Testy smartfonów:

  • Huawei Matebook X Pro - nasze pierwsze wrażenia

    Otrzymując do testów najwyższy model laptopa Huawei w najmocniejszej konfiguracji spodziewałem się, że to będzie dobry sprzęt. Zwłaszcza, że testy Matebooka D 16 i MateBook 16s pozostawiły dobre wrażenie, a to mimo wszystko laptopy pozycjonowane niżej od Matebooka X Pro. Mimo to muszę przyznać, że Matebook X Pro mocno mnie zaskoczył. Po reakcjach znajomych, którym miałem okazję go pokazać wnioskuję, że nie tylko na mnie zrobił duże wrażenie. Mówiąc krótko, Huawei Matebook X Pro w wersji na rok 2022 choć nie jest sprzętem idealnym, jest zdecydowanie najlepszym laptopem jaki miałem w rękach. To wszechstronny sprzęt dla najbardziej wymagających. Niestety za taką jakość przyjdzie nam słono zapłacić, bo aż 9999 zł. Są też wady, jak choćby czas pracy na baterii, dlatego zapraszam do zapoznania się ze szczegółami testu Huawei Matebook X Pro 2022.

    Główne wady i zalety Huawei Matebook X Pro 2022

    Zalety Huawei Matebook X Pro 2022:

    • Lekka obudowa ze stopu magnezu
    • Fenomenalne brzmienie 6 głośników
    • Możliwość logowania twarzą i odciskiem palca
    • Dobrej klasy podświetlana klawiatura
    • Duży, precyzyjny touchpad oferujący całą gamę przydatnych gestów
    • Rozpoznawanie gestów wykonywanych dłonią w powietrzu przed ekranem
    • Najwyższej jakości ekran 3,1K, 90 Hz z super wąskimi ramkami i obsługą dotyku
    • Ekran jest czytelny nawet na słońcu
    • 4 gniazda USB C, 2 z nich z Thunderbolt 4
    • 12 rdzeniowy procesor Intel 12 generacji
    • Cichy
    • Ładowarka USB C o mocy 90W

    Wady Huawei Matebook X Pro 2022:

    • Granatowa powłoka podkreśla ślady dotyku zostawiane na obudowie
    • Brak czytnika kart pamięci
    • Brak fizycznej zasłony kamery
    • Kamera jedynie 720p
    • Integracja ze sprzętem mobilnym tylko w obrębie ekosystemu Huawei
    • Jedynie 3 do 6 godzin pracy na baterii – można znaleźć sprzęt działający 3 razy dłużej
    • Cena 9999 zł

    Jak oceniamy design? – ocena 5+

    Matebook X Pro jest oferowany w dwóch wersjach i kilku możliwych specyfikacjach. W moje ręce trafiła najdroższa wersja z obudową ze stopu z magnezu. W stosunku do wersji aluminiowej wyróżnia się niższą wagą oraz specjalną powłoką w kolorze niebieskiego atramentu. Moja waga pokazała 1268 gramów. Są lżejsze modele laptopów na rynku, jak choćby LG Gram, który w wersji 14 calowej waży poniżej kilograma. Nie zmienia to faktu, że Huawei udało się osiągnąć bardzo niską wagę i niewielką grubość obudowy wynoszącą 15,6 mm – to mniej niż składane smartfony. Obudowa jest całkowicie sztywna nawet gdy podnosimy komputer za sam róg. Matowa, niebieska powłoka jest przyjemna w dotyku i sprawia wrażenie odpornej na zużycie. Co prawda widać na niej ślady dotyku bardziej niż na srebrnym, gładkim metalu, ale też dość łatwo się czyści.

    Podświetlana klawiatura i gładzik są odpowiednio wysokiej jakości. Szczególnie touchpad jest dopracowany, oferując wysoką precyzję, jak i gesty ułatwiające pracę z komputerem – można zminimalizować bądź zamknąć okno, zrobić zrzut ekranu lub nagrać ekran dzięki gestom wykonywanym kłykciami, jest też gest zmiany jasności, głośności, wysuwania centrum powiadomień czy przewijania wideo do przodu.

    Moim zdaniem klawiatury wyspowe w super cienkich laptopach nie są w stanie przeskoczyć pewnego progu ergonomii, do którego konieczny byłby większy skok klawiszy, ale wśród klawiatur o małym skoku ta z Matebooka X Pro nie rozczarowuje.

    Do laptopa Huawei można zalogować za pomocą twarzy i funkcji Windows Hello – jest do tego celu wbudowany specjalny dodatkowy system skanujący kształt twarzy, także po ciemku. Mierzenie głębi zostało wykorzystane też do gestów, które możemy wykonać ręką przed laptopem – wstrzymać bądź wznowić, oraz przewinąć wideo, a także przewinąć slajdy. Inną metodą logowania się jest skaner linii papilarnych w przycisku zasilania, znany z innych komputerów Huawei. Skanuje on nasz palec podczas pierwszego naciśnięcia, gdy uruchamiamy komputer i loguje nas automatycznie do pulpitu kilka sekund później.

    Matebook X Pro jest wyposażony w 4 gniazda USB C, po dwa na lewą i prawą krawędź obudowy. Dwa z tych gniazd obsługują standard Thunderbolt 4 pozwalający podłączyć najbardziej wymagające akcesoria, takie jak monitor o rozdzielczości 8K, czy zewnętrzną kartę graficzną. Jest też 3,5 mm gniazdo słuchawkowo-mikrofonowe 2-w-1. Nie ma za to tradycyjnych gniazd USB A. Z jednej strony to pewien problem, bo zwykle dongle do klawiatury czy myszki wymaga właśnie USB A. Z drugiej strony super smukła obudowa nie pomieściłaby klasycznego USB A bez zmiany konstrukcji, a w zestawie z komputerem otrzymujemy jedną przejściówkę z USB C na USB A. To czego brakuje i co mogłoby się zmieścić w smukłej obudowie to czytnik kart pamięci.

    To co najlepsze w designie Matebooka zostawiłem na koniec. Laptop ma wbudowane 4 mikrofony i aż 6 głośników. To najlepiej brzmiący komputer przenośny jaki dane było mi używać, nie tylko w swojej kategorii super lekkich ultrabooków, ale w ogóle – nie wyłączając dużych i ciężkich laptopów gamingowych czy innych konstrukcji 16 – 17 calowych. Dźwięk jest pełny, zrównoważony, przestrzenny i głośny. Nie nagłośni dużej sali jak zestaw stereo, ale siedząc przed Matebookiem X Pro mam wrażenie zbliżone właśnie do zestawu stereo dobre jakości słuchanego z fotela. Naprawdę trudno uwierzyć jak dobrze brzmi ten komputer – przebija jakością brzmienia nawet najlepiej wyposażone tablety z zestawem 4 głośników, które kładą duży nacisk na multimedia.

    Co sądzimy o wyświetlaczu? – ocena 6

    Ekran to druga najbardziej wyróżniająca Matebooka X Pro cecha zaraz po głośnikach. Ma przekątną 14,2 cala, proporcje 3:2 i rozdzielczość 3,1K - 3120 × 2080 pikseli. Oferuje odświeżanie 90 Hz, 500 nitów maksymalnej jasności i jest dotykowy. Wyświetlacz ma także super cienkie ramki i wypełnia obudowę w przeszło 92%. Huawei chwali się także, że ma bardzo wierne odwzorowanie kolorów i na potwierdzenie podczas premiery Mateboka przeprowadził pomiary na żywo specjalistycznym urządzeniem. Ja nie mam możliwości zweryfikować tych pomiarów samodzielnie.

    Dla mnie najważniejsza jest specjalna powłoka, którą pokryty jest ekran, która według zapewnień ma redukować refleksy świetlne o 60%. Byłem sceptycznie nastawiony do błyszczącego ekranu i tu Matebook X Pro ponownie mnie mocno zaskoczył. Ekran jest czytelny nawet w ostrym słońcu. Poniżej można zobaczyć to na przykładzie – sfotografowałem Matebooka stojącego w słońcu słonecznego, letniego dnia, widać jak słońce intensywnie odbija się od betonowej konstrukcji. Niejeden smartfon w takich okolicznościach na zdjęciu wyszedłby z bardzo ciemnym ekranem, nawet pomimo większej jasności niż 500 nitów, które oferuje komputer Huawei. Ta powłoka naprawdę działa świetnie i w efekcie Matebook X Pro oferuje jeden z najlepszych wyświetlaczy jakie można mieć w laptopie.

    Warto też wspomnieć, że ekran może automatycznie dostosowywać jasność do otoczenia, jak również balans bieli do temperatury światła otoczenia. Taka funkcja, choć spotykana w smartfonach i tabletach, wśród laptopów jest wciąż rzadko spotykana.

    Specyfikacja – ocena 5-

    Kompaktowe kształty - przede wszystkim niewielka grubość i niska waga wymusiły dostosowanie procesora do możliwości rozproszenia generowanego ciepła. W efekcie w Matebooku X Pro znajdziemy 12 rdzeniowy i 16 procesor Intela, zamiast 14 rdzeniowego i 20 wątkowego procesora ze znacznie większego MateBooka 16s. To cena jaką przychodzi zapłacić za urządzenie ultra mobilne. Czy jest ona wysoka?

    Specyfikacja:

    • Procesor Intel i7-1260P 12 generacji – 12 rdzeni (4 wydajnościowych i 8 energooszczędnych), 16 wątków, z maksymalnym zegarem Turbo wynoszącym 4,7 GHz
    • 16 GB LPDDR5
    • 1 TB NVMe PCIe SSD
    • Bluetooth 5.2
    • WiFi 6E z antenami 2X2 MIMO
    • Przednia kamera 720p HD
    • Windows 11 Pro 64

    Wyniki benchmarków dla Huawei Matebook X Pro 2022:

    • Cinebench R23 – 8863 dla wszystkich wątków, 1702 dla jednego rdzenia
    • Geekbench 5 – 9415 dla wszystkich wątków, 1697 dla jednego rdzenia
    • Geekbench 5 OpenCL – 19803
    • Sekwencyjny odczyt z dysku – 3552 MB/s
    • Sekwencyjny zapis na dysku – 2990 MB/s

    W przypadku wydajności pojedynczego rdzenia różnica jest symboliczna – Matebook X Pro jest o około 6% wolniejszy od znacznie większego i cięższego kuzyna. Różnica w wydajności wielordzeniowej jest większa, bo i rdzeni oraz wątków jest mniej. Matebook X Pro uzyskała o jedną trzecią niższy wynik niż MateBook 16s. Oznacza to, że czynności obciążające wszystkie rdzenie będą wykonywane wolniej, ale w praktyce, w codziennej pracy mało jest zadań potrafiących obciążyć procesor w równym stopniu co syntetyczny benchmark. Wciąż wydajność oferowana przez Matebook X Pro jest na poziomie, który pozwoliłby mi korzystać z tego komputera jako jedynego narzędzia pracy. W moim odczuciu tak duża mobilność może być warta trochę niższej wydajności.

    Trudniej znaleźć usprawiedliwienie dla przedniej kamery o rozdzielczości 720p i przeciętnej jakości. Ten element laptopów zaskakująco często sprawia producentom problem.

    System operacyjny– ocena 5-

    Matebook X Pro jako jedyny z portfolio Huawei jest oferowany z Windows 11 w wersji Pro a nie Home. Laptop oferuje taką samą integrację z ekosystemem urządzeń Huawei nazywaną przez producenta Super Device – podłączony smartfon może być widoczny jako dodatkowy dysk w systemie, aplikacje ze smartfonu można wyświetlić na ekranie komputera, a tablet może posłużyć jako dodatkowy, zewnętrzny ekran lub tablet graficzny. Rozumiem, że taka integracja wymaga funkcji zaimplementowanych w nakładkę systemową EMUI, ale jednocześnie Huawei nie próbuje zaoferować nic użytkownikom urządzeń mobilnych innych producentów. Zakładam, że to ma zachęcić użytkowników do wejścia w ekosystem Huawei i może nawet byłby to dobry sposób, gdyby urządzenia mobilne Huawei miały fabrycznie usługi Google. W obecnej sytuacji taka zachęta może nie wystarczyć wielu użytkownikom.

    Jak długo działa bateria? – ocena 3

    Huawei Matebook X Pro ma baterię o pojemności 60 Wh. W zestawie z laptopem otrzymujemy ładowarkę USB C z odłączonym kablem, z końcówkami USB C z obu stron. Ładowarka oferuje 90W i nie różni się znacząco rozmiarami od szybkiej ładowarki do smartfonu. Pozwala to na znaczącą redukcję bagażu – jedną ładowarką możemy naładować zarówno komputer jak i telefon. Ładowarka pozwala naładować w pół godziny niecałą połowę baterii testowanego laptopa.

    Czas działania na baterii to jedyny aspekt, który konkurencja robi ewidentnie lepiej. Z ekranem ustawionym na połowę jasności wideo strumieniowe z YouTube rozładowuje baterię w połowie po upływie 3h godzin. Innymi słowy niewielkie obciążenie porównywalne z praca biurowa pozwala na niewiele ponad 6 godzin pracy. Gdy jasność ekranu będzie większa, tak jak i obciążenie procesora, to Matebooka X Pro można rozładować nawet w 3 godziny.

    Nie ma więc mowy aby przepracować choćby jeden pełny dzień bez podłączenia ładowarki. Są laptopy z Windowsem, który oferują wyraźnie lepsze wyniki. Naprawdę nieciekawie robi się gdy zestawimy to z laptopem Apple MacBook Air z procesorem M2, który może działać nawet 18 godzin – 3x dłużej niż Huawei podczas oglądania filmów. Tutaj jest zdecydowanie największe pole do poprawy.

    Nasza finalna ocena

    Huawei Matebook X Pro ma najlepszy wyświetlacz i najlepszy dźwięk jaki dotąd widziałem oraz słyszałem w komputerze z systemem Windows. Potrafi zalogować użytkownika rozpoznając jego twarz oraz odcisk palca, jest lekki i wytrzymały. Dodatkowo touchpad oferuje przydatne gesty, a wydajność wystarcza do prawie każdego rodzaju pracy.

    Tak naprawdę Matebook X Pro ma tylko dwie słabości. Pierwszą i kluczową jest czas pracy na baterii, który waha się od 3 godzin pod dużym obciążeniem, do niewiele ponad 6 godzin pracy biurowej. O ile szybkie rozładowanie baterii pod obciążeniem jestem w stanie zrozumieć, to podczas pracy biurowej laptop powinien wytrzymać 8 – 9 godzin i umożliwić przepracowanie dnia bez ładowarki. Drugim elementem odstającym od wyśrubowanego całokształtu jest kamera 720p. Gdyby nie te dwa elementy byłby to sprzęt idealny. W testowej konfiguracji kosztuje 9999 zł. Jedynym pocieszeniem jest, że w przedsprzedaży do 28 sierpnia można razem z laptopem otrzymać tablet Huawei MatePad 11 z klawiatura i rysikiem, którego wartość przekracza 2 tysiące złotych.

    Uwielbiamy: rewelacyjną jakość ekranu

    Nie lubimy: czasu działania na baterii

    Dla kogo jest Huawei Matebook X Pro 2022:

    • Dla osób które szukają najlepszego wyświetlacza
    • Dla osób które szukają najlepszej jakości dźwięku
    • Dla użytkowników smartfonów i tabletów od Huawei

    Dla kogo nie jest Huawei Matebook X Pro 2022:

    • Nie dla osób, które potrzebują więcej niż 6h pracy biurowej na baterii
    • Nie dla oszczędnych

    Alternatywy dla Huawei Matebook X Pro 2022:

    •  
  • Samsung Galaxy Z Flip 4 - test

    Samsung Galaxy Z Flip 4 jest już chyba czwartym urządzeniem w naszym maratonie testów składanych smartfonów. Jest też prawdopodobnie najważniejszym urządzeniem z nich wszystkich – Samsung jest liderem rynku składaków, a właśnie seria Flip jest najpopularniejsza. Do tej pory najpopularniejszym modelem był Z Flip 3bo był najtańszy. Samsunga Galaxy Z Flip 3 5G 8/128GB można dzisiaj kupić już za 3399 zł w jednym z dużych sklepów internetowych, a w dniu premiery kosztował 4799 zł. Najnowszy Galaxy Z Flip 4 niestety zwiększył cenę do poziomu 5149 zł za konfigurację 8/128 GB. To w dalszym ciągu o ponad 3 tysiące złotych mniej niż Galaxy Fold 4. Zamiast wybierać S22+ albo S22 Ultra, można wyróżnić się modelem składanym na pół, który budzi dużo większe zainteresowanie. Czy warto go wybrać, postaram się odpowiedzieć w poniższym teście.

    Główne wady i zalety Samsung Galaxy Z Flip 4

    Zalety Samsung Galaxy Z Flip 4:

    • Najtańszy z najnowszych składanych modeli
    • Delikatny ekran jest chroniony, gdy Flip 4 jest złożony
    • Łatwiej mieści się w małej kieszeni
    • Przyciąga uwagę
    • Uszczelniona obudowa
    • Głośniki stereo i szybki czytnik linii papilarnych w przycisku zasilania
    • Wysokiej jakości ekran Dynamic AMOLED 2X z odświeżaniem poszerzonym od 1 do 120 Hz
    • Zewnętrzny, mały ekran pozwala na więcej interakcji niż w starszym modelu
    • Topowa wydajność Snapdragona 8+ Gen 1
    • Trzy wersje pamięci od 128 do 512 GB
    • 5G, + WiFi 6
    • Android 12 z nakładką One UI 4.1
    • Dobra jakość zdjęć w dzień i w nocy
    • Złożony do połowy smartfon stoi stabilnie na stole, co spełnia rolę statywu
    • Dobrej jakości wideo 4K ze skuteczna stabilizacją
    • Pojemniejsza bateria i szybsze ładowanie niż w poprzedniej generacji

    Wady Samsung Galaxy Z Flip 4:

    • Jest droższy od poprzednika – Z Flip 3
    • Pomimo zamknięcia, szpara powoduje gromadzenie się kurzu na ekranie
    • Dwie ręce są potrzebne do jego otwarcia - wolniej robi się zdjęcia
    • Pomimo odporności na wodę to kurz i inne drobiny nie są wskazane
    • Wyraźniej widoczne niż u konkurencji zagięcie ekranu
    • Throttling na poziomie 33%
    • Brak wideo 8K
    • Ładowanie wolniejsze niż u konkurencji
    • Brak ładowarki w zestawie z telefonem

    Jak oceniamy design? – ocena 4

    Najprościej można porównać Galaxy Z Flip 4 do klasycznego smartfonu składanego na pół, ekranem do środka. Taki zabieg ma dwie zalety – chroni delikatny składany ekran, który zamiast odpornego na zarysowania szkła jest przykryty elastyczną folią, oraz zmniejsza długość telefonu kosztem jego grubości. Złożony Flip 4 łatwiej zmieści się do płytkiej kieszeni niektórych spodni, albo małej damskiej torebki, tzw. kopertówki. Sam mechanizm składania działa płynnie i zamknięcie telefonu jako zakończenie korzystania z urządzenia daje satysfakcję. Korzystanie ze składanego telefonu budzie też zainteresowanie otoczenia, jeśli ktoś lubi zwracać na siebie uwagę. Dodatkowo niewielki ekran na zewnątrz obudowy pozwoli odczytać powiadomienia, sterować muzyką czy nastawić timer, a także pozwoli zrobić selfie głównymi aparatami.

    Są też minusy – złożony telefon prawie zawsze trzeba otworzyć używając obu rąk, co wydłuża czas np. konieczny do zrobienia zdjęcia. Flip 4 nie zamyka się szczelnie tylko pozostawia wyraźna szparę pomiędzy obiema połówkami. Powoduje to, że podczas noszenia telefonu w kieszeni na ekranie zbiera się jakby kurz powstały z pocierania materiału ubrania. Po otworzeniu Flip 4 w świetle słonecznym musimy ten kurz zetrzeć ręką, bo sprawia wrażenie pogarszającej kontrast mgiełki na ekranie poprzez rozpraszanie odbitego światła. Zwykły, nieskładany smartfon nie tylko nie ma tego problemu ale do pewnego stopnia czyści ślady dotyku podczas noszenia w kieszeni.

    Galaxy Z Flip 4 jest wyposażony w dobre jakości głośniki stereo, oraz szybki czytnik linii papilarnych w klawiszu zasilania, na krawędzi. Obudowa budzi zaufanie pod względem jakości i jest uszczelniania co zabezpiecza przed wnikaniem wody według normy IP8. Nie jest jednak zalecane aby do zawiasu wnikał piasek i inne drobiny mogące wpłynąć na działanie mechanizmu.

    Względem poprzedniej generacji Flipa delikatnie zmniejszone zostały wymiary i poszerzona została funkcjonalność zewnętrznego ekranu. Nie są to jednak duże różnice.

    Flip 4 jest dostępny w 4 kolorach: fioletowym, szarym, różowym złocie i niebieskim. Kolory mają ładne pastelowe odcienie i są matowe, co ułatwia utrzymanie urządzenie w czystości. Jest też wersja Bespoke Edition, którą można zamówić przez stronę Samsunga – można samodzielnie skonfigurować kolor obudowy wybierając go osobno dla każdego z dwóch tylnych paneli i ramy urządzenia.

    Co sądzimy o wyświetlaczu? – ocena 5

    Główny, składany ekran ma przekątną 6,7 cala i rozdzielczość 2640 x 1080 pikseli. Jest wykonany w technologii Dynamic AMOLED 2X i obsługuje rozszerzony zakres częstotliwości odświeżania od 1 do 120 Hz – w modelu starszej generacji najniższe odświeżanie wynosiło 10 Hz. Jasność panelu sięga 1200 nitów. Korzystanie ekranu Flip 4 jest przyjemne i oferuje wysoką jakość obrazu i kąty widzenia. Trochę szkoda, że miejsce zagięcia ekranu jest wyraźnie widoczne i wyczuwalne. Nie przeszkadza w prezentacji treści, ale cały czas widzimy gdzie się znajduje chyba, że oglądamy ekran w ciemnym pomieszczeniu pozbawiony refleksów światła. Podczas korzystania z rozłożonego Flipa 4 wrażenia są zbliżone do klasycznego smartfonu.

    Zewnętrzny ekran ma przekątną 1,9 cala i rozdzielczość 512 x 260 pikseli. Został przykryty najnowszej generacji szkłem Gorilla Glass Victus+. Służy do podglądu godziny, informacji o przychodzących połączeniach, obsłudze prostych widżetów i robieniu zdjęć selfie głównymi aparatami. Dobrze, że jest i można na nim zrobić trochę więcej niż na Flip 3, ale wciąż do większości działań potrzebny jest główny ekran.

    Specyfikacja – ocena 5

    Galaxy Z Flip 4 otrzymał flagowy, najnowszy i najmocniejszy procesor Snapdragon 8+ Gen 1. Wszystkie wersje Flip 4 mają po 8 GB RAM, ale można wybierać pomiędzy trzema pojemnościami wbudowanej pamięci masowej – jej rozszerzenie poprzez kartę pamięci nie jest obsługiwane:

    • 8/128 GB za 5149 zł
    • 8/256 GB za 5449 zł
    • 8/512 GB za 5999 zł

    Wynik Antutu sięgnął 1028285 punktów w chłodnym otoczeniu, co pozwoliło osiągnąć 5 pozycję w rankingu tego benchmarku. Biorąc pod uwagę, że to nieduży, składany telefon, w którym procesor zajmuje tylko jedną połówkę obudowy sądzę, że za taki wynik należy się Samsungowi uznanie – miał trudniejsze zadanie niż większe i nieskładane smartfony. Nie znaczy to jednak, że nie jest podany na throttling. Po dwukrotnym uruchomieniu Antutu w upalną pogodę wynik spadł do 686880 punktów, a więc o 33%. Podczas użytkowania telefonu te spadki nie są dla użytkownika zauważalne, a interfejs systemu działa zawsze płynnie. Wymagający gracze mobilni mogą już jednak odczuć, że wydajność nie jest cały czas na równie wysokim poziomie.

    Smartfon oferuje najnowsze standardy łączności, w tym 5G, WiFi 6 i Bluetooth 5.2, oraz obsługuje NFC. Ma kompletny zestaw czujników i standardów lokalizacji.

    System operacyjny– ocena 5-

    Flip 4 działa pod kontrolą Androida 12 z nakładką systemową One UI w wersji 4.1.1. Estetyka i funkcje są dobrze znane użytkownikom innych smartfonów Samsunga. Nakładka jest przejrzysta i dobrze zoptymalizowana. Ekosystem Samsunga pozwala na odbieranie wiadomości tekstowych i połączeń głosowych na innych połączonych urządzeniach, np. na tablecie.

    Względem nieskładanych smartfonów jedyną nowością jest tryb Flex, który po częściowym zgięciu ekranu w dolnej części wyświetla panel, na którym można: rozwinąć belkę skrótów bez sięgania do górnej krawędzi, zrobić zrzut ekranu uwzględniający tylko treść na górnej połówce, regulować jasność i głośność, a także posługiwać się dolną częścią ekranu jak touchpadem, przesuwając kursor po górnej połowie ekranu. Zagięcie można wykorzystać także w trybie aparatu.

     

    Jakie robi zdjęcia i jakie nagrywa filmy? – ocena 4+

    Samsung Galaxy Z Flip 4 ma następujący zestaw aparatów:

    • 12 MP, f/1.8, 24mm, Dual Pixel PDAF, OIS – główny aparat
    • 12 MP, f/2.2, 123˚ - aparat ultraszerokokątny
    • 10 MP, f/2.4, 26mm – przedni aparat do selfie

    Względem poprzedniej generacji Flipa zmienił się tylko rozmiar elementów światłoczułych głównej matrycy i algorytmy obróbki obrazu wspomagane mocniejszym procesorem. Biorąc pod uwagę, że Flip jest najmniejszym ze składaków, nie dziwi specjalnie brak teleobiektywu. Samsung ma szybki i skuteczny system ustawiania ostrości, bez problemu wykrywa twarze, a także niektóre zwierzęta, w tym głowę mojego psa. Flip 4 poradził sobie także ze zdjęciami nocnymi, w tym ze zdjęciami oświetlonymi wyłącznie światłem księżyca, a także oferuje dobrej jakości tryb portretowy. Istotną zaletą Flipa jest możliwość robienia zdjęć selfie przy wykorzystaniu głównego i ultraszerokokątnego aparatu. Żaden aparat dedykowany do selfie nigdy nie dorównał jakości głównego aparatu zastosowanego w smartfonie. Trzeba tylko pamiętać, że na małym zewnętrznym ekranie będzie widać jedynie mały wycinek finalnego kadru, co jest pewną niedogodnością. Zwykły aparat do selfie wciąż jednak oferuje zadowalającą jakość.

     

    Można wykorzystać zgięcie ekranu Flip 4 jako rodzaj statywu – tak zagięty smartfon stoi stabilnie na stole i w pewnym zakresie można regulować kąt nachylenia obiektywów. Pozwoli to wykonać zdjęcia grupowe, na których będzie też właściciel telefonu, zdjęcia z długim czasem naświetlania i wygodnie ustawić telefon na biurku podczas dłuższej wideokonferencji.

    Flip 4 umożliwia nagrywanie wideo w rozdzielczości 4K w 30 i 60 klatkach na sekundę. Nie ma możliwości nagrywania wideo 8K. Za to jakość 4K jest na bardzo dobrym poziomie – można przełączać się pomiędzy aparatami podczas nagrywania, efekt przełączenia na nagraniu jest płynny i bez gubienia klatek animacji zoomu, ostrość jest utrzymana i nie ma przeskoków, a stabilizacja jest skuteczna nawet podczas chodzenia.

    Do jakości zdjęć najmocniejszych zawodników w fotografii mobilnej Flip 4 trochę jeszcze brakuje, brak teleobiektywu ogranicza elastyczność, ale w ogólnym rozrachunku składany Samsung broni się pod względem fotograficznym i nagrywania wideo. Dla mnie głównym minusem jest konieczność rozłożenia telefonu w celu fotografowania czy nagrywania, co utrudnia uchwycenie niektórych ulotnych kadrów.

     

    Jak długo działa bateria? – ocena 4

    Flip 4 ma baterię o pojemność 3700 mAh, a więc pojemniejszą niż bateria poprzedniej generacji Flipa, który oferowała 3300 mAh. W zestawie z telefonem nie dostajemy ładowarki, a Samsung zaleca na swojej strony 25W ładowarkę w celu optymalnej szybkości ładowania. Jest to istotny postęp względem 15W ładowania dostępnego w Flip 3, ale do osiągów konkurencji, dla której 60W jest już powszechnym standardem jest daleko. Komfort został jednak zachowany, pół godziny wystarcza aby naładować telefon w połowie.

    Flip 4 obsługuje też 15W ładowanie bezprzewodowe oraz 4,5W ładowanie zawrotne.

    Podczas testu strumieniowania wideo z YouTube z jasnością ekranu ustawioną na połowę Flip 4 udało się osiągnąć 14,5 godziny, mając jeszcze 6% baterii w zapasie. To o połowę dłużej niż Huawei Mate Xs 2, a więc całkiem dobry wynik, zwłaszcza jak na składaka. Wiele zależy jednak od obciążenia procesora i choć zazwyczaj Flip 4 wytrzyma cały dzień bez problemu, to często korzystanie z aparatu, uruchamianie wymagających aplikacji i gier rozładuje telefon znacznie szybciej.

    Nasza finalna ocena

    Jeśli ktoś szuka smartfonu, którego można złożyć na pół to Flip 4 jest bardzo dobrym kandydatem – ma uszczelnioną konstrukcję, której woda nie zagraża, wysokiej jakości wyświetlacz, topową wydajność, dopracowane oprogramowanie, dobry podwójny aparat i jak na składaka całkiem długo działa na baterii.

    W porównaniu do poprzedniej generacji Flip 3 niewiele się zmieniło - cena wzrosła do 5149 zł, zagięcie na ekranie jest bardziej widoczne niż w niektórych innych składanych smartfonach, a szpara pomiędzy złożonym ekranem gromadzi kurz w kieszeni. Są to pewne minusy, ale bezpośredniej konkurencji, zwłaszcza w Europie Samsung nadal nie ma.

    Więc zamiast zastanawiać się, czy jest model lepszy od Z Flip 4 lepiej zastanowić się, czy w ogóle chcemy mieć smartfon składający się wpół i jakie korzyści to dla nas przyniesie? Urządzenie nie będzie bardziej wygodne, ale na pewno będzie bardziej lanserskie i takiego smartfonu będą nam zazdrościć inni.

    Uwielbiamy: topowy procesor

    Nie lubimy: utrudnionego szybkiego dostępu do aparatu, wymagającego rozłożenia telefonu

    Dla kogo jest Samsung Galaxy Z Flip 4:

    • Dla osób szukających nowinek technicznych i gadżetów modowych
    • Dla tych którym zależy aby ich telefon był jak najmniejszy podczas noszenia w kieszeni
    • Dla tych, którzy cenią uszczelnioną przed zalaniem obudowę i wysokiej jakości wyświetlacz

    Dla kogo nie jest Samsung Galaxy Z Flip 4:

    • Nie dla osób, które nie widzą zastosowania dla składania smartfonu na połowę
    • Nie dla osób, które lubią szybkim ruchem wyjąć telefon z kieszeni i od razu zrobić zdjęcie
    • Nie dla użytkowników Flip 3

    Alternatywy dla Samsung Galaxy Z Flip 4:

  • Samsung Galaxy Z Fold 4 - nasza recenzja najdroższego smartfonu na świecie

    Klasa smartfonu S (skala „Mercedesa” A, B, C, E, S)

    Skala ocen 1-6 (6-celujący)

    Zaczynamy

    Galaxy Z Fold 4 to kolejna edycja flagowego składaka z Korei. Samsung jest liderem tego wąskiego segmentu, ale Chińczycy są technologicznie gotowi do ataku, gdy taki atak będzie się już opłacał. Na razie segment składanych smartfonów jest niszą, bo technologia tych ekranów jest droga, a same produkty mniej wytrzymałe od zwykłych telefonów. Fold 4 jest pięknym, pomysłowym i nowoczesnym smartfonem. Jednocześnie jest bardzo drogi, jego główny ekran ma niewielką wytrzymałość na uszkodzenia, dodatkowy ekran jest za wąski, a jego bateria odstaje od rynkowym standardów pod względem czasu ładowania i czuwania. Ten sam Fold ma genialny zestaw kamer znany z serii S22, świetną nakładkę na Androida z genialnym multitaskingiem oraz najszybszy na rynku procesor. Recenzowanie Foldów jest więc jak jazda kolejką górską. Trzeba jednak podziękować Samsungowi, że chce mu się eksperymentować nadal z tą serią, choć komponenty nadal są drogie, a ekrany nadal są delikatne niemal tak samo jak na początku tej foldowej przygody - ekran najnowszego Folda Kuba Klawiter łatwo zarysował swoim paznokciem i taka sama rysa powstała zresztą na zeszłorocznej edycji.

    Foldy mają jednak swoich wielkich fanów – są wśród nich tech youtuberzy, ale także np. rzecznik UKE, który powiedział nam ostatnio, że poprzedni Fold był dla niego najlepszym smartfonem do pracy – choć w zestawie z powerbankiem.

    Główne wady i zalety Samsunga Galaxy Z Fold 4

    Zalety Samsunga Galaxy Z Fold 4:

    • Futurystyczny design
    • Świetny zestaw kamer 12 MP, 50 MP, 10 MP plus 2 aparaty do selfie (4 MP pod wyświetlaczem i 10 MP w otworze głównego ekranu).
    • 3X zoom optyczny
    • Genialna obsługa multitaskingu – chyba po raz pierwszy w smartfonie
    • Opcjonalny rysik S Pen
    • Odświeżanie ekranu 120 Hz
    • IPX8 – jest wodoodporny
    • Dobre materiały: Gorilla Glass Victus, Armor Aluminium
    • Program Samsung Care+
    • Tryb RAW
    • 5G
    • WiFi 6E
    • Android 12L
    • Always on display dostępny na obu ekranach
    • nawet 8K jest stabilne!

    Wady Samsunga Galaxy Z Fold 4:

    • Ekstremalnie wysoka cena – ceny poszczególnych wersji możecie sprawdzić tutaj
    • Waga 263g
    • Zewnętrzy ekran jest zbyt wąski
    • Bateria za krótko działa
    • Oglądanie wideo na kwadratowym ekranie nie jest wcale takie przyjemne
    • Na ekranie jest widoczne wybrzuszenie
    • Nie jest odporny na kurz i zabrudzenia
    • Space Zoom do 30X często zawodzi swoją jakością
    • Bardzo wolne ładowanie
    • Brak ładowarki w pudełku

    Jak oceniamy design? – ocena 4

    Design Z Folda 4 bardzo ciężko się ocenia. Z jednej strony jest to jeden z najbardziej innowacyjnych smartfonów, które już możemy kupić. Fold wygląda inaczej niż wszystkie inne smartfony i to już jest jego niewątpliwa zaleta. Jednocześnie technologia, która jest teraz w posiadaniu projektantów bardzo ich nadal ogranicza. Zawias w smartfonie sprawia, że w złożonym smartfonie jest spora szpara. Sam złożony Fold jest grubszy niż większość smartfonów, choć muszę przyznać, że mój iPhone w masywnym etui do roweru ma niemal identyczną grubość. Telefon jest ciężki, a jego ekran (folia na nim) nie jest tak trwała jak wytrzymałe szkła chroniące ekrany najnowszych zwykłych flagowców. Fold 4 jest pięknym urządzeniem, ale głównie ze względu na to, że jest bardzo innowacyjny, odważny, a nie ze względu na to, że jest to smartfon w pełni dopracowany, trwały, a to teraz w designie produktów na rynek masowy podobno powinno być najważniejsze (ze względu na ekologię).

    Co sądzimy o wyświetlaczach? – ocena 5

    W Foldzie są 2 bardzo nowoczesne wyświetlacze Dynamic AMOLED z odświeżaniem 120 Hz. Ten większy, główny, rozkładany ma przekątną 7.6 cala. Niestety przez jego środek leci widoczna bruzda, która nadal jest niezbędna do obsługi składania ekranu. Bruzdę czasami widać lepiej, czasami gorzej, ale można uznać, że jest ona widoczna. Ekran ten jest pokryty miękką folią. Wbrew pozorom duży, niemal kwadratowy ekran nie jest wcale najlepszy do oglądania filmów. Pasy na dole i górze są ogromne, a gdy rozszerzymy obraz na cały ekran, to film jest ucięty. Znacznie lepszym pomysłem jest granie na Foldzie lub czytanie na nim książek. Przeglądarki internetowe Folda są wykrywane jako mobilne, a nie stacjonarne.

    Mniejszy ekran ma przekątną 6.2 cala. Jego szerokość jest wyraźnie mniejsza od szerokości standardowych smartfonów. Jest to zauważalne w niektórych aplikacjach – po prostu na szerokość mieści się na nim mniej tekstu.

    Specyfikacja – ocena 6

    Fold 4 to prawdziwy flagowiec. Do dyspozycji mamy 3 wersje pamięciowe:

    • 12GB RAM z 1TB
    • 12GB RAM z 512GB
    • 12GB RAM z 256GB

    Telefon jest zarządzany przez platformę Snapdragon 8+ Gen 1, co pozwala mu na osiąganie w AnTuTu prawie 950 tys. punktów (test na małym ekranie). Przy AnTuTu uruchomionym na ekranie głównym liczba punktów jest o prawie 100 tys. mniejsza. Mamy też 5G, WiFi 6E oraz Bluetooth 5.2.

    Telefon działa pod kontrolą systemu Android 12L z nakładka One UI 4.1.1 (poprawki bezpieczeństwa z 1 lipca). Nakładka jest oczywiście przystosowana do obsługi rozkładanego ekranu (rozłożony, złożony, rozłożony do 90 stopni). Największe brawa należą się Samsungowi za taskbar, czyli chyba najlepsze do tej pory wdrożenie pracy na wielu aplikacjach. Pomijając opcję wygodnego dzielenia ekranu na 2 lub 3 programy (część aplikacji tego nie wspiera) to najszybsze i najwygodniejsze jest ich przełączanie właśnie dzięki dolnego paskowi. To prawdziwa i jedna z nielicznych nowości w tegorocznym Foldzie.

    Jakie robi zdjęcia i jakie nagrywa filmy? – ocena 5

    Nowy Fold ma zestaw kamer, który znamy z modelu S22 i S22+ (ale nie z Ultry). Jest to więc układ 50/10/12. Fold 3 miał układ 12/12/12, a więc w tym roku nastąpił wyraźny upgrade całego zestawu aparatów.

    Szczegółowa specyfikacja kamer przedstawia się następująco:

    Kamery selfie

    • 10MP F2.2, Pixel size: 1.22μm, FOV: 85˚
    • 4MP Under Display Camera F1.8, Pixel size: 2.0μm, FOV: 80˚

    Główne kamery

    • 12MP Ultra Wide Camera F2.2, Pixel size: 1.12μm, FOV: 123˚
    • 50MP Wide-angle Camera Dual Pixel AF, OIS, F1.8, Pixel size: 1.0μm, FOV: 85˚
    • 10MP Telephoto Camera PDAF, F2.4, OIS, Pixel size: 1.0μm, FOV: 36˚ z 30X Space Zoom includes 3x Optical Zoom and 30x digital zoom

    Bez wątpienia Fold 4 jest świetnym urządzeniem dla mobilnych fotografów. Zdjęcia są doskonałe zarówno w dzień, jak i w nocy. Trochę nieprzewidywalne są efekty działania cyfrowego zoomu. W przypadku obiektów pozostających bez ruchu są szanse, że zdjęcie do czegoś się będzie nadawać. Zdjęcia ludzi z dużej odległości już zwykle wyglądają tragicznie.

    Nowy Fold sprawdza się doskonale jako kamera. Potrafi nagrywać materiał 4K aż w 60 klatkach oraz 8K 24 fps. Jakość nagrań wideo jest super – świetnie się ogląda doskonałe kolory, szczegóły oraz doskonałą stabilizację. Stabilizacja Super steady jest dostępna tylko dla jakości FHD (30 i 60 fps - zwykła stabilizacja również bardzo dobrze działa, więc zabieranie dużych kamer i aparatów na wakacje już raczej nie ma większego sensu.

    Jak długo działa bateria? – ocena 3+

    Bateria w Fold 4 ma stosunkowo niewielką pojemność jak na urządzenie z dwoma ekranami i z najmocniejszym procesorem. Pojemność tego ogniwa wynosi 4,400mAh. Taka bateria nie pozwala na swobodne działanie smartfonu przez cały dzień. Oczywiście, gdy będziemy z Folda korzystać okazjonalnie to zapewne nie będziemy korzystali z powerbanka, ale gdy zaczniemy na nim „pracować” to nie ma szans na całodniowe działanie. Youtuberzy sprawdzili, że ogniowo jest o kilkanaście procent wydajniejsze od wersji Folda z zeszłego roku. Jeśli chodzi o szybkość ładowania to Fold 4 może już tylko ścigać się z iPhonami. Chińskie telefony ładują się coraz szybciej (z mocą do 200W) i mają wypasione, szybkie ładowarki w zestawie. Tutaj moc ładowania to 25W, a ładowarki w pudełku nie znajdziemy. Samsung nazywa swoje ładowanie Super Fast Charging, co brzmi dosyć zabawnie, bo ładowanie do 100% trwa prawie 3h (szybką ładowarką OnePlus). Na otarcie łez mamy do dyspozycji Fast Wireless Charging 2.0.

    Nasza finalna ocena

    Fold 4 ze względu na swoją wysoką cenę nie będzie raczej hitem pod względem liczby sprzedanych egzemplarzy. Większy udział zdobędą Flipy 4 i wzrośnie sprzedaż zeszłorocznych składaków, które teraz mają szansę być nieco tańsze. Fold 4 sam w sobie jest drogi, a trafia na rynek w momencie, gdy Polacy zaczynają oszczędzać obawiając się kryzysów i inflacji. Składak Samsunga zasługuje na wielki szacunek, bo jest produktem innowacyjnym, nowoczesnym i odkrywczym. Wyróżnia się na rynku i to jest jedna z jego wielkich przewag. Nie jest to jednak jeszcze produkt w pełni dopracowany i wytrzymały. Jest już wodoodporny, ale nadal szpary w zawiasach i pomiędzy ekranami sprawiają, że z Foldem obchodzimy się trochę jak z jajkiem – plaża raczej nie, brudne kieszenie raczej nie, a delikatne obchodzenie się z głównym ekranem i wydmuchiwanie drobin już raczej tak. Fold 4 ma bardzo dużą wydajność, dużo pamięci, duży główny ekran, wspaniałą obsługę wielu aplikacji jednocześnie i doskonały zestaw aparatów. Z drugiej strony wolno się ładuje i ma zbyt wąski zewnętrzny ekran. Fold 4 zasługuje na umieszczenie go w TOP3 najciekawszych smartfonów z Androidem. Ale jednocześnie z czystym sumieniem trudno go polecić klientom, bo wad ma nadal całkiem sporo.

    Uwielbiamy: innowacyjność

    Nie lubimy: ceny i wytrzymałości

    Dla kogo jest Samsung Galaxy Z Fold 4:

    • Osoby, które chcą „pracować” na smartfonie
    • Osoby, które chcą czytać na smartfonie
    • Osoby, które nie lubią produktów Apple
    • Osoby, które nie lubią tabletów i czytników książek
    • Gadżeciarze
    • Najbogatsi
    • Mobilni fotografowie i operatorzy

    Dla kogo nie jest Samsung Galaxy Z Fold 4:

    • Dla oszczędnych
    • Dla fanów systemu iOS
    • Dla osób, które muszę mieć smartfon wytrzymały
    • Dla osób, które chcą mieć poręczne urządzenie
    • Osoby, które potrzebują dobrej baterii
    • Osoby eko, dla których ważne jest, aby produkt był trwały, wytrzymały, odporny

    Alternatywy dla Samsunga Galaxy Z Fold 4:

    • Poprzednia edycja Folda
    • Zestawy Samsung z serii S z tabletem Galaxy Tab
    • Zestawy iPhone z tabletem iPad Mini
    • Zestawy Samsung z serii S i czytnik Kindle
  • Huawei Mate Xs 2 - test

    Huawei Mate Xs 2 - test

    Składane smartfony to teraz najgorętszy temat w branży TECH. Nawet jeśli jako użytkownicy nie jesteśmy jeszcze gotowi zapłacić wysokiej ceny za składaka, to warto obserwować jeden z kluczowych kierunków rozwoju rynku mobilnego. Warto porównywać design i pomysły producentów, bo w przeciwieństwie do klasycznych smartfonów nie ma jeszcze jednego, najlepszego rozwiązania, które wszyscy stosują. Chociaż Huawei wciąż nie ma dostępu do usług Google oraz stosuje procesor z ubiegłorocznych flagowców, to akurat w kwestii designu, który w składakach jest najistotniejszy, podjął wiele ciekawych decyzji. Mate Xs 2 jest powiewem świeżości i warto go poznać bliżej, choćby jako punkt wyjścia dla innych składanych urządzeń. Nie mam jednak złudzeń, że kosztując 8 tysięcy złotych nie jest to smartfon dla każdego, nawet gdyby miał usługi Google. 

    Główne wady i zalety Huawei Mate Xs 2

    Zalety Huawei Mate Xs 2:

    • Rozmiary po złożeniu praktycznie nie odbiegają od klasycznego smartfonu
    • Niższa od rozwiązań konkurencji waga
    • Bardzo dobre głośniki stereo
    • Szybki, skuteczny czytnik linii papilarnych
    • Niewidoczne po rozłożeniu miejsce zgięcia ekranu
    • Wysokiej jakości ekran OLED, o większej rozdzielczości i przekątnej niż w Fold 4
    • Ekran po złożeniu ma proporcje dokładnie takie jak klasyczne, nieskładane smartfony – nie jest za wąski
    • Duża pojemność wbudowanej pamięci masowej – 512 GB
    • Wbudowany w system multitasking z wyciąganiem aplikacji z bocznego panelu
    • Płynne działanie
    • Kompletny zestaw aparatów, które nie wystają ponad obudowę
    • Zadowalająca jakość zdjęć i nagrywanego wideo
    • Szybkie ładowanie 66W, ładujące do pełna w niewiele ponad 40 minut

    Wady Huawei Mate Xs 2:

    • Wszystkie składaki są drogie, Mate Xs 2 nie jest wyjątkiem i kosztuje 7999 zł
    • Wszystkie składaki mają bardziej podatny na zarysowania ekran
    • W Mate Xs 2 delikatny ekran znajduje się zawsze na wierzchu
    • Nie ma normy uszczelnienia przeciw wnikaniu wody, jak Fold 3 i Fold 4
    • Ubiegłoroczny procesor Snapdragon 888 bez wsparcia dla komunikacji 5G
    • 8 GB RAM to mniej niż u konkurencji
    • Brak usług Google
    • Brak wideo 8K
    • Niemal o połowę krótszy czas działania na baterii od klasycznych smartfonów

    Jak oceniamy design? – ocena 4

    Samsung, OPPO, vivo, Microsoft, Xiaomi mają smartfony, w których większy, składany ekran zamyka się jak książka - do środka. Huawei jest jedynym liczącym się producentem, który zdecydował się skonstruować smartfon ze składanym ekranem na wierzchu, który stanowi zarówno przód jak i tył zewnętrznej obudowy. Z jednej strony nie chroni to giętkiego wyświetlacza, który zamiast szkła przykryty jest specjalną folią bardziej podatną na uszkodzenie. Z drugiej jednak niesie szereg korzyści dla użytkownika.

    Pomimo tego, że Huawei Mate Xs 2 ma większą przekątną ekranu od Galazy Z Fold 4 – zarówno po złożeniu jak i po rozłożeniu, to jest znacznie cieńszy i zauważalnie lżejszy. Mate Xs 2 gdy jest złożony nie odstaje rozmiarami od klasycznego smartfonu. To jego pierwsza kluczowa zaleta. Drugą są proporcje złożonego na pół ekranu, które wynoszą 19:9, a więc dokładnie tyle ile w klasycznych smartfonach. Huawei udało się połączyć mechanizm składania z formą do której jesteśmy przyzwyczajeni i jedynym kompromisem jest nieznacznie większa waga. Nawet obiektywy aparatów w najmniejszym stopniu nie wystają ponad obudowę, a miejsce zgięcia ekranu po rozłożeniu jest niemal całkowicie gładkie i równe. Gdy dodamy do tego bardzo dobre głośniki stereo, oraz szybki czytnik linii papilarnych w przycisku zasilania mamy w rękach naprawdę świetny design z jedyną bolączką która trapi wszystkie składane urządzenia – mniejszą odpornością na uszkodzenia i zarysowania. Szkoda, że Huawei Mate Xs 2 nie jest wodoszczelny, co Samsung oferuje już w dwóch generacjach swoich urządzeń.

    Co sądzimy o wyświetlaczu? – ocena 5

    Mate Xs 2 ma jeden ekran o przekątnej 7,8 cala i rozdzielczości 2480 x 2200 pikseli. Wyświetlacz wykonany jest w technologii OLED i obsługuje 120 Hz jak i zmienną częstotliwość odświeżania. Po złożeniu ekran ma przekątną 6,5 cala, rozdzielczość 2480 x 1176 i proporcje 19:9. Dodatkowym smaczkiem zewnętrznego ekranu, który jest składany do mniejszej formy jest animacja zmniejszająca interfejs taka by zmieścił się na złożonym ekranie. Daje to poczucie ciągłości pomiędzy złożonym a rozłożonym wyświetlaczem, co wydaje się detalem, ale było dla mnie przyjemniejszym doświadczeniem podczas użytkowania niż przeskakiwanie z jednego ekranu na drugi.

    Jakość ekranu jest na najwyższym poziomie, ma on trochę większą przekątną, wyższą rozdzielczość i gęstość pikseli niż w Galaxy Z Fold 4. Każdy element składanego ekranu wydaje się być dopracowany, poza odpornością – klasyczne szkło przykrywające ekran zwykłego smartfonu ma tutaj niekwestionowaną przewagę. Huawei zaleca stosowanie etui podczas użytkowania telefonu w celu ochrony wyświetlacza.

    Trzeba także pamiętać o proporcjach rozłożonego wyświetlacza – są prawie kwadratowe. O ile bardzo dobrze pasują do uruchomienia dwóch aplikacji obok siebie, czy przeglądania internetu, to nie wnoszą wiele do oglądania wideo, które będzie zbliżonych rozmiarów do klasycznego smartfonu, tylko z szerokimi czarnymi paskami po bokach.

    Specyfikacja – ocena 4-

    Huawei ma trochę podcięte skrzydła z powodu narzuconych ograniczeń. Z tego względu zastosował ubiegłoroczny procesor Snapdragon 888 i to bez wsparcia dla komunikacji 5G, w zamian Sanpdragona 8 Gen 1, który dominuje w tegorocznych flagowcach. Ma to znaczenie bardziej psychologiczne – kupowanie telefonu za 8 tysięcy złotych, który nie ma najnowszego procesora i wsparcia dla 5G w 2022 roku wydaje się nie najlepszą decyzją. Nie zamierzam z tym dyskutować, zauważam jedynie, że 814690 punktów w benchmarku Antutu i idąca za tym moc obliczeniowa daje pełen komfort użytkowania telefonu. Trochę poniżej oczekiwań i specyfikacji konkurencji jest 8 GB RAM, ale już pamięć masowa jest bez kompromisów – 512 GB to jedyna dostępna opcja. Oprócz tego jest Bluetooth 5.2, WiFi 6 i NFC.

     

    System operacyjny– ocena 3

    Mate Xs 2 działa pod kontrolą EMUI 12.0.1, czyli własnej wersji Androida opracowanej przez Huawei w oparciu o te elementy, które są na otwartej licencji. Podobnie jak w innych smartfonach Huawei nie ma wbudowanej obsługi serwisów Google, ani sklepu Google Play. Huawei stara się zapełnić swój sklep z aplikacjami propozycjami, które zastąpią usługi Google. W niektórych kategoriach to się nawet udaje, ale w innych są serwisy, których nie da się zastąpić. Wiele zależy od indywidualnych potrzeb użytkownika, na ile to jest duży problem.

    Dla osób korzystających z Google jest aplikacja Gspace, która przedstawia smartfon Huawei jako model, który z usług Google mógł jeszcze korzystać. Wewnątrz Gspace jest Gmail, mapy Google, YouTube, Facebook, Messenger, Instagram i inne popularne programy. To rozwiązanie nie sprawiało mi większych problemów. A jednak telefony innych producentów nie wymagają takich kombinacji, co jest tym bardziej istotne w kontekście ceny tego urządzenia.

    Jedną z funkcji systemu, która ważna jest szczególnie na Mate Xs 2, jest możliwość wyciągania aplikacji z panelu bocznego, co pozwala na łatwe otworzenie dwóch programów obok siebie i trzeciego w formie pływającego okna. Nie jest to może równie wygodne jak dolny taskbar w Samsungu Fold 4, ale spełnia podobną funkcję.

    Jakie robi zdjęcia i jakie nagrywa filmy? – ocena 4+

    Zestaw aparatów w Huawei Mate Xs 2 składa się z:

    • 50 MP, f/1.8, PDAF, Laser AF – głównego aparatu
    • 8 MP, f/2.4, 81mm, PDAF, OIS – teleobiektywu z 3x powiększeniem optycznym
    • 13 MP, f/2.2, 120˚ - aparatu ultraszerokokątnego
    • 10.7 MP, f/2.2 – aparatu do selfie

    Mate ma wszechstronny zestaw aparatów, który dobrze radzi sobie w większości warunków, oraz w zdjęciach nocnych. Podczas nagrywania wideo można płynnie regulować powiększenie, przełączając się pomiędzy wszystkimi trzema aparatami. Nie jest to zestaw aparatów na równi z tradycyjnymi, nieskładanymi flagowcami, które konkurują ze sobą głównie jakością zdjęć oraz filmów, ale to samo można powiedzieć o składanych smartfonach konkurencji.

    Wybierając Mate Xs 2 musimy zrezygnować z wideo 8K. Zauważyłem również, że balans bieli z głównego aparatu i ultraszerokokątnego się często różnią – ten drugi oferuje cieplejszy odcień, moim zdaniem atrakcyjniejszy. Za to zakres powiększeń teleobiektywu wraz z akceptowalnym dla jakości powiększeniem cyfrowym jest dość szeroki. Dodatkową korzyścią składanego ekranu jest możliwość robienia zdjęć selfie wszystkimi trzema głównymi aparatami.

     

    Jak długo działa bateria? – ocena 3+

    Miejscem w którym technologia składanego ekranu odbija się najmocniej na doświadczeniu użytkownika poza wytrzymałością, jest czas pracy na baterii. Mimo, że pojemność akumulatora Huawei Mate Xs 2 wynosi 4600 mAh, a więc dość blisko największej powszechnie stosowanej w smartfonach pojemności 5000 mAh, to czas działania jest krótki.

    Podczas odtwarzania wideo z YouTube na rozłożonym ekranie, gdy duża część pikseli i tak stanowi czarne pasy, czas działania z jasnością ekranu ustawioną na połowę wyniósł poniżej 10 godzin. Gdy powtórzyłem test dla złożonego ekranu wydłużył się tylko o godzinę. To niemal o połowę krócej od klasycznych, nierozkładanych smartfonów i to niestety będzie dla użytkownika odczuwalne podczas codziennego użytkowania. Sytuację poprawia trochę szybkie 66W ładowanie z ładowarką dostarczoną w zestawie z telefonem, która ładuje Mate’a do pełna w niewiele ponad 40 minut.

    Nasza finalna ocena

    Huawei Mate Xs 2 jest bardzo drogi, delikatny, krócej działa na baterii i nie oferuje usług Google. Trudno go więc polecić jako dobry zakup dla każdego. O tym wiedziałem jeszcze przed przystąpieniem do testów. Odkładając na bok te kwestie, Huawei udało się stworzyć składany smartfon, który rozmiarami nie odbiega od klasycznego telefonu. Po złożeniu ma proporcje i przekątną jak zwykły telefon, a po rozłożeniu nie widać miejsca zagięcia. To duże osiągniecie z punktu widzenia technologicznego. Mate Xs 2 jest najbliższy idei połączenia formy klasycznego smartfonu z tabletem bez kompromisów w rozmiarach i formie. Jest cieńszy i lżejszy zarówno do Samsunga Galaxy Z Fold 4 jak i vivo X Fold. Gdyby nie narzucone odgórnie ograniczenia dotyczące usług Google, z minusów pozostałaby większa podatność na uszkodzenia i krótszy czas na baterii, a to są cechy wszystkich składanych smartfonów, choć w przypadku Huawei odgrywają one większą rolę niż u konkurencji. Moim zdaniem jeśli potraktować Mate Xs 2 jako głos w dyskusji jak powinien wyglądać składany smartfon, gdyby usunąć wszystkie niedociągnięcia technologii związanej ze składaniem, to propozycja Huawei wydaje się być najbliższa pożądanej przez użytkownika formie.

    Uwielbiamy: wymiary

    Nie lubimy: zbyt krótkiego czasu działania na baterii

    Dla kogo jest Huawei Mate Xs 2:

    • Dla osób, które chcą wypróbować jeszcze niedoskonałą technologię przyszłości
    • Dla tych którzy nie korzystają z usług Google
    • Dla tych, którzy chcą zwrócić na siebie uwagę

    Dla kogo nie jest Huawei Mate Xs 2:

    • Nie dla osób, które szukają długiego czasu pracy na baterii
    • Nie dla osób, które intensywnie korzystają z niemal wszystkich usług Google
    • Nie dla osób, dla których ważna jest wytrzymałość smartfonu

    Alternatywy dla Huawei Mate Xs 2:

  • vivo X Fold i vivo iQOO 10 Pro

    Mieliśmy okazję przyjrzeć się dwóm bardzo ciekawym smartfonom niespotykanym na naszym rynku - składanemu vivo X Fold, który mógłby być konkurentem Samsunga Galaxy Z Fold 4, oraz vivo iQOO 10 Pro w edycji BMW M Motorsport, który jest gorącą nowością na rynku chińskim. Oba smartfony są dostępne wyłącznie na rynku chińskim i mają oprogramowanie Origin OS Ocean, a więc inne niż smartfony vivo oferowane w Europie. Już teraz jednak zdradzają jakie technologie vivo ma w zanadrzu i czego możemy spodziewać się w Europie w niedalekiej przyszłości. Druga edycja vivo X Fold ma być w przyszłym roku dostępna globalnie. Mamy więc dla Was ekskluzywny przegląd tego, czym vivo powalczy w niedalekiej przyszłości także na naszym rynku. Już na wstępie można powiedzieć, że jest grubo.

    Design

    vivo iQOO 10 Pro ma formę klasycznego smartfonu, więc pod względem projektu możemy ocenić głównie estetykę. Ta konkretna wersja powstała w wyniku współpracy z BMW. Dolna część tyłu obudowy jest wykonana z tworzywa przypominającego białą skórę, z 3 paskami BMW M, a górna część, oprócz wyspy aparatów, składa się z panelu wykonanego z carbonu.

    vivo X Fold jest składanym smartfonem, co samo w sobie plasuje go w awangardzie designu. Tył obudowy jest także wykonany ze skóropodobnego materiału z charakterystycznym przeszyciem. Wyspa aparatów wygląda bardzo podobnie do tej z vivo x80 Pro. Ciekawym detalem jest fizyczny przełącznik na krawędzi który wycisza dzwonek. Zwróciło moją uwagę, że vivo X Fold jest dość ciężki – waży 311 gramów, a więc 48 gramów więcej od Galaxy Z Fold 4.

    Oba urządzenia prezentują się świetnie i są wykonane na flagowym poziomie.

    Wyświetlacze

    vivo iQOO 10 Pro ma ekran o przekątnej 6,78 cala i wysokiej rozdzielczość QHD+ 3200 x 1440 pikseli. Jest to panel w najnowszej technologii LTPO3 AMOLED, obsługuje 120 Hz i oferuje maksymalną jasność 1500 nitów – to highendowa specyfikacja.

    vivo X Fold jest jeszcze ciekawszy, bo ma dwa wyświetlacze. Zewnętrzny ma przekątną 6,53 cala, rozdzielczość  FHD+ 2520 x 1080 i proporcje 21:9. Ten ekran AMOLED naśladuje parametry klasycznego smartfonu, podczas gdy wyświetlacz w Z Fold 4 wciąż jest od klasycznego rozwiązania węższy.

    Wewnętrzny ekran vivo X Fold ma przekątną 8,03 cala, a więc większą niż 7,6 calowy wyświetlacz Galaxy Z Fold 4. Rozdzielczość X Folda to 2160 x 1916 pikseli. Jest to panel LTOP AMOLED i robi naprawdę świetne wrażenie. Oba ekrany X Fold wspierają 120 Hz. To co najbardziej zwróciło moją uwagę, to niemal brak widocznego zagięcia na środku dużego ekranu po jego otworzeniu. Jest ono o wiele mniej widoczne niż u Samsunga.

    Specyfikacja

    vivo iQOO 10 Pro jako topowy model dedykowany graczom jest wyposażony w najnowszy i najmocniejszy procesor Snapdragon 8+ Gen 1, oraz 12 GB RAM i 256 GB na system i pliki. W teście Antutu uzyskał wynik przekraczający milion punktów, a dokładniej 1074364. Udało mu się to nawet dziś, gdy temperatura powietrza przekracza 32 stopnie. To pozwoliło zająć 3 miejsce w rankingu Antutu. Najnowszy pakiet komunikacyjny obejmuje w nim także Bluetooth 5.3.

    vivo X Fold jest wyposażony w procesor Snapdragon 8 Gen 1 i 12 GB RAM, 256 GB na system i pliki. Jego wynik Antutu to 990024, co uplasowało go na 7 pozycji w rankingu Antutu.

    Zrzuty ekranu vivo iQOO 10 Pro:

     

    Zrzuty ekranu vivo X Fold:

     

    Zestawy aparatów

    vivo iQOO 10 Pro został wyposażony w:

    • 50 MP, f/1.9, PDAF, gimbal OIS – główny aparat
    • 14.6 MP, f/2.2, 69mm, PDAF, OIS, teleobiektyw z  3x powiększeniem optycznym
    • 50 MP, f/2.3, 15mm, 150˚, AF – aparat ultraszerokokątny
    • 16 MP, f/2.5 – aparat do selfie

    vivo X Fold został wyposażony w:

    • 50 MP, f/1.8, Dual Pixel PDAF, Laser AF, OIS – główny aparat
    • 8 MP, f/3.4, 125mm, PDAF, OIS, peryskopowy teleobiektyw z  5x powiększeniem optycznym
    • 12 MP, f/2.0, 47mm, PDAF, teleobiektyw z 2x powiększeniem optycznym
    • 48 MP, f/2.2, 14mm, 114˚ – aparat ultraszerokokątny
    • 16 MP, f/2.5 – aparat do selfie

    vivo X Fold ma zestaw aparatów bardzo zbliżony do tego co oferuje fotograficzny flagowiec vivo dostępny w Polsce – x80 Pro. Jedynie główna matryca i jasność jej obiektywu, oraz aparat do selfie się różnią. To ciekawe, bo w przypadku Samsunga zestaw aparatów z flagowca foto, czyli S22 Ultra i składanego Galaxy Z Fold 4 wyraźnie się różnią na korzyść tego pierwszego. U vivo te różnice są o wiele mniejsze. Dla odmiany vivo iQOO 10 Pro ma gimbal w głównym aparacie, a nie jak vivo X80 pro w aparacie z teleobiektywem i 2x powiększeniem optycznym. To praktyczniejsze rozwiązanie.

    Nie miałem czasu na pełen test foto, ale zdjęcia można obejrzeć w galerii. To na co zwróciłem uwagę, że oba modele vivo podobnie jak x80 Pro mają najlepszy tryb nocny ze wszystkich smartfonów jakie miałem okazję testować. Oferowane efekty są na bardzo dobrym poziomie.

    Przykładowe zdjęcia vivo iQOO 10 Pro:

    Przykładowe zdjęcia vivo X Fold:

    Bateria i ładowanie

    vivo iQOO 10 Pro ma baterię pojemności 4700 mAh i szalenie mocne ładowanie 200W, które ma ładować telefon od 0 do pełna w 10 minut.

    vivo X Fold ma trochę mniejszą baterię 4600 mAh (wciąż o 200 mAh większa niż Galaxy Z Fold 4) i ładowanie 66W, ale co ciekawe ładowarka vivo X Fold ma dwa wyjścia i można nią ładować jeszcze jedno urządzenie jednocześnie z telefonem.

    Niestety nie miałem okazji sprawdzić jak działa ładowanie w praktyce – nie zdążyłem rozładować baterii w obu smartfonach w trakcie krótkiego czasu jaki miałem na poznanie tych urządzeń.

    Podsumowanie

    To co vivo oferuje na rynku chińskim jest bardzo interesujące i jako użytkownik smartfonów życzyłbym sobie bardzo, aby te smartfony weszły na rynek europejski. Mocna konkurencja wszystkim dobrze zrobi. Ładowanie 200W, mniej widoczne zagięcie ekranu, doskonały tryb nocny - to cechy, z których nawet taki mocny gracz jak Samsung mógłby czerpać inspirację.

  • Samsung Galaxy Watch 5 - test

    Nie ulega wątpliwości, że seria Galaxy Watch to najbardziej zaawansowane smartwatche dla użytkowników smartfonów z Androidem. Mają najwięcej funkcji, umożliwiają instalowanie dowolnych aplikacji kompatybilnych z Wear OS, obsługują płatności zbliżeniowe i najbardziej zaawansowane monitorowanie organizmu. Na testy trafiła do mnie już najnowsza, piąta generacja Samsunga Galaxy Watch i miałem możliwość przekonać się jakie zmiany wprowadza. Na tym etapie można powiedzieć, że podobieństw do Samsung Galaxy Watch 4 jest więcej niż różnic. Jednak Watch 5 mogą wybrać nie tylko użytkownicy poprzedniej generacji, ale także osoby kupujące pierwszego smartwatcha, czy użytkownicy rozwiązań konkurencyjnych. Sprawdźmy zatem co nowego jest Watch 5 za 1499 zł i jak prezentuje się na tle rozwiązań konkurencji.

    Samsung Galaxy Watch 5 - test

    Główne wady i zalety Samsung Galaxy Watch 5 44mm

    Zalety Samsunga Galaxy Watch 5 44mm:

    • Atrakcyjny design
    • Jest wygodny
    • Twardsze szkło szafirowe zamiast Corning Gorilla Glass DX+
    • Wbudowany głośnik i mikrofon
    • Czujnik temperatury
    • Ekran Super AMOLED
    • Płynne działanie systemu
    • Najszersza analiza zdrowia
    • Pełna swoboda przy odpisywaniu na powiadomienia
    • Nowe tarcze zegara z bardziej rozbudowaną personalizacją
    • Wear OS
    • Poprawiony czas działania na baterii
    • Szybsze ładowanie baterii

    Wady Samsunga Galaxy Watch 5 44mm:

    • Niewiele zmian w porównaniu do funkcjonalności Watch 4 – tylko trener snu
    • Dodany termometr na razie nie ma przypisanych funkcji
    • Funkcja importowania tras GPX zarezerwowana dla wersji Pro
    • System lokalizacji nie wspiera wielopasmowego działania, które wprowadza konkurencja
    • Czas działania wciąż niezbyt długi

    Jak oceniamy design? – ocena 5

    Pod względem designu najnowszy Samsung Galaxy Watch 5 nie różni się znacząco do zwykłej wersji Galaxy Watch 4. Konstrukcja koperty i paska pozostała prawie bez zmian. Te zostały zarezerwowane dla Galaxy Watch 5 Pro, którą przetestujemy osobno.

    Najważniejsza różnicą względem poprzednich generacji to zastosowanie szkła szafirowego przykrywającego ekran. Ma ono dużo większą twardość i jest bardziej odporne na zarysowania. Taką zmianę trudno odczuć zaraz po zakupie, ale w perspektywie czasu powinno uchronić użytkownika przed zarysowaniami. Drugą nowością jest czujnik temperatury znajdujący się od spodu koperty. Ostatnią zmianą jest zrezygnowanie z fizycznego pierścienia przewijania opcji menu - piąta generacja w żadnej wersji go nie oferuje, choć zwykła wersja Galaxy Watch 4 też go nie miała, to była jeszcze wersja Classic, która go oferowała. Do cyfrowego odpowiednika można się przyzwyczaić, ale sam bardzo lubiłem mechaniczny pierścień i będzie mi go brakowało.

    Samsung Galaxy Watch 5 44mm nadal korzysta z standardu pasków 20 mm, mocowanych na teleskop. Dostarczany w zestawie silikonowy pasek jest wygodny i nie podrażniający skóry na ręku. Podobają mi się kolory w których oferowany jest Samsung Galaxy Watch 5 44mm – czarny, srebrny i niebieski. Zwłaszcza pastelowy niebieski, który dostałem do testów oceniam jako atrakcyjny. Uważam, że Samsungowi udało się połączyć prostotę minimalizmu z atrakcyjnym wyglądem. Zegarek waży 34 gramy bez paska i 55 gramów z paskiem, który otrzymałem w komplecie.

    To co nie uległo zmianie, to wodoszczelność do 50 metrów, według normy 5 ATM, wbudowany głośnik i mikrofon, oraz dwa przyciski służące do obsługi zegarka. Koperta podstawowego modelu jest nadal wykonana z Armor Aluminium – tytan został zarezerwowany dla droższej wersji Pro.

    Samsung Galaxy Watch 5 - test

    Co sądzimy o wyświetlaczu? – ocena 5+

    Ekran w Samsungu Galaxy Watch 5 nie uległ zmianie. W modelu 44mm nadal mamy do czynienia z panelem Super AMOLED o przekątnej 1,4 cala i rozdzielczości 450 x 450 pikseli. Trudno się dziwić, niewiele rzeczy można w tym wyświetlaczu poprawić. Dodanie 120 Hz dałoby trudne do zauważenia korzyści, a dodatkowo obciążyło by baterię. Na stole pozostała jeszcze opcja drugiej warstwy wyświetlacza w innej technologii, która mogłaby być cały czas aktywna, jak w Mobvoi TicWatch Pro 3 Ultra GPS, ale ta technologia nie jest popularna i pewnie są ku temu dobre powody.

    Na pochwałę zasługuje płynna regulacja jasności ekranu zegarka w szerokim zakresie. Nie razi w nocy i ciemny pomieszczeniu, jednak pozostaje czytelny w świetle słonecznym. Oferuje dużo miejsca na szczegółowe tarcze, wyświetlanie powiadomień i innych informacji. Nie miałem problemów z wybudzaniem ekranu gestem uniesienia nadgarstka. Jest też dostępna opcja Always On Display, ale znacząco skróci czas działania na baterii.

    Samsung wprowadził kilka nowych tarcz, które pozwalają na bardziej elastyczną konfigurację komplikacji wyświetlanych na ekranie. Jedna z moich ulubionych oprócz godziny i daty zawiera 5 pól, do których można przypisać dowolne dane. Dwa z nich mają formę małej średnicy koła, dwa są paskami po bokach, a centralne największe pole może wyświetlać rozszerzone dane np. pogodę na kilka dni, wykres tętna, czy nawet działający cały czas kompas. Brakowało mi takiej tarczy w Watch 4, gdzie pól komplikacji jest zdecydowanie mniej i można do nich przypisać mniej rodzajów danych. Mam nadzieję, że z czasem Samsung zdecyduje się udostępnić taką tarczę starszym modelom zegarka.

    Samsung Galaxy Watch 5 - test

    Podzespoły i system– ocena 5-

    Podstawowe parametry Watch 5 pozostały bez zmian, takie jak w poprzedniej generacji. Nadal mamy ten sam dwurdzeniowy procesor Exynos W920 taktowany zegarem 1,18 Ghz, 1,5 GB RAM i 16 GB na system, aplikacje i pliki użytkownika z czego wolne jest około 7 GB.

    Samsung Galaxy Watch 5 otrzymał nowszy standard Bluetooth 5.2, zamiast 5.0. Lokalizacja jest realizowana za pomocą systemów GPS, GLONASS, GALILEO i BDS, ale Samsung nie zdecydował się na dodanie wielopasmowego wsparcia dla lokalizacji wzorem najnowszych modeli Garmin, czy choćby Amazfit T-Rex 2. Dla zwykłego użytkownika, który nie biega w kanionach i bardzo gęsto zabudowanym wysokimi budynkami mieście nie będzie miało to większego znaczenia w praktyce. Mimo wszystko szkoda, to mógł być istotny czynnik zachęcający do wyboru Watch 5 w porównaniu do Watch 4.

    Zmieniła się wersja systemu i choć nadal bazuje na Android 11, to numer wersji Wear OS wzrósł z 3.2 do 3.5, a nakładka systemowa Samsunga zamiast ONE UI 4.0 ma numer 4.5. Z punktu widzenia użytkownika większość zmian dotyczy funkcji „pod maską”, a widocznych zmian jest stosunkowo niewiele, poza wspomnianymi nowymi tarczami zegara.

    Galaxy Watch 5 pozostaje najbardziej bogatym w funkcje zegarkiem w świecie Androida. Oprócz standardowych trybów sportowych, monitorowania snu, natlenienia krwi, czy pojawiającego się u konkurencji EKG ma szereg opcji, których żaden zegarek nie oferuje – pomiar ciśnienia krwi (po kalibracji z tradycyjnym ciśnieniomierzem), czy analiza składu ciała niczym specjalistyczna waga dla sportowców czy dietetyków. Jest też odpowiadanie na powiadomienia o wiadomościach na wszystkie możliwe sposoby, nie wyłączając odpisania na klawiaturze czy dyktowania ze zamianą mowy na tekst, również w języku polskim. Wszystko to jednak było już w Galaxy Watch 4. Mi osobiście bardziej przydaje się prozaiczna funkcja dyktafonu, która jest rzadko w zegarkach spotykana, niż te zaawansowane analizy mojego ciała.

    Samsung Galaxy Watch 5 - test

    Główną nowością jest trener snu, który ma przez miesiąc podpowiadać co należy robić aby poprawić jego jakość. Od premiery minęło jednak za mało czasu, aby móc ocenić działanie tej funkcji.

    Inną wprowadzoną nowością jest możliwość zaimportowania trasy w formacie GPX, aby móc ją wykorzystać do nawigacji podczas treningu. Funkcję można znaleźć w aplikacji Samsung Health, ale jest na wczesnym etapie rozwoju, bo pozwala wczytać trasę tylko jako kolarstwo albo piesze wycieczki. Co więcej funkcja jest zarezerwowana tylko dla wersji Pro Watch 5, więc o ile w aplikacji możemy taki trening uruchomić, na zwykłym Samsung Galaxy Watch 5 wyświetlą się tylko podstawowe dane o treningu, bez mapy i nawigacji. Moim zdaniem to zróżnicowanie pomiędzy wersją zwykłą a Pro jest trochę na siłę, bez większego uzasadnienia. Na dodatek zegarki firm sportowych wciąż oferują pod tym względem więcej możliwości.

    Ostatnim elementem jest termometr. Podczas premiery na razie nie spełnia żadnej konkretnej funkcji. Docelowo ma analizować temperaturę ciała podczas snu, a Samsung planuje rozwijać inne możliwości czujnika w przyszłości, takie jak śledzenie cyklu menstruacyjnego. Trudno jednak powiedzieć kiedy i czy na pewno się pojawią.

    Można więc przyjąć, że w uproszczeniu Samsung Galaxy Watch 5 w dniu premiery oferuje funkcjonalność bardzo zbliżoną do poprzedniej generacji Samsung Galaxy Watch 4 i dla wersji nie Pro jedyną różnicą na razie jest trener snu.

     Samsung Galaxy Watch 5 - test

     Samsung Galaxy Watch 5 - test

    Jak długo działa bateria? – ocena 3+

    Większa bateria i szybsze ładowanie nową bezprzewodową ładowarką to obok szkła szafirowego najistotniejsze zmiany w Samsung Galaxy Watch 5. Pojemność baterii wzrosła z 361 mAh do 410 mAh, a zegarek obsługuje 10W ładowanie bezprzewodowe, co ma pozwolić naładować 45% w 30 minut.

    Aby móc w pełni ocenić baterię musiałbym użytkować zegarek przez kilka tygodni. Na tym etapie mogę powiedzieć, że działa ona zauważalnie dłużej od poprzedniej generacji i o ile z Watch 4 nie mógłbym komfortowo chodzić dwa dni na jednym ładowaniu bez ryzyka, że zegarek się po prostu wyłączy, to najnowszy model dwa dni oferuje bez większego problemu. Ułatwia to trochę regularne monitorowanie snu - poprawa jest odczuwalna.

    Chociaż mam z tyłu głowy, że wszystkie najbardziej zaawansowane zegarki, które pozwalają na swobodne odpisywanie wiadomości i instalowanie aplikacji nie działają zwykle dłużej niż 3 dni, to jednak wciąż mało w porównaniu do zegarków sportowych, które w większości działają pomiędzy 7 a 14 dni, a niektóre potrafią zbliżyć się nawet do miesiąca. Gdyby Samsung Galaxy Watch 5 mógł działać chociaż przez pełne 5 dni roboczych byłbym usatysfakcjonowany, a tak pozostaje mi pocieszyć się, że jest lepiej, ładować mogę szybciej i tak nie mam dużo lepszego wyboru jeśli nie chcę zrezygnować z żadnych opcji.

    Samsung Galaxy Watch 5 - test

    Nasza finalna ocena

    Najważniejsze zmiany jakie wprowadza Samsung Galaxy Watch 5 to odporniejsze na zarysowanie szkło szafirowe, pojemniejsza o 14% bateria, szybsze ładowanie i pomiar temperatury. Są też nowsze, bardziej dopracowane tarcze. Nie są to rewolucyjne zmiany i nie sądzę aby większość użytkowników Watch 4 poczuła, że musi szybko zmienić swój zegarek na nowszy. Szkoda, że Samsung nie zdecydował się na aktualizację systemu lokalizacji do wersji wielopasmowej oraz, że wgrywanie i nawigowanie po trasach GPX zostało zarezerwowane bez wyraźnego powodu dla wersji Pro.

    Mimo wszystko już Watch 4 był najbardziej zaawansowanym zegarkiem dla użytkowników Androida, a zwłaszcza właścicieli telefonów Samsunga, bo część opcji, takich jak pomiar ciśnienia, EKG są zarezerwowane właśnie dla nich. Z powodu braku konkurencji oferującej wszystkie funkcje to Watch 5 (a właściwie jego wersja Pro) będzie teraz najbardziej zaawansowanym smartwatchem w świecie Androida. Jednak będąc właścicielem Watch 4 nie mam poczucia, że muszę szybko myśleć nad zmianą na nowszy model.

    Uwielbiamy: bogactwo funkcji i możliwości

    Nie lubimy: wciąż zbyt krótkiego czasu działania na baterii

    Dla kogo jest Samsung Galaxy Watch 5 44mm:

    • Dla osób używających smartfonu z Androidem, zwłaszcza jeśli jest to smartfon Samsunga
    • Dla osób poszukujących najbardziej zaawansowanych funkcji zdrowotnych takich jak analiza składu ciała, EKG, pomiar ciśnienia

    Dla kogo nie jest Samsung Galaxy Watch 5 44mm:

    • Nie dla osób szukających zegarka działającego dłużej niż 2 dni na baterii
    • Nie dla użytkowników Watch 4
    • Nie dla tych, którym wystarczą funkcje dostępne w prostszych i tańszych zegarkach konkurencji
    • Nie dla użytkowników systemu iOS

    Alternatywy dla Samsung Galaxy Watch 5 44mm:

  • Motorola Moto G82 - test

    Motorola Moto G82 - test

    Motorola skupia się na średniej półce – smartfonach dostępniejszych niż flagowce i oferujących znacznie lepszy komfort niż najniższa półka. Motorola Moto G82 dobrze odzwierciedla tę strategię. Ma ekran AMOLED z odświeżaniem 120 Hz i cienkimi ramkami, pojemną baterię 5000 mAh i aparat ze stabilizacją optyczną, która jest w segmencie 1599 zł rzadkością. Jednocześnie procesor ma zaspokoić wymagania większości użytkowników, a nie najbardziej wymagających graczy. Przyjrzyjmy się bliżej czy Motorola Moto G82 jest dobrym wyborem.

    Główne wady i zalety Motorola Moto G82

    Zalety Motoroli Moto G82:

    • Design
    • Waga
    • Gniazdo słuchawkowe i głośniki stereo
    • Czytnik linii papilarnych w przycisku zasilania
    • Wysokiej jakości wyświetlacz AMOLED z odświeżaniem 120 Hz
    • Wydajność zapewniająca komfort codziennego użytkowania
    • Możliwość rozszerzenia pamięci za pomocą karty micro SD
    • Kompletny pakiet komunikacyjny i zestaw czujników
    • Android 12 z gestami Moto
    • Główny aparat ze stabilizacją optyczną
    • Bateria 5000 mAh i długi czas pracy na baterii
    • Ładowarka 33W w zestawie

    Wady Motoroli Moto G82:

    • Rama z tworzywa, uszczelnienie niższej kategorii
    • Głośniki stereo nie oferują pełnej symetrii głośności i jakości brzmienia
    • Szkło pokrywające ekran nieznanej kategorii i producenta
    • Wydajność mogłaby być lepsza
    • Rzadko działający gest dwukrotnego dotknięcia przycisku zasilania
    • Aparat makro 2 mpx dodany na siłę
    • Brak wideo 4K
    • Podczas nagrywania wideo 1080p zdarzyły się przeskoki spowodowane błędami stabilizacji
    • Nie można przełączać się pomiędzy obiektywami podczas nagrywania

    Jak oceniamy design? – ocena 4

    Motorola Moto G82 nie odbiega od klasycznej formy smartfonu ze średniej półki. Obudowa i rama wykonane są z tworzywa. Tył obudowy jest delikatnie matowy i ma na sobie wzór z kropek rozchodzący się koncentrycznie od logo Motoroli. Pozwala to trochę łatwiej ukryć ślady dotyku czy niedoskonałości powstające w wyniku użytkowania.

    G82 ma szybki, aktywny czytnik linii papilarnych w przycisku zasilania – wystarczy dotknięcie bez przyciśnięcia klawisza aby wybudzić i odblokować ekran. Można także skonfigurować odblokowywanie za pomocą twarzy.

    Moto G82 ma też głośniki stereo, przy czym lewy kanał (ten u góry urządzenia) gra zauważalnie ciszej niż prawy kanał – nie ma tutaj pełnej symetrii. Głośniki wystarczają jednak do komfortowego słuchania audycji. Do czerpania przyjemności z multimediów wskazane są raczej słuchawki i tu z pomocą może przyjść gniazdo słuchawkowe, którego w Moto nie zabrakło.

    Obudowa G82 według producenta jest odporna na zachlapanie i kurz, oferuje normę IP52 dzięki zastosowaniu hydrofobowej powłoki. Nie jest to jednak norma umożliwiająca zanurzenie telefonu w wodzie. Motorola nie precyzuje też jaki rodzaj szkła zastosowała do przykrycia ekranu. Większy uwag poza tym nie mam, chociaż wolałbym aby producent zastosował metalową ramę konstrukcyjną zamiast tworzywa.

    Co sądzimy o wyświetlaczu? – ocena 5-

    Wyświetlacz Motoroli Moto G82 ma przekątną 6,6 cala i rozdzielczość FHD+ 2400 x 1080 pikseli. Obsługuje odświeżanie 120 Hz i pozwala użytkownikowi wybrać, czy ma być automatycznie przełączone pomiędzy 60 a 120 Hz, czy być na stałe ustawione na jedną z tych dwóch dostępnych opcji. Ekran ma proporcje 20:9 i gęstość pikseli wynoszącą 402 ppi.

    W ustawieniach oprócz ciemnego motywu oraz podświetlenia nocnego znajdziemy także możliwość przełączenia się pomiędzy żywą a naturalna kolorystką, oraz ręczną regulację balansu bieli.

    Ekran G82 spełnia wszystkie pokładane w nim oczekiwania i trudno będzie znaleźć w średniej półce coś wyraźnie lepszego. Oferuje wysoka maksymalną jasność, wysoką płynność i bardzo dobry kontrast oraz kąty widzenia. Ramki są wąskie, choć nie całkiem symetryczne ze wszystkich stron.

    Specyfikacja – ocena 4-

    Motorola została wyposażona w ośmiordzeniowy procesor Snapdragon 695 5G taktowany zegarami 2 x 2,2 GHz + 6 x 1,7 GHz. Procesor wspiera 6 GB RAM oraz 128 GB na system i pliki, które można rozszerzyć za pomocą karty pamięci micro SD o pojemności do 1 TB, o ile zrezygnujemy z funkcji dual SIM.

    W testach wydajności benchmarku Antutu Motorola uzyskała 408604 punktów, co stanowi niecałą połowę najwydajniejszych smartfonów na rynku. Motorola Moto G82 nie jest królem wydajności, ale taka moc procesora wystarcza do zapewnienia płynności działania systemu i najczęściej używanych aplikacji, a w połączeniu z odświeżaniem 120 Hz daje poczucie dużej płynności działania. Standardowe aplikacje, takie jak klient poczty, komunikator, przeglądarka otwierają się bez zwłoki. Smartfon Motoroli wydaje się być całkowicie niepodatny na throttling, co dziś jest rzadkością. Mimo wszystko wydajność może okazać się niewystarczająca dla najbardziej wymagających gier mobilnych i biorąc pod uwagę takie smartfony jak POCO F3, mogłaby być jednak większa.

    Pakiet łączności G82 obejmuje: 5G, LTE, WiFi ac 2,4 GHz i 5 GHz, Bluetooth 5.1, oraz NFC. Lokalizacja jest realizowana za pomocą systemów GPS, LTEPP, SUPL, GLONASS i Galileo. Zestaw czujników obejmuje: czytnik linii papilarnych, czujnik zbliżeniowy, czujnik światła otoczenia, akcelerometr, żyroskop i kompas cyfrowy.

    System operacyjny– ocena 4

    Motorola Moto G82 działa pod kontrolą systemu Android 12 z aktualizacją zabezpieczeń z dnia 1 czerwca 2022. Chociaż Motorola zawsze lubiła chwalić się wsparciem jakie daje oprogramowaniu na swoich telefonach, część konkurencji zdążyła pod tym względem Motorolę przegonić, oferując nowe wersje systemu przez dłuży czas od premiery i wypuszczając aktualizacje częściej i szybciej.

    Wciąż są powody by Motorolę lubić. System jest w dużym stopniu zbliżony do czystego Androida. Motorola zgromadziła swoje dodatki i modyfikacje w aplikacji Moto. To w niej znajdziemy opcje personalizacji wyglądu, pozwalającego wybrać kształt i układ ikon, kolorystykę systemu i krój czcionki. Tu są też lubiane gesty Moto, które pozwalają zapalić latarkę czy uruchomić aparat bez konieczności odblokowywania ekranu czy szukania przycisków. Inne pozycje obejmują dodatkowe opcje dla gier, uważny ekran, który nie wygasza się gdy na niego patrzymy, jak i dodatkowe menu ikon wywoływane dwukrotnym dotknięciem przycisku zasilania. W nim można umieścić oprócz skrótów do aplikacji, także skróty do funkcji, takich jak nagrywanie ekranu, czy do kontaktów. W podręcznym menu ikon można umieścić maksymalnie 6 pozycji. Niestety o ile funkcja czytnika linii papilarnych działała niezawodnie, tak z wywoływaniem podręcznego menu miałem problem i dość często mi się to nie udawało, co całkowicie przekreśla sens jej użycia. Poza tą jedną funkcją, nie miałem innych uwag do działania telefonu.

    Jakie robi zdjęcia i jakie nagrywa filmy? – ocena 4-

    Motorola Moto G82 ma następujący zestaw aparatów:

    • 50 MP, f/1.8, PDAF, OIS – główny aparat
    • 8 MP, f/2.2, 118˚ - ultraszerokokątny aparat
    • 2 MP, f/2.4 – dedykowany aparat do zdjęć makro
    • 16 MP, f/2.2 – przedni aparat do selfie

    Na uwagę zasługuje zastosowanie stabilizacji optycznej, która w średniej półce nie jest obecnie często spotykana. Większość producentów woli redukcję kosztów i powierzają zdjęcia mechanizmom fotografii obliczeniowej, która łatwiej i taniej się skaluje.

    Zdjęcia z głównego aparatu oferują zadowalającą jakość, zarówno w dzień jak i w słabym nocnym oświetleniu. Motorola nie oferuje trybu nocnego, który rozjaśnia całkowicie ciemne kadry, jak niektóre modele smartfonów, ale tam gdzie znajdziemy chociaż trochę światła neonów radzi sobie wystarczająco dobrze. Także rozpiętość tonalna jest zadowalająca.

    Zdjęcia z aparatu ultraszerokokątnego mają wyraźne rozmycia w rogach kadru, które czasem są podkreślane przez szczegóły znajdujące się gałęziach drzew czy ceglanym murze. Poza tym jednak spełniają swoją funkcję i potrafią zaoferować atrakcyjną i odmienną perspektywę, choć kosztem jakości.

    Aparat makro oferuje jakość zbliżoną do kamery w laptopie i nie należy go traktować jako pełnoprawnego aparatu do fotografowania na co dzień – zwykle wycięcie i powiększenie fragmentu kadru z głównego aparatu przyniesie lepsze efekty.

    Motorola Moto G82 oferuje nagrywanie wideo jedynie w rozdzielczości Full HD 1080p. Nie jest dostępne nagrywanie w rozdzielczości 4K, co w tej półce cenowej jest standardem. Nie ma też możliwości przełączania się pomiędzy aparatami podczas nagrywania wideo. Jakość nagrań jest dość przeciętna, zarówno pod względem szczegółowości jak i rozpiętości tonalnej. Dodatkowo na niektórych nagraniach które wykonałem w nagraniu pojawiają się artefakty stabilizacji optycznej i obraz nienaturalnie przeskakuje. Całe szczęście nie w każdym moim nagraniu problem występuje, ale z pewnością należy go odnotować.

    Przykładowe zdjęcia:

    Przykładowe wideo:

    Jak długo działa bateria? – ocena 5

    Motorola Moto G82 ma dużą  baterię o pojemności 5000 mAh, oraz 33W ładowarkę w zestawie. Mniej wydajny, ale bardziej energooszczędny procesor pozwolił osiągnąć ponad 19 godzin ciągłego strumieniowania wideo z YouTube z jasnością ekranu ustawioną na 50%. To bardzo dobry wynik plasujący Motorolę Moto G82 w czołówce smartfonów pod względem czasu działania na baterii.

    Nasza finalna ocena

    Motorola Moto G82 to pod wieloma względami udany smartfon ze średniej półki. Jej najmocniejszymi stronami jest ekran AMOLED z odświeżaniem 120 Hz i długi czas pracy na baterii. Sensownym uzupełnieniem największych zalet są głośniki stereo, płynnie działający systemu Android 12 z rozszerzeniami Motoroli i główny aparat ze stabilizacją optyczną. Wydajność jest trochę poniżej oczekiwań, ale wciąż zapewnia komfort codziennego użytkowania. Największymi niedociągnięciami są aparat do makro o rozdzielczości zaledwie 2 megapikseli, brak wideo 4K i przeciętna jakość nagrań FHD. W większości codziennych zadań sprawdza się naprawdę dobrze, a długi czas działania na baterii oraz świetny ekran to rzeczy kluczowe dla większości użytkowników sprzętów ze średniej półki.

    Uwielbiamy: ekran AMOLED 120 Hz

    Nie lubimy: jakości nagrań wideo

    Dla kogo jest Motorola Moto G82:

    • Dla osób ceniących wysokiej jakości wyświetlacz
    • Dla szukających długiego czasu pracy na baterii
    • Dla ceniących gesty Moto

    Dla kogo nie jest Motorola Moto G82:

    • Nie dla osób lubiących nagrywać wideo
    • Nie dla wymagających graczy mobilnych
    • Nie dla szukających szczelności IP68

    Alternatywy dla Motorola Moto G82:

  • Samsung Galaxy Watch 5 w dwóch odmianach, oraz nowe Samsung Galaxy Buds 2 Pro

    Samsung zaprezentował piątą generację zegarków, która będzie dostępna w dwóch wersjach: Watch 5 i Watch 5 Pro. Najważniejszą zmianą w konstrukcji jest zastosowanie szkła szafirowego w obu wersjach oraz tytanowej koperty w wersji Pro. Ma być pięciokrotnie odporniejsza na zarysowania od aluminium stosowanego w poprzednich edycjach. Producent zdecydował też o zrezygnowaniu z fizycznej obracanej korony, która nie jest dostępna w żadnej wersji nowych zegarków – została w całości zastąpiona poprzez interfejs dotykowy na krawędzi wyświetlacza.

     

    Kolejną nowością jest o 13% większa bateria niż w Galaxy Watch 4 oraz szybsze ładowanie pozwalające naładować 45% baterii w 30 minut. W wersji Pro bateria ma pojemność 590 mAh, Watch 5 w wersji 44 mm ma baterię 410 mAh, a w wersji 40 mm 284 mAh. Samsung wciąż używa określenia baterii na cały dzień, a nie na wiele dni. Nowe jest też zapięcie paska, które wykorzystuje magnes, zamiast klasycznej klamry.

    Wśród funkcji oprogramowania producent wymienił możliwość importowania trasy w formacie GPX, którą będzie można wykorzystać do nawigacji, rozbudowane wskazówki nawigacji krok po kroku, oraz nawigowanie do punktu startu po pokonanej trasie, a nie najkrótszą drogą w kierunku punktu startowego.

    Na zestaw czujników wszystkich wersji Watch 5 oraz Watch 5 Pro składają się akcelerometr, żyroskop, barometr, czujnik światła i kompas. Zegarki są wodoodporne zgodnie z normami IP68 oraz 5 ATM, mają mikrofon oraz głośnik. Łączność jest realizowana za pomocą Bluetooth 5.2 oraz WiFi 2,4 oraz 5 GHz. Zastosowany procesor to dwurdzeniowy Exynos W920, a wbudowana pamięć obejmuje 1,5 GB RAM oraz 16 GB na system, aplikację i muzykę użytkownika.

    Zegarki potrafią mierzyć saturację krwi w sposób ciągły, analizować skład ciała, mierzyć ciśnienie tętnicze po kalibracji, oraz wykonać uproszczone EKG – są to funkcje znane z Watch 4.

    Ekran zarówno w wersji Watch 5 Pro jak i Watch 5 44 mm ma przekątną 1,4 cala i rozdzielczość 450 x 450 pikseli, a mniejszy 40 mm Watch 5 ma ekran 1,2 cala i rozdzielczość 396 x 396 pikseli.

    Chociaż jestem dużym zwolennikiem szkła szafirowego i podoba mi się zastosowanie tytanu w wersji Pro, to będzie mi brakowało fizycznej korony.

    Słuchawki Samsung Galaxy Buds 2 Pro

    Najważniejsze nowości w słuchawkach Samsung Galaxy Buds 2 Pro to zastosowanie wszystkich trzech mikrofonów o podwyższonej czułości, zaimplementowanie najnowszego standardu łączności Bluetooth 5.3 oraz umożliwienie 24 bitowej transmisji danych. Trzeba tylko pamiętać, że 24 bity wymagają kodeka, który jest dostępny tylko w najnowszym OneUI, a więc będzie działać tylko ze smartfonami Samsunga. Usprawnione ma być też przełączanie pomiędzy sparowanymi urządzeniami.

  • Samsung Galaxy Flip 4 i Fold 4

    Samsung pokazał długo oczekiwaną czwartą generację składanych smartfonów. Składane ekrany to nadal najnowszy pomysł na smartfony, a Samsung w tym segmencie dominuje mając 62% rynku składaków. Samsung Galaxy Z Flip 4 jak i Samsung Galaxy Z Fold 4 są teraz bardziej dopracowane niż kiedykolwiek wcześniej.

    Samsung Galaxy Z Flip 4

    Z Flip 4 jest tańszy i znacznie popularniejszy od Folda. Po premierze możemy go kupić w cenie zaczynającej się od 5149 zł, a więc taniej od nieskładanego Samsung Galaxy S22 Ultra.

    Samsung Galaxy Z Flip 4 ma delikatnie zmniejszone wymiary obudowy, jak i ramki wyświetlacza, przy zachowaniu tej samej przekątnej 6,7 cala. Ekran to także Dynamic AMOLED 2X o rozdzielczości FHD+ 2640 x 1080 pikseli, ale tym razem automatyczne dopasowanie odświeżania regulowane jest od 1 do 120 Hz, a w poprzednim modelu najniższe odświeżanie wynosiło 10 Hz. To powinno pomóc wydłużyć trochę czas działania na baterii, której pojemność także wzrosła z 3300 mAh do 3700 mAh. Zewnętrzny ekran ma niezmienione parametry, czyli przekątną 1,9 cala, 60 Hz i rozdzielczość 260 x 512, ale został przykryty nowszą generacją szkła Victus+, podobnie jak reszta obudowy. Zastosowano w nim nowszy procesor Snapdragon 8 Gen 1. Samsung Galaxy Z Flip 4 oferuje tez pojemność 512 GB, która w ubiegłym roku nie była dostępna. Za tę wersję musimy zapłacić 5999 zł.

    Układ dwóch aparatów - głównego i ultraszerokokątnego pozostał bez zmian, zmieniła się tylko matryca głównego aparatu, oferując większe pojedyncze elementy światłoczułe, co powinno poprawić jakość zdjęć w słabym oświetleniu.

    Samsung wprowadził wiele zmian w oprogramowaniu. Rozszerzył funkcjonalność zewnętrznego, małego wyświetlacza. Możemy na nim umieścić więcej widżetów, bardziej go spersonalizować, nawet wykorzystać samodzielnie nagrane 15 sekundowe wideo jako tapetę. Można też rozpocząć połączenie głosowe nie otwierając telefonu, z jednym z trzech ulubionych kontaktów. Jest też możliwość odpowiadania na wiadomość za pomocą emotikon lub tekstem z szablonu – podobnie jak na zegarkach. Inną opcją jest dyktowanie z zamianą mowy na tekst, ale nie wspiera języka polskiego.

    Samsung zwrócił uwagę, że sztywniejszy zawias ułatwia ustawienie Galaxy Z Flip 4 na stole pod dowolnym kątem. Producent zapewnił, że w najnowszym modelu otworzenie ekranu do końca podczas nagrywania wideo nie przerywa nagrania. Połączenie nowej matrycy z większymi elementami światłoczułymi oraz mocniejszego procesora z wydajniejszym NPU ma zapewnić lepszej jakości zdjęcia.

    Samsung Galaxy Z Fold 4

    Seria Fold od początku swojej rynkowej kariery była skierowany do bardziej do wymagających użytkowników. Zmiany wprowadzone w Samsung Galaxy Z Fold 4 mają podobny charakter jak w przypadku Flip 4. Wewnętrzny, rozkładany ekran ma węższe ramki i zyskał 3 mm na szerokości, a wewnętrzny aparat do selfie ukryty pod wyświetlaczem jest teraz jeszcze mniej widoczny niż w poprzedniej generacji. Wewnętrzny ekran ma też wyższą jasność 1000 nitów, zamiast 900 z modelu poprzedniego. Jego przekątna 7,6 cala nie uległa zmianie, za to automatycznie regulowane odświeżanie zostało rozszerzone do zakresu od 1 Hz do 120 Hz. Cały telefon jest o 8 gramów lżejszy.

    Nie mogło zabraknąć nowszego procesora Snapdragon 8 Gen 1 oraz 12 GB RAM. Zastosowano także nowsze szkło na zewnątrz obudowy – Victus+.

    Najważniejsze zmiany w Samsung Galaxy Z Fold 4 dotyczą przedniego ekranu i zestawu aparatów. W modelu Fold 3 zewnętrzny ekran o przekątnej 6,2 cala był bardzo wąski i wysoki, co utrudniało korzystanie ze złożonego Fold 3 jak ze zwykłego smartfonu. W przypadku najnowszej wersji przedni ekran został poszerzony o 2,7 mm, co zmieniło jego proporcje z 24,5:9 do 23,9:9. Ta niewielka różnica ma zaskakująco istotne przełożenie na wygodę korzystania z zewnętrznego ekranu. Trudno powiedzieć bez dłuższych testów, czy to wystarczająco zbliża Samsung Galaxy Z Fold 4 do klasycznego smartfonu, ale zapowiada się obiecująco.

    Jeśli natomiast chodzi o zestaw 3 głównych aparatów, to zmiany dotyczą głównego oraz teleobiektywu. Matryca głównego aparatu została zmieniona z 12 megapikselowej na taką, która ma 50 megapikseli, a teleobiektyw oferujący 2x powiększenie optyczne został zastąpiony teleobiektywem o 3x powiększeniu optycznym. Oba aparaty, główny i ten z teleobiektywem zostały zaczerpnięte z Galaxy S22+. Powinno to w istotny sposób poprawić jakość zdjęć nocnych i portretów.

    Wśród zmian w oprogramowaniu warto wymienić możliwość wyodrębniania tekstu z dowolnego miejsca na ekranie z pomocą wskazania opcjonalnym rysikiem – także z obrazów. Nowością jest też dolna belka z ikonami aplikacji po rozłożeniu wewnętrznego ekranu. Podobnie jak pasek zadań w Windows pozwala na szybkie i wygodne przełączanie pomiędzy pełnoekranowymi aplikacjami.

    Najtańszą konfigurację Samsung Galaxy Z Fold 4 12/256 GB kupimy za 8399 zł, a najdroższa wersja 12/1024 GB kosztuje 9999 zł.

    Podsumowanie

    W obu telefonach znajdziemy kilka zmian poprawiających ich specyfikację i ergonomię. Zmiany wprowadzone w szerokości zewnętrznego ekranu i w zestawie aparatów w modelu Fold 4 są dla użytkownika istotniejsze, niż to co wprowadza Flip 4, który z założenia spełnia trochę inną rolę i jego specyfikacja nie jest aż tak kluczowa  - styl i design są ważniejsze.

    Z jednej strony składane smartfony to wciąż egzotyka. Z drugiej uzyskały już sensowną dojrzałość i główną przeszkodą w szerokiej adopcji pozostaje cena, rozpoczynająca się w okolicach tradycyjnych, nieskładanych flagowców i sięgająca daleko poza ten pułap.

    Pewną przeszkodą dla nowych modeli jest też fakt, że oprócz składanego wyświetlacza praktycznie każdą technologię widzieliśmy już w innych urządzeniach Samsunga. Nowością są tutaj procesory i aparaty które wprowadzał S22+. Natomiast wielkość matrycy, jej rozdzielczość czy maksymalne powiększenie teleobiektywu z S22 Ultra jest wciąż dla składanych smartfonów niedostępna. Składane ekranu kuszą, ale jednocześnie trafiają na rynek w momencie dużych światowych kryzysów na wielu płaszczyznach.

  • Garmin Instinct 2 Solar – test

    Garmin Instinct 2 Solar to jedyny zegarek na rynku, który bez trybu oszczędzania baterii, mierząc wszystkie parametry takie jak plus, sen, odbierając powiadomienia, może działać bez końca na jednym ładowaniu. Przynajmniej jeśli jesteśmy przez 3 godziny dziennie na dworze, na słońcu. Nawet bez słońca działa prawie miesiąc na jednym ładowaniu. Ma też czytelny we wszystkich warunkach wyświetlacz i zdecydowaną większość funkcji topowych modeli Garmin. To wszystko w cenie 1999 zł, pod warunkiem, że zaakceptujemy czarno-biały wyświetlacz, zamiast kolorowego AMOLED z innych smartwatchy. Garmin Instinct 2 Solar to zupełne przeciwieństwo Apple Watch czy Samsung Galaxy Watch 4 i to w dobrym znaczeniu tego słowa, o ile cenimy najważniejsze zalety Garmin Instinct 2 Solar.

    Instinct 2 Solar jest drugą edycją z tej serii zegarków Garmin. Sam jestem użytkownikiem pierwszej wersji, która pod względem fizycznym niemal się nie różni, za to najnowszy model wprowadza wiele zmian w funkcjonalności i interfejsie. Postaram się wyszczególnić co uległo zmianie.

    Garmin Instinct 2 Solar – test

    Główne wady i zalety Garmin Instinct 2 Solar

    Zalety Garmin Instinct 2 Solar:

    • Super wytrzymała konstrukcja, wodoodporna do 100 metrów
    • Wygodna obsługa w każdych warunkach 5 przyciskami fizycznymi
    • W porównaniu do serii Garmin Fenix znacznie lżejsza konstrukcja
    • Najnowsza generacja czujnika pulsu, który jest dokładniejszy
    • Zawsze włączony, bezkompromisowo czytelny w każdych warunkach wyświetlacz
    • Wyższa rozdzielczość ekranu niż w starszym modelu
    • Czytelniejsze powiadomienia, więcej pól z danymi na głównym ekranie niż w poprzedniku
    • Funkcjonalnie niemal zrównał się z najdroższymi zegarkami w ofercie Garmin
    • Zmieniony, czytelniejszy interfejs
    • Odpowiadanie na wiadomości predefiniowanymi pozycjami (w połączeniu z Androidem)
    • Mnóstwo dopracowanych trybów sportowych w tym triathlon
    • Kompatybilność z dziesiątkami zewnętrznych czujników
    • Płatności zbliżeniowe NFC (tylko wersja Solar)
    • Garmin Connect - aplikacja mobilna oraz WWW, do tego cały ekosystem producenta
    • Nieporównywalny z niczym czas działania na baterii – z doładowaniem słonecznym nielimitowany
    • W porównaniu do pozostałej oferty Garmin dobry stosunek ceny do dostępnych funkcji

    Wady Garmin Instinct 2 Solar:

    • Design jest mało uniwersalny, nie pasuje do eleganckich okazji
    • Z początku obsługa klawiszami mniej intuicyjna niż dotykowy ekran, wymaga zapoznania
    • Niektóre wykresy znane z serii Fenix mniej czytelne na czarno-białym ekranie
    • Nie ma odpowiednika instalowania aplikacji z Wear OS czy WatchOS, są znacznie prostsze zamienniki
    • Nie można odbierać połączeń głosowych, ani wgrać muzyki do pamięci zegarka
    • Płatności zbliżeniowe NFC tylko w wersji Solar – o 500 zł droższej
    • Duża liczba dostępnych wersji (2 rozmiary, każda wersja z solar i bez, tactical) może nadmiernie komplikować wybór
    • Sporadycznie działa trochę wolniej niż poprzednia generacja

    Jak oceniamy design? – ocena 5

    Garmin Instinct 2 Solar najłatwiej porównać do zegarków Casio G-SHOCK – obudowa z tworzywa, ekran umieszczony głębiej w obudowie aby go lepiej chronić od uderzeń, sterowanie przyciskami zamiast dotykowego ekranu i wygląd nawiązujący do ekstremalnego sportu lub survivalu. Nie jest to zegarek, który domyślnie zakładamy do garnituru – seria Gamin Fenix czy Epix, lub Venu 2 Plus bardziej się do tego nadają.

    Do obsługi zegarka służy 5 przycisków. Dwa mają zadanie przewijania ekranu, trzeci potwierdzania wyboru, czwarty służy do cofania, a piąty do aktywacji podświetlenia. To tylko podstawowe ich funkcje, bo każdy po przytrzymaniu wywołuje określone skróty do menu, czujników, czy lokalizacji. Można też dodać własne skróty do preferowanych funkcji poprzez przytrzymanie kombinacji dwóch przycisków jednocześnie. Takich skrótów można dodać 4, a kolejne przez modyfikowanie tych domyślnych. Dzięki temu Garmin Instinct 2 Solar obsługuje się tak samo w grubych rękawicach, pod wodą, czy podczas jazdy na rowerze. Mechanizm obsługi przyciskami jest spójny pomiędzy różnymi zegarkami Garmin. Mimo wszystko wymaga to od użytkownika większego wysiłku na samym początku zapoznawania się ze skrótami i jest mniej intuicyjne niż ekran dotykowy.

    Garmin Instinct 2 Solar – test

    Garmin Instinct 2 Solar jest wodoszczelny do 100 metrów zanurzenia, według normy 10 ATM. Jest to też jeden z lżejszych modeli Garmin, ważąc jedynie 53 gramy. Od spodu obudowy znajduje się najnowszej generacji czujnik pulsu, natlenienia krwi o poprawionej dokładności, taki sam jak w najnowszej serii Fenix 7. To jedna ze zmian względem starszego Garmin Instinct Solar, który ma czujnik poprzedniej generacji.

    Na podstawie moich doświadczeń z Garmin Instinct Solar pierwszej generacji mogę stwierdzić, że konstrukcja jest ekstremalnie odporna na niedelikatne traktowanie. Po roku nie mam na starszym modelu żadnych rys na ekranie, ani innych śladów zużycia. Trudno znaleźć zegarek, który okaże się jeszcze solidniejszy - najbliższy będzie niedawno testowany Amazfit T-Rex 2.

    Szybko polubiłem pierwszą wersję zegarka, a najnowszy Garmin Instinct 2 Solar zachowuje wszystkie zalety tej konstrukcji. Jest to jednak przeciwieństwo smartwatchy z ekranem dotykowym i pojedynczym lub podwójnym przyciskiem i wymaga innych przyzwyczajeń.

    Garmin Instinct 2 Solar – test

    Co sądzimy o wyświetlaczu? – ocena 5

    Ekran to jeden z elementów który został poprawiony względem poprzedniego modelu. Jego rozdzielczość wzrosła z 128 × 128 pikseli do 176 × 176 pikseli. Na głównej tarczy różnica pozostaje prawie niezauważalna – krawędź czcionki jest trochę gładsza. Dopiero pozostałe elementy interfejsu wyświetlające więcej informacji oraz wykresy robią z wyższej rozdzielczości odpowiedni użytek.

    Z tym wiąże się też najważniejsza dla mnie zaleta Garmin Instinct 2 Solar względem poprzednika. W przypadku starszego modelu powiadomienia mieściły na ekranie jedynie nazwę nadawcy i nie więcej niż dwa pierwsze słowa. W 90% przypadków było to za mało, aby zrobić z takiego powiadomienia użytek bez zaangażowania drugiej ręki do przewinięcia treści – wykluczone podczas prowadzenia samochodu, czy dyskretnego zerkania podczas spotkania. W przypadku nowszego Garmin Instinct 2 Solar zwykle w pierwszym ekranie powiadomienia mieści się jeszcze o 2 do 3 słów więcej, co w praktyce przekłada się na możliwość odczytania tego co istotne bez użycia rąk.

    Ekran całej serii zegarków Garmin Instinct, bez względu na wersję, jest czarno-biały. Zapewnia to minimalne zużycie energii. W efekcie te zegarki nigdy nie wygaszają ekranu, a mimo to działają ekstremalnie długo na baterii. Jest to wyświetlacz transreflektywny, a więc zapewniający doskonały kontrast w nawet najostrzejszym słońcu. Ekran w Garmin Instinct 2 Solar jest najbardziej czytelnym wyświetlaczem w inteligentnym zegarku z jakim miałem do czynienia i przewyższa pod tym względem także transreflektywny, ale kolorowy ekran serii Fenix. Garmin Instinct 2 Solar odczytam nawet bez podświetlania na długo po zmroku, gdy w Fenix 6X oraz 7 musiałem je włączyć.

    Trzeba jednak pamiętać, że czytelność niektórych wykresów, np. snu, jest mniejsza bez dodatkowej warstwy informacji jaką dodaje kolor. W tym celu zegarek stosuje różne odcienie szarości i wzory, ale nie zawsze łatwo je odróżnić od siebie. To dla mnie jedyny minus.

    Wyższa rozdzielczość ekranu pozwoliła także na dodanie większej liczby pól danych na głównym ekranie. Garmin Instinct 2 Solar pozwala na skonfigurowanie do 7 pól uproszczonych danych (nie licząc godziny), takich jak data, wschód i zachód słońca, czy ikona pogody z temperaturą, lub do 5 pól danych gdy jedno z nich przedstawia bardziej szczegółowy wykres z ostatnich 4 godzin, np. naszego tętna, czy zmiany wysokości. Każdy rodzaj tarczy może być wyświetlany czarno na jasnym tle, lub w negatywie, jasno na czarnym tle. W starszym modelu Instinct pól danych jest maksymalnie 3, a fabrycznych tarcz z jest mniej do wyboru.

    Garmin Instinct 2 Solar – test

    Interfejs i funkcje - ocena 5-

    W największym uproszczeniu można powiedzieć, że Garmin Instinct 2 Solar powstał po to aby ujednolicić funkcjonalność i interfejs pomiędzy serią Instinct, a najbardziej zaawansowanymi zegarkami, takimi jak Fenix 7, przynajmniej tam gdzie to możliwe. Poza mapami, które znajdziemy w serii Fenix, a których nie ma w Garmin Instinct 2 Solar, zdecydowana większość funkcji łączy obydwie serie. Zmieniony został interfejs i zamiast pełnoekranowych widżetów z poprzedniego modelu w Garmin Instinct 2 Solar na ekranie mieszczą się dwie linie widżetów i kawałek trzeciej, które można przewijać niczym listę. Jestem fanem tego rozwiązania, bo jest dla mnie czytelniejsze i bardziej intuicyjne, niż pełnoekranowe widżety. Każdą z takich pozycji można otworzyć w celu zobaczenia szczegółów. Czyli wśród widżetów możemy zobaczyć jednocześnie np. wykres tętna, informacje o czasie snu i nazwę kolejnego widżetu, a po wejściu w sen wyświetlić wykres i szczegółowy czas trwania każdej z faz snu. Wyższa rozdzielczość większych ekranów serii Fenix wciąż pozwala wyświetlić więcej informacji, ale względem pierwszej generacji Garmin Instinct testowany zegarek to znaczący postęp.

    W porównaniu z pierwszym Instinctem jest więcej rodzajów widżetów, więcej rodzajów aktywności fizycznej z dedykowanymi trybami do pomiaru. Bez zmian pozostała nawigacja po śladzie, czyli bez mapy, a jedynie po kształcie samej trasy.

    Garmin Instinct 2 Solar odbiera powiadomienia ze smartfonu i w połączeniu z systemem Android pozwala odpowiadać predefiniowanymi odpowiedziami, które można edytować w aplikacji na smartfonie. Rozszerzona została również możliwość konfiguracji interfejsu z poziomu smartfonu – w starszej wersji trzeba wszystko ręcznie wyklinać na samym zegarku.

    Garmin Instinct 2 Solar – test

    Dużą zaletą Garmin Instinct 2 Solar jest wsparcie dla płatności zbliżeniowych. Funkcja ta nie była dostępna w poprzedniej wersji Garmin Instinct, lecz była zarezerwowana dla droższych modeli. W przypadku Garmin Instinct 2 jest dostępna tylko w droższej wersji Solar, a tańsza opcja bez możliwości ładowania energią słoneczną nie ma NFC – warto o tym pamiętać.

    O ile Garmin Instinct 2 Solar świetnie sprawdza się w mierzeniu parametrów naszego organizmu przez całą dobę, oferuje doskonałe analizy kondycji i treningu i w moim wypadku zaspokaja zdecydowaną większość potrzeb, nie jest to typowy smartwatch – nie pozwala odbierać połączeń głosowych, swobodnie odpisywać na powiadomienia, nie ma aplikacji w tradycyjnym rozumieniu, lecz pozwala pobierać dodatkowe tarcze czy integrację z określonymi serwisami ze sklepu Connect IQ - jest to bardziej rozbudowana wersja niż w pierwszej wersji Garmin Instinct, ale do Apple Watch czy Wear OS bardzo mu daleko. Można Instinctem sterować muzyką na smartfonie, ale nie można jej wgrać do samego zegarka.

    Garmin Instinct 2 Solar – test

    To czy warto przesiadać się z pierwszej wersji Garmin Instinct na najnowszą zależy przede wszystkim od tego, czy chcemy płatności zbliżeniowe, oraz czy wykorzystujemy zaawansowane funkcje treningowe np. triathlon, oraz znacznie poszerzoną listę wspieranych zewnętrznych czujników, takich jak mierniki mocy do roweru, trenażery etc. Jeśli korzystamy z podstawowych funkcji, jak zapis biegania czy jazdy na rowerze wbudowanym systemem lokalizacji, to najnowsza wersja nie jest konieczna. Mam również wrażenie, że interfejs na starszym modelu działał minimalnie responsywnej, choć komfort na pewno został zachowany również w nowszym modelu.

    Cennym uzupełnieniem dla wszystkich zegarków Garmin jest aplikacja mobilna Garmin Connect i serwis internetowy o tej samej nazwie. Mamy do dyspozycji cały ekosystem historii aktywności, wyzwań, osiągnięć, bazę sprzętu z którego korzystamy, oraz integrację z innymi urządzeniami, takimi jak komputery rowerowe. Dane można łatwo eksportować, a przesiadka z jednego urządzenia na inne jest bezproblemowa. Fakt, że Garmin specjalizuje się w sprzęcie dla sportowców i oferuje całą gamę produktów otwiera użytkownikowi drogę do dowolnego rozbudowania swojego zestawu, nawet pod kątem najbardziej zaawansowanych i wymagających sportowców.

    Garmin Instinct 2 Solar – test Garmin Instinct 2 Solar – test

    Jak długo działa bateria? – ocena 6+!

    Czas działania na baterii to jeden z kluczowych powodów, dla których ktoś może zdecydować się na wybór właśnie Garmin Instinct 2 w wersji Solar. Został on poprawiony względem poprzednika, a ładowanie baterią słoneczną jest teraz bardziej efektywne i szybsze.

    Producent podaje dane z rozbiciem na czas działania na samej baterii, oraz wydłużony o doładowanie baterii energią słoneczną na jakie pozwala wersja Solar, zakładając 3 godziny umiarkowanego nasłonecznienia na dobę. Oznacza to, że krótsza wartość czasu działania będzie odpowiednia dla zimy, używaniu zegarka non stop w pomieszczeniach, czy w pochmurną pogodę. W szczycie lata wystarczy połowa sugerowanego czasu na słońcu, aby uzyskać ten sam efekt.

    Garmin Instinct 2 Solar bez pomocy słońca i wszystkimi funkcjami aktywnymi działa 28 dni. Jednak każde 3 godziny spędzone na słońcu dodają dzień działania. Co oznacza, że w okresie letnim możliwe jest osiągnięcie nieograniczonego czasu działania na baterii i to bez konieczności korzystania z trybu oszczędzania energii. Za to w trybie oszczędzania i bez pomocy słońca zegarek ma działać 65 dni. Standardowy tryb GPS działa 30 godzin, oraz do 48 godzin z ładowaniem słonecznym. Są też bardziej oszczędne tryby lokalizacji, działające do 70 godzin i 370 godzin z ładowaniem słonecznym.

    W trakcie mojego użytkowania bez pomocy baterii słonecznej po 8 dobach zegarek pokazywał, że ma jeszcze 19 dni działania przed sobą. W moich testach zegarek rozładowywał między 3 a 5% baterii na dobę, podczas używania go 24/7, ale bez korzystania z GPS.

    Jeśli chcemy naładować zegarek bez pomocy słońca, będzie potrzebny dedykowany kabel Garmin i źródło zasilania z gniazdem USB A. Żaden z zegarków Garmin nie obsługuje ładowania bezprzewodowego i Garmin Instinct 2 Solar nie jest tutaj wyjątkiem – to jedyny minus dotyczący zarządzania energią. Na pochwałę zasługuje natomiast ekran ustawień, pozwalający wybrać które funkcje są aktywne - przedstawia przybliżony zysk z wyłączenia danej funkcji wyrażony w dodatkowych godzinach czy dniach pracy.

    Garmin Instinct 2 Solar – test

    Nasza finalna ocena

    Garmin Instinct 2 Solar to zegarek, który ma się troszczyć o swojego użytkownika, a nie odwrotnie. Mało co może mu zaszkodzić, ładowania wymaga ekstremalnie rzadko, a więc praktycznie nie trzeba poświęcać mu swojej uwagi. Jego czytelny w każdych warunkach i zawsze włączony wyświetlacz może nie robić takiego wrażenia jak AMOLED, ale w odczytywaniu godziny i podstawowych danych sprawdza się o wiele lepiej.

    Sądzę, że nie trzeba tłumaczyć, że nie jest to pełnoprawne zastępstwo dla smartwatcha od Apple czy Samsunga i reprezentuje zupełnie odmienny zestaw cech. Za to w swojej kategorii jest bezkonkurencyjny. Trudno dopatrzeć się błędów czy niedopatrzeń producenta, bardziej ograniczenia będące skutkami świadomych decyzji i dla świadomie kupującego użytkownika, to może być jeden z najlepszych zegarków, jaki można połączyć ze smartfonem. O ile akceptujemy survivalowy, ekstremalnie wyczynowy wygląd i czarno biały ekran. Osoby szukające maksimum funkcji i kolorowego ekranu mogą zastanowić się nad znacznie droższym Garmin Fenix 7 Sapphire Solar, lub jego poprzednią generacją, Fenix 6X, którą sam również używam zamiennie z pierwszej generacji Instinctem. Jest też bardzo drogi Garmin Epix z ekranem AMOLED i znacznie tańszy, testowany przez nas Garmin Venu 2 Plus, który pozwala odbierać połączenia głosowe.

    Podstawowa wersja Garmin Instinct 2 Solar, dokładnie taka jak w tym artykule kosztuje 1999 i jest dostępna w 3 kolorach – granatowym, grafitowym oraz szarym. Za 2249 zł dostępne są specjalne wersje kolorystyczne, a za 2279 wersja Tactical, wzbogacona o zgodność z trybem noktowizyjnym i oferująca funkcje wojskowe, jak tryb ukrycia, czy tryb wspomagający skoki spadochronowe i kasowanie pamięci skrótem klawiszowym.

    Za 1849 zł, czyli 150 zł taniej można kupić wersję mniejsza i lżejszą - Garmin Instinct 2s Solar, ale też z krótszym o 7 dni czasem działania na baterii i bez nieograniczonego czasu pracy z doładowaniem słonecznym w trybie zwykłym - tylko tryb oszczędzania baterii pozwala tutaj w słoneczne dni na nieograniczony czas pracy.

    Jest też wersja Garmin Instinct 2 (bez Solar), która ma identyczne funkcje i czas pracy taki sam jak wartości bez ładowania słonecznego w testowanym modelu, z wyłączeniem płatności zbliżeniowych – to jedyna różnica poza brakiem baterii słonecznej. Kosztuje on o niecałe 500 zł mniej – 1519 zł. Wciąż można też dostać poprzednią wersję zegarka Garmin Instinct Solar, za 1219 zł, oraz za niecały 1000 zł za wersję bez ładowania słonecznego, jednak pierwsza generacja w żadnej wersji nie oferowała płatności zbliżeniowych.

    Jeśli ekstremalny design i wytrzymałość trafia w nasze potrzeby, wciąż oczekujemy długiego czasu działania (choć o połowę krótszego od Garmin Instinct 2), ale chcielibyśmy jednak kolorowy ekran AMOLED, to kosztujący 1199 zł Amazfit T-Rex 2 wygląda na najlepszą alternatywę. Trzeba tylko pamiętać, że nie oferuje integracji z zewnętrznymi czujnikami, ani tak rozbudowanego ekosystemu.

    Uwielbiamy: fenomenalny czas pracy na baterii

    Nie lubimy: braku płatności NFC w wersji bez ładowania słonecznego

    Dla kogo jest Garmin Instinct 2 Solar:

    • Dla osób, dla których czas działania na baterii to główny priorytet
    • Dla osób ceniących zawsze włączony, zawsze czytelny wyświetlacz
    • Dla ceniących bezbłędną obsługę przyciskami fizycznymi
    • Dla szukających ekstremalnego, sportowego, wojskowego lub survivalowego designu

    Dla kogo nie jest Garmin Instinct 2 Solar:

    • Nie dla osób, którym będzie brakowało dotykowego ekranu
    • Nie dla osób, które chcą mieć kolorowy wyświetlacz
    • Nie dla tych, którzy szukają zegarka eleganckiego, do garnituru czy sukni
    • Nie dla chcących korzystać z map

    Alternatywy dla Garmin Instinct 2 Solar:

  • Xiaomi 12S Ultra

    Mieliśmy możliwość zapoznać się z najnowszym flagowcem Xiaomi, który chce rywalizować z najlepszymi w mobilnej fotografii. Sposobem Xiaomi, aby ten cel osiągnąć jest współpraca z Leica. Tak powstał model Xiaomi 12S Ultra. Wśród typowej dla flagowców specyfikacji - procesora Snapdragon 8 Gen 1, 12 GB RAM, 512 GB pamięci, ładowania 67W, czy wyświetlacza LTPO2 AMOLED o rozdzielczości 3200 x 1440 120 Hz najbardziej uwagę zwraca największa na rynku matryca głównego aparatu.

    Xiaomi 12S Ultra

    Design

    Rozmiarami, wagą i wyważeniem w ręku najnowszy Xiaomi 12S Ultra przypomina poprzednika Xiaomi Mi 11 Ultra. Co prawda prostokątna i mocno wystająca wyspa aparatów została zastąpiona okrągłą i mniej wystającą wyspą przypominającą obiektyw dużego aparatu, a ceramiczny tył obudowy w najnowszym modelu pokrywa ekoskóra, to wymiary i waga pozostały na zbliżonym poziomie, podobnie jak ergonomia. Osobiście jestem wielkim zwolennikiem bardziej praktycznej matowej faktury. Tył obudowy Xiaomi 12S Ultra przypomina aparat nie tylko samą wyspą - korpusy klasycznych aparatów często były wykańczane podobnie wyglądającą skórą.

    Xiaomi 12S Ultra ma wodoszczelną obudowę zgodną z normą IP68, co jest u Xiaomi rzadkością. Ma też głośniki stereo.

    Xiaomi 12S Ultra

    Usprawnione działanie wszystkich aparatów

    Zestaw zastosowanych aparatów w Xiaomi 12S Ultra wygląda następująco:

    • 50.3 MP, f/1.9, 23mm (wide), 1.0", Dual Pixel PDAF, Laser AF, OIS – główny aparat
    • 48 MP, f/4.1, 120mm, PDAF, OIS – peryskopowy teleobiektyw z 5x powiększeniem optycznym
    • 48 MP, f/2.2, 13mm, 128˚, Dual-Pixel PDAF – aparat ultraszerokokątny
    • 32 MP, f/2.4, 25mm – przedni aparat do selfie

    Porównując specyfikację łatwo zauważyć, że parametry teleobiektywu czy aparatu ultraszerokokątnego nie zmieniły się w porównaniu do Mi 11 Ultra. Całkowicie nowy jest tylko główny aparat i przedni aparat do selfie. Nie znaczy to jednak, że samo działanie tych aparatów się nie zmieniło.

    Po pierwsze działanie aparatu Xiaomi 12S Ultra jest zauważalnie szybsze. To jeden z najszybciej reagujących aparatów na spust migawki jaki dotąd widziałem w smartfonie.

    Po drugie w moim odczuciu wygładzono przełączanie się pomiędzy aparatami w trakcie filmowania. Chociaż w momencie przełączenia z aparatu ultraszerokokątnego na główny widać przeskok jakości, co jest nieuniknione, to praktycznie nie ma zauważalnego przeskoku w kolorystyce, balansie bieli, czy choćby ponownego łapania ostrości. Zmienia się tylko szczegółowość nagrania.

    Xiaomi 12S Ultra

    Najciekawszy jest główny aparat

    Do szczegółowej oceny musiałbym mieć więcej czasu i fotografować w różnych  warunkach, w tym w nocy. Są jednak cechy, które widać już po pierwszych zdjęciach.

    Pierwszą z nich jest szeroka rozpiętość tonalna. Xiaomi 12S Ultra doskonale poradził sobie z ciemnym wnętrzem loftu, który miał duże okna na jednej ze ścian. W najjaśniejszych i najciemniejszych partiach obrazu zostały zachowane szczegóły. Zdjęcia są ostre, nie trafiły mi się rozmyte kadry, nawet w słabszym oświetleniu.

    Miałem także okazję porównać standardowe zdjęcia z głównego aparatu z trybem portretowym. Tryb portretowy ciaśniej kadruje, robiąc wycinek z głównej matrycy, niweluje głębie cieni na twarzy, delikatnie zmniejsza ostrość najmniejszych detali i rozmywa tło. Oceniam końcowy efekt jako atrakcyjny i pożądany przy portretach. Chociaż w trakcie podglądu na żywo rozmycie tła czasami nie przylegało idealnie do krawędzi modela, to na finalnym zdjęciu nie dopatrzyłem się żadnych problemów na krawędziach fotografowanej postaci, nawet w kłopotliwych miejscach, jak między palcami dłoni.

    Ostatnim elementem jest kolorystyka Leica w dwóch smakach – nasyconym i naturalnym. Różnice można samemu ocenić na zdjęciu maszyny do pisania. Podobnie jak dwa ustawienia kolorów w vivo X80 Pro, różnica jest subtelna ale zauważalna i spełnia swoją funkcję dla wybrednego i wymagającego miłośnika fotografii, który ma sentyment do kolorystyki z czasów analogowych. W przeciwieństwie jednak do filtrów z aplikacji takich jak Instagram, tutaj zostało to wykonane z wyczuciem i smakiem.

    Xiaomi 12S Ultra

    Przykładowe zdjęcia:

    Xiaomi 12S Ultra

    Xiaomi 12S Ultra

    Xiaomi 12S Ultra

    Xiaomi 12S Ultra

     

     

    Przykładowe wideo:

    Podsumowanie

    Po kilkudziesięciominutowym kontakcie trudno mi jednoznacznie ocenić, czy Xiaomi 12S Ultra jest nowym królem fotografii mobilnej. Są elementy pod kątem których Xiaomi 12S Ultra nie rzuca wyzwania konkurencji, jak choćby maksymalne powiększenie optyczne z S22 Ultra, czy płynny zoom optyczny i programy manualne z Xperii 1 IV. W kwestiach takich jak jakość i szczegółowość trzeba by wykonać porównanie 1 do 1. Nie mam jednak wątpliwości, że to bardzo dobry aparat ze ścisłej czołówki, który nawet w obrębie tych samych matryc doczekał się wielu usprawnień w porównaniu do Xiaomi Mi 11 Ultra. Nawet stabilizacja w przykładowym wideo robi bardzo dobre wrażenie. Mówiąc krótko, Xiaomi 12S Ultra zapowiada się bardzo obiecująco. Oby tylko dało się go kiedyś kupić w Europie.

  • Sony Xperia 1 IV - test

    Sony Xperia 1 IV - test

    Sony Xperia 1 IV to smartfon jakich już nie robią. To zdanie można wypowiedzieć zarówno z uznaniem i sentymentem kiwając głową, oraz jako ostrą krytykę i obie interpretacje będą w tym wypadku prawdziwe. Sony Xperia 1 IV to zbiór zarówno cech rzadkich i pożądanych, a nawet unikalnych, którymi nie może pochwalić się żaden inny flagowiec, jak i problemów, które w świecie smartfonów występują rzadko i na mniejszą niż w Xperii skalę. Jako użytkownik aparatów Sony i miłośnik klasycznych rozwiązań nie potrafię nie darzyć tego telefonu sympatią, ale nie mogę go też polecić bez całego szeregu zastrzeżeń i uwag. Oto historia smartfonu z największymi na rynku ambicjami foto i wideo, który wiele obiecuje i wiele dostarcza, ale też potyka się o własne nogi w prozaicznych sprawach, takich jak throttling i przegrzewanie, kosztując przy tym 6499 zł.

    Główne wady i zalety Sony Xperia 1 IV

    Zalety Sony Xperia 1 IV:

    • Klasyczny design w najlepszym wydaniu
    • Dioda powiadomień, gniazdo słuchawkowe, głośniki stereo, ekran bez wcięć
    • Piękna, wodoszczelna obudowa z szufladą SIM wysuwaną bez pomocy narzędzi
    • Ekran OLED z profesjonalną kalibracją obrazu, rozdzielczością 4K i odświeżaniem 120 Hz
    • Najmocniejsza dostępna specyfikacja
    • Konfiguracja 12/256 GB + obsługa kart pamięci
    • Minimalistyczna nakładka na Android 12, który ma najnowsze poprawki bezpieczeństwa
    • Świadome integrowanie smartfonów Sony z linią aparatów Alpha
    • Unikalna możliwość nagrywania wideo 4K/120p każdym z aparatów
    • Najbardziej profesjonalny interfejs aparatów na rynku smartfonów
    • Zaawansowane możliwości rejestracji dźwięku, zwłaszcza utworów muzycznych z wokalem
    • Wystarczający czas pracy na baterii
    • Wyjątkowy na tle innych producentów, gdyby nie lista problemów

    Wady Sony Xperia 1 IV:

    • Czytnik linii papilarnych na którym nie można polegać – dziś to rzadkość
    • Wyświetlacz nie oferuje płynnego dostosowania odświeżania do wyświetlanej treści
    • Rozdzielczość 4K ekranu ma marginalne znaczenie, mniejsze niż powyższy brak LTPO
    • Throttling, czyli spadek wydajności z powodu temperatury sięga 45% co jest ewenementem
    • Wydajność spada poniżej poziomu procesorów poprzedniej generacji
    • To co najlepsze w aparatach jest nieprzestępne dla użytkownika korzystającego z domyślnego, prostego trybu
    • Pierwszy na rynku obiektyw z płynną regulacją ogniskowej ma wyraźnie gorszą ostrość
    • Podczas pracy aparatu telefon potrafi się przegrzewać
    • Brak ładowarki czy choćby samego kabla w zestawie
    • Najdroższy z flagowców i mający najwięcej istotnych problemów – to słabe połączenie

    Jak oceniamy design? – ocena 5-

    Sony Xperia 1 IV bezkompromisowo łączy wszystkie cechy klasycznego designu i niczego tu nie brakuje. Jest całkowicie płaska obudowa i ekran, który ma symetryczne ramki u góry i dołu oraz nie ma żadnych wycięć. Jest gniazdo słuchawkowe, które jest rzadkością szczególnie wśród flagowców. Jest klasyczna dioda powiadomień, która informuje o nieodebranych połączeniach i wiadomościach. Jest czytnik w przycisku zasilania na bocznej krawędzi, zamiast pod wyświetlaczem. Są głośniki stereo, a także mój ulubiony detal u Sony, czyli szuflada na kartę SIM i kartę pamięci (ona też jest!) jest wysuwna za pomocą paznokcia, a nie szpikulca. Nie zabrakło także dedykowanego spustu migawki aparatu. A to wszystko w smukłej obudowie, która jest wodoszczelna według normy IP68. To miałem na myśli mówiąc, że takich smartfonów już nie robią. W przeszłości marki Sony trzymanie się klasycznego designu było źródłem problemów, takich jak zbyt szerokie ramki, ale Xperia 1 IV jest przykładem, że Sony się z nimi uporał. Bardzo podoba mi się też matowe, czarne szkło z tyłu obudowy i wygląd całego urządzenia.

    Wchodząc głębiej w szczegóły, na pochwałę zasługują bardzo dobre głośniki stereo – mają dobre, zrównoważone, naturalne brzmienie i dobrą głośność. Pewne problemy sprawiał mi jednak czytnik linii papilarnych w przycisku zasilania. Jak pisałem we wczorajszym artykule, użytkownicy preferują klasyczne czytniki bo są lepsze, szybsze i bardziej niezawodne. Ten w Sony niestety taki nie jest - od czasu do czasu w ogóle nie chciał rozpoznać mojego odcisku palca i mówił, że przekroczono liczbę prób i trzeba odczekać 30 sekund albo wprowadzić PIN. Dawno się z takim problemem nie spotkałem. Nie udało mi się ustalić od czego zależało, że czytnik zwykle działał, a czasem nie.

    Sony Xperia 1 IV - test

    Co sądzimy o wyświetlaczu? – ocena 5-

    Sony jako jedyny producent na rynku konsekwentnie stosuje w swoich flagowcach wyświetlacze o rozdzielczości 4K. Ten zastosowany w Xperia 1 IV ma przekątną 6,5 cala, rozdzielczość 3840 x 1644 pikseli, co przekłada się na zawrotną gęstość pikseli wynoszącą 643 PPI. Ekran jest wykonany w technologii OLED, ma proporcje 21:9, obsługuje odświeżanie 120 Hz i jest przykryty najnowszej generacji szkłem Gorilla Glass Victus.

    Rozdzielczość to nie jedyny wyróżnik, Sony ma bardzo rozbudowaną sekcje ustawień wyświetlacza, możliwości regulacji balansu bieli na 4 różnych skalach, a także Tryb Twórcy, który obsługuje 10 bitową paletę kolorów i kalibrację obrazu zgodną z gamą kolorów BT.2020.

    Jakość obrazu jest bardzo wysoka, choć przy patrzeniu pod kątem balans bieli delikatnie się jednak zmienia i staje się chłodniejszy. Warto zwrócić uwagę na dwie rzeczy, które nie od razu rzucają się w oczy.

    W codziennym użytkowaniu wyświetlacz działa w rozdzielczości 2K 2560 x 1096 i przechodzi w tryb 4K tylko w określonych scenariuszach wyświetlania. Nie ma opcji aby ręcznie ten tryb przełączyć, albo zmienić których treści będzie dotyczył – telefon ma tutaj pełną kontrolę, nie użytkownik.

    Drugą kwestią jest odświeżanie 120 Hz, które nie obsługuje dynamicznej zmiany częstotliwości odświeżania i nie może płynnie dostosować się do rodzaju wyświetlanej treści, np. filmu w 24 klatkach na sekundę, czy gry działającej w 80 fps. Większość dzisiejszych flagowców ma tę funkcję. Osobiście jestem zdania, że jest ona ważniejsza, choćby z punktu widzenia możliwości wydłużenia czasu działania na baterii, od rozdzielczości 4K, którą trudno docenić na 6,5 calowym ekranie.

    Na koniec zostaje kwestia proporcji 21:9, które powodują, że telefon jest węższy i łatwiej sięgnąć do przeciwnej krawędzi kciukiem, ale powoduje równocześnie zmniejszenie powierzchni ekranu na szerokość. Nie każdemu może to odpowiadać.

    Sony Xperia 1 IV - test

    Specyfikacja – ocena 4-

    Sony Xperia 1 IV oferuje najnowszy i najmocniejszy procesor Snapdragon 8 Gen 1 taktowany zegarami 1 x 3,00 GHz + 3 x 2,40 GHz + 4 x 1,70 GHz. Ma też dużo pamięci – 12 GB RAM oraz 256 GB na system i pliki użytkownika. Dodatkowo pamięć można rozszerzyć za pomocą karty micro SD, co dzisiaj jest rzadkością.

    Niestety Sony Xperia 1 IV źle radzi sobie z rozpraszaniem ciepła. Nie wiem czy to wina projektu pasywnego chłodzenia, czy zbyt małej obudowy w stosunku do wyposażenia, ale Sony Xperia 1 IV ma najbardziej agresywny throttling jaki widziałem od bardzo dawna. Maksymalna wydajność jaką uzyskamy po schłodzeniu telefonu jest zbliżona do innych modeli z tym samym procesorem – 978790 punktów w benchmarku Antutu. To blisko bariery miliona, którą pokonują niektóre modele. Jednak taki wynik w temperaturze pokojowej jest nieosiągalny. Realne wyniki codziennego użytkowania oscylują w okolicach niecałych 700 tysięcy punktów, czyli są 30% niższe. To poziom procesora poprzedniej generacji, czyli Snapdragona 888. To jednak nie koniec, bo kilkukrotne uruchomienie benchmarku pod rząd zaowocowało najniższym wynikiem wynoszącym 532784 punktów w Antutu, a to oznacza 45% spadek wydajności – wyraźnie poniżej poziomu poprzedniej generacji procesorów. Zjawisko jest na tyle poważne, że momentami zaczyna być odczuwalne podczas obsługi telefonu, o ile był obciążony przez jakiś czas. Throttling odpowiada za spadek w rankingu Antutu z pozycji w pierwszej dziesiątce na 79 pozycję.

    Ponieważ sam telefon bardzo mocno się nagrzewa, nie widzę możliwości aby sytuacja mogła znacząco poprawić się za sprawą aktualizacji oprogramowania – za jej pomocą można obniżyć wydajność i ograniczyć grzanie, może wprowadzić pewne optymalizację, ale nie da się zwiększyć skuteczności chłodzenia. To cecha z która najprawdopodobniej użytkownicy Sony Xperia 1 IV już zostaną. Zabija to sens płacenia za najnowszy i najmocniejszy procesor w telefonie, który jest droższy od konkurencji, ale jednocześnie od niej wyraźnie wolniejszy.

    Reszta specyfikacji nie budzi uwag. Pakiet komunikacyjny obejmuje 5G, LTE, WiFi 6e, Bluetooth 5.2, NFC i USB C z kontrolerem 3.2.

    Lokalizacja jest realizowana za pomocą systemów  GPS, GLONASS, BDS, GALILEO, QZSS.

    Zestaw czujników obejmuje akcelerometr, żyroskop, czujnik siły oświetlenia, czujnik zbliżeniowy, barometr, kompas cyfrowy i czujnik spektrum kolorów.

    Sony Xperia 1 IV - test Sony Xperia 1 IV - test

    System operacyjny– ocena 5

    Sony Xperia 1 IV działa pod kontrolą systemu Android 12 z aktualizacjami bezpieczeństwa z dnia 1 lipca 2022. Sony stosuje lekką nakładkę systemową, która w nieznacznym stopniu modyfikuje wygląd czystego Androida.

    Wśród funkcji zaimplementowanych przez Sony znajdziemy Boczny Sensor, który pozwala rozwinąć listę skrótów pod dwukrotnym dotknięciu przy krawędzi ekranu. Jest też pomocnik gracza, pozwalający strumieniować obraz na większy ekran, zarządzać blokowaniem powiadomień, ułatwiający nagrywanie ekranu i robienie zrzutów ekranu podczas gry.

    Sony kładzie duży nacisk na jakość dźwięku, ma szereg funkcji takich jak Dolby Sound, 360 Reality Audio, 360 Upmix, DSEE Ultimate, wspiera połączenia LDAC.

    Innym priorytetem dla producenta jest tworzenie treści i oferuje między innymi aplikację Music Pro, która została zaprojektowania do nagrywania ścieżek dźwiękowych, z rozbiciem na ścieżkę wokalu i instrumentów. Można monitorować na żywo nagrywanie na słuchawkach, włączyć metronom, cofnąć ostatnią sekcję nagrania i edytować nagrane ścieżki. Aplikacja oferuje również funkcje usuwania szumu czy pogłosu.

    Największy nacisk ze wszystkich funkcji w systemie został położony na użytkowników aparatów Sony Alpha, dla których zostały zaprojektowane specjalne funkcje. Jedną z nich jest możliwość wykorzystania smartfonu jaki monitora zewnętrznego, podłączonego kablem USB C wprost do aparatu. Opcja ciekawa, ale możliwa do zrealizowania na każdym smartfonie za pomocą aplikacji Monitor+. Resztę powiązań z aparatami Alpha przedstawię w sekcji dotyczącej aparatu.

    Sony Xperia 1 IV - test

    Jakie robi zdjęcia i jakie nagrywa filmy? – ocena zależnie od scenariusza od 3 do 6

    Jeśli chodzi o aparaty, Sony wyróżnia się na dwóch płaszczyznach – projektowania interfejsu i funkcji, oraz specyfikacji i możliwości jakie daje.

    Sony Xperia 1 IV to pierwszy smartfon na rynku, który nagrywa wideo w 4K i 120 klatkach na sekundę wszystkimi 3 aparatami. Na razie to bardzo rzadko spotykana funkcja, którą znajdziemy wyłącznie w najnowszych kamerach sportowych DJI Action 2 i GoPro 10, oraz w aparatach za około 20 tysięcy złotych, jak Sony A7S III. Pozwala to pogodzić nagrywania najwyższej jakości obrazu 4K z ujęciami slow-motion, które nie wymuszają obniżenia tej jakości.

    Sony Xperia 1 IV to także pierwszy smartfon z teleobiektywem mającym płynny zoom optyczny, choć do tej kwestii wrócimy jeszcze za chwilę.

    Zestaw aparatów prezentuje się następująco:

    • 12 MP, f/1.7, 24mm, Dual Pixel PDAF, OIS – główny aparat
    • 12 MP, f/2.3, 85mm - f/2.8, 125mm, Dual Pixel PDAF, OIS – teleobiektyw z zakresem powiększeń 3.5x-5.2x
    • 12 MP, f/2.2, 124˚, 16mm, Dual Pixel PDAF – aparat ultraszerokokątny
    • 12 MP, f/2.0, 24mm – przedni aparat do selfie

    Sony wyróżnia się też całkowicie od innych producentów smartfonów w ten sposób, że w aplikacji aparatu, a w zasadzie w dwóch różnych aplikacjach służących do obsługi aparatu wiernie odwzorowuje interfejs z aparatów fotograficznych Sony Alpha. Jest tu tyle funkcji których nie ma gdzie indziej, że nie sposób wymienić je wszystkie. Wystarczy wspomnieć, że jak każdy inny smartfon oferuje pojedynczy tryb Pro, tutaj został on rozbity na podtryby preselekcji przysłony, tryb manualny i pamięć zestawu ustawień zapisanych przez użytkownika. W trybie wideo mamy możliwość ustawienia limitu ISO. To maksimum kontroli jaką można zapewnić na smartfonie, który nie ma regulowanej przysłony.

    Sony Xperia 1 IV - test

    Są tu też niektóre bardzo cenione funkcje znane z aparatów, takie jak doskonały system wykrywania oka fotografowanego obiektu, algorytmy śledzenia obiektów w ruchu, czy seria 20 zdjęć na sekundę, która przelicza ustawienia ostrości 60 razy na sekundę. Takie rzeczy wymagają ogromnych nakładów w R&D oraz dużo czasu. Nawet w świecie profesjonalnych aparatów niewielu producentów potrafi konkurować z Sony pod tym względem. Zdjęcia z Sony Xperia 1 IV mają też estetykę najbardziej zbliżoną do klasycznego aparatu, bez przesadnej obróbki, co można porównać w moim artykule Wielkie starcie - aparat SONY ALPHA 7C kontra XPERIA 1 IV.

    Z jednej strony dla aparatu głównego i ultraszerokokątnego przynosi to bardzo dobre efekty i daje dużo frajdy z fotografowania. Wykrywanie oka naprawdę działa świetnie. Zdjęcia mają naturalny wygląd i dobrą rozpiętość tonalną.

    Niestety większość tego co najlepsze kryje się za dość skomplikowanym interfejsem dla profesjonalistów, który w momencie ulotnych chwil dnia codziennego czasami wprawiał mnie w zakłopotanie, chociaż na co dzień fotografuje aparatem Sony Alpha. Jestem zdania, że dla osób, które nigdy nie fotografowały aparatem Sony Alpha i nie są miłośnikami fotografii czy filmowania ta część pozostanie zawsze całkowicie niedostępna, podczas gdy aparaty w innych smartfonach skupiają się na tym, żeby w jak najłatwiejszy sposób osiągnąć najlepsze efekty. Na miejscu Sony nie usuwałbym funkcji dla profesjonalistów – to ich wyróżnik, ale nie mogą być one kosztem możliwości aparatu w trybie podstawowym. Brakuje tu choćby dedykowanego trybu fotografii nocnej, a w trybie nagrywania wideo w podstawowej aplikacji nie ma możliwości nagrania 4K/120p., bo ta funkcja jest zarezerwowana wyłącznie dla profesjonalnej aplikacji Video pro. Funkcje pro powinny być rozszerzeniem, a nie zastępstwem.

    Sony Xperia 1 IV - test

    Druga kwestia dotyczy nowego obiektywu ze zmienną ogniskową. Z jednej strony to przełom, ale z drugiej pierwsza generacja mnie nie zachwyciła. Teleobiektyw oferuje zauważalnej gorszej jakości zdjęcia niż dwa pozostałe aparaty – mniej szczegółowe, trochę nieostre, z gorzej działającym autofokusem. Na dodatek wysoką cenę, jaką jest gorsza jakość, płacimy za bardzo mały zakres regulacji, który rzadko ma praktyczne znacznie – różnica między 85 a 125 mm, czyli powiększeniem 3.5x-5.2x jest w większości sytuacji marginalna. Zastosowanie osobnych aparatów dla różnych powiększeń nadal oferuje zarówno większą elastyczność zakresu powiększeń jak i lepszą jakość. Może kolejna generacja zmiennej ogniskowej w smartfonach coś w tej kwestii zmieni. Na dziś to mniej przydatna funkcja niż nagrywanie w 8K, którego swoją drogą w Xperii nie ma.

    Jakość nagrań wideo 4K z podstawowej aplikacji aparatu jest bardzo dobra pod względem ostrości, rozpiętości tonalnej czy stabilizacji, jeśli pominiemy gorszej jakości teleobiektyw, gdzie spadek ostrości wciąż rzuca się w oczy. Między aparatami można się płynnie przełączać podczas nagrywania.

    Również jakość nagrań 4K/120p jest świetna. Nie ma wątpliwości, że Sony Xperia 1 IV oferuje najlepszą jakość slow-mo na rynku smartfonów – bez dwóch zdań.

    Przykładowe zdjęcia:

    Sony Xperia 1 IV - test

    Sony Xperia 1 IV - test

    Sony Xperia 1 IV - test

    Sony Xperia 1 IV - test

    Sony Xperia 1 IV - test

    Przykładowe wideo:

    Jak długo działa bateria? – ocena 4

    Sony Xperia 1 IV ma baterię o pojemności 5000 mAh, a więc w granicy górnej pojemności jaką oferuje większość flagowców i to przy zachowaniu mniejszych od nich rozmiarów obudowy. Smartfon obsługuje 30 watowe ładowanie, które pozwala naładować 50% pojemności w mniej więcej pół godziny. Sony Xperia 1 IV obsługuje bezprzewodowe ładowanie, jak i bezprzewodowe ładowanie zwrotne. Trzeba jednak pamiętać, że z telefonem nie otrzymujemy nie tylko ładowarki, ale nawet kabla USB C. Ładowarkę albo już mamy w domu, albo musimy kupić osobno.

    Sony Xperia 1 IV rozładował się w połowie po 7 godzinach dotwarzania YouTube z jasnością ekranu ustawioną na 50%. Pozwala to oczekiwać około 14 godzin ciągłego strumieniowania wideo. Nie jest to zły wynik, ale nie brakuje smartfonów z baterią o tej samej pojemności, które będą działy kilka godzin dłużej. Być może dzięki płynnemu dostosowaniu odświeżania ekranu, którego w Xperii nie ma.

    Natrafiłem też jednorazowo na błąd, który w sekcji wykorzystania baterii zsumował dwa cykle ładowania i rozładowania do zera. W efekcie telefon podał, że działał dwukrotnie dłużej niż miało to miejsce i stwierdził, że choć ekran rozładował 95% baterii to YouTube odpowiada za 135% zużycia energii. Później sytuacja się już nigdy nie powtórzyła.

    Sony Xperia 1 IV - test

    Nasza finalna ocena

    Sony Xperia 1 IV to smartfon bardzo nierówny i pełen skrajności i przeciwieństw. Z jednej strony klasyczny design ze wszystkimi smaczkami może zachwycać, gdyby nie nieprzewidywalny czytnik linii papilarnych. Podobnie jest z wyświetlaczem, który ma doskonałe funkcje kalibracji obrazu i rozdzielczość 4K, ale brakuje mu płynnej regulacji odświeżania, która jest standardem we flagowcach. Ostatecznie te potknięcia można przeżyć i wybaczyć, ale grzanie się i throttling w przypadku Sony Xperia 1 IV jest ekstremalny i niespotykany w takim stopniu w żadnym innym smartfonie, który testowałem w ostatnich latach. Samo działanie pod obciążeniem może obniżyć wydajność o połowę – poniżej poziomu procesorów poprzedniej generacji. Do tego stopnia, że staje się to nie tylko widoczne w benchmarkach, ale i odczuwalne w działaniu. O ile aktualizacje Sony mają szansę poprawić sytuację z komunikatami o przegrzewającym się smartfonem podczas nagrywania wideo, to jestem zdania, że zmniejszenie throttlingu wymagałoby wydajniejszego chłodzenia i nie da się poprawić oprogramowaniem.

    To samo dotyczy wisienki na torcie, czyli zastosowanych aparatów, które z jednej strony mają unikatową możliwość nagrywania wideo 4K w 120 klatkach, co jest naprawdę użyteczne. Rewelacyjnie radzą sobie też z ustawianiem ostrości na oko i śledzeniem obiektów. Z drugiej jednak strony są skomplikowane w obsłudze i niewiele oferują przeciętnemu Kowalskiemu w porównaniu do aparatów konkurencji. Przełomowy obiektyw o zmiennej ogniskowej oferuje wyraźnie gorszą ostrość obrazu, a aparat ma tendencje do przegrzewania, co jest powracającym u Sony problemem sięgającym wielu generacji smartfonów wstecz.

    Mając to wszystko na uwadze Sony Xperia 1 IV nie jest smartfonem, który można po prostu polecić, choćby miłośnikowi aparatów Sony Alpha, czy samej marki. Jedyną opcją jest chęć koniecznego posiadania jednej z unikalnych funkcji, takich jak nagrywanie 4K w 120 klatkach, czy pełnej manualnej obsługi na poziomie profesjonalnym, przy pełnej świadomości i akceptacji poważnych problemów, które w tym segmencie nie mają prawa występować. Nawet wówczas pojawia się kwestia ceny 6499 zł, która przewyższa większość flagowców na rynku i karze się ponownie zastanowić czy jeśli koniecznie ma być Sony to nie lepiej wybrać flagowca z ubiegłego roku?

    Uwielbiamy: możliwość nagrywania wideo 4K w 120 klatkach każdym z aparatów

    Nie lubimy: dramatycznego wręcz throttlingu

    Dla kogo jest Sony Xperia 1 IV:

    • Dla tych, którzy chcą nagrywać wideo 4K/120p
    • Dla użytkowników aparatów Sony Alpha, chcących interfejsu z aparatu w telefonie
    • Dla pragnących klasycznego designu, z diodą powiadomień, gniazdem słuchawkowym i ekranem bez wycięć

    Dla kogo nie jest Sony Xperia 1 IV:

    • Nie dla osób, które nie chcą aby ich telefon tracił niemal połowę wydajności pod obciążeniem
    • Nie dla tych, którzy nie chcą aby ich smartfon nigdy nie przegrzewał się podczas nagrywania filmów
    • Nie dla osób ceniących najszybsze ładowanie z ładowarką w zestawie

    Alternatywy dla Sony Xperia 1 IV:

  • Huawei MatePad Paper - test

    Huawei MatePad Paper - test

    Od kiedy miałem pierwszy kontakt z czytnikiem ebooków w 2012 roku, a był to Onyx Boox i62 a później Kindle Touch, chciałem przetestować urządzenie będące 10 calowym tabletem z Androidem, ale wyposażone w ekran e-ink. Przyszło mi na tą możliwość poczekać 10 lat, bo Huawei MatePad Paper jest pierwszym tego typu urządzeniem, które testuję. Co prawda jest to HarmonyOS, a więc Android zmodyfikowany przez Huawei, ale możemy na nim zainstalować dowolną aplikację z APK. Z jednej strony takie połączenie bardzo mi się podoba, z drugie strony widzę kontrast pomiędzy ceną a ograniczeniami takiego rozwiązania, które większość zwykłych użytkowników tabletów nie zainteresuje. Za to w określonych zastosowaniach osób pracujących z dużą ilością dokumentów w formacie PDF i prowadzących odręczne notatki to może być strzał w dziesiątkę.

    Huawei MatePad Paper - test

    Główne wady i zalety Huawei MatePad Paper

    Zalety Huawei MatePad Paper:

    • Atrakcyjny wygląd, niska waga
    • Kompletny zestaw z rysikiem, etui i ładowarką
    • Świetnej jakości ekran e-ink 10,3 cala
    • Rewelacyjnie sprawdza się w czytaniu dokumentów PDF w formacie A4, nawet tych największych i najbardziej skomplikowanych
    • Rysik ładuje się bezprzewodowo i trzyma się tabletu magnetycznie
    • Wygodne, przyjemne w odczuciu notowanie odręczne z rozpoznawaniem pisma
    • Wyjątkowo bogate jak na czytnik wyposażenie: 2 głośniki stereo, 4 mikrofony, skaner linii papilarnych, Bluetooth, WiFi ax
    • Wystarczająco szybki, aby otwierać największe dokumenty i uruchamiać dowolne aplikacje
    • Wbudowana funkcja dyktafonu z opcją edycji nagrania
    • Kompatybilność z aplikacjami na Androida w pliku APK
    • Znajomy interfejs i gesty z innych platform mobilnych skraca czas konieczny na poznanie sprzętu
    • Długi czas pracy na baterii w porównaniu do klasycznego tabletu
    • Wyceniony atrakcyjniej od konkurencji

    Wady Huawei MatePad Paper:

    • Za słabe magnesy w etui, aby przenosić czytnik trzymając za samą okładkę
    • Nie ma usług Google ani sklepu Play – do zaakceptowania w czytniku, ale to wciąż minus
    • Jeśli miałby służyć wyłącznie jako notatnik, nie dorównuje reMarkable 2 np. brakiem notowania z podzielonym ekranem
    • Nie potrafi konwertować odręcznych wzorów matematycznych
    • Nie jest to urządzenie dla każdego – nie zastąpi zwykłego tabletu, za drogie by zastąpić zwykły czytnik
    • Aby zalogować się do konta Huawei potrzebny jest smartfon Huawei – nie da się po prostu wpisać loginu i hasła
    • Księgarnia Huawei dla polskiego użytkownika nie jest alternatywą dla już istniejących propozycji
    • WPS Office za słabo zoptymalizowany do edycji PDF na Huawei MatePad Paper
    • Rysik nie ma wbudowanej funkcji gumki
    • Krótszy czas działania, a zwłaszcza czuwania od klasycznego czytnika takiego jak Kindle

    Jak oceniamy design? – ocena 5-

    Pod względem konstrukcji Huawei MatePad Paper to czytnik praktycznie bezkompromisowy- super cienki, o grubości 6,7 mm, ważący 360 gramów, ze skóropodobnym wykończeniem tyłu obudowy. Przyjemniej się go trzyma w ręku niż gładki plastik czy chłodny metal, bardziej jak książkę. Jakość materiałów nie budzi żadnych zastrzeżeń. Na tym jednak nie koniec.

    Huawei MatePad Paper to jeden z dwóch czytników dostępnych na rynku, który ma dobrej klasy głośniki stereo, oraz czytnik linii papilarnych, który może służyć do wybudzenia i odblokowania urządzenia. Nie każdy klasyczny tablet może się pochwalić obiema tymi cechami, a w tym wypadku trafiły do czytnika. Ktoś kto zna dobrze rynek czytników zrozumie jakie to nietypowe w tej kategorii sprzętu. Dodatkowo czytnik Huawei MatePad Paper ma aż 4 mikrofony, co jest już zupełnym ewenementem. Można je wykorzystać do rejestrowania np. wykładów czy spotkań wbudowanym dyktafonem.

    Huawei MatePad Paper ładujemy i łączymy do PC za pomocą kabla USB C. Ładowarka znajduje się w zestawie. Jest w nim także dedykowane etui magnetyczne, oraz rysik Huawei M-Pencil 2 generacji, który rozpoznaje 4096 poziomy nacisku. Decydując się na zakup mamy więc od razu cały komplet i nic nie trzeba dokupować osobno.

    Rysik Huawei M-Pencil ładuje się bezprzewodowo, gdy jest przyczepiony magnetycznie do krawędzi obudowy z prawej strony czytnika. Za każdym razem gdy go podłączymy wyświetlany jest stopień naładowania jego baterii. Czytnik w etui także mocowany jest magnetycznie i tutaj mam istotną uwagę.

    Magnesy trzymające Huawei MatePad Paper w etui są dość słabe. Jeśli mamy w zwyczaju przenosić czytnik w etui, ale korzystać bez niego to rozwiązanie idealne. Czytnik sam wskakuje na swoje miejsce i się z etui nie wysunie, ale oddzielnie czytnika od etui nie wymaga wysiłku można to zrobić z łatwością za każdym razem. Jeśli jednak chcielibyśmy z Huawei MatePad Paper korzystać zawsze w etui i przenosić go trzymając za samą okładkę, gdy ta jest otwarta to przepis na katastrofę – wystarczy delikatnie potrząsnąć aby Huawei MatePad Paper odpadł od okładki i spadł na ziemię.

    Osobiście wolę podczas korzystania z czytników nie mieć podczepionego etui – to zmniejsza wagę czytnika i pozwala dłużej trzymać urządzenie komfortowo w ręku. Wiem jednak, że są osoby, które wolą aby urządzenie było zawsze w komplecie z okładką. W przypadku Huawei MatePad Paper to się nie sprawdzi.

    Magnes utrzymujący M-Pencil też nie jest zbyt mocny i jeśli będziemy próbować podważyć i podnieść czytnik od strony krawędzi z rysikiem, jest duża szansa, że odczepi się i przesunie pod etui w stronę wyświetlacza. To mi bardziej przeszkadzało, bo odruchowo podnoszę czytnik od strony rysika i jego zamykania. To jedyna kwestia, którą w konstrukcji by zmienił – chętnie przesunąłbym mocowanie rysika na górną krawędź, której nie muszę podczas użytkowania dotykać.

    Huawei MatePad Paper - test

    Co sądzimy o ekranie? – ocena 5+

    Ekran to jednocześnie najmocniejsza strona Huawei MatePad Paper i źródło jego największych ograniczeń. To najnowszej generacji ekran e-ink o przekątnej 10,3 cala i rozdzielczości 1872 x 1404 pikseli, co przekłada się na gęstość na poziomie 227 PPI. Wypełnienie obudowy ekranem przekracza 86%. Producent nazywa ten ekran HUAWEI FullView, ale parametry ma dokładnie takie same jak E Ink Mobius Carta 10,3 cala.

    Klasyczne wyświetlacze emitują światło i w ten sposób prezentują obraz. Starsze generacje matryc TN, IPS czy MVA mają świetlówki w poprzek całego ekranu, nowsze posługują się diodami LED, a w ekranach AMOLED każdy piksel świeci samodzielnie. Jeśli w ekranie IPS zepsuje się podświetlenie panel robi się niemal całkowicie czarny i bezużyteczny. W przeciwieństwie do klasycznego wyświetlacza, który emituje światło ekrany e-ink mają naśladować papier. Drobne elementy wewnątrz ekranu mają czarny lub biały pigment i dodatni lub ujemny ładunek elektryczny. Znajdują się pomiędzy elektrodami, które mogą skierować ku powierzchni ekranu pigment określonego rodzaju. Obraz docelowo naśladuje druk na kartce papieru.

    Najważniejsze zalety ekranu e-ink to:

    • Jeśli wyświetla statyczny obraz nie zużywa energii – tylko zmiana zawartości ekranu pobiera energię
    • Podobnie jak papier jest czytelny w nawet najostrzejszym słońcu i pod dowolnym kątem
    • Ponieważ nie emituje światła, a jedynie je odbija, znacznie mniej męczy oczy podczas długiego czytania i ułatwia skupienie na statycznej treści

    Najważniejsze wady ekranu e-ink to:

    • Powolne odświeżanie – nie nadaje się do odtwarzania płynnych animacji, oglądania filmów
    • Próby przyspieszenia odświeżania powodują tzw. ghosting, czyli pozostaje cień poprzednio wyświetlanej treści
    • Jest czarno-biały i oferuje wyłącznie odcienie szarości (są konstrukcje kolorowe, ale mają niską rozdzielczość i mało odcieni kolorów)

    Mówiąc krótko, tablet wyposażony w ekran e-ink doskonale nadaje się do długiego czytania, ale zupełnie nie sprawdza się tam gdzie kolor odgrywa istotną funkcję informacyjną i utrudnia czynności wymagające płynnego odświeżania zawartości kranu. Uniemożliwia oglądanie filmów, utrudnia przewijanie stron internetowych, czy szybkie pisanie na klawiaturze ekranowej. To nie jest cecha szczególna Huawei MatePad Paper, ale wszystkich czytników z tzw. e-papierem.

    Huawei MatePad Paper - test

    Dla kogoś, kto już wcześniej korzystał z czytnika to oczywiste fakty. Jeśli jednak to będzie nasz pierwszy kontakt z e-papierem, możemy dać się zaskoczyć, że zarówno klawisze klawiatury ekranowej reagują wizualnie z zauważalnym opóźnieniem, podobnie jak wyskakujące na ekranie litery, a przewijanie stron WWW jest skokowe. Nie ma to nic wspólnego z wydajnością, to wyłącznie cecha ekranu.

    Z tego samego powodu powiększanie fragmentu strony aby ją przewijać nie jest na e-inku zbyt wygodne. Dlatego główną rzecz, która chciałem sprawdzić, to czy na 10,3 calowym ekranie Huawei MatePad Paper da się bez powiększenia czytać złożone dokumenty PDF w formacie A4. To główny powód, dla którego można wybrać większy czytnik w zamian mniejszego i tańszego modelu typu Kindle.

    Ku mojemu zadowoleniu odpowiedź jest jednoznaczna – nawet najbardziej złożone dokumenty PDF, z najmniejszą czcionką i największym formatem, z tabelami, a nawet mające kolorowe tło, są na Huawei MatePad Paper czytelne bez najmniejszego problemu. Jeśli mamy potrzebę czytać takie dokumenty, czy to w swojej pracy, czy na uczelni, czy w przypadku elektronicznych wersji podręczników do RPG to Huawei MatePad Paper jest do tego celu świetnym rozwiązaniem. Obraz jest kontrastowy i ma na tyle wysoką rozdzielczość, że nawet najmniejsze czcionki mają ostre, czytelne krawędzie.

    Ciekawym zabiegiem próbującym mitygować ułomności e-ink jest technologia adaptacyjnego odświeżania. Niektóre klasyczne czytniki pozwalają się przełączać w ustawieniach pomiędzy krótszym czasem reakcji ekranu kosztem cieni poprzednich ekranów, a pełnoprawnym odświeżaniem ekranu, który wyświetla obraz bez żadnych artefaktów. Huawei MatePad Paper robi to automatycznie, zależnie od rodzaju wyświetlanej treści. Gdy przełączamy strony książki czy dokumentu PDF, odświeża całą stronę tak, że nie ma żadnych pozostałości. Gdy jednak zaczniemy przewijać stronę WWW, albo włączymy odtwarzanie filmu, to tablet zwiększa częstotliwość odświeżania kosztem jego dokładności. Jest to sensowny kompromis, ale uczulam, że na żadnym panelu e-ink nie zobaczymy płynnych animacji, bez względu na zastosowane zabiegi.

    Ekran Huawei MatePad Paper ma opcjonalne podświetlenie ponad ekranem (nie od spodu), czyli światłem odbitym. Umożliwia to czytanie wieczorem, czy w ciemności, bez zewnętrznego źródła światła. Jest to funkcja znana z wielu czytników, ale doceniany przez wielu reMarkable 2 jej nie ma.

    Huawei MatePad Paper - test

    Specyfikacja – ocena 6

    W przypadku większości czytników nic nie wiadomo o specyfikacji. Huawei MatePad Paper to prawie normalny tablet z Androidem i w tym wypadku specyfikacja jest istotna i znana.

    Zastosowany procesor to Huawei Kirin 820E, wykonany w litografii 7 nm, oferujący 6 rdzeni o taktowaniu 3 x 2,22 GHz + 3 x 1,84 GHz. Huawei MatePad Paper jest wyposażony w 4 GB RAM oraz 64 GB wbudowanej pamięci na system i pliki. Wspiera najnowsze standardy łączności: WiFi ax 2 x 2 MIMO,  2,4 GHz + 5 GHz, Bluetooth 5.2.

    Zestaw czujników obejmuje: czujnik grawitacyjny, czujnik Halla i czytnik linii papilarnych.

    Huawei MatePad Paper wspiera USB OTG i można do niego podłączyć bezpośrednio pamięć masową, w celu przeglądania zawartości czy skopiowania plików.

    Jak na tablet czy smartfon specyfikacja byłaby przeciętna, tak w czytniku jest wyjątkowo mocna. We wszystkich zastosowaniach odgórnym ograniczeniem jest czas reakcji ekranu. Nie zauważyłem różnic w czasach otwierania najmniejszych dokumentów i najcięższych plików PDF, które przekraczały 100 MB – otwierały się i ładowały strony tak samo szybko. Super szybko działa też łączność WiFi – na moim domowym routerze, który nie wspiera najnowszego standardu ax, jedynie ac Huawei MatePad Paper osiągał powtarzalne 430 Mbps pobierania. Trudno mi sobie wyobrazić co można by tutaj zmienić, aby cokolwiek przyspieszyć czy poprawić.

    Huawei MatePad Paper - test Huawei MatePad Paper - test

    System operacyjny– ocena 4-

    Huawei zastosował na MatePad Paper HarmonyOS w wersji 2.1 z poprawkami zabezpieczeń zaktualizowanymi na dzień 1 maja 2022. Jest to autorski wariant systemu Android, z rozszerzeniami opracowanymi przez Huawei. Zamiast usług Google, a więc sklepu z aplikacjami Play, Gmail, i Chrome, mamy HMS Core czyli Huawei Mobile Services. Oznacza to własny sklep z aplikacjami i własne rodzaje usług, takich jak Cloud, E-mail i przeglądarkę.

    O ile w AppGallery na telefonach Huawei można znaleźć setki pozycji, to na Huawei MatePad Paper jest ich zaledwie 10. Wśród aplikacji znanych polskim użytkownikom w sklepie jest Storytel, Legimi i EmpikGo. Nie bardzo rozumiem, czemu choćby wśród aplikacji zagranicznych nie ma większego wyboru.

    Wśród aplikacji systemowych znajdziemy standardową przeglądarkę internetową w wersji mobilnej, przeglądarkę plików lokalnych, kalendarz, klienta poczty, kalkulator, WPS Office, Cloud, Menadżer tabletu oraz dyktafon, który pozwala wykorzystać wbudowane 4 mikrofony jak i edytować nagrane pliki.

    Z czytnikiem jest też zintegrowana Księgarnia, Półka z czytaną przez użytkownika zawartością, notatnik oraz ekran główny. Oprócz ubogiego sklepu i księgarni, zamiast której wolałbym korzystać z różnorodnych księgarni internetowych wszystkie elementy dobrze spełniają swoją funkcję poza jednym – logowaniem do konta Huawei. To jest możliwe tylko za pomocą zeskanowania kodu QR przy pomocy innego urządzenia Huawei. Nie jest możliwe wpisanie loginu i hasła. Czyli jeśli mamy tylko Huawei MatePad Paper to nigdy się do niego nie zalogujemy, żeby wykorzystać synchronizację z chmurą. Dla mnie zupełnie niezrozumiała i absurdalna decyzja. Co prawda, można bez przeszkód korzystać z urządzenia bez logowania, nawet instalować te wspomniane 10 aplikacji ze sklepu. Po co jednak odebrać możliwość tak prostej czynność, jak wprowadzenie loginu i hasła?

    A jednak mamy możliwość zainstalować dowolną aplikację zgodną systemem Android z pliku APK. Możemy je pobrać bezpośrednio z przeglądarki na Huawei MatePad Paper, lub na dowolnym komputerze i przesłać je po kablu do pamięci urządzenia. Można też zainstalować alternatywny sklep, który przyspieszy instalacje kolejnych programów, np. APKPure. Każda aplikacją którą próbowałem, a która nie wymagała do działania usług Google i Sklepu Play działała poprawnie: Facebook, Audioteka, Tłumacz Google, mapy OsmAnd, Twitter, Allegro, TIDAL, Pocket czy Feedly. To, że jakaś aplikacja będzie działać nie oznacza, że jest dobrze zoptymalizowana do obsługi na ekranie e-ink oraz, że będzie to wygodne. Nie ma jednak odgórnych ograniczeń. Dla mnie obsługa Pocket, czy RSS oraz przeglądarki to duże plusy.

    Huawei MatePad Paper - test

    W przypadku smartfonu, do którego podpięte mam płatności i wiele innych prywatnych rzeczy odrzuciłbym instalowanie plików APK z sieci jako zbyt mało bezpieczne i niepotrzebnie kłopotliwe dla dziesiątków aplikacji których używam. Jednak w przypadku czytnika e-ink mogę zrobić wyjątek i takie rozwiązanie zaakceptować. Tutaj faktycznie użytecznych aplikacji jest mniej i rzadko potrzebują usług Google do działania, czy ciągłych aktualizacji.

    Na koniec został jeszcze temat notatek, w końcu razem z tabletem dostajemy pióro. Wrażenia ogólne odręcznego szkicowania i pisania są dobre. Nie ma tutaj uczucia ślizgania się rysika po gładkim szkle. Rysik stawia naturalny opór, podobny do papieru – nie identyczny w odczuciu, ale spełniający swoją funkcję. Również opóźnienie pojawiania się linii, choć łatwo zauważalne, nie przeszkadzają w prowadzeniu notatek. Zaskakująco dobrze udało się odwzorować siłę nacisku rysika w przypadku ołówka czy pióra.

    Same notatki można podzielić na dwie kategorie: pisanie na czystej stronie, oraz edytowanie innych dokumentów, takich jak PDF. Pisanie na pustej stronie z dowolnym wzorem w linie czy kratkę jest całkiem wygodne. Zakładam, że osoba lubiąca notować odręcznie będzie z Huawei MatePad Paper zadowolona. Dodatkowa funkcja rozpoznawania odręcznego tekstu i konwertowania go na edytowalny tekst dokumentu elektronicznego działa zaskakująco dobrze – rozpoznaje moje trudno czytelne pismo, włącznie z niedbałym podpisem. Nie ma problemów z polskimi znakami. Nie działa natomiast z bardziej złożonym zapisem matematycznym, takim jak ułamki i pierwiastki.

    Jeśli chodzi o szkicowanie i notowanie po gotowych dokumentach, jest to możliwe w WPS Office, oraz w aplikacji Książki od Huawei. W przypadku WPS Office przy swobodnym pisaniu na pliku PDF opóźnienia są zbyt duże, aby to było wygodne. To wina optymalizacji tego programu. Lepiej działa przekształcanie zaznaczenia odręcznego na zaznaczony tekst. Za to w aplikacji Książki rysowanie działa jak w notatkach, czyli bez znaczącego opóźnienia. Nie ma tutaj jednak głębszej integracji z dodatkowymi funkcjami i nie wykracza to poza możliwości pisania długopisem po wydruku.

    Uważam, że dla osób, które potrzebują urządzenia przede wszystkim do odręcznej edycji już gotowych dokumentów funkcjonalność jest tutaj zbyt uboga, aby uzasadnić zakup. Nie ma łatwej synchronizacji z chmurą, poza rozwiązaniem Huawei. Do tego celu sprawdziłby się bardziej reMarkable 2, który jest jednak bardziej ubogim w każdym pozostałym aspekcie zamkniętym systemem i nie ma nawet podświetlania ekranu, głośników czy mikrofonów. W porównaniu do Huawei obsługuje tylko dwa formaty: ePub i PDF, nie wspiera instalowania aplikacji, ani nie ma Bluetooth. Specjalizuje się tylko w notatkach, a Huawei MatePad Paper przypomina bardziej uniwersalny tablet z Androidem, choć bez usług Google.

    Huawei MatePad Paper - test

    Jak długo działa bateria? – ocena 4

    Czas działania Huawei MatePad Paper jest na skali gdzieś pomiędzy tradycyjnym tabletem z Androidem a czytnikiem typu Kindle. Z jednej strony można mieć godzinami aktywny ekran i podczas czytania ledwo zauważalnie rozładować baterię, co daje dużą przewagę nad tabletem, który zwykle nie działa dłużej z włączonym ekranem niż 10 do kilkunastu godzin.

    Z drugiej strony nie jest to okrojony ze wszystkich funkcji czytnik, który po uśpieniu nie robi praktycznie nic. To zmodyfikowany Android, ale jednak bliżej mu do tabletu niż do czytnika – ma WiFi i Bluetooth, można tu zainstalować sporo aplikacji, które mogą łączyć się w tle z siecią. O ile klasyczny czytnik po miesiącu leżenia w szufladzie wciąż będzie miał dość energii by zacząć go intensywnie używać bez ładowania, o tyle Huawei MatePad Paper rozładuje się samoczynnie do zera w tylko trochę dłuższym czasie, niż klasyczny tablet, który uśpiony leży w szufladzie. Po tygodniu spadek baterii wynosi kilkadziesiąt procent. Korzystanie z aplikacji niezoptymalizowanych pod kątem e-ink, które chcą płynnie odświeżać ekran też przyspiesza zużycie energii względem klasycznego czytnika i trzeba się z tym liczyć. To cena jaką przyjdzie nam zapłacić za pełnoprawny, elastyczny system mobilny, w zamian zamkniętego, szytego na miarę oprogramowania.

    Huawei MatePad Paper - test

    Nasza finalna ocena

    Huawei MatePad Paper nie jest klasycznym czytnikiem e-booków, bo do tego celu tak duży rozmiar nie jest konieczny, a pociąga za sobą kilkukrotnie wyższą od Kindle cenę i trudniej go zabrać do komunikacji miejskiej, czy na wycieczkę. Absolutnie nie jest też zastępstwem dla zwykłego tabletu, na którym każdy znalazłby coś, dla siebie, bo kto nie ogląda filmów, nie używa przeglądarki internetowej?

    Huawei MatePad Paper specjalizuje się w dwóch kluczowych funkcjach – otwieraniu dokumentów, które byłyby nieczytelne na mniejszym czytniku, takich jak dokumentacja techniczna w formacie PDF A4, oraz w możliwości odręcznego notowania maksymalnie zbliżonego do klasycznego papieru, ale z funkcją rozpoznawania tekstu, czy adnotowania już gotowych dokumentów. To jest kluczowe zastosowanie i głównie dla niego wybieramy tego typu urządzenie. Na studia to będzie rewelacyjne narzędzie zarówno do czytania „kserówek” w postaci PDF, jak i prowadzenia notatek na wykładach. Dla każdego kto czyta prasę specjalistyczną, albo jego praca polega na przyswajaniu dużej ilości dokumentów elektronicznych w formacie A4. Jest więc to narzędzie specjalizowane, które można rozszerzyć o funkcje, których znakomita większość konkurencji nie oferuje, jak słuchanie audiobooków i muzyki wprost z głośników czy na słuchawkach, nagrywanie dyktafonem i 4 wbudowanymi mikrofonami, czy obsługę dowolnej aplikacji kompatybilnej z Androidem, o ile zainstalujemy ją z APK.

    Ponieważ Huawei MatePad Paper kosztuje 2299 zł trudno polecić go komuś, kto czyta książki ePub czy mobi i sporadycznie coś notuje, bo tandem zwykły tablet plus Kindle da się kupić taniej. Jednocześnie, choć cena nie jest niska, nie jest też wygórowana. Główny, jeśli nie jedyny konkurent w postaci Onyx Boox Note 5, który oferuje zbliżoną wydajność i funkcje, ten sam ekran i ma klasycznego Androida 11 wraz z usługami Google jest jeszcze droższy i kosztuje 2799 zł, czyli o 500 zł więcej. Biorąc to pod uwagę, stosunek możliwości do ceny w przypadku Huawei MatePad Paper jest atrakcyjny.

    Wśród samych czytników Huawei MatePad Paper to urządzenie wyjątkowo wszechstronne, ale w kontekście całego rynku urządzeń mobilnych jednocześnie mocno wyspecjalizowane – dotyczy to wszystkich urządzeń z ekranem e-ink, ale zwłaszcza tych z dużym ekranem, których cena jest znacznie wyższa od mniejszych czytników.

    Uwielbiamy: 10,3 calowy ekran e-ink najwyższej jakości

    Nie lubimy: braku sklepu Play i usług Google

    Dla kogo jest Huawei MatePad Paper:

    • Dla osób czytających złożone dokumenty PDF w formacie A4
    • Dla osób lubiących prowadzić odręczne notatki
    • Dla tych, którzy szukają połączenia ekranu e-ink z takimi cechami, jak głośniki, 4 mikrofony, czytnik linii papilarnych czy możliwość instalowania niemal dowolnych aplikacji

    Dla kogo nie jest Huawei MatePad Paper:

    • Nie dla osób, które czytają tylko standardowe e-booki w ePub i mobi – tańsze i mniejsze urządzenie sprawdzi się równie dobrze
    • Nie dla osób oczekujących zaawansowanych funkcji notowania odręcznego i eksportu, czy notowania na podzielonym ekranie
    • Nie dla osób, które chciałby wybrać Huawei MatePad Paper w zastępstwie zwykłego tabletu

    Alternatywy dla Huawei MatePad Paper:

    • Onyx Boox Note 5
    • Onyx Boox Note Air 2
    • Onyx Boox Max Lumi
    • reMarkable 2
  • Xiaomi Smart Band 7 – test

    Xiaomi Smart Band 7 – test

    Xiaomi pokazało siódmą generację swojej opaski, która ma zadanie mierzyć naszą codzienną aktywność - Xiaomi Smart Band 7. Opaska sportowa to wciąż jeden z najtańszych i jednocześnie najwygodniejszych sposobów na odbieranie powiadomień na nadgarstku i śledzenie statystyk dotyczących zdrowia i stylu życia. Produkt Xiaomi jest jednym z najpopularniejszych i najbardziej znanych, stąd powinien się cieszyć sporym zainteresowaniem. Premierowa cena pozostała bez zmian na poziomie 249 zł. W nowym modelu jest kilka istotnych zmian na plus, ale też pozostały pewne braki, a nawet pojawiły się nowe. Stąd decyzja o tym czy powinniśmy wybrać Xiaomi Smart Band 7 będzie zależna od tego czy przesiadamy się z wcześniejszej wersji, czy to pierwsza nasza opaska, oraz od oczekiwań wobec funkcji tego urządzenia.

    Główne wady i zalety Xiaomi Smart Band 7

    Zalety Xiaomi Smart Band 7:

    • Niska waga i duża wygoda w noszeniu 24/7
    • Wodoszczelna konstrukcja
    • Wygodne ładowanie magnetycznym złączem
    • Większy, jaśniejszy wyświetlacz
    • Nowa funkcja zawsze włączonego ekranu
    • Czytelniejszy tekst powiadomień
    • Nowy, całodobowy pomiar natlenienia krwi
    • Więcej funkcji treningów sportowych
    • Czas działania zapewniający komfort
    • Znana i lubiana przez użytkowników seria produktów

    Wady Xiaomi Smart Band 7:

    • Stosunkowo niewiele zmian w porównaniu do starszej wersji
    • Brak NFC, które pojawiło się w drugiej generacji szóstej odsłony opaski
    • Brak wbudowanego systemu lokalizacji
    • Brakuje choćby jednego fizycznego przycisku
    • Czasami trudno bezbłędnie wykonać kilka gestów
    • Do powiadomień wkradają się różne drobne błędy
    • Dla części osób zbyt uproszczone urządzenie
    • Mi Smart Band 6 NFC dla wielu będzie wciąż lepszym i do tego tańszym wyborem

    Jak oceniamy design? – ocena 4

    Pod względem wizualnym jak i wykorzystanych materiałów zmian praktycznie nie ma. Xiaomi Smart Band 7 to nadal pastylka z ekranem, wciśnięta w silikonowy pasek. Nie mając bezpośredniego porównania trudno odróżnić siódmą wersję opaski od poprzedniego modelu. Zwiększył się rozmiar pastylki, ale na upartego da się ją wcisnąć w pasek od starszego modelu, pod warunkiem, że ten jest gumowy i się rozciąga. Wszelkiego rodzaju bransolety i inne paski, które nie są z gumy nie będą kompatybilne i docelowo lepiej jednak korzystać z pasków dedykowanych do siódmej edycji Smart Band.

    Waga zwiększyła się tylko o jeden gram, z 24 do 25 gramów. Połączenie niskiej wagi i smukłego, podłużnego kształtu powoduje, że Xiaomi Smart Band 7 jest jednym z wygodniejszy w użytkowaniu urządzeń tego typu. Łatwo zapomnieć, że w ogóle mamy coś na ręku. Skóra znacząco mniej się poci, niż pod większą powierzchnią zegarka. Wszystko to sprzyja noszeniu Xiaomi Smart Band 7 podczas snu, czy intensywnego treningu. Jest to też dobre rozwiązanie dla osób, które nie lubią mieć zegarka na ręku.

    Podobnie jak inne opaski Xiaomi Smart Band 7 jest wodoszczelny według normy 5ATM, można się kąpać z opaską, czy pływać na basenie.

    Spód Xiaomi Smart Band 7 nie zmienił się – czujnik wygląda identycznie, podobnie jak styki służące do ładowania. Ładowarka z szóstej generacji jest kompatybilna z najnowszą wersją. Jest podłączana magnetycznie, co pozwala nie wyjmować pastylki z silikonowego paska.

    Jedną z kluczowych cech Xiaomi Smart Band 7 jest brak przycisków – każda interakcja wykorzystuje dotykowy ekran. To upraszcza konstrukcję, ale też wprowadza ograniczenia, w postaci utrudnionej lub całkowicie niemożliwej obsługi w rękawicach, pod wodą, czy w intensywnym deszczu. To również powoduje dublowanie się gestu przewijania od lewej do prawej krawędzi z gestem cofania. Bez wątpienie dodanie choćby jednego przycisku poprawiłoby ergonomię obsługi w zakresie najprostszych i jednocześnie najczęstszych czynności. Dotyczy to w równym stopniu poprzednich generacji opaski, jak i jej najnowszej wersji.

    Co sądzimy o wyświetlaczu? – ocena 4

    Wyświetlacz to jedna z kluczowych zmian względem poprzedniej wersji opaski. Xiaomi Smart Band 7 ma ekran o przekątnej 1,62 cala i rozdzielczości 490 x 192 pikseli, co czyni go o jedną czwartą większym względem Mi Smart Band 6. Poprawa czytelności interfejsu, a zwłaszcza tekstu powiadomień jest odczuwalna, jednocześnie wymiary tak mało się różnią, że trudno ocenić zmianę inaczej niż na plus. Dodatkowo ekran Xiaomi Smart Band 7 jest zauważalnie jaśniejszy i czytelniejszy w słońcu. Inną nowością jest funkcja always on, która wyświetla uproszczoną, czarno-białą tarczę z godziną. Jakość zastosowanego panelu AMOLED jest na tyle dobra, że ciężko byłoby tutaj coś znacząco poprawić.

    Czego nie można powiedzieć o niektórych innych cechach ekranu. Najbardziej dotkliwy jest brak automatycznej regulacji jasności. Jeśli ustawimy ekran na jasność odpowiednią do odczytywania ekranu w lato, w ciągu dnia, to wieczorem i w nocy będzie zdecydowanie za jasny. Odnosiłem wrażenie, że nieuważny gest nadgarstka w nocy rozświetlał sypialnie niczym kieszonkowa latarka. Jasność trzeba więc regulować ręcznie, nie ma jednak do tego celu żadnego skrótu – operacja wymaga wykonania 4 dotknięć ekranu i przewijania listy opcji. Jak na operację wykonywaną codziennie to uciążliwe. Wyłączenie wybudzania ekranu gestem w określonych godzinach czy tryb nocny częściowo rozwiązuje ten problem, ale nie zastąpi automatycznej regulacji jasności, która ma większość urządzeń na rynku.

    Druga kwestia dotyczy rozpoznawania dotyku i gestów wymaganych do obsługi. Dotknięcia zarejestrowane w sposób niezgodny z intencją użytkownika zdarzają się i bywają irytujące. Wystarczy że jedna z kilkunastu operacji zakończy się fiaskiem, aby takich przypadków w ciągu dnia było kilka. Urządzenia z większym ekranem i fizycznymi przyciskami nie mają tego problemu.

    Funkcje opaski i aplikacji na telefonie – ocena 4-

    Xiaomi Smart Band 7 dostała nowy interfejs oraz nową aplikację mobilną Zepp Life, której można używać zamiast Mi Fitness. Mi Fitness jest opcją domyślna sugerowaną przez instrukcję i z nią używałem opaski podczas testów.

    W starszej wersji opaski tarcza zegara i lista aplikacji zapętlają się w pionowo przewijanej liście, a powiadomienia są jedną z ikon aplikacji, lub jak kto woli funkcji. W najnowszej wersji jaką jest Xiaomi Smart Band 7 przewijając z góry na dół wyświetlimy listę powiadomień, a z dołu do góry listę aplikacji i funkcji. Przewijanie w boki pozwala wyświetlić widżety – domyślnie pogody i sterowania muzyką ze smartfonu. Nie ma natomiast spotykanej często na smartwatchach belki skrótów.

    Zdecydowana większość funkcji opaski pozostała bez zmian. Są dwie nowe funkcje. Jedną z nich jest całodobowy pomiar natlenienia krwi z możliwością ustawienia alarmu, gdy natlenienie spadnie poniżej określonego poziomu. Funkcja pożądana, zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Drugą jest możliwość śledzenia cyklu menstruacyjnego. Rozbudowane zostały także tryby sportowe, z większym naciskiem na wskaźnik obciążenia treningowego, którego wcześniej nie było.

    Moim zdaniem kluczowe dla użytkownika są dwie kwestie. Pierwszą z nich jest brak wbudowanego systemu lokalizacji, który się nie zmienił od początku serii Mi Band. Oznacza, że na każdym treningu na powietrzu, w którym istotne są dane o dystansie czy prędkości, konieczne jest zabranie smartfonu, który w tandemie z opaską użyje swojej lokalizacji GPS, przy okazji rozładowując trochę baterii.

    Drugą jest brak NFC umożliwiającego płatności zbliżeniowe. To o tyle istotne, że szósta wersja opaski doczekała się wersji z NFC, która jest obecnie znacznie tańsza od najnowszego modelu, który NFC nie ma. Można by sądzić, że od wersji Mi Smart Band 6 NFC każda kolejna opaska będzie miała NFC w standardzie, ale tak się nie stało.

    Mam też pewne uwagi do powiadomień. Chociaż większy ekran poprawił ich czytelność, to nie są całkiem bez wad. Zdarzyło mi się, że w nagłówku powiadomienia były chińskie znaki, choć później sytuacja już się nie powtórzyła. Niektóre emotikony, nawet podstawowe, takie jak kciuk do góry, wyświetlane są jako kwadrat. Nie ma też możliwości odpowiadania na powiadomienia. Mówiąc krótko, powiadomienia są w wersji podstawowej i nawet wówczas nie są bezbłędne. Reszta funkcji opaski to standard, który nie wyróżnia się od tego co jest dostępne na rynku.

    Aplikacja Mi Fitness nie sprawiała mi problemów w działaniu. Oferuje podstawowe statystyki, które można wyświetlać w czytelny sposób z podziałem na dzień, tydzień i miesiąc. Podsumowanie snu jest czytelne, choć uproszczone – aplikacja krótkim zdaniem podsumowuje zmierzony sen, ale nie oferuje wskazówek co można zmienić i jak to zrobić.

    Wśród ustawień dostępnych w aplikacji najciekawsza jest możliwość przypisania różnych wzorów wibracji do różnych zdarzeń, osobno dla: połączeń przychodzących, wydarzeń, alarmów, powiadomień, alertu o braku aktywności, SMS i osiągnięciu wyznaczonego celu. Wzór wibracji można zaprogramować samemu w prosty sposób.

     

    Jak długo działa bateria? – ocena 4

    Xiaomi Smart Band 7 ma baterię o pojemności 180 mAh i producent podaje, że opaska działa 14 dni typowego użytkowania lub 9 dni intensywnego użytkowania.

    Na czas działania ma wpływ wiele czynników, oprócz jasności ekranu czy korzystania z funkcji zawsze włączonego ekranu także częstotliwość pomiarów tętna, który może być wykonywany co 30 minut, co 10 minut, lub co minutę.

    Podczas testów ustawiłem najwyższą częstotliwość wszystkich pomiarów i nosiłem opaskę non stop, ale nie korzystałem z funkcji zawsze włączonego ekranu. Opaska rozładowała się po obiecywanych 9 dniach, przed wieczorem. Tym niemniej moje użytkowanie nie było intensywne, tylko częstotliwość pomiarów wysoka.

    W mojej ocenie są trzy główne kategorie czasu działania na baterii urządzeń noszonych na ręku:

    • mniej niż 3 dni, co wymaga regularnego ładowania
    • pomiędzy jednym a dwoma tygodniami, co poprawia komfort użytkowania i ułatwia pomiary snu
    • znacznie ponad 2 tygodnie, np. 20 dni i dłużej, co umożliwia dłuższe wyjazdy bez ładowarki oraz rozmaite zastosowania ekstremalne

    Jak widać opaska Xiaomi Smart Band 7 trafia do środkowej kategorii.

    Nasza finalna ocena

    Xiaomi Smart Band 7 jest kolejną edycją opaski, która nie różni się zasadniczo ani funkcjonalnością ani ceną. Najważniejsze dla użytkownika nowe cechy, to ciągły pomiar natlenienia krwi, oraz większy, jaśniejszy wyświetlacz z funkcją always on. Zmiany pomocne, ale nie czyniące poprzedniej wersji opaski bezużyteczną. Zwłaszcza, że Mi Smart Band 6 można kupić w wersji z NFC o 50 zł taniej w oficjalnym sklepie, a na promocjach w różnych sklepach często jeszcze taniej, podczas gdy najnowsza wersja opaski NFC nie oferuje. Niewykluczone, że z czasem taka opcja się pojawi, ale na tym etapie to powinien być już standard dla każdej wersji.

    Reszta funkcji opaski pozostała bez większych zmian, z trochę zmodyfikowanym interfejsem dającym szybszy dostęp do powiadomień. Same powiadomienia są w swojej podstawowej i nie całkiem bezbłędnej wersji.

    To czy powinniśmy wybrać Xiaomi Smart Band 7 zależy przede wszystkim do tego czy potrzebujemy NFC i płatności zbliżeniowych. Jeśli tak, to starsza i tańsza wersja będzie zdecydowanie lepszym wyborem mimo usprawnień jakie wprowadza siódemka. Jeśli możemy obejść bez NFC, to nowsza wersja jest lepszą opcją, ale być może warto poczekać na obniżkę ceny. Xiaomi Smart Band 7 można było już raz kupić na promocji za 199 zł zamiast 249 zł i jest bardzo prawdopodobne, że z czasem stanieje do tej kwoty na stałe. Poza tym to wciąż przyjemny w użytkowaniu gadżet, który jednak popadł w pewną stagnację pod względem tego co ma do zaoferowania użytkownikom. Przydałby się powiew świeżości.

    Uwielbiamy: większy, jaśniejszy ekran

    Nie lubimy: braku NFC

    Dla kogo jest Xiaomi Smart Band 7:

    • Dla osób potrzebujących ciągłego pomiaru natlenienia krwi
    • Dla tych, którzy docenią lepszą czytelność większego ekranu
    • Dla osób szukających lekkiego urządzenia o którym można zapomnieć, że je nosimy

    Dla kogo nie jest Xiaomi Smart Band 7:

    • Nie dla osób korzystających z płatności zbliżeniowych
    • Nie dla osób zadowolonych z poprzedniej wersji opaski – zbyt małe zmiany
    • Nie dla osób poszukujących bardziej zaawansowanych rozwiązań

    Alternatywy dla Xiaomi Smart Band 7:

  • Mi Robot Vacuum-Mop 2 Ultra Set

    Do krótkich testów otrzymałem odkurzacz Mi Robot Vacuum-Mop 2 Ultra Set, który już od paru miesięcy jest dostępny w sprzedaży w Polsce. Urządzenie można teraz kupić w znacznie lepszej cenie – za 2799 zł zamiast standardowych 3169 zł. Jest to obecnie najbardziej „wypasiony” model Xiaomi, bo tylko ten wspiera stację dokującą z torbą na kurz, ma najpojemniejszą baterię, największy pojemnik na kurz i zaawansowane nawigowanie. Niestety wersja Ultra ma jedną ułomność w porównaniu do wersji Pro – brakuje jej mopa „akustycznego”, czyli takiego, który podczas zmywania podłogi drga. Jeśli więc zależy nam na lepszym mopie to powinniśmy wybrać model Mi Robot Vacuum-Mop 2 Pro lub jeden z produktów marki Roborock. Pamiętajmy, że roboty Xiaomi nie obsługują podnoszenia mopa na dywanach, co powoli staje się już rynkowym standardem w najdroższych modelach. Wersję Ultra możemy kupić także bez stacji dokującej, ale warto do niej dopłacić.

    Tutaj na filmie widać przez chwilę jak działa ten wibrujący mop:

    Konfiguracja urządzenia

    Złożenie robota polega na wsadzeniu do niego pojemnika na kurz, a gdy chcemy mopować to także zestawu do mopowania (zbiornik na wodę plus szmatka). Szmatkę przed mopowaniem powinniśmy zmoczyć ręcznie – to dosyć kłopotliwe, ale poprawia znacznie jakość przejazdu z mopem.

    Mi Robot Vacuum-Mop 2 Ultra

    Aplikacja

    Odkurzacz jest zarządzany przez aplikację Xiaomi Home. To wygodne szczególnie, gdy korzystamy w domu z innych urządzeń tej firmy. Sama obsługa odkurzacza jest dziecinnie prosta, gdy nie chcemy korzystać z jego zaawansowanych funkcji. Na początku robot tworzy mapę naszego mieszkania jednocześnie przeprowadzając jego pierwsze sprzątanie. Gdy nie chcemy niczego zmieniać to po prostu przy kolejnych uruchomieniu odkurzacz wyczyści wszystkie pomieszczenia i wróci do bazy. Dzięki aplikacji mamy jednak opcję podziału domu na pomieszczenia, możemy zakazać wjazdu na dany obszar np. z mopem. W aplikacji jest też funkcja agendy sprzątania, np. gdy jesteśmy w pracy. Z poziomu apki Xiaomi możemy też nawigować ręcznie odkurzaczem lub kazać mu posprzątać dane miejsce, gdy np. wysypie się nam kawa lub cukier. Odkurzacz może komunikować się z nami po polsku, co może być dla wielu osób bardzo ważne. Aplikacja jest stabilna i wygodna, choć samo dzielenie lokalu na pomieszczenia nie jest przesadnie wygodne i wymaga od nas pewnej wprawy.

    Odkurzacz da się także uruchamiać poleceniem Asystenta Google, ale ja nie potrafiłem go nawet głosowo skierować do odpowiedniego pomieszczenia – potrafił tylko czyścić cały obszar. Ta integracja wymaga jeszcze trochę wysiłku od deweloperów Google lub/i Xiaomi.

    Mi Robot Vacuum-Mop 2 Ultra Set     Mi Robot Vacuum-Mop 2 Ultra Set

    Stacja dokująca

    Stacja dokująca jest dosyć duża, więc jeśli mamy niewielkie mieszkanie i walczymy o każdy centymetr powierzchni to zakup tej stacji powinniśmy przemyśleć trochę dłużej. Stacja jest bardzo przydatnym uzupełnieniem naszego odkurzacza, choć nie ukrywam, że do tej pory myślałem, że jest to tzw. przerost formy nad treścią. Osoby z budżetem no limit powinny zainteresować się odkurzaczem Roborock S7 MaxV, którego stacja bazowa obsługuje także mopa – w naszym Xiaomi tego trochę brakuje. Kilku internetowych recenzentów zarzuca bazom odkurzaczy, że są głośne, gdy opróżniają kurz z pojemnika w robocie, ale taki hałas trwa zaledwie kilka sekund i w ogóle nie stanowi to żadnego problemu - chyba, że zaczniemy złośliwie czyścić nasz odkurzacz, gdy inni domownicy będą już spać. Wadą stacji dokującej jest to, że musimy korzystać w niej ze specjalnych worków na kurz – gdy ich zabraknie w sklepach to pojawi się spory problem. Sam worek jest spory – ma 4L i będzie nam wystarczał na parę tygodni sprzątania (gdy nasze mieszkanie jest w miarę czyste i nie mamy zwierząt). Pojemniki są czyszczone z kurzu dokładnie dwoma rurami z mocą 16 500 Pa. Konkurencja radzi sobie z czyszczeniem nieco gorzej.

    Mi Robot Vacuum-Mop 2 Ultra

    Jakość sprzątania

    Roboty do sprzątania są przez wielu krytykowane za jakość sprzątania, która nie dorównuje zwykłemu odkurzaczowi i mopowi. Może jest to trochę prawda, ale gdy mamy takiego robota, to w praktyce nasze mieszkanie jest o około 80% czystsze i mniej zakurzone niż bez niego, bo po prostu nikomu z nas nie chce się codziennie sprzątać. Robotom zdarza się rozrzucić drobne śmiecie obracającą się szybko szczotką, niedokładnie posprzątać jakieś zakamarki lub nie domyć mopem zaschniętej plamy. Jednak to co udaje im się posprzątać powoduje, że są genialnym gadżetem dla fanów czystości i alergików. W przypadku Mi Robot Vacuum-Mop 2 Ultra można mieć zarzut o to, że przy mopowaniu nie włącza tzw. jodełki i nie ma wibracji mopa. Pewnym rozwiązaniem tego problemu jest podwójny przejazd. Gdy chcemy jednak tylko odświeżyć czystą podłogę to jeden przejazd na pewno nam wystarczy. Mi Robot Vacuum-Mop 2 Ultra na pewno zaskoczy użytkowników starszych modeli tym, w jakim stylu potrafi omijać przeszkody. Mój starszy robot po ustawieniu suszarki na pranie lub przestawieniu paru krzeseł od razu myślał, że jest w zupełnie innym miejscu i tworzył mapę od początku. Tutaj to się nie zdarza. Za nawigowanie w pomieszczeniu i tworzenie map odpowiadają czujniki LDS (LiDAR – czujnik laserowy). Za unikanie kolizji z przedmiotami, ich omijanie i unikanie przypadkowych zaklinowań odpowiada system dwóch kamer vSLAM i ToF. Są też dodatkowe czujniki dbające bardziej o bezpieczeństwo samego robota niż o sprzątanie. Są to

    • Czujnik klifu – czyli wykrywacz schodów
    • Czujnik kolizji
    • Czujnik przyspieszenia
    • Czujnik radarowy
    • Czujnik ściany
    • Czujnik śmietnika
    • Czujnik spadania

    Postęp technologii w robotach sprzątających jest ogromny, więc trochę szkoda, że mopowanie w modelu Ultra zostało potraktowane nieco po macoszemu (brak wibracji, konieczność samodzielnego namaczania mopa, mały pojemnik na wodę, mop się nie podnosi na dywanach). Teraz mop to przecież jedna z najważniejszych funkcji w automatycznych odkurzaczach.

    Testowy Xiaomi przez parę tygodni testów tylko raz zaplątał się w kabel – ale było to kabel niemal niewidoczny i cienki. To bardzo ważne w mieszkaniach, gdzie różnych przewodów jest na ziemi sporo i nie planujemy ich specjalnie usuwać przez automatycznym sprzątaniem. Gdy wychodzimy z domu na dłużej to warto planować podwójny przejazd robota, aby sprzątanie było jeszcze dokładniejsze – to informacja dla prawdziwych pedantów walczących z paprochami na podłodze. Nie testowałem odkurzania dywanów, ale chyba coraz mniej osób z nich korzysta – to są jednak bardzo duże siedliska kurzu i innych niezbyt zdrowych małych organizmów. Odkurzacz ma duże koła i potrafi wjechać na przeszkody o wysokości do 2 cm.

    Mi Robot Vacuum-Mop 2 Ultra

    Mi Robot Vacuum-Mop 2 Ultra

    Zalety Mi Robot Vacuum-Mop 2 Ultra Set:

    • Dobrze sprząta
    • Sprawnie mopuje w miarę czyste powierzchnie
    • Jest ładny
    • Jest cichy
    • Automatycznie się czyści z kurzu
    • Dobrze działa aplikacja
    • Odkurzacz bardzo dobrze omija przeszkody
    • Odkurzacz bardzo dobrze tworzy mapy pomieszczeń

    Wady Mi Robot Vacuum-Mop 2 Ultra Set:

    • Cena
    • Błyszcząca powierzchnia bardzo się kurzy
    • Trzeba dokupować „firmowe” worki na kurz do stacji dokującej
    • Odkurzacz ze stacją jest spory
    • Mop nie wibruje
    • Mop sam słabo się namacza
    • Stacja dokująca nie obsługuje systemu do mopowania
    • Zbiornik na wodę nie jest duży
    • Słaba integracja z Asystentem Google
    • Duża stacja dokująca

    Mi Robot Vacuum-Mop 2 Ultra

    Czy warto go kupić, jak mamy zwykły lub ręczny odkurzacz?

    Jeśli od dłuższego czasu zastanawiamy się nad zakupem odkurzacza robota to warto przestać się zastanawiać. Nawet, gdy mamy wypasione wodne tęczowe odkurzacze i ręczne Dysony za grube tysiące to odkurzacz automatyczny jest dla fanów czystości mieszkania i domu gadżetem niezbędnym. To jest tak przydatne urządzenie jak pralka i zmywarka. Oczywiście dotyczy to nie tylko największych fanów sprzątania – taki odkurzacz jest genialny także dla największych leniuchów. Gdy się coś rozsypie lub kurz już nawet nam będzie przeszkadzał to Mi Robot Vacuum-Mop 2 Ultra ogranie to sam, nawet gdy nie będzie nas przez chwilę w domu. Nie spodziewajmy się jednak, że robot wyczyści naprawdę mocno zaplamioną podłogę lub rozbity słoik z dżemem – to musimy zrobić już sami.

    Mi Robot Vacuum-Mop 2 Ultra

    Czy warto go kupić, jeśli mamy robota odkurzającego poprzedniej generacji?

    Mam złe wiadomości dla użytkowników pierwszych automatycznych odkurzaczy – robotów i to nawet tych już z mopami. Postęp technologiczny w tej branży jest ogromny. Mój stary robot w swój ulubiony fotel biurowy potrafi walić głową po 10 razy zanim go ominie. Mi Robot Vacuum-Mop 2 Ultra to zupełnie inna klasa sprzętu. Warto się więc poważnie zastanowić nad zakupem nowego odkurzacza – stary możemy oddać rodzinie, sprzedać znajomym lub wykorzystać np. w domku na działce. Także stacja dokująca, choć kosztuje całkiem sporo, wbrew moim przewidywaniom jest udanym uzupełnieniem samego robota. Automatyczne sprzątanie jest dzięki temu jeszcze bardziej automatyczne i jeszcze bardziej sterylne.

    Mi Robot Vacuum-Mop 2 Ultra

    Konkurencja:

    Przed zakupem robota warto zapoznać się z czytelnym rankingiem odkurzaczy na stronie:

    https://bezprzeplacania.pl/ranking-robotow-sprzatajacych-top-20/

    • Roborock S7 MaxV Ultra
    • Roborock Q7 Max+
    • Xiaomi Mi Robot Vacuum Mop Pro
    • Roborock S5 MAX
    • Roborock S6 MaxV
    • Xiaomi Mi Robot Vacuum Mop 2 Lite
    • Roborock S7
    • Xiaomi Mi Robot Vacuum Mop Essential
    • Roborock S7 MaxV
    • Dreame Bot W10

    Mi Robot Vacuum-Mop 2 Ultra

  • Huawei MateBook 16s – test

    Huawei MateBook 16s – test

    Huawei MateBook 16s to laptop dla zaawansowanych i wymagających użytkowników. O ile rozmiary i wygląd są bardzo podobne do testowanego niedawno Huawei MateBook D 16, to wyposażenie i cena różnią się już znacząco. D 16 jest dostępny w różnych konfiguracjach w cenach od 3299 zł do 4999 zł, natomiast 16s został wyceniony na 7499 zł, a w zamian oferuje ekran dotykowy o wyższej rozdzielczości i proporcjach 3:2. Ma też pojemniejsza baterię i 1TB dostępnej przestrzeni dyskowej - D 16 ma maksymalnie 512 GB, czyli połowę. Mniejszych różnic jest więcej i postaram się je wszystkie omówić poniżej. Nie ulega jednak wątpliwości, że Huawei MateBook 16s to sprzęt do wygodnej pracy, nawet w wymagających programach.

    Główne wady i zalety Huawei MateBook 16s

    Zalety Huawei MateBook 16s:

    • Najwyższa jakość wykonania obudowy
    • Głośniki oferujące wysoką jakość i głośność – znacznie lepsze niż w MateBook D 16
    • Ogromny, precyzyjny touchpad, podświetlana klawiatura
    • Czytnik linii papilarnych w przycisku zasilania od razu loguje użytkownika do pulpitu
    • Dotykowy ekran o przekątnej 16 cali, proporcjach 3:2 i rozdzielczości 2520x1680 pikseli
    • Mocna specyfikacja i dobra wydajność – kilkanaście procent lepsza niż w MateBook D 16
    • USB C obsługuje Thunderbolt 4
    • WiFi 6E z poprawiony zasięgiem  technologii Huawei Metaline
    • Wysokiej jakości kamera i mikrofony do wideorozmów
    • Bateria 84 Wh i ponad 9 godzin czasu działania na baterii
    • Ładowarka USB C o mocy 90W w zestawie
    • Może spełniać rolę głównego komputera do pracy nawet w wymagających zastosowaniach

    Wady Huawei MateBook 16s:

    • Cięższy od D 16 o 0,3 kg – waży 1,99 kg
    • Błyszczący ekran gorzej spisuje się w bezpośrednim świetle słonecznym
    • Zrezygnowano z bloku numerycznego klawiatury
    • Nie można rozbudować 16 GB RAM do większej pojemności
    • Brak czytnika kart pamięci i gniazda Ethernet
    • Integracje ze smartfonem i funkcje AI Search wymagają pozostania w ekosystemie Huawei
    • Brak fizycznej zasłony przedniej kamery

    Huawei MateBook 16s

    Jak oceniamy design? – ocena 5

    W przypadku designu są zarówno wyraźne podobieństwa jak i różnice względem MateBook D 16. Bardzo podobna jest obudowa – całą wykonana z aluminium, zarówno klapa, spód, jak i wnętrze laptopa. Jest też identyczny przycisk zasilania z czytnikiem linii papilarnych, który skanuje palec już przy pierwszym wciśnięciu i automatycznie loguje użytkownika prosto do pulpitu 10 sekund później.

    Konstrukcja klawiatury i mechanizm klawiszy jest dokładnie taki sam jak w innych komputerach Huawei, które testowałem. Klawiatura ma 3 poziomy podświetlenia i oferuje standardowy poziom ergonomii dla konstrukcji wyspowej o niewielkim skoku klawiszy. Pierwszą zmianą w konstrukcji jest zrezygnowanie z bloku numerycznego w klawiaturze. Dodatkowe miejsce po bokach klawiatury Huawei wykorzystał na umieszczenie sporych rozmiarów głośników, które grają do góry, a nie w stronę stołu jak w modelu D 16. W efekcie 16s oferuje znacznie lepszą jakość dźwięku i wyższą maksymalną głośność. Jest to poziom bardziej odpowiadający przenośnemu głośnikowi Bluetooth niż typowemu laptopowi. Podczas oglądania filmów nie przekraczałem 50% głośności.

    Drugą różnicą, wynikającą z proporcji 3:2 wyświetlacza, zamiast 16:10 jest dużo więcej miejsca na touchpad. Ten jest naprawdę dużych rozmiarów 140 x 90 mm – zyskał po 2 cm w każdą stronę względem MateBook D 16. Pozwala to na jeszcze wygodniejsza pracę. Chociaż na co dzień cenię klawiaturę numeryczną, bez wahania wybrałbym dużo lepsze głośniki i większy touchpad w Huawei MateBook 16s.

    Zestaw gniazd na pierwszy rzut oka pozostał bez zmian: na lewej krawędzi są dwa złącza USB C, pełnowymiarowe HDMI, oraz złącze słuchawkowe i mikrofonu w jednym, a na prawej krawędzi dwa klasyczne złącza USB A w standardzie USB 3.2 Gen1. Tym razem jednak producent jasno oznaczył, że jedno z gniazd USB C obsługuje Thunderbolt 4. Otwiera to drogę do podłączenia najbardziej wymagających akcesoriów zewnętrznych, takich jak dodatkowa karta graficzna. W dalszym ciągu nie ma jednak czytnika kart pamięci ani gniazda Ethernet.

    Z powodu bardziej kwadratowych proporcji 3:2 Huawei MateBook 16s jest cięższy i waży 1,99 kg, zamiast 1,7 kg jak miało to miejsce w przypadku Huawei MateBook D 16. Za to jest o pół centymetra węższy – jego grubość to 17,8 mm.

    Huawei MateBook 16s

    Co sądzimy o wyświetlaczu? – ocena 5-

    Wyświetlacz to najważniejsza cecha Huawei MateBook 16s. Po pierwsze ma wysoką rozdzielczość 2520 × 1 680 pikseli i proporcje 3:2. Daje to więcej przestrzeni roboczej w pionie i pozwala łatwiej zmieścić na ekranie to nad czym pracujemy. Zwłaszcza jeśli program ma np. okno do podglądu wideo i poniżej timeline oraz inne narzędzia. Połączenie 16 cali przekątnej z proporcjami 3:2 daje wyjątkowo duży komfort pracy jak na laptopa. Po drugie jest to ekran dotykowy i w całości przykryty szkłem do samej krawędzi klapy. Pozwala to łączyć precyzję touchpada i klawiatury, z szybkością dotknięcia bezpośrednio na ekranie.

    Producent informuje, że wyświetlacz ma 100% pokrycia sRGB oraz wyższy kontrast 1500:1. Trzeba jednak pamiętać, że jest to ekran z gładkim szkłem. Poprawia to nasycenie kolorów i wspomniany kontrast, ale podczas pracy w słońcu refleksy światła mogą stanowić istotną przeszkodę. Za to podczas pracy w pomieszczeniach nie mam do niego żadnych istotnych uwag.

    Huawei MateBook 16s

    Specyfikacja – ocena 5

    Huawei MateBook 16s jest wyposażony w ten sam procesor i tyle samo RAM, co najbogatsza wersja D 16, ma jednak dwa razy większy dysk SSD. Wyniki benchmarków są też zauważalnie wyższe – o około 13 do 18% dla sumy wszystkich rdzeni, mimo zastosowania tego samego procesora i większych upałów w trakcie przeprowadzania benchmarków. Być może w tym modelu Huawei zastosował wydajniejsze chłodzenie.

    Specyfikacja:

    • Procesor Intel i7 12700H – 14 rdzeni (6 wydajnościowych i 8 energooszczędnych), 20 wątków, z maksymalnym zegarem Turbo wynoszącym 4,7 GHz
    • 16 GB RAM LPDDR4x
    • 1 TB PCIe SSD
    • Bluetooth 5.1
    • WiFi 6E z antenami 2X2 MIMO w technologii Huawei Metaline antenna
    • Przednia kamera 1080p
    • Windows 11 Home 64

    Wyniki benchmarków dla Huawei MateBook 16s:

    • Cinebench R23 – 13738 dla wszystkich wątków, 1819 dla jednego rdzenia
    • Geekbench 5 – 12984 dla wszystkich wątków, 1778 dla jednego rdzenia
    • Geekbench 5 OpenCL – 20442
    • Sekwencyjny odczyt z dysku – 3516 MB/s
    • Sekwencyjny zapis na dysku – 2906 MB/s

    Na uwagę zasługuje także kamera o rozdzielczości 1080p, które oferuje dobrą jakość obrazu, wspierana przez również dobrze działające mikrofony. W Huawei MateBook 16s znalazła się także usprawniona antena WiFi w technologii Huawei Metaline. Ponownie udało się osiągnąć wyniki kilkukrotnie lepsze niż w przypadku smartfonów czy standardowego laptopa. Sprzyja to łączeniu się z siecią na konferencjach, w hotelach i wszędzie tam gdzie sygnał jest słaby, a zakłócenia duże. Uważam to za istotną cechę obu testowanych urządzeń, zarówno w Huawei MateBook 16s jak i Huawei MateBook D 16.

     

     

    System operacyjny– ocena 5-

    Huawei MateBook 16s działa pod kontrolą systemu Windows 11 Home 64. Standardowy system Windows został wzbogacony o funkcje ekosystemu Huawei Super Device. Pozwala ona w łatwy sposób połączyć smartfon z laptopem bezprzewodowo, tak aby był widoczny w systemie jako dodatkowy dysk. Można też wyświetlić ekran smartfonu na wyświetlaczu laptopa, podłączyć tablet Huawei i wykorzystać go jako dodatkowy ekran. Możliwe jest także przeszukiwanie wszystkich używanych urządzeń Huawei jednocześnie z jednego pola wyszukiwania. Inne akcesoria, takie jak bezprzewodowe słuchawki są automatycznie wykrywane i proponowane jest ich sparowanie. Wymaga to jednak korzystania z urządzeń Huawei. Osobiście wolałbym aby funkcja była dostępna dla wszystkich urządzeń z Androidem, choć rozumiem, że niektóre integracje wymagają dodatkowych funkcji zaszytych w nakładce systemowej EMUI. Sam jednak nie mógłbym z tych funkcji korzystać, bo nie mam innych sprzętów Huawei.

    Huawei MateBook 16s

    Jak długo działa bateria? – ocena 4+

    Huawei MateBook 16s ma najpojemniejszą baterię ze wszystkich 16 calowych modeli – 84Wh. W teście odtwarzania wideo z YouTube z jasnością ekranu ustawioną na 50%, przełożyło się to na 9 godzin działania. To całkiem dobry wynik, sugerujący, że na Huawei MateBook 16s można komfortowo pracować przez cały dzień bez ładowarki, o ile wykonujemy biurową, nie obciążającą zbyt mocno pracę. Obciążenie procesora podczas edycji wideo na pewno ten czas skróci znacząco.

    Wraz z komputerem otrzymujemy 90W ładowarkę z kablem USB C. Oznacza to, że możemy zarówno wykorzystać ładowarkę laptopa do naładowania swojego telefonu, jak i dowolną inna ładowarkę USB C do naładowania laptopa. Trzeba tylko pamiętać, że większość ładowarek do telefonów nie oferuje 90W i będą potrzebowały więcej czasu na naładowanie laptopa do pełna, niż dedykowana fabryczna ładowarka.

    Huawei MateBook 16s

    Nasza finalna ocena

    Już 16 calowy D 16 dobrze się spisywał podczas codziennej pracy. Recenzowany MateBook 16s zapewnił jeszcze większy komfort, oferując proporcje ekranu 3:2, które pozwalają zmieścić jeszcze więcej na ekranie. Dodatkowo ekran w 16s jest dotykowy. Oferuje też znacznie lepsze głośniki i dużo większy touchpad. Mimo zastosowania tego samego procesora, wydajność też okazała się o kilkanaście procent lepsza. Pojawiło się także wsparcie dla standardu Thunderbolt 4.

    Wiele elementów, które mi się podobały, takie jak przycisk zasilania z czytnikiem linii papilarnych, dobrej jakości obudowa i ładowarka USB C pozostały takie same. Niestety taki sam pozostał też brak czytnika kart pamięci i gniazda Ethernet, które byłby dobrym towarzystwem dla bardziej profesjonalnych proporcji 3:2.

    Dla części użytkowników wadą może być większa o 0,3 kg waga oraz błyszczący ekran, którego refleksy mogą utrudniać pracę na świeżym powietrzu, w bezpośrednim świetle słonecznym. Pewnym ograniczeniem jest też brak możliwości rozbudowy pamięci RAM powyżej 16 GB.

    Mając to na uwadze, MateBook 16s jest dobrym narzędziem pracy dla wymagających użytkowników. Oferuje wystarczającą wydajność nawet dla wymagających zadań, a połączenie wysokiej rozdzielczości ekranu z proporcjami 3:2 i przekątną 16 cali daje optymalne warunki nawet dla obsługi założonych programów. 16s mogę zdecydowanie polecić każdemu, kto potrzebuje wygodnego i wydajnego narzędzia do pracy, gdy przestrzeń robocza jest istotniejsza od ultramobilności. Jeśli nie potrzebujemy dotykowego ekranu, ani proporcji 3:2 i wolelibyśmy matową powłokę wyświetlacza D 16 może okazać się lepszym i tańszym o 2500 zł wyborem, ale też z mniejszym o połowę dyskiem, i trochę niższa wydajnością.

    Uwielbiamy: proporcje 3:2 i jakość brzmienia wbudowanych głośników

    Nie lubimy: braku czytnika kart pamięci

    Dla kogo jest Huawei MateBook 16s:

    • Dla osób potrzebujących naprawdę dużej powierzchni roboczej
    • Dla ceniących dobre brzmienie wbudowanych głośników
    • Dla ceniących wygodę dotykowego ekranu
    • Dla osób chcących wejść w ekosystem Huawei

    Dla kogo nie jest Huawei MateBook 16s:

    • Nie dla osób szukających maksymalnie mobilnego, lekkiego i niedużego laptopa
    • Nie dla tych, którzy nie lubią błyszczącego ekranu i dużo pracują na świeżym powietrzu
    • Nie dla osób potrzebujących gniazda Ethernet albo czytnika kart pamięci i nie chcących korzystać z przejściówek

    Alternatywy dla Huawei MateBook 16s:

  • Motorola moto G82 5G

    Motorola moto G82 5G to średniopółkowy model wyceniony na 1599 zł. Wyróżnia się 6,6 calowym ekranem AMOLED FHD+ z odświeżaniem 120 Hz, oraz głównym aparatem o rozdzielczości 50 megapikseli, ze stabilizacją optyczna. W ostatnich modelach Motoroli OIS nie był powszechnie stosowany, więc jest to miła odmiana. Są też głośniki stereo.

    Pierwsze testy sugerują około 18 godzin odtwarzania wideo z sieci na jednym ładowaniu. Zwrócił tez moją uwagę zupełny brak throttlingu – nawet w upały wynik benchmarku Antutu nie różni się od tego co uzyskał telefon po schłodzeniu. Snapdragon 695 pozwolił uzyskać 408 tysięcy punktów w benchmarku Antutu.

    Potrzebujemy teraz czasu aby dokładnie sprawdzić możliwości aparatu i potwierdzić pierwsze wrażenia dotyczące czasu działania na baterii. Od tych elementów będzie zależna nasza rekomendacją dotycząca Motorola moto G82 5G. Pierwsze wrażenie jest obiecujące.

  • Xiaomi Smart Band 7

    Xiaomi Smart Band jest wyjątkowo lubianą i popularną opaską na polskim rynku. Xiaomi trafił tutaj akurat w przecięcie niewygórowanej ceny, wystarczającej funkcjonalności i wygodnej formy. Siódma edycja opaski wprowadza kolejne zmiany, ale bez rewolucji. To nadal produkt zbliżony do tego co oferował poprzedni model. Najważniejszą zmianą jest większy ekran. W nowszym modelu ma przekątną 1,62 cala i jest o 25% większy. Przekłada się to na bardziej czytelne powiadomienia i elementy interfejsu. Jeśli dotąd litery w powiadomieniach były dla Was zbyt małe, to Xiaomi Smart Band 7 przynosi tutaj istotną poprawę. Rozdzielczość wyświetlacza to 490 x 192 pikseli.

    Producent informuje, że większa bateria o pojemności 180 mAh ma starczyć na 15 dni umiarkowanego lub 9 dni intensywnego użytkowania. Sprawdzimy to w trakcie testów. Rozbudowane zostały także tryby sportowe, pojawił się ciągły pomiar tlenu we krwi wraz z możliwością ustawienia powiadomienia o zbyt niskim nasyceniu. Pojawiło się też więcej statystyk dla sportowców.

    Odniosłem wrażenie, że nowa opaska działa zauważalnie płynniej, niż jej 6 wersja, a interfejs jest też nowocześniejszy. Niestety w dalszym ciągu nie ma opcji wyboru Smart Band z wbudowanym systemem lokalizacji – lokalizacja nadal pobierana jest ze smartfonu.

    Cena opaski pozostała bez zmian względem poprzednika i nadal wynosi 249 zł, choć w promocji na start można ją było "wyrwać" za 199 zł.

    Xiaomi Smart Band 7

    Xiaomi Smart Band 7

    Xiaomi Smart Band 7

    Xiaomi Smart Band 7

    Xiaomi Smart Band 7

    Xiaomi Smart Band 7

  • Amazfit T-Rex 2

    Amazfit T-Rex 2 – test

    Amazfit T-Rex 2 to najwyższy model zegarka sportowego oferowanego obecnie przez tego producenta. T-Rex 2 chwali się odpornością na najtrudniejsze warunki, ekranem AMOLED i długim czasem działania na baterii. W tym segmencie szczególną uwagę zwraca wielosystemowy, dwuzakresowy system lokalizacji. Przetestowałem zegarek podczas urlopu nosząc go jednocześnie z zegarkiem Garmin Fenix 6X sapphireAmazfit T-Rex 2 zrobił na mnie dobre wrażenie, szczególnie tam gdzie spodziewałem się problemów, czyli w optymalizacji systemu i aplikacji mobilnej. Jednak cena 1199 zł powoduje, że należy dokładnie rozważyć wszystkie za i przeciw.

    Główne wady i zalety Amazfit T-Rex 2

    Zalety Amazfit T-Rex 2:

    • Konstrukcja odporna na warunki zewnętrzne
    • Lekki
    • Obsługa 4 przyciskami pozwala zrezygnować z dotyku, gdy nie jest akurat wygodny
    • Wysokiej klasy ekran AMOLED
    • Najnowszy wielosystemowy, dwuzakresowy system lokalizacji o wysokiej precyzji
    • Dobry czas pracy na baterii
    • Bezproblemowa aplikacja Zepp i optymalizacja Zepp OS
    • Jest eksport śladu w postaci pliku GPX
    • Atrakcyjne tarcze zegara
    • Bardziej dopracowany od innych zegarków mniej popularnych producentów

    Wady Amazfit T-Rex 2:

    • Brak płatności zbliżeniowych
    • Brak możliwości odtwarzania muzyki z zegarka
    • Brak rozmów głosowych po Bluetooth
    • Nieprecyzyjny pomiar tętna, zwłaszcza maksymalnego
    • Ubogi ekosystem opcjonalnych aplikacji
    • Brak ładowania bezprzewodowego
    • Stosunkowo wysoka cena 1199 zł

    Amazfit T-Rex 2

    Jak oceniamy design? – ocena 4+

    Amazfit w przypadku T-Rex 2 postawił zdecydowanie na design kojarzący się z outdoorem, sportem i przetrwaniem. Najbliżej mu do estetyki Casio G-Shock. W przypadku Garmina wyglądem przypomina serię Instinct. Cała obudowa Amazfit T-Rex 2 jest wykonana z tworzywa, z metalową nakładką na krawędź koperty dookoła wyświetlacza. Taka konstrukcja pozwoliła osiągnąć niską wagę wynoszącą 66 gramów.

    Amazfit podaje całą listę parametrów, które może wytrzymać zegarek: zakres temperatur od +70 do -40 stopni Celsjusza, zamrożenie w lodzie, 240h test wilgoci, 96h test spryskiwania słoną wodą, zanurzenie do 100 metrów, czyli wodoodporność 10 ATM, Mówiąc krótko Amazfit T-Rex 2 niczego się nie boi i nie musimy go zdejmować do pływania i innych, nawet ekstremalnych aktywności. Faktycznie po 2 tygodniach urlopu i wielu godzinach spędzonych na dworze nie zauważyłem żadnych śladów na kopercie i szkle przykrywającym ekran.

    Dużym plusem Amazfit T-Rex 2 jest to, że ma 4 przyciski, podczas gdy większość zegarków ma jedynie dwa – np. Mobvoi, Huawei, Samsung i Xiaomi. Dzięki temu przyciski zostały czytelnie podzielone pomiędzy przewijanie w górę i w dół, potwierdzenie wyboru i przycisk wstecz. W efekcie Amazfit T-Rex 2 można obsłużyć niemal wyłącznie przyciskami, co w niektórych scenariuszach jest o wiele wygodniejsze – rękawiczki i woda utrudniają obsługę ekranu dotykowego. Często też w czasie np. jazdy na rowerze łatwiej wcisnąć przycisk niż precyzyjnie obsługiwać ekran dotykowy.

    Pasek zegarka jest także wykonany z tworzywa, co zapewnia odporność na wilgoć. Jego kształt został tak zaprojektowany aby oferował możliwie dużo wentylacji, co jest niewątpliwym plusem. Jednak poza wentylacją i pewnym trzymaniem się ręki pasek Amazfit T-Rex 2 nie oferuje żadnych dodatkowych walorów, w tym estetycznych. Producent podaje, że ma on standardowy sposób montażu i 22 mm szerokości i być może tak jest wewnątrz, gdzie jest mocowany. Z zewnątrz jednak pasek ma 25 mm szerokości, szczelnie obejmuje swoją konstrukcją kopertę zegarka i nie widzę łatwego sposobu by go zdemontować.

    Amazfit T-Rex 2

    Co sądzimy o wyświetlaczu? – ocena 6

    W przypadku Amazfit T-Rex 2 mamy do czynienia z ekranem AMOLED o przekątnej 1,39 cala, rozdzielczości 454 x 454 pikseli i deklarowanej maksymalnej jasności 1000 nitów.

    Wyświetlacz jest czytelny w niemal każdych warunkach, oferuje dobre kąty widzenia, wysoki kontrast i nasycone kolory. Sprawia, że interfejs jest czytelny, a tarcze zegara wyglądają atrakcyjnie. Wśród zegarków z ekranem AMOLED nie znajdziemy nic wyraźnie lepszego.

    Jedynym minusem ekranu AMOLED jest jego zużycie energii – tryb zawsze włączonego ekranu znacząco skraca czas działania. Tu alternatywą są zegarki sportowe z ekranami transreflektywnymi, które mogą być zawsze włączone i stają się tym czytelniejsze im ostrzejsze światło na nie pada. Za to oferują niższą rozdzielczość i najwyżej kilkadziesiąt dostępnych odcieni kolorów (lub są po prostu-czarno-białe).

    Amazfit T-Rex 2

    Specyfikacja i system operacyjny – 4-

    Amazfit T-Rex 2 jest typowym zegarkiem sportowym, z własnym systemem operacyjnym Zepp OS, który podobnie jak w przypadku zegarków Huawei czy Xiaomi oferuje zalety optymalizacji i skrojenia na miarę, w zamian narzuconych ograniczeń dla użytkownika i twórców aplikacji, którzy muszą tworzyć na daną platformę.

    Zegarek oferuje monitorowanie tętna, snu, oddechu podczas snu (funkcja beta), stresu i natlenienia krwi. Ma wbudowane przeszło 150 trybów sportowych, może automatycznie wykrywać podstawowe aktywności sportowe: chodzenie, chodzenie na bieżni mechanicznej, bieganie, także na bieżni i w plenerze, jazdę na rowerze, pływanie, trenażer eliptyczny bądź wioślarski.

    Najważniejszy plusem dla osób trenujących na wolnym powietrzu jest wielosystemowy (5 systemów), dwuzakresowy system lokalizacji, czyli najnowocześniejszy, najdokładniejszy jego wariant. Powinien zaoferować najwyższą dokładność pomiaru, szczególnie w momentach, gdy zasięg GPS bywa słaby, na przykład w gęstym lesie, czy pomiędzy wysokimi budynkami w mieście. Zarejestrowałem 24 km trasę rowerową na Garmin Fenix 6X sapphire, który ma starszej generacji GPS oraz na Amazfit T-Rex 2. Różnica zarejestrowanej odległości była niewielka – poniżej 1,5%, ale po powiększeniu śladu GPS na mapie faktycznie to Amazfit T-Rex 2 okazał się wierniejszy przebytej trasie, z mniejszą liczbą odchyleń.

    W przypadku pomiarów snu w większości przypadków oba zegarki prezentowały zbliżoną wartość, ale były przypadki, gdy według Amazfit T-Rex 2 spałem znacznie dłużej niż według Garmina.

    Amazfit T-Rex 2

    Jedyna moja uwaga dotyczy pomiarów tętna. Podczas gdy Garmin wyliczył mi średnie tętno na 105 uderzeń na minutę, Amazfit stwierdził, że miałem je 111 BPM, a to za sprawą wyższego maksymalnego tętna, które sięgnęło 182 BPM, a Garmin zarejestrował maksymalnie 132 BMP i ta wartość był zdecydowanie bliższa prawdy – to była rodzinna, spokojna wycieczka. Aby osiągnąć 182 uderzenia na minutę musiałbym dać z siebie o wiele więcej. Być może producent skoryguje to w przyszłej aktualizacji – trudno powiedzieć.

    Szkoda, że Amazfit T-Rex 2 nie jest zgodny z zewnętrznymi czujnikami. Nie można więc podłączyć do niego ani pomiaru mocy w rowerze, ani alternatywnego sposobu pomiaru tętna, jakim byłby pas piersiowy.

    Zegarek ma też opracowany przez Amazfit algorytm wyliczający współczynnik PAI – jest to ogólny współczynnik naszej aktywności, który sumuje wszystko, od wchodzenia po schodach i zabawy z psem, aż po treningi i przedstawia w ujęciu tygodniowym. Ideałem jest osiągnięcie 100 punktów PAI, co ma znacząco poprawić nasze zdrowie i samopoczucie. Na pewno ujęcie tego jedną liczbą jest przyjazne dla użytkownika.

    Producent obiecuje, że ma pojawić się aktualizacja, która doda do zegarka dodatkowe opcje nawigacji GPS – możliwość wgrania śladu GPS i nawigowania po nim, czy powrotu dokładnie po przebytym śladzie. Na chwilę obecną powrót do miejsca startu obejmuje tylko poruszanie się w linii prostej.

    Amazfit T-Rex 2

    Przechodząc do funkcji smart – zegarek odbiera i czytelnie prezentuje powiadomienia. Pozwala na nie odpowiadać za pomocą listy gotowych odpowiedzi oraz emotikon. Nie ma jednak możliwości odpowiadania w sposób swobodny. Tym nie różni się od zegarków Xiaomi czy Huawei. Różni się za to niestety tym, że nie ma wbudowanego mikrofonu i nie umożliwia prowadzenia rozmów głosowych z zegarka. To dość powszechnie dostępna i całkiem przydatna dla mnie funkcja, zajedziemy ją nawet w kosztującym 599 zł Huawei Watch Fit 2. Być może jest to cena jaką trzeba zapłacić za podwyższoną odporność zegarka Amazfit T-Rex 2, ale szczerze mówiąc znacznie częściej dobieram połączenia na zegarku mając zajęte ręce, niż nurkuję na 100 metrów czy przebywam w temperaturze -40 stopni.

    Zegarek pokazuje czasy wschodów i zachodów słońca, fazy księżyca, pływy, pozwala śledzić cykl menstruacyjny, a także wyzwolić zdalnie migawkę aparatu w smartfonie. Jeśli chcemy więcej to sięgamy do sklepu z aplikacjami gdzie znajdziemy 18 pozycji. Jest tu kalkulator, pomoc przy myciu zębów czy kalkulator BMI. Najprzydatniejsza jest moim zdaniem aplikacja pozwalająca zmienić zegarek w pilota do kamer GoPro – możemy zmieniać z odległości tryby pracy, uruchamiać i zatrzymywać nagrywanie. Producent obiecuje, że pracuje nad tym, aby aplikacji było więcej, ale osobiście mam tutaj przeczucie, że na zbyt wiele nie należy się nastawiać.

    Największymi brakami Amazfit T-Rex 2 poza brakiem rozmów głosowych, jest brak wsparcia dla płatności zbliżeniowych i brak możliwości odtwarzania muzyki wprost z zegarka.

    Pozytywnie zaskoczyła mnie aplikacja Zepp, służącą do sparowania zegarka ze smartfonem. Nie jest przesadnie rozbudowana, ale dobrze spełnia swoją funkcję. Nie napotkałem żadnych problemów z powiadomieniami czy stabilnością jej działania. Ma też przejrzysty układ i pozwala ustawić opcje zegarka wprost z telefonu, w tym takie jak jasność ekranu, czy wibracje w zegarku. Umożliwia też eksport zapisanej trasy do pliku GPX, co otwiera drogę do zaimportowania jej do innego serwisu czy urządzenia.

    Amazfit T-Rex 2   Amazfit T-Rex 2

    Amazfit T-Rex 2

    Jak długo działa bateria? – ocena 4+

    Amazfit T-Rex 2 ma baterię pojemności 500 mAh, co jest dużą wartością. Producent przedstawia szczegółowe czasy działania dla różnych scenariuszy. W trybie oszczędzania energii czas działania ma dochodzić do 45 dni, 24 dni to typowe użytkowanie, a 10 dni to użytkowanie intensywne. GPS może pracować od 58 godzin w trybie oszczędzania energii, przez 26 godzin w trybie precyzyjnego pomiaru, aż do 10 godzin w temperaturze -30 stopni.

    W moim wypadku, ze wszystkimi pomiarami tętna i natlenienia krwi ustawionymi na najwyższą częstotliwość zegarek wytrzymał 8 – 9 dni. Nie jest to zły wynik, ale są zegarki, które działają jednak dłużej.

    Aby zegarek naładować trzeba użyć specjalnego kabla z magnetyczną końcówką. Bez niego się nie uda – zegarek nie obsługuje ładowania bezprzewodowego.

    Amazfit T-Rex 2

    Nasza finalna ocena

    Zegarek Amazfit T-Rex 2 zrobił na mnie dobre wrażenie. Ma świetny ekran, wygodą obsługę 4 przyciskami, której nie oferuje większość smartwatch’y na rynku, działa wystarczająco długo na baterii i ma najnowszy i najdokładniejszy system lokalizacji. Dodatkowo zarówno aplikacja Zepp, jak i Zepp OS nie sprawiały mi problemów w konfiguracji. Moim zdaniem jest tutaj o klasę lepiej niż w przypadku Mobvoi TicWatch. To co ma robić Amazfit T-Rex 2 robi dobrze i jedynie pomiar tętna był zawyżony – to jedyna uwaga do funkcji które są.

    Dłuższa lista obejmuje rzeczy, których nie ma. Zabrakło płatności zbliżeniowych, odtwarzania muzyki z wbudowanej pamięci i rozmów głosowych po Bluetooth, które obsługuje cała gama zegarków konkurencji. Nie ma też wsparcia dla zewnętrznych czujników, które będzie bez problemu obsługiwał Garmin. Tutaj należy postawić sobie pytanie czy Amazfit T-Rex 2 jest wart 1199 zł?

    Moim zdaniem najbliższym funkcjonalnie konkurentem jest Huawei Watch GT Runner, który co prawda nie ma 4 przycisków, ale za to ma rozmowy głosowe i choć został na premierę wyceniony na 1299 zł, można go dzisiaj dostać w dużych sklepach z elektroniką za 799 zł. Moim zdaniem ten przedział cenowy jest dla obu tych zegarków bardziej odpowiedni. Za wyższą kwotę poszedłbym w kierunku zegarków wspierających cały ekosystem czujników i akcesoriów.

    Uwielbiamy: najnowszy system lokalizacji - wielosystemowy, dwuzakresowy

    Nie lubimy: braku rozmów głosowych i muzyki

    Dla kogo jest Amazfit T-Rex 2:

    • Dla poszukujących sportowej estetyki G-Shock
    • Dla potrzebujących najdokładniejszej lokalizacji w każdych warunkach
    • Dla osób aktywnych, kładących nacisk na czas spędzony na powietrzu

    Dla kogo nie jest Amazfit T-Rex 2:

    • Nie dla osób potrzebujących płatności zbliżeniowych i muzyki
    • Nie dla osób chcących odbierać połączenia głosowe na zegarku
    • Nie dla tych, którzy szukają dokładnego pomiaru tętna podczas wysiłku

    Alternatywy dla Huawei Watch Fit 2:

  • Rozpoczynamy testy zegarka sportowego i outdoorowego Amazfit T-Rex 2.

    Amazfit T-Rex 2 to trzecie urządzenie serii T-Rex w portfolio Amazfit i najbardziej zaawansowany model w ofercie producenta. Może się pochwalić wodoszczelnością do 100 metrów i 10 ATM, oraz systemem lokalizacji działającym w oparciu 5 systemów satelitarnych w dwóch pasmach.  Wrażenie robi także deklarowany przez producenta czas działania na baterii, wynoszący 24 dni i ponad 150 trybów sportowych.

    Amazfit T-Rex 2 został przez producenta wyceniony na 1199 zł. W porównaniu do typowo sportowych zegarków Huawei i Xiaomi, to nie jest to mała kwota i z pewnością nie konkuruje wyłącznie ceną. Z drugiej strony zegarki Garmin mogą kosztować nawet 4 razy więcej, a na rynku dopiero pojawiają się pierwsze modele obsługujące 2-zakresowy i 5-systemowy GNSS. W czasie testów w pierwszej kolejności będę chciał sprawdzić deklaracje producenta co do czasu działania na baterii oraz dokładność zapisu śladu GPS w porównaniu do zegarka Garmin Fenix 6X Sapphire, którego używam na co dzień.

    Design Amazfit T-Rex 2 sugeruje, że ten zegarek żadnych warunków się nie boi. Być może i to uda się sprawdzić w czasie letniego urlopu.