartfony mają niemniej wspólnego z modą, co z technologią. Widać to po Huawei P50 Pocket już na pierwszy rzut oka i trzeba uczciwie przyznać, że to jeden z najlepiej wyglądających składanych smartfonów na rynku. W moim odczuciu to design bardziej kobiecy, ale odważny i oryginalny. Szkło na tyle obudowy ma wytłoczoną fakturę w kształcie dotykających się bokami rombów i zakrzywia się delikatnie przy krawędziach. Powoduje to atrakcyjne załamywanie się światła i ukrywa zabrudzenia równie skutecznie co matowa obudowa. Rama urządzenia jest wykonana z metalu. Ciekawym uzupełnieniem jest okrągła wyspa aparatów połączona z okrągłym zewnętrznym wyświetlaczem. Rozmiar rozłożonego telefonu to 170 x 75,5 x 7,2 mm, a po złożeniu Huawei P50 Pocket ma wymiary 87,3 x 75,5 x 15,2 mm. Telefon waży 190 gramów.

    Huawei P50 Pocket można odblokować na dwa sposoby, za pomocą skanera linii papilarnych w przycisku zasilania i za pomocą twarzy. Obie metody działają zarówno gdy telefon ma rozłożony ekran, jak i wtedy gdy jest on zamknięty – to wygodne rozwiązanie.

    Huawei P50 Pocket oferuje głośniki stereo, jednak nie grają one z tą samą mocą. Głośnik od strony do której przykładamy ucho podczas rozmowy jest wyraźnie cichszy, z węższym pasmem przenoszenia i mniejszą ilością basu niż głośnik na dolnej krawędzi.

    Oprócz bardziej charakterystycznego wyglądu to co się Huawei lepiej udało niż Samsungowi to zamykanie telefonu w ten sposób, że obie połówki równo do siebie przylegają. Nie ma ani szpary, ani charakterystycznego dla Samsunga zwężania się w stronę spotykających się ze sobą górnej i dolnej krawędzi.

    Samsung ma jednak niekwestionowaną przewagę oferując normę uszczelnienia IPX8, zabezpieczające urządzenie przed wodą. Huawei nie tylko nie oferuje uszczelnienia, ale przestrzega specjalną ulotką i komunikatem wyświetlonym podczas pierwszego uruchomienia aby urządzenia nie zakurzyć i nie zamoczyć. Odniosłem również wrażenie, że sam mechanizm zawiasu ma u Samsunga wyższą kulturę pracy. W Huawei P50 Pocket słychać i czuć pod palcami efekt trochę jakby kurz się tam dostał, ale od nowości. Zawias Huawei nie pozwala również ustawić zagięcia ekranu pod dowolnym kątem, bo w części zakresu pracy się automatycznie zamknie bądź otworzy do końca. Dlatego technologicznie przewaga jest po stronie Samsunga, a wizualnie po stronie Huawei.

    Co sądzimy o wyświetlaczu? – ocena 5

    Huawei P50 Pocket ma dwa wyświetlacze. Główny ma przekątną 6,9 cala, jest wykonany w technologii OLED, ma rozdzielczość FHD+ 2790 x 1180 pikseli i proporcje 21:9. Obsługuje odświeżanie 120 Hz, a próbkowanie dotyku odbywa się z częstotliwością 300 Hz.

    Drugi, okrągły ekran na zewnętrznej obudowie ma rozdzielczość 340 x 340 pikseli, przekątną 1,04 cala i także jest wykonany w technologii OLED. Oferuje standardowe odświeżanie 60 Hz i przypomina wyświetlacz stosowany w smartwatchach.

    Składany ekran robi bardzo dobre wrażenie. Ma szeroki zakres regulacji jasności. Kąty widzenia są dobre, choć pod ekstremalnym nachyleniu pojawia się delikatnie zielonkawe zabarwienie. Huawei bardzo dobrze poradził sobie z miejscem zaginania ekranu. Podczas normalnego użytkowanie jest praktycznie niewidoczne. W moim odczuciu jest też mniej wyczuwalne pod palcem niż u konkurencji, chociaż wciąż nie da się go w dotyku całkiem zignorować.

    W ustawieniach znajdziemy tryb ciemny, ochronę wzroku wraz z redukcję migotania. Można zmienić tryb kolorów z normalnych na wyraziste oraz zmienić temperaturę barwową. W sekcji częstotliwości odświeżania mamy do wyboru standardowe oraz wysokie odświeżanie, a także dynamiczną zmianę zależnie od treści wyświetlanej na ekranie.

    W przypadku ekranu zewnętrznego możemy jedynie wybrać motyw, a więc wyświetlaną tapetę, oraz rodzaj dostępnych widżetów. Podoba mi się natomiast, że okrągły wyświetlacz wygląda jak integralna część obudowy.

    Specyfikacja – ocena 4+

    Huawei P50 Pocket jest wyposażony w procesor Snapdragon 888 pozbawiony wsparcia dla 5G ze względu na sankcje.  Procesor jest taktowany zegarami 1 x 2,84 GHz 3 x 2,42 GHz + 4 x 1,80 GHz i wspomaga go 8 GB RAM oraz 256 GB na system i pliki użytkownika. Pamięć można rozszerzyć, ale tylko specjalnym rodzajem karty NM oferowanym przez Huawei.

    Wyniki benchmarków:

    • Antutu 9 – 765200
    • Geekbench 5 – 1122/3090
    • Androbench sekwencyjny odczyt/zapis – 1762/795 MB/s
    • PCMark Work 3.0 – 13308
    • PCMark Storage 2.0 – 33267

    Snapdragon 888 to flagowy procesor z ubiegłego roku. Obecnie w benchmarku Antutu dał Huawei P50 Pocket 20 miejsce w rankingu. To procesor całkowicie wystarczająco do nawet intensywnego korzystania ze smartfonu. Pozwoli uruchomić każdą aplikację i grę. Trzeba tylko pamiętać, że znajdziemy go także w smartfonach za 1999 zł a Huawei P50 Pocket kosztuje 6499 zł więc tego telefonu nie kupuje się akurat ze względu na wydajność czy stosunek wydajności do ceny – jak zresztą każde inne składane urządzenie.

    Pakiet komunikacyjny został pozbawiony 5G. Huawei P50 Pocket oferuje: 4G LTE, WiFi 6 czyli ax, Bluetooth 5.2 oraz NFC.

    Za lokalizację odpowiadają: GPS (podwójne pasmo L1 + L5), AGPS, Glonass, BeiDou (potrójne pasmo B1I + B1C + B2a), Galileo (podwójne pasmo E1 + E5a), QZSS (podwójne pasmo L1 + L5), NavIC.

    Zestaw czujników obejmuje: czujnik grawitacyjny, czytnik linii papilarnych, czujnik Halla, żyroskop, barometr, kompas, czujnik oświetlenia, 10-kanałowy czujnik multispektralny, laserowy autofokus i czujnik zbliżeniowy.

    Poza brakiem 5G innych elementów wyposażenia nie brakuje.

     

    System operacyjny– ocena 3

    Huawei P50 Pocket działa pod kontrolą Androida 12 zmodyfikowanego nakładką systemową EMUI 12.0.1 z aktualizacjami bezpieczeństwa z dnia 1 stycznia 2022.

    Najważniejszą kwestią dotyczącą systemu Huawei pozostaje wymuszony przez embargo brak usług Google, który został zastąpiony Huawei HMS. Producent nie ma na to wpływu, ale użytkownik musi mieć świadomość na co się decyduje. Jeżeli dana osoba nie używa usług Google, takich jak Gmail, YouTube, Mapy Google i im podobne, albo używa na tyle mało intensywnie, że korzystanie z niektórych tych funkcji za pomocą przeglądarki i interfejsu WWW nie stanowi przeszkody, to przesiadka na Huawei nie powinna stanowić wielkiego problemu. Jest sporo aplikacji w sklepie App Gallery. Są aplikacje bankowe, jest Automapa, OsmAnd, Yanosik, Jakdojade, Inpost, Allegro, SkyCash, Olx czy Audioteka – wszystkie te programy zainstalujemy jednym kliknięciem i dostaną automatyczne aktualizacje. Wciąż brakuje kilku popularnych i ważnych aplikacji takich jak Facebook, Spotify, Netflix, HBO czy Twitter, ale sklep zintegrowany z wyszukiwarką Petal automatycznie proponuje pliki APK do pobrania i samodzielnej instalacji poza sklepem. Nowego HBO Max nie ma w ogóle, również w wyszukiwarce Petal.

    Jeśli jednak z aplikacji Google korzystaliśmy dotąd intensywnie, albo nie podoba nam się koncepcja pobierania plików APK z WWW z powodów bezpieczeństwa, to niestety, ale żaden ze współczesnych telefonów Huawei nie spełni naszych oczekiwań. Ja jako osoba intensywnie korzystająca z ekosystemu Google nie mógłbym i nie chciałbym korzystać z telefonu, który tych funkcji nie oferuje.

    Jako, że Huawei P50 Pocket odróżnia się od testowanego niedawno Huawei P50 Pro warto wspomnieć o tym co zmienia zewnętrzny ekran oraz składanie ekranu. Bez otwierania telefonu można na niedużym wyświetlaczu odczytać krótsze przychodzące powiadomienia, obsłużyć aparat podczas robienia selfie, sprawdzić pogodę, kalendarz, harmonogram danego dnia oraz uruchomić funkcję lusterka. Nie jest możliwe odpowiadanie na powiadomienia z poziomu zewnętrznego ekranu. Nie zauważyłem również aby aplikacje reagowały w jakikolwiek sposób na składanie głównego ekranu. Jedynie aplikacja aparatu przesuwa podgląd tak aby zajmował jedną połówkę, a przyciski kontrolujące drugą połówkę. Innych zmian systemowych nie znalazłem.

    Jakie robi zdjęcia i jakie nagrywa filmy? – ocena 4+

    Huawei jest wyposażony w 3 aparaty z tyłu obudowy i jeden wewnętrzny aparat do selfie. Trzeba jednak pamiętać, że zewnętrzny ekran umożliwi robienie selfie także tylnymi aparatami, gdy trzymamy złożony telefon w ręku – to najlepsze rozwiązanie dla bezkompromisowej jakości selfie.

    • 40 MP, f/1.8, PDAF, Laser AF – główny aparat
    • 13 MP, f/2.2, 120˚, AF – aparat ultra szerokokątny
    • 32 MP, f/1.8 – dodatkowy aparat główny nazywany przez producenta Ultra Spectrum
    • 10.7 MP, f/2.2 – wewnętrzny aparat do selfie

    Po specyfikacji widzimy, że główny aparat nie ma stabilizacji optycznej, nie ma też aparatu z teleobiektywem. Natomiast jakość zdjęć jest bardzo dobra zarówno w dzień, jak i w nocy, co ze względu na brak stabilizacji optycznej było dla mnie zaskoczeniem. Nawet aparat szerokokątny sprawdził się w nocy całkiem dobrze i wyraźnie lepiej niż w Huawei P50 Pro, który z założenia jest telefonem bardziej fotograficznym. Zdjęcia mają atrakcyjne, żywe kolory, odpowiedni kontrast i dużą rozpiętość tonalną. Nie zaobserwowałem żadnych istotnych problemów z jakością zdjęć. Tylko braku teleobiektywu może być przeszkodą dla miłośników mobilnej fotografii w porównaniu do wspomnianego P50 Pro i innych smartfonów z trzema aparatami.

    Wśród szeregu trybów aparatu znajdziemy dwie nietypowe funkcje, którymi spotkałem się po raz pierwszy. Pierwsza z nich to fotografia fluorescencyjna. Obok głównego aparatu znajduje się emiter światła UV. Niektóre rośliny i inne obiekty wyglądają zupełnie inaczej w świetle UV niż w świetle dziennym. Można fotografować w całkowitej ciemności tylko przy świetle UV, jak i spróbować zrównoważyć światło UV ze światłem dziennym, aby uzyskać i kolory i efekt UV jednocześnie. Można też w ten sposób sprawdzić autentyczność banknotów. Jedyny problem polega na tym, że jasność światła UV jest na tyle niska, że przy świetle dziennym nie widać go w ogóle. Nawet aby sprawdzić banknot trzeba go osłonić ręką powodując jak największą ilość cienia, aby cokolwiek dostrzec. W efekcie trudno znaleźć praktyczne zastosowanie w codziennym użytkowaniu.

    Na tej bazie powstał również specjalny tryb lusterka, który pozwala sprawdzić światłem UV czy dobrze posmarowaliśmy twarz kremem UV – będzie on wyglądał w świetle UV jak całkiem czarna powierzchnia, jak na tym filmie na YouTube. Dla osób z wrażliwą cerą to może być cenna pomoc w chronię skóry.

    Huawei P50 Pocket nagrywa wysokiej jakości wideo 4K, świetnie stabilizowane cyfrowo, z możliwością przełączania się pomiędzy głównym i ultra szerokokątnym aparatem w czasie nagrywania. Jest też wideo super slow-motion w 960 klatkach na sekundę. Nie ma jednak dość szeroko dostępnego już w tej półce cenowej wideo 8K.

    Przykładowe zdjęcia:

    Przykładowe wideo:

    Jak długo działa bateria? – ocena 4-

    Huawei P50 Pocket ma baterię o pojemności 4000 mAh. W porównaniu z innymi składanymi smartfonami to dużo. Dla porównania Samsung Galaxy Z Flip3 ma baterię o pojemności 3300 mAh – prawie 20% mniejszą. Huawei wspiera też znacznie szybsze ładowanie 40W w porównaniu do zaledwie 15W w Flip 3. To pozwala Huawei P50 Pocket naładować około 70% baterii w pół godziny, a na naładowanie do pełna potrzebna jest mniej niż godzina. Huawei wspiera też 5W ładowanie zwrotne, ale jest pierwszym smartfonem z ładowanie zwrotnym z którym się spotykam, który sam nie może być ładowany bezprzewodowo, podczas gdy Samsung to umożliwia.

    Podczas testu odtwarzania wideo z YouTube (otwartego w przeglądarce) z jasnością ekranu ustawioną na połowę smartfon rozładował się do 10% po upływie 10 godzin. Maksymalnie można liczyć na 11 godzin strumieniowania wideo z sieci. To mniej więcej połowa tego co oferują najlepsze klasyczne, nieskładane smartfony. Jest to więc cena jaką trzeba zapłacić za możliwość składania swojego telefonu wpół. Nie widać też 20% przewagi pojemności baterii względem Samsung Galaxy Z Flip3 przynajmniej podczas strumieniowania wideo czy przeglądania WWW, bo podczas prowadzenia rozmów głosowych Huawei zyskuje prawie 5 godzin przewagi nad Samsungiem.

    Nasza finalna ocena

    Huawei ponownie demonstruje, że wciąż potrafi konkurować technologicznie z największymi producentami smartfonów na rynku. Udało im się osiągnąć mechanizm składanego ekranu, który nie pozostawia szpary po zamknięciu i ma prawie niewidoczne zagięcie. Całość uzupełnia nietuzinkowy design, mocna specyfikacja, udany aparat i zupełnie niespotykana nigdzie indziej funkcja fotografii UV. Wisienką na torcie jest super szybkie ładowanie, którego Samsung nie obsługuje w swoim składanym odpowiedniku Flip 3. Huawei wciąż jest bliskie czołówki, ale gdy zaczniemy porównywać P50 Pocket z konkurencją sprawa robi się bardziej skomplikowana.

    Już sam fakt, że Huawei P50 Pocket jest o 1700 zł droższy od Samsunga przy jednoczesnym braku wsparcia dla usług Google i braku 5G będzie wystarczającym powodem, aby trzy razy się zastanowić, czy to na pewno odpowiedni wybór. Nie można też zapomnieć, że tańszy Samsung Galaxy Z Flip3 ma uszczelnioną obudowę i nie boi się wody. Na sam koniec trzeba sobie zadać pytanie, czy za funkcję składania, która wygląda bajerancko, jesteśmy w stanie poświęcić bezproblemową wytrzymałość i niemal połowę czasu działania na baterii klasycznych smartfonów. Sądzę, że właściwa odpowiedź dla większości użytkowników wciąż brzmi „nie” i dotyczy to wszystkich składaków. Jeśli jednak nie korytarz z usług Google na co dzień i ponad wszystko chcesz się wyróżnić z tłumu, to Huawei P50 Pocket na pewno to umożliwi.

    Uwielbiamy: nietuzinkowy design

    Nie lubimy: brak usług Google i 5G

    Dla kogo jest Huawei P50 Pocket:

    • Dla osób przekładających styl, oryginalność i szeroko pojęta modę ponad inne cechy
    • Dla osób, które na co dzień funkcjonują bez usług Google
    • Dla osób chcących selfie w najwyższej jakości
    • Dla tych z wrażliwą cerą, korzystających z kremów UV

    Dla kogo nie jest Huawei P50 Pocket:

    • Nie dla tych, którzy na co dzień korzystają z Gmail, map Google i wielu innych usług tej firmy
    • Nie dla osób przywiązujących wagę do 5G
    • Nie dla tych, którzy poszukują uszczelnienia obudowy
    • Nie dla osób poszukujących równowagi pomiędzy ceną a możliwościami i wyposażeniem

    Alternatywy dla Huawei P50 Pocket:

  • Mercusys Halo H50G - nasza recenzja

    Mercusys Halo H50G - test

    Klasa urządzenia B (skala „Mercedesa” A, B, C, E, S)

    Skala ocen 1-6 (6-celujący)

    Zaczynamy

    Systemy Mesh to najprostsze rozwiązanie problemu słabego zasięgu WiFi. Nie musimy wiercić dziur, kuć ściany żeby schować w nich kable, albo rzucić je na podłodze, co nie jest ani estetyczne ani bezpieczne. Zamiast tego umieszczamy kilka urządzeń, które w ramach systemu Mesh pozwalają przełączać się pomiędzy nimi w obrębie tej samej sieci i tego samego hasła. Smartfon, tablet czy laptop automatycznie łączą się z tą jednostką, która oferuje najmocniejszy sygnał, bez udziału użytkownika. Tytułowy Mercusys Halo H50G oferuje w zestawie trzy takie urządzenia w atrakcyjnej cenie 389 zł i według producenta pozwala pokryć siecią WiFi ac aż do 550 m². Mercusys jest marką należącą do TP-Link. Na rynku chińskim funkcjonuje od 2001 roku, gdzie zajmuje drugie miejsce wśród producentów sprzętu sieciowego. Na pierwszym miejscu znajduje się sam TP-Link, do którego Mercusys należy. Sprawdziliśmy jak wygląda konfiguracja Mercusys Halo H50G i jakie prędkości można uzyskać i musimy przyznać, że w tej cenie to świetna propozycja.

     

    Główne wady i zalety Mercusys Halo H50G

    Zalety Mercusys Halo H50G:

    • Minimalistyczna konstrukcja, nie zwracająca uwagi
    • Dioda LED informująca o aż 8 różnych stanach urządzenia
    • 3 gniazda gigabit Ethernet w każdym z trzech urządzeń
    • Bardzo łatwa konfiguracja
    • Przejrzysta i prosta w obsłudze aplikacja przetłumaczona na język polski
    • Kontrola rodzicielska z predefiniowanymi ustawieniami dla różnych grup wiekowych
    • W miejscu słabego zasięgu standardowego routera udało się poprawić transfer z 7 do 208 Mbps
    • Diody LED nie oślepiają i nie przeszkadzają nawet w nocy
    • Atrakcyjna cena za zestaw trzech urządzeń

    Wady Mercusys Halo H50G:

    • Dla niektórych design będzie zbyt minimalistyczny i bez charakteru
    • Konieczność utworzenia konta w aplikacji mobilnej koniecznej do konfiguracji
    • Nieprzeznaczony dla zaawansowanych użytkowników
    • WiFi ac jest już wypierane przez WiFi ax
    • Brak choćby jednego gniazda USB

    Jak oceniamy design? – ocena 5-

    W opakowaniu zestawu Mercusys Halo H50G znajdziemy trzy jednostki, trzy zasilacze i jeden kabel sieciowy. Wszystkie trzy jednostki mają identyczny wygląd i wyposażenie. Są to białe sześciany z ciemną podstawą o rozmiarach 88 x 88 x 88 mm. Na górnej powierzchni mają szary, subtelny napis Mercusys, a na froncie równie subtelny napis Halo i pojedyncza diodę informującą o stanie urządzenia. Dioda może świecić w czterech kolorach – żółtym, niebieskim, białym i czerwonym co w kombinacji z dwoma stanami – światłem stałym i mruganiem - oferuje 8 różnych rodzajów informacji, które są rozpisane na pierwszej stronie instrukcji szybkiego uruchamiania.

    Z tyłu każdego z trzech urządzeń znajduje się gniazdo zasilania, wciskany wykałaczką przycisk reset i aż trzy gniazda Ethernet oferujące gigabitową przepustowość. Warto przypomnieć, że kosztujący o 200 zł więcej testowany przez nas zestaw D-link Mesh WiFi COVR-1103, a więc przeszło jedną trzecią droższy, oferował tylko dwa gniazda Ethernet na każdym urządzeniu.

    Konstrukcja jest minimalistyczna i bardzo prosta. Nie ma żadnych wodotrysków, nawet dioda LED świeci w taki sposób, że widać ja tylko z bliska. Dla kogoś kto chce ustawić poszczególne urządzenia tak aby nie zwracały na siebie uwagi to będzie istotna zaleta. Trzeba jednak przyznać, że sama konstrukcja nie jest inspirująca tylko prosta. Jako zaletę traktuję zastosowanie matowego tworzywa, które łatwiej utrzymać w czystości. Na żadnym urządzeniu nie znajdziemy gniazda USB, ale to nie zaskakuje w tej półce cenowej.

    Co sądzimy o konfiguracji i oprogramowaniu? – ocena 5

    Aby skonfigurować Mercusys Halo H50G potrzebna jest aplikacja mobilna Mercusys. Jest to jedyna metoda, bowiem interfejs WWW nie jest obsługiwany w przypadku tego modelu. Podobnie jak w testowanym niedawno routerze TP-Link Archer AX55 wymagane jest utworzenie konta, którego nie da się pominąć. Jest to arbitralny wymóg producenta, bo nie ma on specjalnego uzasadnienia w tym akurat przypadku.

    Jednak dalsza część konfiguracji przebiega automatycznie i jest super prosta – absolutnie każdy kto potrafi zainstalować aplikację mobilną sobie z nią poradzi. Po podłączeniu jednego z urządzeń Mercusys Halo H50G do zasilania i kabla Ethernet czekamy aż dioda zacznie migać na niebiesko, nadajemy sieci nazwę oraz hasło i gotowe. Aby dodać kolejne satelity do systemu podłączamy je tylko do prądu, czekamy na mruganie niebieskiej diody i w aplikacji mobilnej wybieramy opcję dodaj i już.

     Sama aplikacja Mercusys jest bardzo uproszczona, co w kontekście grupy docelowej tego zestawu odbieram jako dużą zaletę. Nie sposób się tutaj pogubić i coś zepsuć. Na głównym ekranie aplikacji możemy podejrzeć urządzenia podłączone do utworzonej sieci wraz z ruchem sieciowym jaki generują. Tutaj też zobaczymy powiadomienia o podłączeniu nowych urządzeń, jak i potencjalnych problemach z poszczególnymi satelitami – jeśli jedno urządzenie odłączymy od zasilania otrzymamy powiadomienie o tym fakcie ze wskazaniem które urządzenie w którym pomieszczeniu nie działa.

    W sekcji ustawień możemy zmienić opcje sieci WiFi jak i uruchomić sieć dla gości, dodać urządzenia na czarną listę, sprawdzić aktualizację oprogramowania układowego i zajrzeć w ustawienia zaawansowane. Mercusys Halo H50G oferuje także ustawienia QoS oraz kontrolę rodzicielską. Zwłaszcza kontrola rodzicielska została dobrze zaprojektowana. Po utworzeniu nowego profilu wybieramy jedną z predefiniowanych opcji takich jak dziecko, starsze dziecko, nastolatek i dorosły. Każda z tych pozycji ma proponowane ustawienia. Najmniejsze dzieci mają prawie wszystko poblokowane, starsze dzieci mogą już pobierać pliki, gry i multimedia ale mają zablokowane media społecznościowe, a nastolatki mają zablokowane tylko treści dla dorosłych. Kategorie można swobodnie modyfikować, jak i dodać konkretne strony do listy blokowanych. Dużo łatwiej jednak zacząć od proponowanego profilu niż konfigurować wszystko od zera. W razie wątpliwości przy każdej pozycji znajduje się ikona dodatkowej informacji, która wyjaśnia co się kryje pod daną kategorią. Aplikacja i wszystkie opisy są przetłumaczone na język polski. Aplikacja może również generować miesięczne raporty.

    Transfery i zasięg WiFi 6 – ocena 5

    Ponieważ celem dowolnego systemu Mesh jest poprawa zasięgu i transferów sieci WiFi porównałem trzy scenariusze. Pierwszy (oznaczony cyfrą 1 na zrzucie ekranu) to prędkość bazowa, w tym samym pomieszczeniu co router UPC i bazowe urządzenie Mercusys Halo H50G podłączone wprost do niego. Drugi scenariusz to łazienka znajdująca się za dwoma ścianami działowymi, ale częściowo w świetle drzwi ułatwiających przenikanie sygnału. Trzeci scenariusz to najdalsze pomieszczenie znajdujące się za 3 ścianami, z czego dwie to ściany nośne, ceglane w starym budownictwie, jedna a grubości 55 cm a druga 42 cm, gdzie sygnał z routera UPC jest na granicy zasięgu i albo wcale nie pozwala się połączyć, albo oferuje najniższe transfery. Na zrzucie ekranu SpeedTest kolorem żółtym oznaczyłem wyniki uzyskane na routerze UPC Giga Connect Box, a kolorem zielonym Mercusys Halo H50G. Pomiary wykonałem na telefonie realme GT 2.

    W scenariuszu optymalnego zasięgu dla obu urządzeń wyraźnych różnic w prędkości nie widać. Zarówno router UPC jak i testowany Mercusys Halo H50G działają w tej samej technologii WiFi ac i osiągają podobne wyniki między 450 a 500 Mbps.

    W obu pozostałych scenariuszach, gdy sygnał WiFi jest odbierany przez ściany różnica jest wyraźna na korzyść Mercusys Halo H50G. Tam gdzie UPC osiąga maksymalnie 56 Mbps, Mercusys osiąga 228 Mbps, tam gdzie UPC jest na granicy osiągając 6 – 7 Mbps, tam Mercusys swobodnie przekracza 200 Mbps. To różnica pomiędzy zrywaniem połączenia a pełnym komfortem - zasadnicza.

    Nawet gdy porównamy wyniki do ostatnio testowanego TP-Link Archer AX55, który oferuje zauważalnie lepszy zasięg od routera UPC i w naszej recenzji osiągnął 32 Mbps w najdalszym pomieszczeniu, to wciąż daleko mu do przeszło 200 Mbps osiąganego przez Mercusys Halo H50G. Widać wyraźnie, że na słaby zasięg sygnału WIFi dużo lepszym rozwiązaniem jest zakup systemu Mesh, a nie mocniejszego routera z większa liczbą zewnętrznych anten zwłaszcza, że system Mesh składający się z 3 urządzeń wcale nie będzie droższy od nawet dość podstawowego routera.

    Nasza finalna ocena

    Mercusys Halo H50G w cenie 389 zł, a więc także w cenie przeciętnej klasy routera, oferuje trzy urządzenia, które możemy dowolnie ustawić, tak by pokryć zasięgiem WiFi duże mieszkanie czy wielopiętrowy dom z garażem czy warsztatem. W każdym z trzech urządzeń znajdziemy aż 3 gigabitowe gniazda Ethernet, które pozwolą wygodnie podłączyć laptop czy telewizor za pomocą kabla. Co prawda mówimy tu o technologii WiFi ac, a nie najnowszego WiFi szóstej generacji, to dla wielu użytkowników domowych nie będzie miało to większego znaczenia. Dużo bardziej będzie się liczyła prosta konfiguracja i nieskomplikowana aplikacja w języku polskim. Tym sposobem nawet niezaawansowane technicznie osoby będą mogły w prosty sposób rozwiązać problem słabych transferów i łączności z WiFi w swoich mieszkaniach. Możliwość poprawy transferu z 6 do 208 Mbps bez potrzeby ciągnięcia kabli jest zdecydowanie warta niewygórowanej ceny tego zestawu. Podczas testów nie napotkałem żadnych problemów ani trudności.

    Uwielbiamy: po prostu działa tak jak należy

    Nie lubimy: nie dla zaawansowanych i wymagających użytkowników

    Dla kogo jest Mercusys Halo H50G:

    • Dla chcących poprawić zasięg WiFi w swoim mieszkaniu lub domu
    • Dla tych którzy szukają prostoty i minimalizmu
    • Dla szukających dobrego stosunku możliwości do ceny

    Dla kogo nie jest Mercusys Halo H50G:

    • Nie dla zaawansowanych użytkowników szukających USB i zaawansowanej konfiguracji
    • Nie dla tych, którzy rozpoczęli już przesiadkę na WiFi ax
    • Nie dla poszukujących inspirującego, nietuzinkowego designu

    Alternatywy dla Mercusys Halo H50G:

  • Czym są słuchawki z przewodnictwem kostnym i czemu to moje ulubiony rodzaj słuchawek?

    Jeżeli miałbym wskazać jeden gadżet co do którego miałem największe wątpliwości czy się sprawdzi, który następnie zacząłem używać częściej niż cokolwiek innego z tej samej kategorii urządzeń, to są nim bez wątpienia słuchawki z przewodnictwem kostnym. Postaram się krótko wyjaśnić czym się różnią do standardowych słuchawek, w jakich zastosowaniach się sprawdzają, oraz kiedy takiego rozwiązania bym unikał. Swoje doświadczenia bazuje na 4 różnych modelach słuchawek Aftershokz, które również pokrótce porównam.

    Jak działają klasyczne słuchawki?

    Klasyczne słuchawki emitują dźwięk wprowadzając powietrze w drganie za pomocą membrany. Membrana może być różnej wielkości – malutka w słuchawkach dokanałowych i dużą w słuchawkach nausznych, jak i różnej konstrukcji. W niektórych słuchawkach, podobnie jak w głośnikach jest więcej niż jedna membrana, odpowiadająca za określone pasmo dźwięku, jednak zasada działania jest taka sama. W przypadku klasycznych słuchawek niesie to określone konsekwencje. Słuchawki klasyczne mogą być typu zamkniętego, izolując nas od otoczenia, ale też powodując, że otoczenie nie słyszy tego czego my sami słuchamy. Mogą być też słuchawkami otwartymi, przepuszczając więcej dźwięków otoczenia i czyniąc dźwięk bardziej przestrzennym, ale jednocześnie powodując, że otoczenie też słyszy to czego my słuchamy.

    Czym jest przewodnictwo kostne?

    Słuchawki z przewodnictwem kostnym korzystają z faktu, że dźwięk rozchodzi się nie tylko w powietrzu, ale i w innych ośrodkach, na przykład za pośrednictwem kości i tą drogą również może trafić do ludzkiego ucha. Łatwo sprawdzić jeśli mamy w domu kamerton i po wprawieniu go w wibracje przyłożymy go do czaszki. Wówczas dźwięk sprawia wrażenie, że dochodzi ze środka głowy i jest nawet lepiej słyszalny niż gdy trzymamy kamerton blisko ucha. Właśnie z tego mechanizmu korzystają słuchawki z przewodnictwem kostnym – całkowicie omijają kanał słuchowy. Elementy powodujące wibracje spoczywają na kościach skroniowych i tą drogą przekazują dźwięk do wnętrza ucha.

    Jakie zalety mają słuchawki z przewodnictwem kostnym?

    Przede wszystkim pozostawiają kanał słuchowy i ucho jako takie całkowicie odblokowane i wolne od słuchawek. Można to porównać do noszenia okularów, których zauszniki nie wpływają na możliwość słyszenia otoczenia i nie powodują dyskomfortu podczas długiego użytkowania.

    Używając słuchawek z przewodnictwem kostnym w żaden sposób nie blokujemy dźwięków dochodzących otoczenia. Może mieć to znaczenie zarówno ze względów bezpieczeństwa, np. podczas uprawiania sportu na publicznej drodze, jak i łatwości komunikowania się z otoczeniem, domownikami czy współpracownikami. Można też mieć założone słuchawki z przewodnictwem kostnym gdy z nich nie korzystamy, żeby w razie potrzeby odebrać telefon podczas jazdy na rowerze, czy podczas biegania. Jednocześnie to czego my słuchamy pozostanie niesłyszalne dla naszego otoczenia.

    Tradycyjne słuchawki, czy to dokanałowe czy nauszne, mają tendencję do zmęczenia uszu, jeśli nie samym uciskiem, to przynajmniej ograniczoną wentylacją i uczuciem grzania się uszu. Słuchawki z przewodnictwem kostnym są całkowicie wolne od tego problemu. Nie będą przeszkadzały nawet podczas całodziennego noszenia w największy upał i podczas wysiłku fizycznego.

    Trzecią zaletą jest brak klasycznej membrany i zamknięta konstrukcja. Pozwala to bezstresowe użytkowanie w każdy warunkach pogodowych i podczas sportu. Jest nawet specjalny model słuchawek dedykowany pływakom - Aftershokz Xtrainerz.

    Jakie wady mają słuchawki z przewodnictwem kostnym?

    Najważniejszą wadą jest to co wymieniłem również jako zaletę – całkowity brak izolacji od otoczenia. Jeśli idziemy wzdłuż ruchliwej ulicy, jedziemy tramwajem lub pociągiem, albo siedzimy obok kogoś kto głośno rozmawia to słuchawki z przewodnictwem kostnym nie przyniosą ulgi ani skupienia. To co słuchamy będzie po prostu zagłuszone przez otoczenie. Można temu zaradzić zatykając kanał słuchowy choćby specjalnymi korkami do uszu, ale sam nie stosuję tego rozwiązania. Są to więc słuchawki o określonym zastosowaniu i nie zawsze się sprawdzają.

    Druga wada dotyczy brzmienia tego rodzaju słuchawek. Pasmo przenoszenia jest węższe mimo, że producent deklaruje inaczej. Trudniej o głębokie basy i najsubtelniejsze detale. Nie jest to więc zamiennik dla ulubionych słuchawek do słuchania muzyki w skupieniu. Określiłbym to jako lepszy odpowiednik słuchania radia w pracy – muzyka w tle, jako uzupełnienie np. treningu, niekoniecznie do słuchania samego w sobie. Percepcja dźwięku jest sprawą mocno indywidualną i dużo zależy do czego jesteśmy przyzwyczajeni i czego oczekujemy.

    Jak i do czego sam używam słuchawki z przewodnictwem kostnym?

    W moim przypadku sprawdzają się rewelacyjnie do każdej formy ludzkiego głosu. Ponieważ słucham podcastów i innych audycji oraz audiobooków są to zdecydowanie moje ulubione słuchawki do tego rodzaju zastosowań. Pozwalają słuchać audycji podczas wykonywania obowiązków domowych, spaceru z psem, nie powodując dyskomfortu izolacji ani zmęczenia.

    Ponieważ wszystkie słuchawki z których korzystam mają wbudowany mikrofon, świetnie nadają się do odbierania telefonów, ale także uczestniczenia w telekonferencjach. Jakość rozmów jest bardzo dobra i w zasadzie ponad 90% moich rozmów odbywa się wyłącznie na słuchawkach z przewodnictwem kostnym.

    Muzyki słucham na nich rzadziej, ale podczas jazdy na rowerze też się zdarza. Bywa również, że oglądam film na tablecie poza domem w połączeniu ze słuchawkami Aftershokz.

    Gdy jednak chcę sobie posłuchać ulubiony album i nie przeszkadza mi, że nie będę słyszał co się dzieje wokół mnie, zwykle wybieram słuchawki dokanałowe, lub duże otwarte słuchawki nauszne. Jednak słuchanie muzyki w skupieniu stanowi na pewno mniejszość czasu korzystania z dowolnego rodzaju słuchawek w moim wypadku.

    Z jakich słuchawki z przewodnictwem kostnym korzystałem?

    Mam na koncie 4 różne modele słuchawek marki Aftershokz – to producent specjalizujący się wyłącznie w słuchawkach z przewodnictwem kostnym. Niektórzy więksi producenci sprzętu audio eksperymentują i mają pojedyncze modele tego rodzaju, ale z nimi nie mam doświadczenia.

    Pierwszym modelem z którym miałem styczność były niedostępne już, trochę duże i cięższe niż obecne modele Aftershokz Trekz Titanium. Kolejne słuchawki Aftershokz również zastąpione nowszym modelem, chociaż wciąż dostępne to Aftershokz Trekz Air. Mam też dwa obecnie oferowane modele ze średniej i górnej półki na których chciałem się skupić Aftershokz OpenMove oraz Aftershokz Aeropex.

    Moim zdaniem różnice w brzmieniu pomiędzy kolejnymi modelami występują, ale nie są zbyt duże i zupełnie odwrotnie niż w przypadku klasycznych słuchawek nie odgrywają kluczowej roli. Przynajmniej jeśli nie porównujemy już niedostępnych, starych modeli z najnowszymi. Tutaj było widać wyraźniejszy postęp, a zwłaszcza zmniejszenie odczuwalnego na skórze drgania przy wyższych godnościach. Najważniejsze różnice dotyczą wagi, czasu działania na baterii, uszczelnienia i sposobu ładowania.

    Wszystkie obecnie dostępne słuchawki Aftershokz mają dwa przyciski do regulowania głośności i trzeci uniwersalny przycisk odpowiadający za odbieranie i kończenie połączeń, wznawianie i zatrzymywanie muzyki. Pozwalają też na jednoczesne sparowanie z dwoma urządzeniami Bluetooth – tzw. Bluetooth multipoint pairing.

    Aftershokz OpenMove

    To model ze średniej półki i moim zdaniem najlepsza propozycja dla większości użytkowników. Kosztują 399 zł, ale czasami można trafić promocje za 349 zł. Ich główną zaletą jest możliwość ładowania wprost kablem USB C. Nie potrzeba nic więcej – jak mamy ładowarkę od telefonu, mamy wszystko co potrzeba. Wbudowane gniazdo USB C jest zakrywane klapką.

    Działają 6 godzin na baterii, ważą 29 gramów i mają normę uszczelnienia IP55.

    Aftershokz Aeropex

    To model flagowy, dedykowany bardziej wymagającym użytkownikom. Kosztują 649 zł i ich konstrukcja jest smuklejsza i bardziej przylegająca do głowy. Są też lżejsze i lepiej uszczelnione. Mają jednak dedykowany, magnetyczny kabel do ładowania. Z jednej strony gniazdo nie wymaga zabezpieczenia klapką, kabel wskakuje sam na swoje miejsce, a w zestawie dostajemy dwa kable. Możemy mieć jeden na stałe w domu, a drugi w pracy, czy przy sobie. Jeśli jednak kabla zapomnimy to ich po prostu nie naładujemy.

    Działają 8 godzin na baterii, ważą 26 gramów i mają normę uszczelnienia IP67.

    Inne modele Aftershokz

    Aftershokz oferuje jeszcze dwa specjalizowane rodzaje słuchawek. Wspomniane Aftershokz Xtrainerz dedykowane pływakom, całkowicie szczelne według normy IP68. Nie mają łączności Bluetooth, a jedynie wbudowaną pamięć 4 GB na pliki MP3. Drugi model to Aftershokz OpenComm, które konstrukcyjnie odpowiadają Aeropex z dodanym mikrofonem na pałąku. W założeniu mają sprawdzić się w środowisku biurowym, podczas wielogodzinnych telekonferencji. Osobiście nie odczuwam jednak potrzeby poprawy jakości wbudowanego mikrofonu w standardowych słuchawkach Aftershokz.

    Podsumowanie i alternatywa

    Producenci klasycznych słuchawek zauważali jakiś czas temu korzyść jaką wnosi obok usuwania szumu otoczenia możliwość słyszenia otoczenia. Dlatego większość współczesnych słuchawek oprócz usuwania szumu oferuje tryb przejrzystości, który zbiera dźwięk otoczenia za pomocą mikrofonów i nawet wzmacniając go emituje do uszu użytkownika. Szczególnie słuchawki Apple AirPods są znane z wysokiej jakości trybu przejrzystości, ale znajdziemy go u każdego liczącego się producenta. To pozwala pogodzić w jednych słuchawkach zarówno eliminację szumu otoczenia jak i możliwość pozostania w kontakcie z otoczeniem – zależnie od bieżącej potrzeby. Dla wielu użytkowników może to być wystarczające i bardziej uniwersalne rozwiązanie.

    Sam preferuje słyszeć otoczenie bezpośrednio, nie za pośrednictwem słuchawek. Jest to dla mnie bardziej naturalne. Łatwiej również prowadzić rozmowę gdy rozmówca nie myśli, że ignorujemy go mając uszy zatkane słuchawkami. Wreszcie komfort słuchawek z przewodnictwem kostnym to jest to co spowodowało, że to najczęściej używany przeze mnie rodzaj słuchawek. Zwłaszcza jeśli ktoś dużo rozmawia przez telefon, na telekonferencjach, oraz słucha dużo podcastów i audiobooków. W takim wypadku istnieje duża szansa, że tak jak u mnie słuchawki z przewodnictwem kostnym staną się najczęściej używanym rodzajem słuchawek.

  • Recenzja słuchawek sportowych TWS Jabra ELITE 7 ACTIVE

    Klasa słuchawek S (skala „Mercedesa” A, B, C, E, S)

    Skala ocen 1-6 (6-celujący)

    Zaczynamy

    Jabra na rynku istnieje już od 1983 r. W 2000 r. została przejęta przez duńską firmę GN Audio (z GN Group). Od 2008 r. Jabra ma dwa główne działy: Enterprise (czyli słuchawki i inne rozwiązania dla call center i biur) oraz Consumer (czyli słuchawki premium na rynku użytkowników indywidualnych).

    Jabra od początku nie walczy ceną i skupia się na rynku droższych urządzeń, co pozwala na utrzymanie odpowiedniej marży. Tak też jest w przypadku naszych testowych słuchawek ELITE 7 ACTIVE. To słuchawki TWS, które kosztują obecnie około 700 zł (wcześniej kosztowały 50 zł więcej). Nie jest to szokująca cena w tym segmencie rynku, ale wiadomo, że można kupić słuchawki bezprzewodowe chińskich marek za około 100 zł. Jabra bije się jednak o serca sportowców amatorów z takimi markami jak Sony, Bose, Apple, JBL itp. To trudny rynek, w którym bardzo liczy się właśnie marka, a Jabra nie jest marką aż tak mocną jak wymienieni konkurenci.

    Główne wady i zalety słuchawek sportowych TWS Jabra ELITE 7 ACTIVE

    Zalety słuchawek sportowych TWS Jabra ELITE 7 ACTIVE:

    • Świetny dźwięk – mocny, ale nieprzesadzony bas, bardzo duża przestrzeń
    • Dobrze trzymają się w uszach
    • Tryb mono
    • Rozbudowana aplikacja
    • Opcja szybkiego ładowania – 5 minut to godzina słuchania
    • Ładowanie bezprzewodowe
    • Bardzo dobre działanie ANC
    • Wkładki EarGel nie wydają dodatkowych odgłosów w czasie treningu
    • Norma IP57
    • Współpraca z Asystentem Google, Alexą i z Siri (przetestowane)
    • Bluetooth Multipoint po lutowej aktualizacji oprogramowania
    • Bluetooth 5.2
    • 8 godzin pracy baterii, 30 godzin w etui ładującym
    • Soundscape – dźwięki oceanu, ulewy, ptaków, burzy, specjalnie przygotowane odgłosy i szumy

    Wady słuchawek sportowych TWS Jabra ELITE 7 ACTIVE:

    • Brak haków, wypustek, które spotyka się w słuchawkach sportowych – ale design Jabry działa
    • Wysoka cena
    • Zastosowane tworzywo bardzo ciężko się czyści
    • Słuchawki są dosyć duże, ale na szczęście lekkie i prawie się ich nie czuje w uszach

    Jak oceniamy design? – ocena 5

    Jabra ELITE 7 ACTIVE to siostrzany model słuchawek Elite 7 Pro. Oba modele wyglądają niemal identycznie. W specyfikacji różnią się tym, że wersja ACTIVE nie wspiera rozwiązania przewodnictwa kostnego. ELITE 7 ACTIVE są sprzedawane w trzech kolorach – najbardziej oryginalny jest miętowy, czyli jasno zielony – nasze były granatowe. Jeszcze bardziej eleganckie są czarne. Etui słuchawek jest niewielkie i lekkie. Jest wyściełane tym samym plastikiem, co same słuchawki , a to niestety oznacza, że bardzo się brudzi i niestety perfekcyjne doczyszczenie wnętrza tego pudełka jest chyba niemożliwe. To samo dotyczy samych słuchawek, które brud z muszli naszych uszu zbierają perfekcyjnie. Przyczyną tego stanu rzeczy jest materiał nazwany Jabra ShakeGrip. Jest miękki w dotyku i zapewnia dużą przyczepność. Dzięki niemu słuchawki douszne Elite 7 Active pozostają wygodnie na miejscu bez dodatkowych ringów, zaczepów, wypustek, haków znanych z innych sportowych modeli.

     Słuchawki Jabry mają genialne, wygodne, duże przyciski do sterowania – inne rozwiązania mogą się schować. Samo umieszczanie w uszach również jest wygodne – wsadzamy je na miejsce i nie musimy ich dodatkowo dokręcać. Słuchawki dobrze trzymają się w uszach nawet przy długim treningu, gdy pot i mocne drgania zaczynają sprawiać problemy większości modeli, które są źle zaprojektowane lub po prostu nie są przeznaczone do sportu. Wydaje się, że jeszcze większą stabilność oferują moje JBL Live Free NC+, ale tylko ze względu na delikatne plastikowe wypustki, które dodatkowo blokują tył słuchawek. ELITE 7 ACTIVE czasami trzeba było delikatnie poprawić, ale być może wynikało to tylko z obawy, że mogą wypaść, a nie z realnej potrzeby.

    Specyfikacja i jakość dźwięku – ocena 5+

    ELITE 7 ACTIVE jako słuchawki sportowe muszą wspierać aktywne tłumienie szumu, bo bieganie na bieżni, jazda na trenażerze lub bieganie przy głośnych miejskich arteriach bywa męczące dla naszych uszu. ANC na początku konfigurujemy pod siebie, a później możemy dodatkowo regulować zależnie od aktualnej sytuacji w naszym otoczeniu. Gdy chcemy słyszeć hałas wokół nas to włączamy funkcję HearThrough. Sterowanie jest bardzo wygodne – domyślnie przyciskiem w lewej słuchawce. ANC działa naprawdę bardzo dobrze. Dźwięk z głośnej bieżni jest tłumiony niemal do zera. Niestety nie testowałem tych słuchawek w samolocie, a to też bardzo dobre miejsce do testów ANC.

    Jeśli chodzi o parametry techniczne to Jabra w specyfikacji obiecuje przenoszenie pełnego pasma w trybie muzyki - 20–20 000 Hz. Gdy rozmawiamy pasmo jest przycinane do 80–8000 Hz.

    Słuchawki wspierają trzech najważniejszych asystentów głosowych: Amazon Alexa, Siri oraz Asystenta Google.

    Oprogramowanie słuchawek jest aktualizowane online – w czasie aktualizacji muszą one być umieszczone w etui. Sam proces aktualizacji jest dosyć długi – twa kilka minut.

    Sama jakość dźwięku jest naprawdę doskonała jak na tak małe słuchawki TWS. Nie jest to jednak wyróżnik, bo w tym segmencie cenowym to już standard. Trochę gorzej grają może słuchawki AirPods, ale one mają swoje inne zalety (wygodę, Spatial Audio itd.). Oczywiście należy pamiętać, że słuchawki TWS przestrzenią dźwięku i jego „elegancją” nie dorównują nausznym słuchawkom za np. 1500 lub więcej złotych. Gdy jednak uprawiamy sport to naprawdę po godzinie treningu subtelności w muzyce przestają być najważniejsze. Bardziej liczy się to, czy bas nakręca nas do dalszego biegu, a słuchawek nie trzeba co 100 metrów poprawiać w uchu. ELITE 7 ACTIVE są doskonałym wyborem dla trenujących, ale także dla tych, którzy chcą odizolować się od rodziny lub kolegów z pracy. Do tej izolacji przyda się bardzo funkcja Soundscape – to dźwięki oceanu, ulewy, ptaków, burzy gotowe do odsłuchu w aplikacji Sound+.

    Fani korzystania z jednej słuchawki mogą tak korzystać z ELITE 7 ACTIVE. To może nam się przydać, gdy jedziemy na rowerze i chcemy mieć maksymalny kontakt z otoczeniem, a jednocześnie słuchać muzyki lub podcastów.

      

    Jak długo działa bateria? – ocena 5+

    ELITE 7 ACTIVE mają działać na jednym ładowaniu do 8h. Gdy doładujemy je w etui to czas ten wydłuży się do 30h. 8h pozwoli nam zrealizować większość, nawet bardzo długich treningów i lotów samolotem. Szybkie ładowanie przez 5 minut to kolejna godzina odtwarzania muzyki. Po 30 minutach ładowania baterie będą naładowane do około 50%. Takie parametry zapewniają nam całkowitą wygodę korzystania ze sportowych TWS Jabry.

    Nasza finalna ocena

    Jabra ELITE 7 ACTIVE to świetny wybór dla fanów dobrej jakości dźwięku, którzy uprawiają sport. Przetestowaliśmy je przy ostrej rozgrzewce, treningu biegowym na bieżni i w parku, siłowni oraz na trenażerze. Cały czas trzymały się dobrze w naszych uszach i wymagały bardzo rzadkich poprawek (które być może tak naprawdę w ogóle nie były konieczne). Cena słuchawek nie jest niska, ale w zamian dostajemy naprawdę dopracowany produkt ze świetną jakością dźwięku, mięsistym, ale nieprzesadzonym basem, dobrą aplikacją, genialnymi przyciskami i wsparciem dla asystentów głosowych. Do wad na pewno możemy zaliczyć to, że specjalny plastik użyty do produkcji bardzo trudno się czyści. To efekt tego, że dobrze „przykleja się” do naszej skóry, jednocześnie zbierając z niej cały brud, który później ciężko usunąć. Słuchawki nie wspierają także rozwiązania Spatial Audio znanego z AirPodsów.

    Uwielbiamy: jakość dźwięku

    Nie lubimy: bardzo trudnego do czyszczenia plastiku

    Dla kogo są słuchawki Jabra ELITE 7 ACTIVE:

    • Osoby uprawiające sport
    • Osoby, dla których ważna jest jakość dźwięku
    • Osoby szukające dobrego ANC
    • Osoby, które szukają słuchawek z wygodnymi przyciskami

    Dla kogo nie są słuchawki Jabra ELITE 7 ACTIVE:

    • Oszczędni
    • Osoby, które nie uprawiają żadnego sportu

    Alternatywy dla słuchawek Jabra ELITE 7 ACTIVE:

    • Apple Powerbeats Pro
    • Jabra Elite 4 Active
    • JBL Under Armour Streak
    • JBL Endurance Peak II
    • JBL Live Free NC+
    • Bang & Olufsen Beoplay E8 Sport
    • Bose Sport Earbuds
    • JBL Reflect Flow Pro+
    • Sony WF-SP800N ANC
    • Jabra Elite Active 75t
    • JBL Reflect Mini NC
    • Bose SoundSport Free
  • realme GT 2 - nasza recenzja

    realme GT 2 - test

    Klasa urządzenia E (skala „Mercedesa” A, B, C, E, S)

    Skala ocen 1-6 (6-celujący)

    Zaczynamy

    Obok swojego pierwszego flagowca z prawdziwego zdarzenia, czyli realme GT 2 Pro, którego recenzję już można przeczytać, zadebiutował także realme GT 2. Designem jest bliźniaczo podobny do wersji Pro, za to specyfikacją i ceną bliżej mu do hitu sprzed roku czyli realme GT, od którego ma lepszą baterię, usprawniony aparat i większy wyświetlacz. Równie istotne jest co zostało usunięte względem realme GT 2 Pro – nie ma mikroskopu i aparatu o super szerokim kącie widzenia 150 stopni. Inny jest też ekran oraz procesor. Można więc śmiało powiedzieć, że bliżej realme GT 2 do rocznego GT niż GT 2 Pro. Ostatecznie jednak kluczowym elementem jest tutaj cena, która dla wersji 12/256 GB jest aż o tysiąc złotych niższa i wynosi 2499 zamiast 3499. Jest też tańsza opcja 8/128 GB za 2299 zł ale tutaj różnica nie jest już tak duża, bo GT 2 Pro można było kupić w promocji za 2999 zł a więc 700 zł drożej.

    Przejrzyjmy się w szczegółach jak wypadł realme GT 2 w testach.

    Ten smartfon w najlepszej cenie i na raty możecie kupić na Allegro tutaj.

    Główne wady i zalety realme GT 2

    Zalety realme GT 2:

    • Praktyczny i oryginalny design matowej obudowy o fakturze przypominającej papier
    • Pełnoprawne głośniki stereo
    • Skuteczny czytnik linii papilarnych pod wyświetlaczem
    • Ekran wystarczająco dobry aby nie było czuć wyraźnej różnicy względem wersji Pro
    • W dalszym ciągu najnowsze standardy komunikacyjne
    • Wydajność zaspokajająca na dzisiaj wszystkie potrzeby
    • Praktyczne funkcje nakładki realme UI 3.0
    • Znacznie poprawiony względem pierwszego realme GT główny aparat
    • Długie działanie na baterii – dłuższe niż wersji Pro i pierwszego GT
    • Super szybkie ładowanie do pełna w 35 minut
    • Dobry stosunek wydajności i wyposażenia do ceny

    Wady realme GT 2:

    • Brak normy uszczelnienia, choćby opisowej od samego producenta, bez klasyfikacji
    • Rama obudowy z tworzywa
    • Szersze i wyraźnie asymetryczne ramki ekranu względem wersji Pro
    • Specyfikacja nie zmieniła się względem pierwszego GT
    • 40% mniej wydajny graficznie niż GT 2 Pro
    • Niedopracowane tłumaczenie systemu
    • Niedziałający Netflix (dotyczy tylko egzemplarzy testowych)
    • Przeciętnej jakości aparat ultraszerokokątny z zaskakująco dużym szumem i artefaktami przetwarzania obrazu
    • Bezużyteczny aparat makro zamiast mikroskopu

    Jak oceniamy design? – ocena 4+

    Design realme GT 2 jest bliźniaczo podobny do wersji Pro. Gdyby nie różnica koloru patrząc na tył obudowy trudno byłoby rozróżnić jeden od drugiego. Różnice sprowadzają się do trochę szerszego rozstawienia diod doświetlających oraz obiektywu makro schowanego na równi wyspy aparatów, podczas gdy w wersji Pro on delikatnie wystaje. Materiał obudowy przypominający papier z matową fakturą jest dokładnie taki sam w obu urządzeniach. Wykończenie telefonu podoba mi się zarówno wizualnie, jak i jest praktyczne, bo na matowej obudowie nie widać żadnych śladów ani paprochów. Jedynie podpis projektanta umieszczony na samej obudowie wydaje się być niekonieczny i nie na miejscu.

    Front urządzenia różni się mocniej, bowiem tańszy GT 2 ma zauważalnie szersze i mniej symetryczne ramki dookoła ekranu niż wersja Pro. To jeden z kompromisów wymuszonych niższą ceną. Podobnie jest z ramką, która zamiast z metalu jest tutaj wykonana z tworzywa.

    Telefon realme GT 2 jest wyposażony w całkiem dobre głośniki stereo, szybki i skuteczny czytnik linii papilarnych umieszczony pod wyświetlaczem i uszczelnione gniazdo dual SIM. Nie ma jednak oficjalnej normy wodoszczelności. Podczas premiery realme informowało, że nie norma jest ważna, której wyrobienie kosztuje i podnosi cenę urządzenia, tylko sam fakt uszczelnienia. Zgadzam się, tylko chciałbym aby producent jasno zadeklarował czy można telefon zanurzyć w wodzie, czy nie, a czy to się będzie nazywało IP68 czy po prostu „odporny na zanurzenie” nie robi mi różnicy. Takiej informacji jednak nie ma i nie próbowałbym zanurzać tego telefonu w wodzie - tą tajemniczość producenta liczę jednak na minus.

    Co sądzimy o wyświetlaczu? – ocena 5-

    Wyświetlacz w realme GT 2 ma przekątną 6,62 cala, rozdzielczość FHD+ 2400 x 1080 pikseli. Jest wykonany w technologii AMOLED i obsługuje odświeżanie 120 Hz. Ekran ma maksymalna jasność 1300 nitów i jest przykryty szkłem Gorilla Glass 5.

    Różnic względem droższej wersji GT 2 Pro jest wiele – niższa rozdzielczość FHD+ zamiast QHD+, niższa maksymalna jasność, szersze ramki, brak LTPO, a więc odświeżanie ekranu nie może być dopasowane do wyświetlanej treści. Czy to wszystko ma kluczowe znaczenie dla użytkownika? W większości przypadków nie, bo wyświetlacz realme GT wciąż można uznać za bardzo dobry. Bardziej od parametrów rzucają się w oczy szersze i mniej symetryczne ramki, ale to też w użytkowaniu nie przeszkadza.

    Ponieważ nakładka systemowa jest ta sama, większość opcji obrazu jest tożsama z wersją Pro - W ustawieniach znajdziemy ustawienia trybów kolorów: żywy, naturalny oraz Pro. Jest też tryb komfortu oczu, który może wyświetlać obraz czarno-biały. Dodatkowo w ustawieniach znajdziemy mechanizmy poprawy obrazu: zwiększenie ostrości obrazu, korektor kolorów wideo, oraz optymalizacja obrazów ruchomych poprawiająca płynność. Jedyna opcja której zabrakło to funkcja wyświetlania naturalnych odcieni, która dostosowuje balans bieli do oświetlenia otoczenia – ta opcja jest tylko w wersji Pro.

    Specyfikacja – ocena 5-

    Specyfikacja realme GT 2 jest bardzo mocna i powinna wystarczyć każdemu użytkownikowi, ale nie zmieniła się od czasu realme GT sprzed niecałego roku. Wówczas była topowa, ale już nie jest, bo pojawiła się nowa generacja Snapdragonów 8 gen. 1. W dalszym ciągu mamy tu procesor Snapdragon 888 taktowany zegarami 1 x 2,84 GHz + 3 x 2,42 GHz + 4 x 1,80 GHz.

    Wyniki benchmarków w tabeli w zestawieniu z wersją Pro:

     

    realme GT 2

    realme GT 2 Pro

    Różnica w %

    Antutu 9

    702789

    1002750

    -29.9%

    Geekbench 5

    1126/3380

    1262/3737

    -10.7%/-9.5%

    Androbench sekwencyjny

    1999/785

    1827/1269 MB/s

    +9.4%/-38.1%

    PCMark Work 3.0

    12452

    12966

    -3.9%

    PCMark Storage 2.0

    36022

    37328

    -3.4%

    3Dmark Wild Life

    5865

    9228

    -36.4%

    3Dmark Wild Life Extreme

    1535

    2549

    -39.7%

    Oba telefony w trakcie testów były w trybie GT, który poprawia wydajność. Największa różnica dotyczy wydajności układu graficznego i dochodzi nawet do 40% na korzyść wersji Pro. Wydajność procesora pod kątem obliczeń nie wzrosła aż tak dramatycznie i mieści się w 10% na korzyść wersji Pro. Jedyne miejsce w którym realme GT 2 osiągnął lepszy wynik od GT 2 Pro to odczyt pamięci o niecałe 10%, ale zapis już o ponad 38% wolniejszy. Za to test symulujący codzienne użytkowanie pokazuje już niecałe 4% różnicy. Sam dużej różnicy w użytkowaniu obu telefonów realme GT nie czułem. Jeśli jednak ktoś jest fanem najnowszych i najbardziej wymagających gier mobilnych to wersja Pro może przynieść wymierne korzyści, zwłaszcza wraz z pojawianiem się nowych tytułów.

    Pakiet komunikacyjny obejmuje 5G, LTE, WiFi ax szóstej generacji, Bluetooth 5.2 i NFC. Lokalizacja realizowana jest za pomocą dwupasmowego działania systemów GPS, GLONASS, BDS, GALILEO i QZSS. Zestaw czujników obejmuje: czujnik indukcji magnetycznej (kompas cyfrowy), czujnik światła, czujnik temperatury barwowej, czujnik zbliżeniowy, żyroskop i czujnik przyspieszenia (akcelerometr).

    Zestaw czujników i pakiet łączności składa się z najnowszych standardów, ale składał się z takich samach już w niemal rocznym GT. Tutaj wersja Pro, zwykła GT 2, czy ubiegłoroczna znaczących różnic nie wnosi. GT 2 dostały jedynie czujnik temperatury barwowej, z czego wersja Pro ma go zarówno z przodu jak i z tyłu, a wersja zwykła tylko z tyłu. Nie ma w tej sekcji recenzji nic zaskakującego i nie ma też wyraźnego powodu aby pilnie przesiadać się z realme GT na GT 2.

     

    System operacyjny – ocena 4-

    Podobnie jak wersja Pro realme GT 2 działa pod kontrolą systemu Android 12 z zabezpieczeniami zaktualizowanymi do dnia 5 grudnia 2021. (wersja Pro ma zabezpieczenia zaktualizowane do stycznia 2022). Nakładka systemowa to najnowsza wersja realme UI 3.0, która debiutowała na rynku razem z modelami GT 2 i GT 2 Pro.

    Tak samo jak w wersji Pro znajdziemy tutaj tryb alarmowy, który wyśle wiadomości do wskazanych kontaktów i wyświetli informacje medyczne, jeśli wciśniemy pięciokrotnie pod rząd przycisk zasilania. Można uaktywnić elastyczne okna o zmiennym rozmiarze. Możliwe jest także dodanie trzech skrótów, które pojawią się po przytrzymaniu czytnika linii papilarnych zaraz po odblokowaniu ekranu. Inną opcją jest wysuwany od bocznej krawędzi pasek skrótów, uproszczony interfejs trybu prostego i tryb dla dzieci, który ogranicza czas korzystania i dostęp do wybranych aplikacji. W laboratorium realme znajdziemy funkcję pomiaru tętna po przyłożeniu palca do czytnika linii papilarnych.

    Nie jest zaskoczeniem, że realme GT 2 dzieli te same problemy z tłumaczeniem na język polski co wersja Pro i podczas przytrzymania ikony na pulpicie nie sposób odróżnić odinstalowania aplikacji od skasowania ikony, bo obie opcje nazywają się po prostu „usuń” jedna pod drugą.

     

    Jakie robi zdjęcia i jakie nagrywa filmy? – ocena 4+

    Smartfon realme GT 2 ma trzy aparaty z tyłu obudowy i jeden przedni do selfie. Zestaw obejmuje:

    • 50 MP, f/1.8, 24mm, multi-directional PDAF, OIS – główny aparat
    • 8 MP, f/2.2, 119˚ - ultraszerokokątny aparat
    • 2 MP, f/2.4 – aparat dedykowany makro
    • 16 MP, f/2.5, 26mm – przedni aparat do selfie

    Główny aparat jest dokładnie taki sam jak w droższym modelu GT 2 Pro. Względem ubiegłorocznego realme GT otrzymał stabilizację optyczną, co jest istotnym usprawnieniem, oraz udoskonalony system ustawiania ostrości. O ile we flagowym realme GT 2 Pro w porównaniu z konkurencją aparat główny mógł być uznawany za najwyżej przeciętny, to w kosztującym 2299 zł telefonie robi znacznie lepsze wrażenie i jest istotną poprawą względem modelu GT z zeszłego roku. Zarówno zdjęcia dzienne jak i nocne reprezentują dobrą jakość w tym przedziale cenowym, stabilizacja znacznie poprawiła jakość zdjęć w słabym oświetleniu i zmniejszyła ryzyko na poruszone kadry.

    Niestety dwa pozostałe aparaty z wersji Pro zostały zastąpione znacznie gorszymi rozwiązaniami. Zamiast aparatu ultraszerokokątnego z matrycą 50 megapikseli i najszerszym na rynku kątem widzenia aż 150 stopni dostaliśmy zupełnie przeciętny 8 megapikselowy, standardowy aparat ultraszerokokątny. Ma przeciętną szczegółowość która staje się wręcz słaba na bokach kadru, widoczną aberrację chromatyczną i bardzo mocno widoczny szum na niebie, nawet jeśli zdjęcia wykonamy w piękny słoneczny dzień. Możliwe, że to jakiś błąd oprogramowania, bo gdy na niebie przelatywały ptaki pozostawiły na zdjęciu artefakty i duszki. Nawet jeśli te problemy zostaną usunięte będzie to najwyżej przeciętny aparat.

    Dodatkowo unikatowy i ciekawy mikroskop o powiększeniu x40 został zastąpiony klasycznym w wielu tanich smartfonach aparatem makro o nieużytecznej rozdzielczości 2 megapikseli. Takie aparaty znajdziemy nawet w telefonach za mniej niż tysiąc złotych i w moim odczuciu nie mają żadnego praktycznego zastosowania.

    Jeśli chodzi o nagrywanie wideo na plus realme GT 2 należy zaliczyć, że materiały 4K są szczegółowe, atrakcyjne i dobrze stabilizowane – nawet podczas chodzenia. Nie można się natomiast przełączać podczas nagrywania pomiędzy aparatem głównym i szerokokątnym w żadnej rozdzielczości, nawet w 720p, chociaż wersja Pro radziła sobie z tym nawet w rozdzielczości 4K. Podczas nagrywania dostępny jest tylko zoom cyfrowy i tylko w głównym aparacie. Nie ma też możliwości nagrywania filmów 8K z wersji Pro, ale to mało istotna strata dla większości użytkowników.

    Przykładowe zdjęcia:

    Przykładowe wideo:

    Jak długo działa bateria? – ocena 6-

    realme GT 2 ma baterię o pojemności 5000 mAh, tak samo jak wersja Pro, ale o 500 mAh pojemniejszą niż ubiegłoroczny realme GT. W zestawie z telefonem znajduje się także super szybka ładowarka o mocy 65W. Fakt, że realme GT 2 nie obsługuje ładowania bezprzewodowego, chociaż konstrukcja obudowy to umożliwia boli trochę mniej niż w droższej wersji Pro, ale wciąż jest minusem.

    Plusem jest szybkość ładowania jak i czas działania na baterii. Rozładowanie baterii do połowy podczas strumieniowania wideo z YouTube z ekranem ustawionym na połowę jasności zajęło 11 i pół godziny. Oznacza to 23 godziny nieprzerwanego strumieniowania wideo. To wynik wyraźnie lepszy niż w wersji Pro. Biorąc pod uwagę, że telefon można naładować do 50% w mniej niż 15 minut, a do pełnego naładowania potrzeba zaledwie 35 minut komfort pracy na baterii jest naprawdę duży – niedostępny dla takich marek jak Apple czy Samsung, które nie chcą się skupiać na rozwijaniu super szybkiego ładowania.

    Nasza finalna ocena

    Z perspektywy zeszłorocznego modelu realme GT kluczowe usprawnienia w modelu realme GT 2 dotyczą lepszej jakości wykończenia obudowy, trochę większego ekranu, pojemniejszej baterii oraz przede wszystkim głównego aparatu, który otrzymał stabilizację optyczną. Wydajność i standardy komunikacji się jednak nie zmieniły. Ponieważ model GT był przez dłuższy czas najtańszym telefonem z procesorem Snapdragon 888 i sukcesem rynkowym, to również model GT 2 można uznać za propozycję godną polecenia w cenie 2299 zł za wersję 8/128 GB i 2499 zł za wersję 12/256 GB. Specyfikacja nie robi już takiego wrażenia jak prawie rok temu, ale wciąż jest bardzo wydajna.

    Za to względem modelu realme GT 2 Pro cięć jest całkiem sporo. Taki sam jest tylko wygląd, główny aparat oraz bateria i jej ładowanie. Reszta dość mocno się różni, poczynając od ekranu, który ma słabsze parametry, przez niższą od Pro wydajności, w przypadku układu graficznego osiągającą nawet 40% słabsze wyniki, aż na unikatowych cechach aparatu ultraszerokokątnego i mikroskopu kończąc, które także nie są dostępne w GT 2. Każdy sam musi zdecydować czy chce do tych możliwości dopłacić minimum 700 zł.

    Uwielbiamy: pojemną baterię o ultra szybkim ładowaniu

    Nie lubimy: aparatów makro i ultraszerokokątnego

    Dla kogo jest realme GT 2:

    • Dla osób szukających długiego działania i super szybkiego ładowania
    • Dla tych którzy zadowolą się głównym aparatem, który jest lepszy niż w GT
    • Dla tych którzy lubią matową obudowę

    Dla kogo nie jest realme GT 2:

    • Nie dla osób szukających bezkompromisowo topowej wydajności
    • Nie dla tych którzy przywiązują wagę do aparatu szerokokątnego i mikroskopu z wersji Pro
    • Nie dla osób szukających bardzo dopracowanego tłumaczenia systemu - przynajmniej blisko daty premiery i w momencie pisania recenzji

    Alternatywy dla realme GT 2:

  • Garmin Fenix 7 Sapphire Solar - nasza recenzja

    Klasa urządzenia S (skala „Mercedesa” A, B, C, E, S)

    Skala ocen 1-6 (6-celujący)

    Zaczynamy

    Fenix 7 to flagowa seria zegarków Garmin. Oferuje najwięcej funkcji, szczególnie w segmencie turystycznym i wyprawowym, oraz sportowym. To co wyróżnia Garmin Fenix 7 to wbudowane mapy offline dostępne dla całego świata. Można z tego zegarka korzystać jak z pełnoprawnej nawigacji bez względu na okoliczności. Bliźniaczym modelem dla Fenix 7 jest epix 2 który różni się przede wszystkim wyświetlaczem i czasem działania na baterii, dając użytkownikowi wybór, który omówimy w tej recenzji. Garmin Fenix 7 jest dostępny w 3 rozmiarach – S czyli małej, bez oznaczenia czyli średniej, oraz X czyli dużej, a także wersjach Solar oraz Sapphire Solar. W sumie daje to 9 kombinacji funkcji i kilkanaście możliwych kombinacji cech i wyglądu. Funkcja Solar pozwala wydłużyć czas działania na baterii poprzez doładowywanie baterii za pomocą energii słonecznej. Dodatkowo Sapphire Solar ma szkło szafirowe bardziej odporne na zarysowania. Wszystkie modele mają mapy, ale wersję Sapphire Solar mają 32 zamiast 16 GB wbudowanej pamięci oraz Multi-Band GPS, który łączy zarówno satelity z różnych systemów lokalizacji takich jak GPS, GLONASS i GALILEO jak i różne pasma w obrębie jednego systemu. Przedmiotem niniejszej recenzji jest wersja Garmin Fenix 7 Sapphire Solar, a więc najlepiej wyposażona wersja w średnim rozmiarze kosztująca obecnie 4329 zł. Mówiąc krótko jest to propozycja dla najbardziej wymagających użytkowników.

    Główne wady i zalety Garmin Fenix 7 Sapphire Solar

    Zalety Garmin Fenix 7 Sapphire Solar:

    • Najwyższa jakość wykonania (tytan i stal) i wodoszczelność do 100 metrów
    • Uniwersalny wyprawowy design, który pasuje do większości okazji
    • Pełna obsługa zarówno dotykowo jak i przyciskami z możliwością wyłączenia dotyku
    • Dotykowy ekran niemal niewrażliwy na wodę i fałszywe sygnały dotyku
    • Energooszczędny ekran, czytelny w każdych warunkach oświetleniowych i zawsze aktywny
    • Podglądy to najbardziej czytelny układ informacji w zegarkach jaki znam
    • Mapy TOPO Active dostępne za darmo dla całego świata z pełną nawigacją offline
    • Płatności zbliżeniowe Garmin Pay
    • Najbardziej wszechstronny zestaw funkcji dla sportowców i podróżników
    • Multiband, multi GNSS – najbardziej zaawansowany system lokalizacji GPS
    • Nowe funkcje i algorytmy np. Realtime stamina
    • Możliwość konfigurowania układu funkcji zegarka wprost ze smartfonu
    • Bezkonkurencyjny czas działania na baterii
    • Doładowywanie baterii paskiem fotowoltaicznym dookoła ekranu

    Wady Garmin Fenix 7 Sapphire Solar:

    • Nie dla osób, które lubią płaskie, lekkie i nieduże zegarki
    • Ekran transreflektywny ma niższą rozdzielczość i mniej kolorów niż AMOLED i to wyraźnie widać
    • Brak możliwości odbierania rozmów na zegarku
    • Brak możliwości wpisywania bądź dyktowania odpowiedzi na wiadomości
    • Brak wersji z SIM/eSIM
    • Nie tak dużo nowości względem Fenix 6 Pro za znacznie wyższą cenę
    • Ładowanie wymaga dedykowanego kabla i nie wspiera ładowania bezprzewodowego

    Jak oceniamy design? – ocena 6

    Garmin Fenix 7 Sapphire Solar jest skonstruowany tak, aby nie było wątpliwości, że przetrzyma każde warunki – tytanowe obramowanie wyświetlacza, stalowa koperta z tyłu i polimer wzmocniony włóknem szklanym pomiędzy w celu zmniejszenia wagi. Wraz z paskiem na rękę Garmin waży 74 gramy. Jego wymiary to 47 x 47 x 14.5 mm. Obudowa Garmin Fenix 7 Sapphire Solar jest uszczelniona do 10 atmosfer, co oznacza zanurzenie na 100 metrów głębokości i obejmuje wszelkie aktywności, włącznie ze skokami do wody czy sportami wodnymi o dużej prędkości.

    Na obudowie znajduje się 5 przycisków w charakterystycznym dla Garmina układzie, który znajdziemy też w innych modelach – trzy guziki na lewej stronie koperty i dwa na prawej. Dzięki temu można obsługiwać Garmin Fenix 7 Sapphire Solar z wyłączonym ekranem dotykowym. Lewy górny przycisk po krótkim naciśnięciu podświetla ekran, a po dłuższym przytrzymaniu wyświetla kołowe menu skrótów. Lewy środkowy przycisk odpowiada za przewijanie listy do góry, a po przytrzymaniu wyświetla menu ustawień i opcji. Lewy dolny przycisk przewija listę w dół, a po przytrzymaniu wyświetla skróty do Spotify, Muzyki i sterowania odtwarzaniem na smartfonie. Prawy górny przycisk wywołuje listę sportów oraz funkcje mapy i śledzenia na żywo. Prawy dolny przycisk cofa nas do poprzedniego ekranu.

    To co odróżnia Fenix 7 od starszego modelu Fenix 6 to dodanie ekranu dotykowego – w starszych modelach obsługa opierała się wyłącznie na przyciskach. Dodanie dotyku znacząco poprawia intuicyjność obsługi przy pierwszym kontakcie jak i bardzo przydaje się przy obsłudze mapy. W przypadku Garmin Fenix 7 Sapphire Solar ekran dotykowy wyjątkowo dobrze radzi sobie podczas deszczu, praktycznie nie reagując na krople wody. Użytkownik ma jednak pełną dowolność czy chce aby dotyk był aktywny, czy nie i może to skonfigurować zarówno globalnie, jak i dla każdej aktywności i profilu sportowego osobno, wyłączając dotyk tam gdzie nie jest potrzebny.

    W moim odczuciu wyprawowy design Fenixa jest stylowy i uniwersalny. Nie razi ani w przypadku bardziej eleganckich okazji, ani w terenie. Podoba mi się bardziej niż testowany niedawno Garmin Venu 2 Plus. Trzeba tylko pamiętać, że to większy i cięższy zegarek, co nie każdemu może przypaść do gustu w przypadku uprawiania dynamicznego sportu, czy monitorowania snu.

    Co sądzimy o wyświetlaczu? – ocena 4+

    Ekran Garmin Fenix 7 Sapphire Solar jest trudny w jednoznacznej ocenie bo został podporządkowany osiągnięciu określonych celów. Ma on przekątną 1,3 cala i rozdzielczość 260 × 260 pikseli. Najważniejsza jest jednak technologia, w której został wykonany. To wyświetlacz transreflektywny, czyli przepuszcza światło otoczenia i po jego odbiciu staje się czytelny, tak jak w klasycznych zegarkach cyfrowych w latach 90. Po pierwsze gwarantuje to czytelność w dowolnie mocnym oświetleniu - im mocniej świeci słońce tym bardziej kontrastowy staje się ekran. Po drugie z powodu braku ciągłego podświetlania jest znacznie bardziej energooszczędny i nie ma potrzeby jego wygaszania – jest widoczny cały czas. Jedynie podświetlenie ekranu, gdy otoczenie jest zbyt ciemne jest uruchamiane tymczasowo. Taki ekran pozwala osiągnąć nawet 3 tygodnie działania na baterii i należałoby go porównywać do innych modeli z włączoną opcją always on co jeszcze pogłębia różnicę.

    Z drugiej strony jeśli ktoś jest przyzwyczajony do ekranów AMOLED może poczuć się rozczarowany, bo ekran ma wyraźnie niższą rozdzielczość z widocznymi pojedynczymi pikselami, mniej kolorów i ogólnie pod względem samej jakości obrazu jest po prostu gorszy. Przesiadka ze wspomnianego Garmin Venu 2 Plus czy innego smartwatcha może okazać się bolesna jeśli oczekujemy tego samego. W tym celu powstał inny model który jest niemal identyczny jak Fenix, ale ma ekran AMOLED – to Garmin expix 2. Ma on niemal dwukrotnie wyższą rozdzielczość 416 × 416 pikseli i oferuje dokładnie to do czego przyzwyczaiły nas smartwatche takie jak Samsung Galaxy Watch 4 Classic czy wspomniany Venu. Jest to jednak zarówno kosztem czasu działania na baterii, który skraca się przynajmniej o połowę, jak i koniecznością wygaszania ekranu po chwili. Dodatkowo epix nie występuje w wersji Solar.  Musimy więc zdecydować co jest dla nas najistotniejsze: czas działania na baterii czy ekran AMOLED – Garmin daje wybór, ale zalet obu rozwiązań w jednym urządzeniu mieć nie można.

    Skłamał bym, gdybym powiedział, że nie tęskniłem trochę do wyświetlacza Venu 2 Plus podczas testów Fenixa, z drugiej strony lubię mieć ekran zawsze aktywny aby rzucić na niego okiem – wybór naprawdę nie jest prosty.

    Specyfikacja i system operacyjny– ocena 6-

    Fundament działania Garmin Fenix 7 Sapphire Solar jest taki jak w recenzowanym niedawno Garmin Venu 2 Plus – zamiast widżetów jak u innych producentów mamy „podglądy”, które są wyświetlane po trzy na jednym ekranie i przewijane w sposób płynny. Ułatwia to przeglądanie informacji w bardziej skondensowany i treściwy sposób – jest to dla mnie najlepsze rozwiązanie na rynku smartwatchy. Kolejność i układ „podglądów” można konfigurować. Nie ma osobnego ekranu z aplikacjami, każda z funkcji ma swój „podgląd”, który po dotknięciu rozwija się do pełnoekranowej wersji z zakładkami, czyli kolejnymi ekranami, które można przewijać. Domyślna lista „podglądów” obejmuje: natężenie światła słonecznego (funkcja Solar), pogoda, wschód i zachód słońca, czujniki ABC (wysokościomierz, barometr, kompas), wydajność (chodzi o organizm użytkownika), stan wytrenowania, ostatnia aktywność, kroki, tętno, Body Battery, sen, pulsoksymetr, kalendarz, powiadomienia, sterowanie muzyką. Lista opcjonalnych, fabrycznie zainstalowanych „podglądów” jest dwa razy dłuższa i zawiera takie pozycje jak oddech, pokonane piętra, kalorie, stopień aklimatyzacji wysokości, oraz integrację z innymi systemami Garmin, takimi jak VIRB czy inReach.

    Lista dostępnych sportów jest tak długa, że nie ma sensu jej tutaj wymieniać. Są też programy typowo turystyczne jak wędrówka, czy wycieczka rowerowa, niezależnie od kolarstwa czy MTB. Są też tryby ściśle powiązane z wbudowanymi mapami: nawiguj, ekspedycja, śledź mnie, mapa i menadżer map. Warto podkreślić nieporównywalną z niczym co testowałem możliwość konfiguracji. Każdy profil sportowy zawiera aż 20 ustawień, jak choćby czy dotyk ma być aktywny, rodzaj systemu lokalizacji, ekrany danych i wiele innych, które możemy poustawiać dla każdego rodzaju aktywności osobno.

    Zegarek mierzy to co współczesne smartwatche – tętno i natlenienie krwi przez całą dobę, sen, kroki, piętra. Można nawet precyzyjnie skalibrować długość kroku, co pozwoli dokładniej szacować dystans gdy GPS nie jest aktywny. To w czym Garmin typowym smartwatchom ustępuje to funkcje smart – nie pozwala odbierać połączeń głosowych, na wiadomości można odpowiadać tylko predefiniowanymi, krótkimi pozycjami typu „OK”, „Tak”, „Nie”, „Nie mogę teraz rozmawiać”. Nie ma też mierzenia ciśnienia czy kompozycji ciała, ani EKG, które znajdziemy w Samsung Galaxy Watch 4 Classic.

    Za to wspiera płatności Garmin Pay, które działają bezproblemowo, pozwala pobierać muzykę prosto ze Spotify czy Deezer do pamięci zegarka, a także wgrać własne pliki MP3, oraz sterować muzyką odtwarzaną na smartfonie.

    To w czym się Gramin specjalizuje to dopracowane algorytmy pod kątem sportowym i wydolności organizmu. Do Body Battery, który to współczynnik określał na ile jesteśmy zregenerowani w ciągu całego dnia i ile mamy siły doszedł pomiar wytrzymałości w czasie rzeczywistym, który pozwala na bieżąco określić ile możemy dać z siebie podczas biegu czy jazdy na rowerze, żeby starczyło sił do końca zaplanowanej trasy. PacePro pozwala utrzymać tempo biegu z uwzględnieniem profilu trasy, uwzględniając nachylenie terenu. Funkcja ClimbPro pozwala śledzić bieżące i nadchodzące wzniosy, wyświetlając informacje o procencie nachylenia i liczbie metrów do pokonania. Zegarek zbiera dane na temat naszych pokonanych biegów, bieżącej kondycji i przewiduje jakie tempo możemy utrzymać i jaki uzyskamy czas na daną odległość.

    Garmin Fenix 7 Sapphire Solar oferuje najbardziej zaawansowane systemy lokalizacji, łącząc jednocześnie wiele systemów GNSS (GPS, GLONASS i Galileo) na wielu pasmach. Oprócz map całego świata TOPO Active, które są dostępne do pobrania za darmo, są też mapy pól golfowych i stoków narciarskich. Nowa funkcja Przed tobą wyświetla listę dodanych punktów na trasie, które umożliwią np. uzupełnienie zapasów wody, jedzenia, czy odpoczynek. Każdy kto chce aktywnie spędzać czas na powietrzu znajdzie tu wszystko, czego może potrzebować, bez względu na to jaki rodzaj aktywności lubi najbardziej.

    Dużym plusem jest, że z Garmin Fenix 7 Sapphire Solar można korzystać w absolutnie każdych warunkach pogodowych, czego nie można powiedzieć o nawigacji w smartfonie. Trzeba tylko pamiętać, że wektorowe mapy zoptymalizowane pod kątem zajmowanego miejsca wymagają czasu na wczytywanie i zmiana powiększenia czy przesuwanie mapy nie działa tak szybko jak mapy na smartfonie. Nie dotyczy to tylko zegarka, ale w równym stopniu ręcznych urządzeń nawigacyjnych o większych rozmiarach. Dla kogoś kto nigdy nie korzystał z ręcznej nawigacji może to być pewne zaskoczenie.

    Różnice Fenix 7 względem Fenix 6 Pro

    • Dodanie ekranu dotykowego
    • Mapy w każdej wersji – wcześniej tylko w Pro/Sapphire
    • Multiband - Multipasmowa łączność satelitarna (tylko dla wersji Fenix 7 Sapphire Solar)
    • Możliwość konfigurowania układu funkcji w zegarku z poziomu telefonu
    • Czujnik tętna i natlenienia Garmin Elevate 4 generacji, zamiast 3
    • Dłuższy czas pracy na baterii
    • Szerszy pasek fotowoltaiczny
    • Możliwość pobierania map i aplikacji przez WiFi wprost z zegarka
    • Realtime stamina - nowy pomiar wytrzymałości wyrażony w procentach, dystansie lub czasie w odniesieniu do progu wytrzymałości organizmu
    • Health Snapshot oraz trening HIIT które pojawiły się w Venu 2 i Venu 2 Plus
    • Wbudowana latarka (tylko w największej wersji Fenix 7X)

     

    Aplikacja na smartfonie i konfiguracja – ocena 6

    Przy okazji recenzji Garmin Venu 2 Plus chwaliłem aplikację Garmin Connect. Bez względu na rodzaj zegarka aplikacja pozostaje taka sama. To zaleta sama w sobie. Jesteśmy niezależni od modelu smartfonu czy konkretnego modelu zegarka Garmin. Możemy też używać więcej niż jednego urządzenia Garmin na przemian. Tak długo dopóki używamy jakiegokolwiek sprzętu Garmin, wszystkie dane dostępne są w jednym miejscu, także za pomocą przeglądarki, na dużym ekranie komputera. Podoba mi się jak aplikacja Garmin Connect najpierw prowadzi za rękę podczas pierwszej konfiguracji, a później oferuje listę opcjonalnych funkcji zegarka, które możemy skonfigurować, takich jak płatności zbliżeniowe, połączenie z serwisem strumieniującym muzykę, powiadamianie awaryjne o wypadku itd. Można łatwo w jednym miejscu sprawdzić które rzeczy już skonfigurowaliśmy i jakie można jeszcze ustawić, zamiast zaglądać w zakamarki systemu na zegarku na zasadzie prób i błędów.

    Garmin Connect nie jest też zamknięty. Pozwala bez problemu importować ślady GPS z innych urządzeń, jak i eksportować ślady zapisane sprzętem Garmin do pliku lub innych serwisów. Garmin Connect jest równie użyteczny, gdy chcemy zostać ambitnym sportowcem planującym kolejne treningi, jak również jako baza pieszych wędrówek i innych wycieczek w celach czysto nostalgicznych, w uzupełnieniu do zdjęć, które gromadzimy w tych samych celach.

    Jak długo działa bateria? – ocena 6-

    Jest tyle możliwych scenariuszy, że trudno krótko podsumować czas działania Garmin Fenix 7 Sapphire Solar na baterii. W moim codziennym użytkowaniu wytrzymał bez ładowania pełne dwa tygodnie. Producent jednak oferuje całą tabelę czasów działania na baterii:

    • Tryb zegarka: do 18 dni / 22 dni przy ładowaniu energią słoneczną*
    • Tryb oszczędzania baterii zegarka: do 57 dni / 173 dni przy ładowaniu energią słoneczną*
    • Tylko GPS: do 57 godz. / 73 godz. przy ładowaniu energią słoneczną**
    • Wszystkie systemy satelitarne: do 40 godz. / 48 godz. przy ładowaniu energią słoneczną*
    • Wszystkie systemy satelitarne i wielopasmowe: do 23 godz. / 26 godz. przy ładowaniu energią słoneczną**
    • Wszystkie systemy satelitarne i muzyka: do 10 godz.
    • Maksymalny czas pracy baterii w trybie GPS: do 136 godz. / 289 godz. przy ładowaniu energią słoneczną**
    • Tryb GPS wycieczki: do 40 dni / 74 dni przy ładowaniu energią słoneczną*

    * Ładowanie energią słoneczną przy założeniu całodziennego użytkowania w tym 3 godzin pracy dziennie na powietrzu przy oświetleniu 50 000 luksów

    ** Ładowanie energią słoneczną przy założeniu użytkowania przy oświetleniu 50 000 luksów

    Jak widać czas działania waha się od 173 dni do 10 godzin, zależnie od intensywności obciążenia. Myślę, że można to podsumować stwierdzeniem, że to najdłużej działający zegarek z GPS i kolorowym wyświetlaczem na rynku, oprócz większej wersji Garmin Fenix 7X Sapphire Solar, która działa jeszcze dłużej. Czasy działania Garmin epix 2 z ekranem AMOLED są znacznie krótsze – 16 dni w trybie zegarka, 6 dni z always on display, a tryb tylko GPS 42 zamiast 57/73 godzin w Fenix 7.

    Podobnie jak wszystkie inne modele zegarków Garmin, ładowanie bezprzewodowe nie jest wspierane. Jest jeden główny standard złącza, który jest wykorzystywany w zegarach i musimy mieć ten kabel przy sobie, jeśli chcemy ładować zegarek lub synchronizować dane bezpośrednio z PC.

    Nasza finalna ocena

    Garmin Fenix 7 Sapphire Solar to najbardziej ekstremalny zegarek dla aktywnych na rynku. Idzie za tym też wysoka cena. Recenzowany model kosztuje obecnie 4329 zł. Najdroższa, największa wersja kosztuje 4799 zł, a najtańsza i najmniejsza 3299 zł. Oprócz ceny jedyną przeszkoda może być dla użytkownika waga i rozmiar, oraz brak niektórych funkcji typowych dla smartwatchy – nie ma rozmów głosowych jak w Garmin Venu 2 Plus, nie można odpisywać na wiadomości inaczej niż predefiniowanymi odpowiedziami. I to są w zasadzie jedyne braki.

    Liczba funkcji sportowych i możliwości konfiguracji przyprawia o zawrót głowy i jest bezkonkurencyjna. Dodanie ekranu dotykowego dla osób korzystających z wbudowanych map to strzał w dziesiątkę, na który liczyłem jeszcze przed premierą. Dopracowany interfejs, fenomenalny czas działania na baterii, najbardziej zaawansowane algorytmy śledzące naszą formę. Można z samym zegarkiem ruszyć na wielodniową wyprawę. Sprawdzi się od biegania i jazdy na rowerze, aż po ultramaraton i wyprawę przez cały kontynent.

    Biorąc pod uwagę cenę na pewno nie jest to jednak zegarek dla każdego. Jeśli możemy przeboleć brak nowości, które pojawiły się w Fenix 7 to można teraz kupić poprzednika czyli Garmin Connect, który zawiera 90% możliwości za niemal połowę ceny. Jeśli potrzebujemy map i przebolejemy brak ekranu dotykowego to Garmin Fenix 6 PRO kupimy od ręki za 2299, a zdarzają się promocje w jeszcze niższej cenie. Garmin Fenix 6 nie Pro czyli bez map można dostać już za 1800 zł a w promocji czasem nawet za 1600 zł. Jeśli zależy nam na GPS i stale włączonym ekranie to Garmin Instinct można kupić już za 900 zł. Możliwości jest wiele. Z kolei gdy chcemy wszystko to co w Fenix 7 ale w połączeniu z pięknym ekranem AMOLED wydać trzeba będzie aż 4249 zł na Garmin epix 2.

    Sam ze względu na cenę i moje skromniejsze potrzeby patrzę raczej w kierunku Garmin Fenix 6 Pro oraz Garmin Instinct 2 Solar (prywatnie używam wersji pierwszej). Muszę jednak przyznać, że korzystanie z Garmin Fenix 7 Sapphire Solar to była prawdziwa przyjemność. Mimo, że ten zegarek nie ma wszystkich funkcji smartwatchy, to jego czas działania na baterii i funkcje lepiej odpowiadają moim potrzebom. Jeśli cena nie jest problemem wybierałbym jedynie pomiędzy Fenix 7 oraz epix 2 próbując zdecydować czy wolę lepszy ekran, czy dłuższy czas działania w terenie.

    Garmin Fenix 7 Sapphire Solar - szczegółowa specyfikacja każdej funkcji zegarka znajduje się tutaj.

    Uwielbiamy: to najbardziej rozbudowany zegarek wyprawowy na świecie

    Nie lubimy: ekstremalnie wysokiej ceny

    Dla kogo jest Garmin Fenix 7 Sapphire Solar:

    • Dla osób chcących korzystać z map offline w każdym terenie i warunkach
    • Dla osób uprawiających sport, szukających pomocy w zaawansowanym zbieraniu danych
    • Dla osób szukających ekstremalnie długiego czasu pracy na baterii
    • Dla tych, którzy chcą to co najlepsze bez względu na cenę

    Dla kogo nie jest Garmin Fenix 7 Sapphire Solar:

    • Nie dla osób, które są przyzwyczajone do ekranu AMOLED (tutaj epix 2 jest lepszą opcją)
    • Nie dla tych którym bardzo zależy na odbieraniu połączeń głosowych i odpisywaniu na wiadomości
    • Nie dla osób, które szukają ładowania bezprzewodowego
    • Nie dla szukających dobrego stosunku możliwości do ceny – tutaj Fenix 6 i Instinct 2 Solar wypadają korzystniej

    Alternatywy dla Garmin Fenix 7 Sapphire Solar:

  • vivo Y76 5G

    Na filmie rozpakowaliśmy i sprawdziliśmy, jak działa najnowszy smartfon vivo Y76 5G:

    Więcej informacji na temat smartfonu można przeczytać tutaj.

  • Garmin Fenix 7

    Na filmie sprawdziliśmy, jak działa najnowszy zegarek Garmin Fenix 7:

    Więcej informacji na temat zegarka można przeczytać tutaj.

  • Huawei P50 Pocket

    Na filmie rozpakowaliśmy i sprawdziliśmy, jak działa najnowszy smartfon Huawei P50 Pocket:

    Więcej informacji na temat smartfonu można przeczytać tutaj.

  • TP-Link Archer AX55

    Zaczynamy

    Sprzęt sieciowy wspierający WiFi szóstej generacji czyli ax staje się coraz szerzej dostępny w coraz niższych cenach. TP-Link Archer AX55, który jest bohaterem tej recenzji można w tej chwili kupić już za 349 zł na promocji w jednej z popularnych sieci sklepów. To dobra cena za nowoczesny sprzęt wspierający najnowsze standardy. Dodatkowo jestem pozytywnie zaskoczony jakością aplikacji mobilnej i przetłumaczonym na język polski interfejsem dostępnym w przeglądarce. Warto przypomnieć, że w zamierzeniu WiFi 6 to nie tylko szybsze transfery, ale też sporo usprawnień, w tym czas pracy na baterii urządzeń podłączonych do WiFi. Przejdźmy do szczegółów.

    Główne wady i zalety TP-Link Archer AX55

    Zalety TP-Link Archer AX55:

    • Obudowa zaprojektowana z myślą o dobrej wentylacji
    • Czytelne rozróżnienie portów Ethernet LAN i WLAN - kolorystycznie i opisem
    • Wbudowane gniazdo USB 3.0
    • Możliwość wyłączenia diod statusu na stałe lub na noc
    • Zarówno aplikacja mobilna TP-Link Tether jak i interfejs WWW są przetłumaczone na j. polski
    • Nie napotkałem żadnych problemów przy konfiguracji czy obsłudze
    • Wyższa jakość oprogramowania niż w urządzeniach, które dotąd testowałem
    • 831 Mbps na WiFi - o 50% wyższy transfer niż WiFi ac w UPC Giga Connect Box
    • Lepszy zasięg niż w UPC Giga Connect Box
    • Zalety WiFi 6 – OFDMA, Target Wake Time
    • Kompatybilny z TP-Link OneMesh
    • TP-Link Home Shield oferuje aktywną ochronę przed zagrożeniami DDoS, ochrona urządzeń IoT i wiele więcej jeśli zdecydujemy się na subskrypcję
    • Atrakcyjna cena

    Wady TP-Link Archer AX55:

    • Aplikacja TP-Link Tether wymaga założenia konta TP-Link ID podczas pierwszego uruchomienia
    • Home Shield kosztuje 28,99 zł miesięcznie lub 269,99 zł rocznie i blokuje część funkcji dostępnych w innych urządzeniach za darmo
    • Fragment obudowy z gładkiego plastiku brudzi się i rysuje łatwiej niż powinien

    Skala ocen 1-6 (6-celujący)

    Jak oceniamy design? – ocena 4+

    TP-Link Archer AX55 jest wykonany z czarnego matowego tworzywa z połyskliwym czworokątem umieszczonym od góry obudowy. Od frontu znajduje 6 diod informujących o stanie pracy routera. Można je wyłączyć w ustawieniach urządzenia, albo ustalić automatyczne przełączanie w tryb nocny w określonych godzinach.

    Z tyłu obudowy TP-Link Archer AX55 znajduje się 5 gniazd Ethernet, jedno WAN i 4xLAN w sposób czytelny odróżniające się kolorem. Jest także gniazdo USB 3.0, przycisk WPS, reset, oraz wyłącznik zasilania, jak i gniazdo dla zasilacza. Cztery anteny można ustawić w zakresie 180 stopni, ale nie można ich demontować, ani wymienić.

    Cała wierzchnia i dolna część obudowy jest zrobiona z wentylacyjnej kartki, co powinno ułatwić właściwe chłodzenie urządzenia. Kartki zostały tak zaprojektowane, że nie widać wnętrza urządzenia, trzeba spojrzeć pod kątem i pod światło, aby zobaczyć otwory. Od spodu są także dwa otwory montażowe, umożliwiające zawieszenie TP-Link Archer AX55 na ścianie.

    Chociaż wizualnie podoba mi się design TP-Link Archer AX55, to zastosowanie gładkiego elementu obudowy z czarnego plastiku jest niepraktyczne. Uwidacznia kurz, po dotknięciu zostają wyraźnie widoczne ślady, które trudno doczyścić, jak i z czasem będzie widać na tym elemencie zarysowania, o które jest bardzo łatwo na gładkim plastiku.

    Co sądzimy o konfiguracji i oprogramowaniu? – ocena 5

    TP-Link w instrukcji szybkiego uruchomienia proponuje użytkownikowi dwie drogi. Jedną jest aplikacja mobilna TP-Link Tether, drugą połączenie się z routerem za pomocą przeglądarki. Cieszy, że producent potraktował obie opcje z równie dużą troską – zarówno aplikacja jak interfejs WWW są przetłumaczone na język polski i żadna z opcji nie sprawiła mi problemów technicznych.

    Nie każdemu spodoba się, że do konfiguracji z aplikacji mobilnej wymagane jest założenie konta TP-Link ID – nie można pominąć tego kroku. Jednocześnie konto jest potrzebne do części istotnych funkcji, takich jak zarządzanie routerem przez internet – spoza sieci lokalnej.

    Po założeniu konta wybieramy rodzaj połączenia, co aplikacja wykrywa także automatycznie, decydujemy czy chcemy wprowadzić ręcznie adres MAC, gdyby dostawca internetu tego wymagał, wybieramy czas automatycznych aktualizacji i hasło dla sieci WiFi. To koniec konfiguracji i od tego momentu sieć działała bez problemów. Po chwili router jeszcze zaproponował aktualizację oprogramowania i przeprowadził ją automatycznie.

     

    Plusem aplikacji mobilnej jest powiadamianie o podłączeniu nowego urządzenia do sieci. Można również przejrzeć listę aktualnie korzystających z sieci urządzeń, a także na żywo podejrzeć jaki transfer danych generują. Można też utworzyć sieć dla gości, przeskanować sieć pod kątem wydajności i bezpieczeństwa, a także ustalić priorytety urządzeń czyli QoS. Jest także kontrola rodzicielska.

    W ustawieniach aplikacji mobilnej znajdziemy sterowanie diodami, ustawienia powiadomień dla nowych urządzeń i raportów tygodniowych oraz harmonogram automatycznego restartu.

    TP-Link oferuje także Home Shield Pro w formie płatnej subskrypcji. W wersji Pro można uzyskać Ochronę urządzeń IoT w czasie rzeczywistym, filtrowanie szkodliwych treści, ochronę przed atakami DDoS, zapobieganiem atakom na porty, określanie limitów dostępu, kontrolę czasu offline, dodatkowy czas dostępu, statystyki ruchu, oraz bardziej zaawansowane raporty obejmujące czas spędzany online, statystyki ochrony i odwiedzane adresy URL. Po 30 dniowej wersji próbnej przyjdzie nam zapłacić 28,99 zł miesięcznie lub 269,99 zł rocznie. Budzi to we mnie mieszane uczucia. Część funkcjonalności Pro wymaga ciągłego udziału producenta i jest formą usługi, więc opłata nie dziwi. Jednak część funkcji to po prostu możliwości, które można znaleźć jako wbudowane w router darmowe opcje. Tutaj każdy sam musi ocenić które z tych funkcji będą mu potrzebne, oraz czy chce płacić abonament za ochronę.

     

    Jeśli chcemy sięgnąć po bardziej zaawansowane możliwości musimy skorzystać z interfejsu w przeglądarce, który robi bardzo dobre wrażenie. Jest czytelny, przetłumaczony na wiele języków, w tym polski, oraz responsywny. Gdy zmieniamy ekrany i niektóre funkcje muszą się jeszcze doczytać, nie blokują pozostałej funkcjonalności strony.

    W interfejsie WWW znajdziemy zarządzanie pamięcią USB, serwery Samba i FTP, obsługę Time Machine. Jest przekierowanie portów i możliwość skonfigurowania połączenia VPN, dającego dostęp do wewnętrznej sieci lokalnej. Domyślnie aktywna jest funkcja OneMesh, która pozwala funkcjonować TP-Link Archer AX55 w większej strukturze urządzeń sieciowych.

    Transfery i zasięg WiFi 6 – ocena 5+

    Transfery porównywałem z domyślnym modemem/routerem UPC dostarczanym wraz z gigabitowym łączem - Giga Connect Box, który obsługuje standard sieci wifi: 802.11 ac Wave2. Skupiam się na tym czy jest różnica w prędkości oraz w zasięgu względem tego co oferuje UPC. Okazuje się, że różnica jest wyraźna na korzyść TP-Link Archer AX55.

    Do testów prędkości wykorzystałem Samsung Galaxy S22 Ultra. Rozpocząłem od ustalenia wartości bazowych na routerze UPC. Pomiary wykonywałem parami. W sumie jest 6 pomiarów, dwa pierwsze wyniki to ten sam pokój co router, drugi pomiar to pokój po przekątnej od pokoju z routerem. Trzeci pomiar został dokonany w łazience, przez dwie grube ściany – nośną i zawierająca kanały wentylacyjne. Pomiary Giga Connect Box oznaczyłem kolorem czerwonym, co widać na zrzucie ekranu serii testów aplikacji Ookla Speed Test. Zielona linia oznacza dokładnie taki sam zestaw testów w tej samej kolejności tylko dla routera TP-Link Archer AX55. Żółte oznaczenie to dodatkowy test w najdalszym punkcie mieszkania, gdzie pomiarów na Giga Connect Box nie udało się wykonać z powodu zbyt słabego zasięgu.

    Pierwszy wniosek nasuwa się sam – tam gdzie router UPC nie łączy się wcale, TP-Link Archer AX55 pozwolił osiągnąć 32 Mbps, co pozwala na bezproblemowe strumieniowanie wideo nawet w 4K. Poprawę transferu widać też w jednym z pomiarów w łazience – Giga Connect Box  osiągnął tam maksymalnie 30 Mbps podczas gdy TP-Link Archer AX55 zbliżył się do 80 Mbps, choć tylko w jednym z dwóch pomiarów.

    Najmniejsza różnica wystąpiła w przypadku pokoju po przekątnej i tutaj wyniki oscylowały średnio w okolicach 250 Mbps w obu wypadkach. Jednak gdy porównamy najwyższe prędkości osiągane w optymalnych warunkach, w tym samym pokoju co urządzenie sieciowe łatwo zauważymy, że Giga Connect Box dobił do 551 Mbps, podczas gdy TP-Link Archer AX55 osiągnął aż 831 Mbps. To istotny wzrost o aż 50%, który przełoży się na krótsze czasy pobierania plików i aplikacji.

    Jeśli do istotnego wzrostu zasięgu i prędkości dołożymy zalety WiFi szóstej generacji takie jak OFDMA pozwalające osiągnąć nawet czterokrotnie lepsze transfery gdy wiele urządzeń jednocześnie korzysta z sieci, oraz Target Wake Time, który pozwala negocjację czasu i częstotliwości wybudzania w celu wysyłania lub pobierania danych, co pozwala wydłużyć czas pracy na baterii, to zmiana sprzętu może okazać się trafioną decyzją.

    Nasza finalna ocena

    TP-Link Archer AX55 to niedrogi, bo kosztujący 349 – 375 zł router z WiFi szóstej generacji. Oferuje zauważalną poprawę zasięgu względem Giga Connect Box od UPC, jak i maksymalnego transferu – tutaj poprawa w moich testach sięgnęła 50% i jest to najlepszy wynik jak do tej pory w tym przedziale cenowym jaki widziałem.

    Niezależnie od odczuwalnie lepszych osiągów względem WiFi ac, które mogą być wystarczającym powodem do upgrade’u sprzętu, TP-Link Archer AX55 pozytywnie zaskoczył mnie dopracowanym oprogramowaniem. Zarówno aplikacja mobilna jak i interfejs WWW zrobiły na mnie lepsze wrażenie, niż w urządzeniach które testowałem do tej pory. Obie opcje mają polski interfejs, są czytelne i przyjemne w obsłudze, ale przede wszystkie nie napotkałem żadnych przeszkód podczas konfiguracji i użytkowania. TP-Link Archer AX55 można śmiało polecić każdemu, kto szuka rozwiązania ze średniej półki za niewygórowaną cenę. Poza koniecznością założenia konta w aplikacji mobilnej podczas pierwszego uruchomienia oraz dostępności niektórych funkcji tylko po subskrypcji Home Shield nie mam żadnych uwag.

    Uwielbiamy: osiągi o 50% lepsze niż WiFi ac w UPC Giga Connect Box

    Nie lubimy: konieczności zakładania konta do uruchomienia aplikacji mobilnej

    Dla kogo jest TP-Link Archer AX55:

    • Dla osób mających lub planujących zakup urządzeń wspierających WiFi ax
    • Dla tych którzy chcą poprawić zasięg, a także prędkość względem standardowego routera WiFi ac o 50%
    • Dla szukających dopracowanego, przetłumaczonego na język polski interfejsu

    Dla kogo nie jest TP-Link Archer AX55:

    • Nie dla najbardziej wymagających użytkowników szukających Ethernetu 2,5 lub 5 Gbps
    • Nie dla osób, które potrzebują więcej niż jednego portu USB
    • Nie dla tych, którzy nie chcą płacić za Home Shield, ale potrzebują części funkcji tam dostępnych

    Alternatywy dla TP-Link Archer AX55:

  • Zdjęcia z Barcelony - porównanie realme GT 2 pro i realme GT 2

    Podczas targów MWC w Barcelonie mamy okazję używać jednocześnie obu telefonów realme z serii GT 2 – droższą wersję Pro i tańszy o tysiąc model GT 2. Wersja Pro jest pierwszym prawdziwym flagowcem producenta, który stara się dostarczyć to co najlepsze, ale specyfikacja tańszej wersji też jest mocna i godna uwagi. Poniżej można porównać zdjęcia z obu telefonów.

    Główny aparat w obu urządzeniach jest identyczny - 50 MP, f/1.8, 24mm, multi-directional PDAF, OIS. Różnica sprowadza się do dostępnych funkcji w oprogramowaniu aparatu. Tutaj główną różnicą jest brak trybu Zdjęcie 3D w tańszym modelu, który najprawdopodobniej wykorzystuje do wykonania efektów matryce dwóch aparatów jednocześnie. Sama jakość zdjęć z głównego aparatu powinna jednak być na tym samym poziomie.

    Główną różnicę znajdziemy w aparacie szerokokątnym. W droższym GT 2 Pro ma on parametry 50 MP, f/2.2, 15mm, 150˚ a w tańszym 8 MP, f/2.2, 119˚. Różnica jest widoczna zarówno w rozdzielczości, jak i w kącie widzenia – model GT 2 Pro oprócz standardowego szerokiego kąta uruchomianego bezpośrednio w podglądzie kadru, w zakładce „więcej” ma dodatkowy tryb 150°. Co prawda jest on pozbawiony korekcji zniekształceń, ale oferuje najszerszy na rynku smartfonów kąt widzenia.

    Trzecia różnica to tryb makro. realme GT 2 ma klasyczny aparat makro, podczas gdy GT 2 Pro zastąpił go mikroskopem o powiększeniach x20 i x40.

    Ceny i dostępność w Polsce można zobaczyć tutaj.

    Ceny obu smartfonów w ofercie Plusa są tutaj.

    Nasz test smartfonu realme GT 2 Pro można przeczytać tutaj.

    Przykładowe zdjęcia realme GT 2:

    Przykładowe zdjęcia realme GT 2 Pro:

  • realme GT 2 Pro - nasza recenzja

    realme GT 2 Pro - test

    Klasa urządzenia S (skala „Mercedesa” A, B, C, E, S)

    Skala ocen 1-6 (6-celujący)

    Zaczynamy

    realme GT 2 Pro to pierwszy prawdziwy flagowiec realme, który jest pozbawiony kompromisów. Mamy tu najwyższej klasy ekran LTPO2 AMOLED QHD+ 120 Hz oraz najmocniejszy procesor Snapdragon 8 Gen 1. Nie zabrakło także ekstremalnie szybkiego ładowania 65W oraz czegoś ekstra - wbudowanego mikroskopu o powiększeniu x40. Nie należy mylić go z aparatem makro, bo różnica w powiększeniach jest ogromna. To drugi smartfon w historii mający wbudowany mikroskop, ale pierwszy który jest dostępny na polskim rynku. Znając stosunek ceny do jakości w przypadku realme telefon zapowiada się szalenie interesująco, a do tego wyróżnia się designem.

    Ten smartfon w najlepszej cenie i na raty możecie kupić na Allegro tutaj.

    Główne wady i zalety realme GT 2 Pro

    Zalety realme GT 2 Pro:

    • Ciekawy, oryginalny i praktyczny design
    • Głośniki stereo o dobrej jakości
    • Czytnik linii papilarnych, który jest szybki i ma dodatkowe funkcje
    • Bezkompromisowy wyświetlacz LTPO2 AMOLED 120 Hz QHD+
    • Najwyższa w tym momencie wydajność, gdy włączymy tryb GT
    • Najnowsze standardy komunikacji
    • System ma do zaoferowania przydatne i unikalne funkcje
    • Dobra jakość zdjęć z aparatu głównego w dzień i w nocy
    • Najszerszy kąt widzenia aparatu na rynku – 150 stopni
    • Wbudowany mikroskop o powiększeniach x20 i x40
    • Dobre jakości stabilizowane wideo 4K i 8K
    • Super szybkie ładowanie do 100% w 35 minut
    • Bateria 5000 mAh

    Wady realme GT 2 Pro:

    • Brak normy uszczelnienia obudowy
    • Brak obsługi karty pamięci
    • Tłumaczenie systemu na język polski gdzieniegdzie wymaga poprawek
    • Brak aparatu z teleobiektywem
    • Byłoby super jakby mikroskop miał wyższą rozdzielczość
    • Jakość zdjęć nocnych z szerokiego kąta mogłaby być lepsza
    • Brak wsparcia dla ładowania bezprzewodowego

    Jak oceniamy design? – ocena 4+

    realme GT 2 Pro ma tył obudowy wykonany ze specjalnego tworzywa. Zazwyczaj uznałbym w przypadku flagowca zastosowanie innego materiału niż szkła za oszczędność, ale nie w przypadku realme GT 2 Pro. Producent zadbał o to, żeby smartfon miał swój unikalny charakter tak dobrze, że odbieram to jako zaletę. Połączenie mocno matowej faktury z seledynowym czy może miętowym kolorem wypada oryginalnie i z klasą, ale jest też po prostu bardzo praktyczne w codziennym użytkowaniu. Telefon waży 189 gramów i ma 8,2 mm grubości. Dzięki zaokrąglonym krawędziom z tyłu obudowy sprawia wrażenie cieńszego niż w rzeczywistości i poprawia ergonomię. Obudowa jest dobrze spasowana.

    Czytnik linii papilarnych w realme GT 2 Pro został umieszczony pod ekranem i działa szybko oraz bezproblemowo. Do czytnika można przypisać dodatkowe funkcje w systemie. Smartfon ma głośniki stereo o wysokiej jakości i głośności – akurat miałem okazję porównać i są na poziomie bardzo zbliżonym do S22 Ultra.

    Głównym zarzutem wobec designu jest brak normy uszczelnienia obudowy. Wśród wielu producentów jest to nieodzowny element telefonu z wyższej półki. Jakaś forma uszczelnienie jest, bo wokół szufladki na kartę SIM można znaleźć uszczelkę, nie wiadomo jednak jak skuteczne. Poza tym jednak realme GT 2 Pro sprawia bardzo dobre wrażenie podczas trzymania w ręku, nawet przyciski są odpowiedniej jak na flagowca jakości. Brak gniazda słuchawkowego nie liczę jako minus, bo to powszechna obecnie praktyka.

    Co sądzimy o wyświetlaczu? – ocena 6

    Wyświetlacz to absolutnie bezkompromisowy element realme GT 2 Pro. Ma rozdzielczość QHD+ 3216 x 1440 oraz odświeżanie 120 Hz w technologii LTPO2 AMOLED, która pozwala automatycznie dopasować odświeżanie w zakresie już od 1 Hz do 120 Hz zależnie od wyświetlanej treści. Pozwala to pogodzić wyższą płynność z dodatkowym oszczędzaniem energii. Przekątna wyświetlacza to 6,7 cala, a maksymalna jasność wynosi 1400 nitów. Ekran jest przykryty szkłem Gorilla Glass Victus. Można powiedzieć, że jedynym rywalem jest tutaj S22 Ultra, który to telefon ma wyższą maksymalną jasność, ale reszta parametrów jest na tym samym poziomie. Dla niektórych realme GT 2 Pro będzie miał przewagę, bo jego wyświetlacz nie jest zakrzywiony na krawędziach.

    W ustawieniach znajdziemy więcej opcji niż zazwyczaj. Tryby kolorów to żywy, naturalny oraz Pro. Jest funkcja wyświetlania naturalnych odcieni, która dostosowuje balans bieli do otoczenia. Jest też tryb komfortu oczu, który może wyświetlać obraz czarno-biały. Dodatkowo w ustawieniach znajdziemy mechanizmy poprawy obrazu: zwiększenie ostrości obrazu, korektor kolorów wideo, oraz optymalizacja obrazów ruchomych poprawiająca płynność.

    Specyfikacja – ocena 6

    Podobnie jak wyświetlacz podzespoły także są bezkompromisowe. Najnowszy procesor Snapdragon 8 Gen 1 wykonany w 4 nm i taktowany jest zegarami 1 x 3,00 GHz + 3 x 2,50 GHz + 4 x 1,80 GHz. Procesor wspomaga 12 GB RAM oraz 256 GB na system i pliki. Dodatkowo z szybkiej pamięci UFS 3.1 może być wydzielona pamięć rozszerzająca RAM o kolejne od 3 do 7 GB. Karta pamięci nie jest jednak wspierana.

    Wyniki benchmarków:

    • Antutu 9 – 1002750
    • Geekbench 5 – 1262/3737
    • Androbench sekwencyjny odczyt/zapis – 1827/1269 MB/s
    • PCMark Work 3.0 – 12966
    • PCMark Storage 2.0 – 37328
    • 3Dmark Wild Life 9228
    • 3Dmark Wild Life Extreme 2549

    realme GT 2 Pro jest pierwszym smartfonem w historii naszych testów który symbolicznie przekroczył granicę miliona punktów w benchmarku Antutu. Co prawda wymaga to włączenia specjalnego trybu Turbo GT, który wyłącza się automatycznie po 15 minutach bez znaczącego obciążenia telefonu w celu oszczędzania energii. Dodatkowo testy wymagały chłodniejszego niż temperatura pokojowa otoczenia, ale fakt jest faktem – udało się. To pozycjonuje realme GT 2 Pro na pierwszym miejscu w rankingu Antutu. Ma to większe znaczenie symboliczne, niż przełożenie na codzienne użytkowanie, ale to samo można powiedzieć o innych telefonach, które w benchmarku okazały się wolniejsze i też dałem im szansę uzyskania najlepszego możliwego wyniku.

    Pakiet komunikacyjny obejmuje: 5G, LTE, WiFi ax 6e, Bluetooth 5.2 i NFC. Lokalizacja obsługuje systemy GPS, GLONASS, BDS, GALILEO, QZSS i NavIC. Zestaw czujników obejmuje akcelerometr, żyroskop, czujnik siły światła, czujnik zbliżeniowy, kompas cyfrowy i czujnik spektrum kolorów. Mówiąc krótko, specyfikacja jest kompletna i wspiera najnowsze standardy.

     

    System operacyjny – ocena 4+

    realme GT 2 Pro działa pod kontrolą najnowszego Androida 12, zaktualizowanego poprawkami bezpieczeństwa z dnia 5 stycznia 2022. Na system jest nałożona nakładka realme UI 3.0. W systemie znajdziemy różne dodatki – można ustawić tryb alarmowy, który wyśle wiadomości do wskazanych kontaktów i wyświetli informacje medyczne, jeśli wciśniemy pięciokrotnie pod rząd przycisk zasilania. Można uaktywnić pływające okna o zmiennym rozmiarze. Możliwe jest również dodanie trzech skrótów, które pojawią się po przytrzymaniu czytnika linii papilarnych zaraz po odblokowaniu ekranu. Można też wykonać gest od miejsca w którym jest czytnik i wywołać aplikację zanim pojawią się ikony skrótów na ekranie. Inną opcją jest wysuwany od bocznej krawędzi pasek skrótów, uproszczony interfejs trybu prostego i tryb dla dzieci, który ogranicza czas korzystania i dostęp do wybranych aplikacji. W laboratorium realme znajdziemy funkcję pomiaru tętna po przyłożeniu palca do czytnika linii papilarnych.

    Jednocześnie widać wciąż miejsca w których system, a przynajmniej jego tłumaczenie jest pracą w toku, która wymaga jeszcze doszlifowania. Jeśli przytrzymamy palec na ikonie pojawią się dwie opcje o nazwie usuń, jedna z krzyżykiem, jedna z koszem. Jedna usuwa ikonę z pulpitu, a druga odinstalowuje aplikację. Wystarczy zastąpić jedno „usuń” słowem „odinstaluj” i byłoby trudniej o pomyłkę. Komunikat informujący o zmianach jakie wprowadziła ostatnia aktualizacja systemowa jest nieprzetłumaczony z języka angielskiego. Podoba mi się natomiast, że hotspot podaje na bieżąco ilość wykorzystanych danych gdy jest aktywny – bez wchodzenia w ustawienia.

     

    Jakie robi zdjęcia i jakie nagrywa filmy? – ocena 4+

    realme GT 2 Pro ma na pokładzie dwa klasyczne aparaty, mikroskop z podwójną diodą doświetlającą i aparat do selfie. Parametry wyglądają tak:

    • 50 MP, f/1.8, 24mm, multi-directional PDAF, OIS – aparat główny
    • 50 MP, f/2.2, 15mm, 150˚ - super szeroki kąt
    • 2 MP, f/3.0 – mikroskop o x20 i x40 powiększeniu
    • 32 MP, f/2.4, 26mm – aparat do selfie

    Dwie główne matryce wyglądają zaskakująco podobne do Motoroli edge 30 Pro – mają tą samą rozdzielczość i jasność obiektywów. Z tą różnicą, że realme GT 2 Pro oferuje tryb super szerokokątny bez korekcji zniekształcenia i jest to najszerszy kąt jaki dotąd widziałem w smartfonie. Nie do każdego rodzaju fotografii efekt rybiego oka się nadaje, ale w niektórych zastosowaniach sprawdzi się dając ciekawy efekt.

    Aplikacja aparatu jest bardzo bogata w funkcje. Jest tryb ulica, który w zamyślę jest dedykowany fotografii ulicznej – stopnie powiększenia są tutaj zastąpione ekwiwalentami ogniskowych dla filmu 35mm. Są też dedykowany filtry, w tym kontrastowy filtr czarno-biały. Jest także tryb gwiaździstego nieba, efekt makiety, czy zdjęcie 3D, które tak naprawdę jest krótkim filmem z określonym efektem, np. vertigo realizowanym całkowicie cyfrowo i automatycznie. O ile tylko jest odpowiednio jasno i obiekt wyróżnia się z tła.

    Ogólna jakość zdjęć z aparatu głównego i szerokiego kąta za dnia jest dobra. Czasami tryb AI przedobrzy z kolorami, ale zdjęcia znacznie częściej mi się podobają niż nie. W przypadku zdjęć nocnych główny aparat radzi sobie całkiem dobrze, ale na zdjęciach z szerokiego kąta widać wyraźnie gorszą jakość w słabym oświetleniu. Uważam, że aparat ma duży potencjał, ale brakuje mu ostatecznego szlifu w oprogramowaniu i wyciśnięcia jeszcze odrobiny więcej z matryc, zwłaszcza w trudniejszych warunkach.

    Oczywistym brakiem jest tutaj teleobiektyw, którego znajdziemy w wielu telefonach konkurencji, ale też w należącym do tego samego właściciela co realme (czyli firmy BBK) Vivo. Prawie każdy flagowiec go ma, niektóre nawet z dodatkowym, jeszcze większym powiększeniem. Zamiast tego realme GT 2 Pro ma mikroskop. Chciałoby się, żeby miał większą rozdzielczość, chociaż 5 megapikseli zamiast 2, które oferuje. W przeciwieństwie jednak do wciskanych na siłę aparatów makro o takiej rozdzielczości, mikroskop naprawdę wyróżnia się zastosowaniem i powiększeniem. Takiego efektu nie da się zastąpić w inny sposób np. wykadrowaniem. Dodatkowo, popularne mikroskopy cyfrowe dostępne na rynku oferują podobną rozdzielczość, jakość i powiększenie co w realme GT 2 Pro. Dla osób lubiących eksperymentować, obserwować przyrodę może to być ciekawy dodatek.

    realme GT 2 Pro dobrze radzi sobie z nagrywaniem wideo – oferuje skuteczną stabilizację we wszystkich rozdzielczościach, nagrania są szczegółowe i można przełączać się pomiędzy aparatami podczas nagrywania, również w 4K – tym nadal nie może pochwalić się Motorola. Moim zdaniem nagrania 8K są odrobinę mniej płynne niż z S22 Ultra, ale mają podobnej klasy stabilizację.

    realme GT 2 Pro nie określiłbym mianem smartfona stricte fotograficznego. Widać, że producent się starał aby zapewnić jak najwięcej możliwości i niektóre z nich są unikatowe i ciekawe. Wciąż jednak brak teleobiektywu i ostatecznego szlifu powoduje, że aparat nie będzie konkurował z najmocniejszymi zawodnikami fotografii mobilnej we wszystkich kategoriach.

    Przykładowe zdjęcia:

    Przykładowe wideo:

    Jak długo działa bateria? – ocena 5-

    realme GT 2 Pro ma baterię o pojemności 5000 mAh. W zestawie z telefonem znajduje się także super szybka ładowarka o mocy 65W. Niestety realme GT 2 Pro nie obsługuje ładowania bezprzewodowego, chociaż konstrukcja obudowy to umożliwia.

    Podczas strumieniowania wideo z YouTube z jasnością ekranu ustawioną na połowę telefon rozładował się po upływie 18,5 godziny, co jest bardzo dobrym wynikiem. Z wyjątkiem maksymalnego obciążenia telefonu przez wiele godzin podczas np. grania, rozładowanie go w ciągu jednego dnia będzie bardzo trudne.

    To co jednak robi szczególnie duże wrażenie to szybkość ładowania. Niby testowana niedawno Motorola edge 30 pro miała trochę mocniejszą ładowarkę 68W, ale jednak to właśnie realme GT 2 Pro ładował się od niej wyraźnie szybciej. Wyglądało to następująco:

    • 5 min   - 24%
    • 10 min - 42%
    • 15 min - 59%
    • 20 min - 71%
    • 25 min - 84%
    • 30 min - 94%
    • 35 min - 100%

    Zaledwie 35 minut do pełnego naładowania to rewelacyjny wynik, Motorola potrzebowała na to 52 minuty. Tak wysoka szybkość ładowania zmienia w zwyczajach użytkownika smartfonu znacznie więcej niż trochę szybszy procesor, czy trochę lepszy ekran.

    Nasza finalna ocena

    Wiele elementów działa na korzyść realme GT 2 Pro. Ma najnowszy i najszybszy procesor, który jako pierwszy przekroczył w testach milion punktów w benchmarku Antutu. Jest najwyższej klasy wyświetlacz AMOLED LTPO2 120 Hz QHD+, jest także oryginalny i jednocześnie praktyczny design. Flagowce to wymagająca kategoria smartfonów, bo to pokaz możliwości producenta – nie tylko cena, ale dopracowanie gra tutaj pierwsze skrzypce. Myślę, że pierwszy flagowiec realme można śmiało określić mianem udanego, bo większość elementów spełnia oczekiwania. Ale do poziomu absolutnej elity zabrakło kilku elementów – bardziej dopracowanego tłumaczenia systemu, wyższej normy uszczelnienia obudowy, teleobiektywu i odrobinę jakości w niektórych scenariuszach, takich jak szeroki kąt nocą. Na szczęście realme GT 2 Pro ma swój charakter i to zamiast uczynić go mniej udaną kopią pozwala aspirować do miana alternatywy dla innych flagowców.

    Uwielbiamy: najlepszą wydajność

    Nie lubimy: braku teleobiektywu

    Dla kogo jest realme GT 2 Pro:

    • Dla szukających najwyższej dostępnej wydajności
    • Dla tych którzy szukają oryginalnego designu, praktycznego w codziennym użytkowaniu
    • Dla miłośników najwyższej klasy wyświetlaczy
    • Dla ceniących najszybsze ładowanie

    Dla kogo nie jest realme GT 2 Pro:

    • Nie dla fanów ładowania bezprzewodowego
    • Nie dla tych, którzy chcą bezkompromisowego uszczelnienia obudowy
    • Nie dla osób poszukujących aparatu z teleobiektywem i bezkompromisowej jakości zdjęć nocnych

    Alternatywy dla realme GT 2 Pro: