Testy smartfonów:

  • Domowy switch D-Link DMS-106XT – nasze pierwsze wrażenia

    Chyba po raz pierwszy otrzymaliśmy do krótkich testów domowy switch. Switch, czyli „przełącznik”, to urządzenie, która dla większości osób jest czarną magią. Zwykle w domach nie mamy osobnych switchy, a rolę przełącznika pełni nasz router, który otrzymujemy od naszego operatora. Ma on standardowo po kilka gniazd do podłączenia urządzeń kablami.

    Po co więc w ogóle w domu jest nam osobny switch?

    Przełącznik służy do podłączenia do sieci urządzeń bez udziału sieci WiFi. Większość z nas ma router WiFi i to do niego podłączamy kolejne domowe gadżety. Część urządzeń da się podłączyć kablem, ale często nasz modem od operatora ma 2-3 wolne gniazda i na tym koniec. Switch będzie wówczas rodzajem „rozgałęziacza” do podłączania kolejnych urządzeń. Co nam to da, że podłączymy Apple TV, Smart TV, komputer, konsolę, bramkę Smart Home przez kabel? Urządzenia te będą wówczas łączyć się z internetem najszybciej jak się da, z minimalnymi opóźnieniami, nie będą się rozłączać itd. Domowy switch ma więc kilka bardzo ważnych zalet. Do tej listy możemy dodać także to, że jest to urządzenie całkowicie bezobsługowe, nie wydaje żadnych odgłosów, a w przypadku testowego D-Linka DMS-106 XT także świetnie wygląda.

    D-Link w zeszłym roku zdobył za design tego urządzenia nagrodę reddot.

    Oczywiście są podejrzenia, że takie nagrody się kupuje, ale rzeczywiście design switcha jest bardzo odważny i ciekawy. Cała obudowa przypomina nieco mały segregator. Całość jest wykonana z aluminium. W komplecie (w dość dużym pudełku) oprócz switcha (który jest niewielki) dostajemy także zasilacz. Tył urządzenia przypomina już bardziej zwykłe routery i modemy, które otrzymujemy od naszych dostawców internetu. Mamy tam gniazda ethernetowe, wyłącznik podświetlenia LED, włącznik trybu TURBO i gniazdo power. D-Link DMS-106XT na pewno będzie się świetnie prezentował na naszym, nawet najbardziej wypasionym biurku i nie trzeba go będzie wstydliwe chować, jak większość urządzeń związanych z dostarczaniem nam internetu. Na obudowie są 2 rodzaje diod – górne diody pokazują jaką prędkość interfejsu wykorzystują podłączone urządzenia. Przedni pasek (nieco dyskotekowy) informuje, czy włączony jest tryb turbo.

    10G/2.5G

    D-Link oprócz designu wyróżnia się także prędkościami transmisji jakie potrafi obsłużyć. W sumie do dyspozycji mamy 6 gniazd. Jedno z nich obsługuje prędkość 10 Gbps. 5 pozostałych wspiera 2.5Gbps. Takich prędkości nie oferują nam na razie operatorzy, ale zapewne za kilka lat będzie to już standard w ofertach ze światłowodem. Teraz tak duże prędkości przydadzą nam się na pewno, gdy będziemy robić duże backupy w sieci lokalnej lub np. przegrywać potężne ilości danych między naszymi komputerami lub dyskami działającymi w sieci. Switch samodzielnie potrafi ustalić w jakim standardzie urządzenia się ze sobą skomunikują – czy będzie to 100 Mbps, 1 Gbps. 2.5 Gps, 5 Gbps lub 10 Gps.

    Dla kogo?

    D-Link zaznacza w swojej komunikacji, że ten mały switch jest przeznaczony do użytku domowego lub niewielkich firm. W przypadku firm raczej powinna być to organizacja zatrudniająca 2-3 osoby, a nie np. dziesięć. Problemem bowiem jest ilość portów Ethernet. Po podłączeniu drukarek, dysku sieciowego itd. dla wszystkich po prostu nie starczy gniazdek. Sam switch potrafi kierować ruchem o wielkości do 45 Gbps. Wspiera następujące standardy wykorzystywane w sieci Ethernet: IEEE 802.3 10BASE-T, IEEE 802.3u 100BASE-TX, IEEE 802.3ab 1000BASE-T, IEEE 802.3x Flow Control, IEEE 802.1p QoS, IEEE 802.3az Energy-Efficient Ethernet (EEE), IEEE 802.3bz 2.5G/5G Base-T oraz IEEE 802.3an 10G Base-T. Switch zużywa bardzo mało energii – maksymalnie może to być 10.6W. D-Link DMS-106XT będzie świetnym urządzeniem dla osób, które mają w domu kilka urządzeń, które da się podłączyć kablem ethernet. Szczególnie w bloku, w otoczeniu wielu sieci WiFi, poprawi to o kilkadziesiąt procent prędkość z jaką będą łączyć się z internetem i same ze sobą w sieci domowej. Szczególnie telewizory, dyski zewnętrzne i bramki Smart Home powinny być zawsze podłączone do internetu i sieci domowej kablem. Urządzenie może kupić kompletny laik, bo jest całkowicie bezobsługowe. Podłączamy kolejne kable i switch sam „reguluje” pomiędzy nimi ruch.

    Ile kosztuje i czy warto?

    D-Link DMS-106XT niestety nie jest przesadnie tani. Teraz można go kupić za około 1000 zł. Najprostsze switche biurkowe można kupić już za niecałe 100 zł. Tutaj płacimy za obsługę wyższych prędkości oraz za perfekcyjny design i zastosowane materiały. Pamiętajmy jednak, że za niecałe 300 zł możemy już kupić switcha, który będzie miał np. 16 lub 24 gniazda na kabel ethernet. Nie będzie obsługiwał 10 Gbps, ale bez problemu obsłuży połączenia 1 Gbps, co w zastosowaniach domowych całkowicie nam wystarczy. D-Link stworzył switcha premium dla niszy klientów, dla których design i oferowane prędkości będą najważniejsze.

  • Huawei nova 10 Pro – test

    Huawei nova 10 Pro – test

    Huawei nova 10 Pro jest skierowany głównie dla fanek selfie, dla których bardzo ważny jest design smartfonu. Jest to propozycja dla osób, które nagrywają vlogi, robią selfie, albo pokazują produkt do kamery chcąc mieć jednocześnie podgląd na ekranie. Pozostałe aspekty, takie jak specyfikacja plasują ten model w górnej połowie średniej półki. Smartfon został wyceniony na 2999 zł i do 9.10.2022 można wraz z nim dostać w promocji słuchawki Huawei FreeBuds Pro 2 za 1 zł. Trzeba tylko pamiętać, że sytuacja Huawei nie uległa zmianie i nadal nie może oferować fabrycznie zainstalowanych usług Google. Można to obejść, a sam Huawei twierdzi, że dzięki ich staraniom można doskonale funkcjonować bez usług Google, ale według mnie to wciąż istotna niedogodność.

     

  • Motorola edge 30 ultra

    Motorola edge 30 ultra to nie tylko flagowiec, ale też najdroższy smartfon Motoroli od przynajmniej dwóch lat lub nawet dłużej jeśli pominiemy składany model Razr 5G. Ultra została wyceniona na 4499 zł za wersję 12/256 GB, choć teraz można już ją kupić za 4099 zł. Motorola edge 30 ultra pod wieloma względami jest „naj” – ma najszybsze ładowanie 125W, czyli niemal dwukrotnie szybsze niż w dotychczasowych Motorolach. Ma także najwyższa rozdzielczość matrycy i jest pierwszym smartfonem oferującym zdjęcia o rozdzielczości 200 megapikseli. Do kompletu jest też najnowszy i najszybszy procesor Snapdragon 8+ Gen 1. Nowa Motorola to smartfon udany, jednak pomimo najwyższej rozdzielczości matrycy nie jest jeszcze bezpośrednią konkurencją dla najwyższych modeli SamsungaSony czy vivo pod względem jakości zdjęć

     

  • Sony Xperia 5 IV

    Rozpoczynamy test Xperia 5 IV, czyli najnowszego smartfonu Sony. To co w modelu Sony Xperia 5 IV pozytywnie zaskakuje, to połączenie mniejszych rozmiarów z zachowaniem najważniejszych cech flagowego modelu Sony Xperia 1 IV. Dzięki takiemu zabiegowi osoby referujące mniejsze smartfony mogą wybrać Xperia 5 IV nie tracąc najważniejszych cech wyróżniających flagowca japońskiego producenta na tle konkurencji.

    Z najnowszego flagowca do Xperii 5 IV trafiło nagrywanie wideo 4K w 120 klatkach wszystkimi trzema aparatami – żaden smartfon innego producenta tego nie potrafi. Jest także rewelacyjna funkcja śledzenia oka podczas ustawiania ostrości, która również działa w każdym z aparatów. Procesor też jest ten sam co we flagowcu  - Snapdragon 8 Gen 1, chociaż warto zwrócić uwagę, że od czasu premiery Xperii 1 IV  pojawiła się nowa wersja Snapdragona z plusem i wersja użyta w Xperii 5 IV nie jest już najszybszym dostępnym procesorem na rynku. Bateria i szybkie ładowanie także jest identyczne jak we flagowcu.

    Sony Xperia 5 IV ma szereg charakterystycznych cech, za które ceni się smartfony Sony – konstrukcję z płaskimi bokami ramy i płaskim tyłem, gniazdo słuchawkowe, czytnik linii papilarnych w przycisku zasilania, głośniki stereo, czy szufladę SIM wysuwaną bez użycia szpikulca.

    Mając telefon przez pierwsze kilka godzin w rękach spodobał mi się bardzo jego zielony kolor połączony z matowym wykończeniem obudowy. Nie trzeba Xperii 5 IV co chwilę przecierać aby dobrze wyglądała. Konserwatywny, niezmieniony od lat design trafia w mój gust i potrzeby.

    Drugą kwestią, która zwróciła moją uwagę jest super responsywny aparat. Ustawienie ostrości i robienie zdjęć jest tak szybkie, że na początku zastanawiałem się, czy zdjęcie się faktycznie zrobiło i tego nie zauważyłem, czy po prostu nie trafiłem w spust migawki.

    Smartfon zapowiada się obiecująco, ale najważniejszą kwestią pozostaje czy problem przegrzewania się znany z flagowca został rozwiązany i to będę musiał jeszcze sprawdzić. Wnioskami podzielę się w pełnej recenzji, po zakończeniu wszystkich testów.

  • realme Watch 3 Pro – test

    Zapowiada się, że realme Watch 3 Pro będzie jednym z najtańszych zegarków wyposażonych w wielosystemową lokalizację. Producent nie podał jeszcze dokładnej ceny, ale ma mieścić się w przedziale od 400 do 600 zł. W połączeniu z dużym wyświetlaczem AMOLED, funkcją rozmów głosowych, monitorowaniem tętna, snu, stresu i natlenienia krwi może być dla wielu osób atrakcyjną propozycją. O ile pogodzimy się z faktem, że oprogramowanie wymaga jeszcze dopracowania. Recenzowany zegarek to także bardziej rozwinięta wersja realme Watch 3, który w porównaniu do Pro nie ma wbudowanego systemu lokalizacji, a zamiast ekranu AMOLED ma zwykły wyświetlacz LCD o niższej rozdzielczości. Watch 3 nie działa równie płynnie co wersja Pro, ale został wyceniony na 299 zł i oferuje pozostałe cechy Pro, w tym rozmowy głosowe.

    Główne wady i zalety realme Watch 3 Pro

    Zalety realme Watch 3 Pro:

    • Wyjątkowo lekka konstrukcja
    • Wbudowany głośnik i mikrofon oraz obsługa rozmów głosowych
    • Standardowy pasek 22 mm
    • Duży, czytelny, atrakcyjny wyświetlacz AMOLED
    • Dobrze działająca funkcja AOD
    • Płynne, bezproblemowe działanie systemu
    • Duży wybór atrakcyjnych tarcz zegara
    • Wbudowana wielosystemowa lokalizacja, nie wymaga telefonu
    • 110 trybów sportowych
    • Długi czas pracy na baterii

    Wady realme Watch 3 Pro:

    • Brak normy uszczelnienia 5 ATM, nie należy w nim pływać
    • Brak automatycznej regulacji jasności ekranu
    • Brak NFC i płatności zbliżeniowych
    • Brak możliwości wgrania muzyki
    • Powiadomienia pozbawione jakiejkolwiek interakcji zwrotnej
    • Brak wsparcia dla instalowania aplikacji
  • Oceniamy 200 megapikseli z Motoroli edge 30 ultra

    Mamy już w swoich rękach Motorolę edge 30 ultra. Jest to pierwszy smartfon na rynku, który ma matrycę o szalonej rozdzielczości 200 megapikseli. To zawrotna liczba - nowy Hasselblad X2D 100c ma połowę rozdzielczości Motoroli – 100 megapikseli.

    Aby wykonać zdjęcie 200 megapikseli trzeba skorzystać ze specjalnego trybu. Zapisane pliki zajmują dużo miejsca – około 50 megabajtów na każde zdjęcie, czyli dziesięciokrotnie więcej niż zdjęcia w standardowej rozdzielczości 12 megapikseli. Czy jednak takie kadry będą także dziesięciokrotnie bardziej szczegółowe? Sądzę, że każdy kto ma doświadczenie w aparatach wie, że różnica nie może być aż taka duża. A jaka jest w rzeczywistości?

    Krótko o specyfikacji

    Motorola edge 30 ultra ma następujący zestaw aparatów:

    • 200MP, f/1.9, Dual Pixel PDAF, OIS - główny aparat
    • 50 MP, f/2.2, 114˚- aparat ultraszerokokątny z funkcją makro
    • 12 MP, f/1.6 - teleobiektyw portretowy z powiększeniem x2
    • 60 MP, f/2.2 - aparat do selfie

    Ponieważ tylko główny aparat ma rozdzielczość 200 megapikseli, to przede wszystkim nim jesteśmy tym razem zainteresowani. W jednym przykładzie porównamy też teleobiektyw.

    Oprócz zdjęć z Motoroli jako punkt odniesienia wykorzystamy Samsunga Galaxy S21 FE, a więc model ze średniej półki, który ma matrycę 12 MP. Oto jego zestaw aparatów:

    • 12 MP, f/1.8, 26mm, Dual Pixel PDAF, OIS – główny aparat
    • 8 MP, f/2.4, 76mm, PDAF, OIS, 3x powiększenie optyczne
    • 12 MP, f/2.2, 13mm – ultraszerokokątny aparat
    • 32 MP, f/2.2, 26mm – aparat do selfie z przodu

    Układ zdjęć porównawczych jest następujący – dla całych kadrów, od góry jest zdjęcie Motoroli w 200 megapikselach, pośrodku zdjęcie z Samsunga, a na dole zdjęcie Motoroli wykonane w domyślnym trybie 12 megapikseli, a więc o takiej samej rozdzielczości jak matryca Samsunga.

    Przy kadrach powiększonych kolejność jest taka sama, ale patrząc od lewej – najpierw 200 megapikseli z Motoroli, potem Samsung i Motorola w domyślnym trybie i 12 megapikselach. Ponieważ różnica w wielkości zdjęć jest zbyt duża, zdjęcia w rozdzielczości 12 megapikseli powiększyłem do 400%, aby obiekty na nich były mniej więcej tej samej wielkości co 100% powiększenie z 200 megapikseli.

    Zwracam również uwagę, że ekwiwalent ogniskowej z głównego aparatu w Motoroli to 23 mm, a w Samsungu 26 mm, stąd zdjęcia z S21 FE są trochę bardziej powiększone, ale zostały wykonane z dokładnie tego samego miejsca i tej samej odległości.

    Porównanie zdjęć

    Na pierwszym kadrze, gdzie powiększona jest tabliczka z miejscem zbiórki do ewakuacji widać, że 200 megapikseli z Motoroli edge 30 ultra ma więcej szczegółów od dwóch pozostałych kadrów, a jednak różnica nie jest tak duża na jaką wskazywałaby różnica w rozdzielczości pomiędzy 12 i 200 megapikselami. Co ciekawe, zdjęcie w 12 megapikselach z automatycznego trybu Motoroli ma trochę mniej szczegółów od Samsunga, a powinno być odwrotnie. To oznacza, że zwykłe zdjęcia nie są robione w pełnej rozdzielczości, a następnie przeskalowane do 12 megapikseli. Ten proces trwałby zbyt długo. Widać to zresztą po dedykowanym 200 megapikselom trybie, który potrzebuje znacznie więcej czasu na zrobienie i zapisanie zdjęcia niż tryb automatyczny.

    Smartfony stosują technologię łączenia pikseli w grupy nazywaną pixel binning. Pozwala to osiągnąć część korzyści płynącej z wysokiej rozdzielczości, jak choćby zmniejszenie ilości szumu i jest popularną techniką stosowaną przez wszystkich producentów. Poprawia to jakość zdjęć względem matryc o niższej rozdzielczości, przy zachowaniu wysokiej szybkości przetwarzania, ale nie wykorzystuje wszystkich zalet wysokiej rozdzielczości. Aby w pełni wykorzystać jakość wysokiej rozdzielczości należałoby każdorazowo zapisać pełną rozdzielczość zdjęcia, a następnie przeskalować ja w dół, do pożądanej wielkości. Aby o zobrazować różnicę zmniejszyłem zdjęcie z Motoroli o rozdzielczość 200 megapikseli, czyli 16384 x 12288 do rozdzielczości zapisywanej w normalnym trybie, trochę ponad 12 megapikseli, czyli dokładnie 4096 x 3072. Po prawej stronie widać 100% powiększenie obrazu prze mnie ręcznie zmniejszonego i jest zauważalnie ostrzejsze i bardziej szczegółowe niż to z lewej, powstałe w wyniku pixel binningu.

    Konsekwentnie we wszystkich kadrach zdjęcia o rozdzielczości 200 megapikseli mają najwięcej szczegółów, jednak przewaga jakości jest niewielka w porównaniu do kosztów, czyli wielkości plików i czasu potrzebnego do wykonania zdjęcia. Skupmy się zatem na zdjęciach 12 megapikselowych z Samsunga i automatycznego trybu Motoroli.

    W drugim kadrze zdjęcia liści widać wyraźnie, że kolory z Samsunga są zdecydowanie bardziej nasycone, cieplejsze. W tym wypadku Samsung wypadł gorzej pod względem szczegółów od Motoroli w trybie automatycznym 12 MP. Może to być wynik ustawienia ostrości w innym punkcie.

    Trzeci kadr, z wiszącymi fotelami jest dość wyrównany z lekką przewagą Motoroli, a w czwartym kadrze z rowerem delikatna przewaga wraca do Samsunga.

    Piąty i ostatni kadr porównuje teleobiektywy – Samsung oferuje większe, trzykrotne powiększenie optyczne, podczas gdy Motorola ma powiększenie dwukrotne i obiektyw dedykowany raczej portretom. Tutaj jakość jest zbliżona, a różnice w szczegółach wynikają głównie z różnego powiększenia. Ja preferuję powiększenie 3 krotne jako takie, które najczęściej mi się przydaje. Mimo to Motorola może mieć istotną przewagę w portretach. To będę musiał jeszcze sprawdzić.

    Podsumowanie

    Wnioski jakie można wynieść z tego szybkiego porównania są dwa:

    Po pierwsze wysoka rozdzielczość głównej matrycy faktycznie rejestruje dodatkowe szczegóły w porównaniu do zdjęć o 12 megapikselach. Różnica jednak nie jest na tyle duża, aby uzasadnić korzystanie z tego trybu na co dzień, co oznaczałoby zapychanie pamięci telefonu dziesięciokrotnie większymi plikami i znacznie dłuższy czas potrzebny na zrobienie i zapisanie każdego zdjęcia.

    Drugi wniosek jest taki, że dla trybu standardowego, domyślnego, który zapisuje zdjęcia o rozdzielczości 12 megapikseli szalona rozdzielczość matrycy nie przynosi zauważalnych korzyści i wyglądają one podobnie do zdjęć zrobionych w ogóle bez przeskalowania matrycą 12 megapikselową. Korzyść mogłaby być większa, gdyby zdjęcia każdorazowo były przeskalowywane w dół z 200 megapikseli, ale cały proces jest obecnie prawdopodobnie zbyt czasochłonny, żeby nim obciążyć każde zdjęcie użytkownika.

    O ile Motorola edge 30 ultra ma wiele niewątpliwych zalet, to 200 megapikselowa matryca głównego aparatu nie powinna być głównym argumentem przemawiającym za wyborem tego telefonu. W praktyce nie niesie ona znaczących korzyści dla użytkownika w codziennym użytkowaniu, choć na specjalne okazje zdjęcia 200 megapikselowe wciąż mogą przynieść pewne korzyści.

  • Motorola edge 30 ultra

    Na filmie rozpakowaliśmy i sprawdziliśmy, jak działa najnowszy smartfon Motorola edge 30 ultra.

  • Samsung The Freestyle jest tańszy i ma specjalny powerbank – czy warto go teraz kupić?

    Rzutnik Samsung The Freestyle jest obecny na polskim rynku już od kilku miesięcy. Teraz jest dostępny w obniżonej o 500 złotych cenie. Nadal nie jest to tanie urządzenie, bo Freestyle kosztuje 3500 zł, ale trzeba wziąć pod uwagę, że rzutniki nigdy nie były przesadnie tanie, a obecnie elektronika w ogóle bije cenowe rekordy. Z drugiej jednak strony Freestyle nie trafiła na dobry moment ze swoją premierą. Polacy zaciskają pasa i na taki ekstra wydatek nie będzie stać wielu. Ja testowałem go (tym razem w wersji z dedykowanym powerbankiem) w jego naturalnym środowisku, czyli podczas weekendowego wypadu w góry.

  • vivo X80 Pro

    X80 Pro to pierwszy smartfon vivo, który pozycjonowany jest w najwyższym segmencie cenowym. Wejście w segment ultra premium to dla każdego producenta trudne wyzwanie. Nie dość, że smartfon musi być dopracowany w każdym detalu, bo w cenie 5999 zł trudno wybaczyć jakiekolwiek kompromisy i niedociągnięcia, to najdroższego modelu sprzeda się znacznie mniej niż tańszych telefonów. Jest to zabieg bardziej wizerunkowy – pokazanie, że dany producent może grać w najwyższej lidze plus próba powalczenia o segment, w którym można realnie na sprzedaży smartfonu zarobić. Dzięki vivo X80 Pro bardzo wąskie grono topowych urządzeń z Androidem poszerzyło się o kolejny model do wyboru.

  • Amazfit GTR 4 - test

    GTR 4 to najnowszy model Amazfit, który pod względem stylu jest przeciwieństwem testowanego przez nas w lipcu Amazfit T-Rex 2. Zamiast designu kojarzącego się ze sportami ekstremalnymi z T-Rex 2 w najnowszym modelu GTR 4 otrzymujemy kształt i wygląd klasycznego zegarka. GTR 4 wprowadza też kilka nowocześniejszych rozwiązań technologicznych. GTR 4 kosztuje tyle samo co T-Rex - 1199 zł. Zależnie od potrzeb użytkownika pod pewnymi zastrzeżeniami może okazać się lepszym wyborem. Konkurencja na rynku zegarków jest naprawdę duża i jest w czym wybierać. Kluczowe jest więc określenie potrzeb przyszłego użytkownika.

  • Motorola edge 30 neo – test

    Motorola edge 30 neo to najtańszy smartfon z serii edge 30. Kosztuje 1899 zł. To także najmniejszy i najlżejszy model w ofercie producenta. To również pierwszy owoc współpracy z Pantone. To pierwszy znany mi przypadek umieszczenie symbolicznego wzornika Pantone na obudowie urządzenia. 30 neo zaprezentowana po raz pierwszy tydzień temu w Mediolanie ma szansę zwrócić na siebie uwagę wielu użytkowników, zwłaszcza tych, dla których obecne smartfony są za duże i za ciężkie.

  • Huawei nova 10 Pro w naszych rękach - wideo

    Na filmie rozpakowaliśmy i sprawdziliśmy, jak działa najnowszy smartfon Huawei nova 10 Pro.

  • Motorola edge 30 neo w naszych rękach - wideo

    Na filmie rozpakowaliśmy i sprawdziliśmy, jak działa najnowszy smartfon Motorola edge 30 neo.

  • Xiaomi Mi Router AX9000

    Mi Router AX9000 to propozycja dla osób, które chcą mieć najszybsze WiFi w dobrej cenie. Są na rynku 4 modele routerów oferujące równie wysoką przepustowość sieci bezprzewodowej jak Mi Router AX9000, ale każdy z nich kosztuje 2000 zł lub nawet więcej. Wysoka cena tych urządzeń jest spowodowana między innymi bogatym wyposażeniem, które oznacza np. 8 gniazd Ethernet lub 2 gniazda USB 3.0 i sześć gniazd Ethernet. Recenzowany Mi Router AX9000 ma standardowe 5 gniazd Ethernet (jedno do podłączenia do internetu i 4 dla pozostałych urządzeń) i jedno gniazdo USB, ale za to kosztuje 1299 zł. Jest też pierwszym routerem, który w naszych testach osiągnął na WiFi identyczną prędkość co komputer podłączony gigabitowym kablem Ethernet. Dlatego propozycja Xiaomi jest taka interesująca.

     

  • TP Link Tapo

    Tapo to marka TP-LINK dotycząca produktów kategorii smart home. Wśród nich znajdziemy żarówki i gniazdka łączące się z siecią, a także kamery IP. Zakres możliwych zastosowań takich kamer jest szeroki, od zabezpieczenia domu lub działki, przez monitorowanie zwierząt domowych, aż po elektroniczną nianię. Aby zaspokoić szerokie spektrum potrzeb TP-LINK oferuje wiele różnych modeli kamer IP. Do naszej redakcji na testy trafiły na raz trzy najnowsze modele:

    TP-LINK Tapo C110 to najprostszy i najtańszy model przeznaczony do zastosowania wewnątrz domu. Kosztuje 149 zł.

    TP-LINK Tapo C210 ma sterowanie nachyleniem i obrotem. Koszt Tapo C210 to 179 zł.

    TP-LINK Tapo C320WS to z kolei model zewnętrzny, odporny na zmienne warunki pogodowe. Ma też najwyższą rozdzielczość, czulsza matrycę i dodatkowe diody doświetlające. Kosztuje 265 zł.

    Obraz z kamer jest dostępny z poziomu aplikacji Tapo.

  • Test głośnika Sony XG300

    Test głośnika Sony XG300

    Klasa urządzenia C (skala „Mercedesa” A, B, C, E, S)

    Skala ocen 1-6 (6-celujący)

    Zaczynamy

    Na sam koniec wakacji do testów otrzymaliśmy potężny głośnik SONY XG300. Jest przenośny, ale jest to raczej mobilność dla osób podróżujących własnym samochodem, a nie rowerem lub pieszo. Głośnik jest po prostu duży i ciężki. Waży 3 kg. Jego przenoszenie na szczęście ułatwia wygodna plastikowa rączka, która chowa się w obudowie. Sony aktualnie oferuje w Polsce kilkanaście różnych głośników Bluetooth. XG300 należy do tzw. średniej półki cenowej i „mocowej”. Bezpośrednio nad nim jest wersja 500 oraz potężne kolumny imprezowe XP500, XP700 oraz XV900. Fani mogą także zdecydować się na zakup „designerskiego” głośnika RA5000.

    Test głośnika Sony XG300

    Główne wady i zalety głośnika Sony XG300

    Zalety głośnika Sony XG300:

    • Bluetooth 5.2
    • Gniazda mini jack stereo (wejście)
    • USB C
    • Bardzo długi czas pracy na baterii - około doby
    • Aplikacja Music Center
    • Bardzo wygodny panel do sterowania na obudowie
    • Obsługa połączeń głosowych
    • Aktywacja asystent głosowego
    • Gniazdo USB-A do ładowania innych urządzeń
    • Możliwość synchronizacji do 100 głośników
    • Ekologiczne opakowanie
    • Ładowarka USB-C w komplecie
    • DSEE - Digital Sound Enhancement Engine – ulepszanie dźwięku ze skompresowanych plików
    • Świetna jakość wykonania

    Wady głośnika Sony XG300:

    • Duża waga
    • Brakuje mu imprezowej dynamiki i mięsistego basu
    • Wysoka cena 1200 zł
    • Bezużyteczna aplikacja Fiestable, bo funkcje DJ-a działają bardzo słabo przez Bluetooth

    Jak oceniamy design? – ocena 6

    Design Sony XG300 trochę pasuje do jego charakterystyki dźwięku. To „poważny” głośnik, którego obudowa jest ukryta pod bardzo ładną czarną tkaniną. Nie jest to festyniarski design – będzie pasował nawet do drogiego, nowoczesnego wnętrza. Jego rączka jest ukryta, podobnie jak tylny panel ze złączami (jest tam USB-A, USB-C i gniazdo audio-in). Mamy też przycisk do sprawdzania poziomu naładowania baterii oraz wyłącznik imprezowych diod LED (one świecą bardzo oszczędnie i prawie ich nie widać). Głośnik ma plastikowe nóżki i gra „na jedną stronę”. Obudowa, choć wygląda bardzo delikatnie, jest odporna na pył i wodę (norma IP67). Głośnik możemy więc zabrać np. na plażę. XG300 może ładować inne urządzenie przez USB-A, a sam jest ładowany wyłącznie przez USB-C.

    Test głośnika Sony XG300

    Test głośnika Sony XG300

    Jakość dźwięku? – ocena 4

    Jeśli chodzi o jakość dźwięku to najnowszy głośnik SONY trochę zaskakuje. Jego waga i rozmiary sprawiają, że spodziewamy się, że po jego włączeniu sąsiad już po chwili będzie pukał do naszych drzwi. Tak się jednak nie dzieje. Głośnik potrafi grać głośno, ale nie jest to ta dynamika, której się można było spodziewać. To nie jest dźwięk znany z głośników i słuchawek JBL z mocnym, mięsistym basem, który dominuje. Tutaj dominuje środek, co wielu osobom może się podobać, bo taki dźwięk nas nie zamęczy po godzinie. Gdy jednak potrzebujemy głośnika do muzyki EDM i większej imprezy to SONY może niestety dostać zadyszki. To jest raczej głośnik do codziennego użytku, a nie wybijania szyb w całym bloku. Porównywaliśmy jego brzmienie z małym głośnikiem JBL, z małym i dużym głośnikiem Apple, z głośnikiem z Ikei i dużym głośnikiem Google i SONY bez problemu deklasowało najmniejsze urządzenia, ale większe głośniki konkurencji już radziły sobie trochę lepiej. Należy jednak wspomnieć, że nie są to już urządzenia przenośne.

    Test głośnika Sony XG300 Test głośnika Sony XG300

    Aplikacje? – ocena 5

    Producent zaleca zainstalowanie na urządzeniach mobilnych dwóch aplikacji: Fiestable oraz Music Center. Tę pierwszą raczej możemy sobie darować. Ta druga to rozbudowane centrum do zarządzania funkcjami naszego głośnika. W tej aplikacji włączymy gniazdo Audio in, ustawimy equalizer lub pobawimy się efektami DJ (nie działają zbyt dobrze). W apce możemy włączyć także legendarny tryb Stamina, wybrać sposób działania diod LED lub zgrupować kilka głośników. Aplikacja działa stabilnie, ale bez jej instalacji też da się żyć i korzystać z XG300.

    Test głośnika Sony XG300 Test głośnika Sony XG300

    Jak długo działa bateria? – ocena 6

    Bateria w Sony XG300 działa bardzo dobrze, bo nasz głośnik potrafi działać bez ładowarki około doby. To wynik, który zaspokoi najbardziej szalonych imprezowiczów. Producent obiecuje, że 10 minut doładowania pozwoli nam słuchać muzyki przez kolejne 70 minut. Należy pamiętać jedynie o tym, aby mieć w pobliżu ładowarkę na USB-C. I tutaj największa niespodzianka – taką ładowarkę (niestety sporą) otrzymujemy w komplecie z głośnikiem. To teraz duże wydarzenie, bo większość urządzeń jest już sprzedawana bez ładowarek.

    Test głośnika Sony XG300

    Test głośnika Sony XG300

    Nasza końcowa ocena

    Chyba największym konkurentem naszego testowego głośnika Sony XG300 będzie model SRS-XG500 ważący 5.6 kg. Oba te produkty nie są już przesadnie mobilne, a można przypuszczać, że XG500 będzie oferował znacznie potężniejszy dźwięk i moc, który sprawdzi się na dużych domówkach. Jeśli jednak nie chcemy wkurzać naszych sąsiadów to lepszym wyborem będzie „300”. To bardzo ładny, elegancki, a nie festyniarski głośnik spełniający normę IP67, z bardzo wydajną baterią pozwalającą na odtwarzanie muzyki przez niemal dobę. Głośnik jest wspierany przez 2 aplikacje mobilne. Jego największą chyba wadą jest brak potężnego, mięsistego basu, którego można się by było spodziewać po takich rozmiarach i wadze. To może być jednak także zaleta dla osób, które nie lubią tego typu charakterystyki i wolą dźwięk, który nie męczy na dłuższą metę i podkreśla raczej środek pasma.

    Uwielbiamy: design

    Nie lubimy: braku dynamiki i szczegółowości dźwięku

    Dla kogo jest głośnik Sony XG300:

    • Wielbiciele sprzętu SONY
    • Fani ładnych urządzeń
    • Osoby, które mają działki i są zmotoryzowane

    Dla kogo nie jest głośnik Sony XG300:

    • Szukający małego głośnika
    • Osoby, które potrzebują dźwięku imprezowego z bardzo mocnym basem

    Alternatywy dla głośnika Sony XG300:

    • JBL Boombox 2
    • Bose Portable Home
    • Sony SRS-XG500
    • LG XBOOM 360 RP4
    • Huawei Sound X
    • JBL Xtreme 3
    • Sony SRS-XP500
    • Bose SoundLink Revolve+ II
    • JBL PartyBox On-The-Go
    • Sonos Roam

  • Smartfony z serii motorola edge 30 - nasze pierwsze wrażenia

    Motorola zorganizowała premierę nowej serii edge z dużym rozmachem. W Mediolanie widać było, że to dla tego producenta bardzo ważne wydarzenie. Podoba mi się strategia wprowadzenia trzech modeli z zupełnie różnych segmentów cenowych, które łączy design i część funkcji. Jest to czytelny i zrozumiały podział: od 1899 zł za motorolę edge 30 neo, przez 2999 zł za motorolę edge 30 fusion, aż po flagowy model motorola edge 30 ultra za 4499 zł. Ciekawym, niesztampowym posunięciem było też nawiązanie współpracy z firmą Pantone, która zajmuje się standaryzacją kolorów. W nowych smartfonach z serii edge widać powiew świeżości zarówno w designie obudowy, jak i nakładki systemowej. To są drobne i subtelne rzeczy, które cieszą oko często bardziej niż można by się tego spodziewać.

  • POCO M5 - nasze pierwsze wrażenia

    POCO to marka Xiaomi, która specjalizuje się w smartfonach o dobrym stosunku wydajności do ceny. POCO M5 w konfiguracji 4/64 GB, który mamy w rękach został wyceniony na 849 zł. Jest to najtańszy po M3 smartfon w ofercie POCO. Mimo to oferuje specyfikację, która jeszcze niedawno charakteryzowała średnią półkę – ekran z odświeżaniem 90 Hz, dość mocny procesor i całkiem udany aparat. POCO M5 może okazać się dobrym wyborem dla tych, którzy nie chcą wydać zbyt dużo przy zakupie telefonu.

  • Samsung Galaxy Watch 5 Pro

    Galaxy Watch 5 Pro to najwyższy model zegarka oferowany przez Samsunga. Dostępny jest w jednym rozmiarze 45 mm - w wersji Bluetooth za 2149 zł lub LTE za 2349 zł. W tej cenie można wybierać swobodnie pośród wielu propozycji różnych producentów. Jednocześnie zmian względem poprzedniej serii Watch 4 nie jest zbyt wiele. Najważniejsze innowacje to nowe materiały, dłuższy czas pracy na baterii i szybsze ładowanie, oraz możliwość nawigacji po śladzie GPX. Funkcjonalność dotycząca śledzenia naszego zdrowia pozostała w większości niezmieniona względem poprzedniej generacji. Można więc powiedzieć, że Watch 5 Pro to wersja premium bardziej ze względu na jakość i design, niż na różnice w dostępnych funkcjach.

     

  • Test słuchawek Samsung Galaxy Buds 2 Pro

    Klasa słuchawek S (skala „Mercedesa” A, B, C, E, S)

    Skala ocen 1-6 (6-celujący)

    Zaczynamy

    Jeśli chcemy kupić Budsy Samsunga to sprawa nie jest taka prosta. Do wyboru mamy Buds 2 za 699 zł, Buds Pro za 799 zł,  Buds Live za 549 zł oraz testowane przez nas właśnie, najnowsze Buds 2 Pro za 999 zł. 2 pro to więc aktualnie najdroższe Budsy dostępne w sprzedaży. Segment najdroższych słuchawek TWS premium jest zatłoczony, więc nowe Budsy na pewno nie będą miały lekko. Na rynku będą musiały powalczyć o sympatię klientów z np. Sennheiser Momentum 3 za 1129 zł, z AirPods Pro za 1049 zł, z Apple Powerbeats Pro za 999 zł, z Apple Beats Fit Pro za 929 zł, z Sony WF-1000XM4 za 979 zł. Nieco taniej kosztują także JBL Tour Pro+, JBL Reflect Flow Pro+, Jabra Elite 7 Active, Sennheiser CX Plus True Wireless SE i OnePlus Buds Pro. Wszystkie te słuchawki nie zawiodą nas jakością dźwięku. Bardziej będą różnić się jakością systemu ANC, współpracą z systemem operacyjnym telefonu oraz tym, czy będą pasowały do naszych uszu. Gdy chcemy w słuchawkach TWS także ćwiczyć, to lista dostępnych modeli się skróci i wówczas najważniejsze będzie to, czy dany model nie wypada nam z uszu i dobrze tłumi otoczenie. Sam wybór słuchawek TWS jest dosyć skomplikowany, a wiadomo, że ich wcześniejsze testy ze względów higienicznych raczej nie są możliwe.

    Główne wady i zalety słuchawek Samsung Galaxy Buds 2 Pro

    Zalety słuchawek Samsung Galaxy Buds 2 Pro:

    • Bardzo udany wygląd słuchawek oraz przyjemny w dotyku plastik
    • Słuchawki bardzo dobrze leżą w uszach – nadają się do sportu – są pod tym względem znacznie lepsze niż Airpodsy Apple.
    • Bardzo udany design etui
    • Dobra jakość dźwięku – duża przestrzeń, bass jest mocny, trochę gorzej jest z elegancją tonów wysokich
    • IPX7 – woda, pot, zalanie
    • Najnowszy Bluetooth 5.3
    • Bluetooth LE Audio – wsparcie ma być dostępne w tym roku
    • Enhanced Dolby Head Tracking
    • Wsparcie dla dźwięku 5.1ch / 7.1ch / Dolby Atmos
    • SmartThings Find
    • Automatyczne parowanie ze smartfonami Samsunga
    • Waga 5.5 g
    • Rozmiary mniejsze o 15% w porównaniu do Buds Pro
    • Bardzo ładny grafitowy kolor (są też dostępne białe i fioletowe)
    • Dobra jakość mikrofonów
    • Wsparcie dla 24-bit hi-fi lossless audio – takie pliki są dostępne np. w Apple Music i Tidal
    • Jakość rozmów głosowych bardzo dobra, choć przyjemniej rozmawia się przy włączonym trybie Ambient sounds
    • ANC jest wystarczające, ale zauważalnie gorsze niż we flagowych słuchawkach Jabra

    Wady słuchawek Samsung Galaxy Buds 2 Pro:

    • Etui dosyć łatwo się brudzi – widać tłuste ślady
    • Słuchawki nie wspierają szybkiego ładowania
    • Brak ładowarki w komplecie
    • Dla iOS nie ma dedykowanej aplikacji i dodatkowych ustawień oraz usług, choć słuchawki z iPhonem grają doskonale
    • Niezbyt wygodna obsługa dotykiem – wzorem dla wszystkich powinny być słuchawki Jabra
    • Brak obsługi multipoint Bluetooth – jest tylko wersja oparta o konto Samsung
    • Brak wsparcia dla Google Fast Pair

    Jak oceniamy design? – ocena 5

    Zarówno słuchawki, jak i etui bardzo mi się podobają. Słuchawki nie są kopią Airpodsów – całe wchodzą do naszego ucha i nie wystawiają z niego krótszych czy dłuższych plastikowych kolumienek. Nie są też już na szczęście fasolkami Live, które w ogóle nie tłumiły dźwięków otoczenia. Etui też jest eleganckie, szczególnie w grafitowym, niemal czarnym kolorze. Etui nie ma żadnych przycisków, a tryb parowania uruchamiamy przyciskając palcami obie słuchawki. Nie jest to na pewno rozwiązanie intuicyjne, ale gdy mamy smartfon Samsunga to parowanie działa automatycznie. Słuchawki są odporne na pot i wodę – spełniają normę IPX7. To zanurzenie w słodkiej wodzie na 30 minut na głębokość do 1 metra. Użytkowanie na plaży (zapewne chodzi o kąpanie się w morzu) i w basenie nie jest zalecane. Etui ładujące nie jest wodoodporne. Wadą tworzywa sztucznego wykorzystanego do produkcji Budsów (i etui) jest to, że mocno widać na nim tłuste plamy naszych palców. Esteci będą je musieli stale pucować szmatką. Słuchawki bardzo stabilnie trzymają się w uszach, co pozwala uprawiać w nich ćwiczenia sportowe. Samsung nie spisał się natomiast projektując obsługę słuchawek dotykiem – działa to bardzo średnio.

    Aplikacja i usługi dodane – ocena 5

    Budsy, podobnie zresztą jak Airpodsy, najlepiej współpracują z telefonem tego samego producenta. Budsy automatycznie parują się z naszym smartfonem (to skopiowano z Apple), a następnie całe zarządzenie ustawieniami jest dostępne przez apkę Galaxy Wearable, której nie można pobrać w App Storze. W aplikacji możemy:

    • włączać i wyłączać ANC
    • włączać i wyłączać tryb Ambient Sound (czyli słyszymy dźwięki z otoczenia)
    • włączyć wykrywanie naszego głosu – wówczas odtwarzanie muzyki zostanie przyciszone i aktywowany będzie tryb Ambient Sound
    • włączyć tryb 360 Audio wykrywający ruchy naszej głowy – ta funkcja dosyć często działa niestabilnie i pomimo braku ruchu głowy blokuje odtwarzanie jednego kanału.
    • skonfigurować obsługę dotykiem, czyli pukania w nasze słuchawki

    Aplikacja ma też equlizer, przypomni nam o konieczności wyprostowaniu szyi oraz sprawdzi, czy dobrze dobraliśmy rozmiar gumek w naszych słuchawkach. Dzięki aplikacji powinna też działać funkcja automatycznego przełączania słuchawek pomiędzy urządzeniami z ekosystemu Samsunga – tej funkcji nie testowałem (ma to być telefon, tablet, zegarek i telewizor).  Aplikacja pokaże nam także nasze zagubione słuchawki na mapie (z etui lub bez niego - SmartThings Find). Prawie wszystkie wymienione funkcje będą działać tylko, gdy mamy smartfon Samsunga (na szczęście miałem testowego Folda).

    Jakość dźwięku – ocena 4

    Jakość dźwięku nowych słuchawek Samsunga przetestowałem na mojej ulubionej playliście Spotify dostępnej pod adresem tutaj.

    Budsy jako słuchawki do codziennego użytku nie zawiodą nas muzycznie. Oczywiście są to małe pchełki TWS, więc nie jest to sprzęt dla audiofili. Od takich słuchawek wymagamy coraz więcej (ich postęp w jakości dźwięku przez ostatnie lata jest niesamowity), ale nie wygrają one porównania z dużymi nausznymi słuchawkami. Słuchawki Bowers & Wilkins w wersji nausznej za 500 zł więcej grają zupełnie inaczej (mają więcej przestrzeni, ich bas jest bardziej elegancki), ale oczywiście to słuchawki z innego segmentu i na pewnych polach przegrywają ze słuchawkami „daily”.  Samsungi Galaxy Buds 2 Pro mają sporą przestrzeń, mocny, choć „nieprzegięty” bas, kuleją trochę wysokie tony. Dobrze działa ANC, choć są na rynku słuchawki, które tłumienie hałasu ogarniają już lepiej. Dobrze się także przez Budsy rozmawia, choć warto przed rozmową włączyć tryb Ambient.

    Jak długo działa bateria? – ocena 4

    Pojemność baterii słuchawek wynosi 58mAh. W etui jest ogniwo i 500mAh. Słuchawki zapewniają do 5 godzin nieprzerwanego działania przy włączonej funkcji ANC, zaś etui zapewnia kolejne 18 godzin życia ich baterii w 100%. To wystarczające parametry choć w czasie dłuższego lotu będziemy musieli nasze słuchawki doładować. Etui można ładować przewodowo przez USB-C i bezprzewodowo. Ładowarki w komplecie ze słuchawkami oczywiście już nie znajdziemy. Takie parametry baterii oferuje bezpośrednia konkurencja:

    • Sennheiser Momentum 3 - 7 godzin pracy na baterii i 28 godzin z etui
    • AirPods Pro – 4.5h plus 24h z etui
    • Sony WF-1000XM4 - 8h plus 16h z etui
    • Jabra Elite 7 Active - 8h i 30h z etui

    Nasza finalna ocena

    Buds 2 Pro to świetne słuchawki do codziennego użycia. Mają dobry dźwięk, w miarę dobre ANC, świetnie wyglądają i dobrze trzymają się w uszach. Raczej są to słuchawki dla użytkowników smartfonów Samsung i raczej muszą oni mieć wypchany portfel, bo nowe Budsy Pro kosztują prawie 1000 zł. Płacimy trochę za markę i segment premium, a trochę za dodatkowe usługi. Niestety z większości z nich skorzystają tylko posiadacze Samsungów i to tych najnowszych. Androidowe Budsy 2 Pro to odpowiedniki Airpodsów Pro dla systemu iOS. Są dostępne w sklepie w niemal tej samej cenie, ale dźwięk z Budsów bardziej mi się podoba, a ich wygoda i trzymanie się w uszach nie ma porównania.

    Uwielbiamy: design i wygodę

    Nie lubimy: ograniczenia pełnej funkcjonalności do ekosystemu Samsunga

    Dla kogo są słuchawki Samsung Galaxy Buds 2 Pro:

    • Dla użytkowników Samsungów
    • Dla bardziej wymagających fanów muzyki

    Dla kogo nie są słuchawki Samsung Galaxy Buds 2 Pro:

    • Dla użytkowników iPhonów
    • Dla audiofili
    • Dla oszczędnych

    Alternatywy dla słuchawek Samsung Galaxy Buds 2 Pro:

    • Największych konkurentów wymieniłem we wstępie do tego tekstu